Temat o który będę dziś mówił brzmi: „Portret rycerza, szlachcica i dworzanina
w literaturze”. Jest to temat, który ściśle powiązany jest z tak zwanymi wzorcami osobowymi.
Są to „ideały”, które pokazywały jak człowiek w danej epoce powinien się zachowywać,
by odnosić jak największe korzyści z życia. Wzorce osobowe w różnych epokach wyglądały całkiem inaczej, pojawiały się, zmieniały a czasami i znikały. Wartości tych wzorców jednak przechodziły dalej i niektóre z nich możemy odczuć jeszcze nawet w dzisiejszych czasach.
Wzorcem osobowym najbardziej chyba przez wszystkich znanym jak i rozumianym jest wzorzec rycerza. Omówię go na podstawie Rolanda z „Pieśni o Rolandzie”. Cechy takiego rycerza – wielki, silny, piękny, dumny, nieugięty i cnotliwy. Jest to osoba, która umie posługiwać się wszelkiego rodzaju bronią, nosić najróżniejsze zbroje jak i umieć obronić się tarczą przed nadciągającym atakiem. Oprócz tego rycerz powinien posiadać jakąś damę swojego serca, dla której byłby w stanie pójść i zabić smoka (o ile takie w ogóle istniały) jak
i króla, dla którego mógłby walczyć i zapewnić mu bezpieczeństwo, oraz kodeks rycerski, którego by bezwarunkowo przestrzegać musiał. Tak można w skrócie opisać „ideał rycerza”, który wykształcił się w średniowieczu. A jak było naprawdę?
Hrabia Roland (bo tak się powinno o nim mówić) był jednym z nielicznych „indywidualistów”, który swoimi zasługami dla króla zdobył niemałą sławę. Tyle krain które on podbił przy boku Karola Wielkiego wystarczyły, żeby poganie słysząc imię „Roland” lub „Durendal” (od jego miecza, o tym później) zaczęli się poważnie zastanawiać czy stawanie
do walki przeciwko niemu ma jakikolwiek sens. W końcu człowiek który stoczył tyle bitw jest bardzo doświadczony, a to że jeszcze żyje świadczy o jego zdrowiu i sile. Można powiedzieć, iż sława którą zdobył była związana z zasadami kodeksu rycerskiego, którym się kierował, a w szczególności hasła „Bóg, honor, ojczyzna”. Bóg - ponieważ walczył
z poganami w imię chrześcijaństwa; ojczyzna – ponieważ służył królowi (a jak wiadomo
w tamtych czasach król był państwem czyli też ojczyzną); honor – którego nie splamił widząc bardzo przeważające siły wroga nadciągające by stoczyć z nim i jego ludźmi bitwę.
A jeżeli mowa o bitwie – teoretycznie jak każdy rycerz – czuł się jak ryba w wodzie. Jednak wyróżniał się swoimi zdolnościami przywódczymi, gdyż znał się na taktyce, a także umiał zmotywować swoich pobratańców do bardziej efektywnej walki na polu (a ta umiejętność się bardzo przydała zważając na to, iż przyszło mu w ostatniej walce zmierzyć się
z przeważającymi siłami wroga); jego umiejętności walki w ręcz kopią jak i siłę w walce mieczem są często opisywane (w końcu nie każdy ma tyle siły by rozbić np. hełm zrobiony ze złota i przeciąć człowieka w pół mieczem na koniu); a także wyróżniał się odwagą (wydając bitwę poganom) jak i według mnie - głupotą (gdyż nie wezwał posiłków).
Roland jak każdy idealny rycerz posiadał damę swojego serca – zwała się ona Oda. Jednak najdziwniejsze jest to, że w całym utworze nigdy o niej nie wspomina, nie ma także żadnych myśli żeby ją zdradzić. Możemy jednak wnioskować, iż bardzo się kochali (lub była to miłość nieodwzajemniona z jego strony) – świadczy o tym jedna scenka. Kiedy król Karol powrócił
z wyprawy wojennej i powiedział jej o tym co się stało z Rolandem (o jego heroicznej walce oraz śmierci) oraz obiecał jej innego, podobnie walecznego i mężnego rycerza
w rekompensacie (Ludwika), ona po prostu wyzionęła ducha. Możemy to interpretować
w sposób taki, iż darzyła go bezkresną miłością, a słysząc o jego śmierci nie widziała sensu dla swojego życia na tym świecie.
Oprócz wyżej wymienionych cech Roland - jak każdy wielki rycerz - posiadał również swój miecz, z którym się prawie nigdy nie rozstawał. Miecz ten nie był zwykłym mieczem, nie służył tylko do walki, oprócz niej, pełnił podwójną rolę – sentymentalną, gdyż był to podarunek od Karola Wielkiego jako znak iż Roland wstąpił do grona rycerskiego, nadane mu nawet zostało imię do którego się zwracał (Durendal) oraz w pewnym sensie „magiczną”. „Magiczną” ponieważ oprócz zwykłego długiego ostrza i rękojeści posiadał w swojej głowicy święte relikwie: ząb św. Piotra, strzęp sukni Matki Boskiej, krew św. Bazylego oraz włosy św. Dionizego – patrona Francji. Jeżeli ktoś wierzy w Boga i boską interwencję to może sobie tłumaczyć, iż te relikwie są przyczyną tak długiego żywota rycerza – w końcu Roland podczas walki tylniej straży z atakującymi poganami wybił dość dużą część atakujących, umierając jako ostatni z Francuzów (temu obrazowi towarzyszy idąca w najwyższym stopniu heroizacja – po rycerza przychodzi anioł i zabiera jego duszę do raju).
Należy także pamiętać o tym, że Roland nie był jedynym wielkim rycerzem. Byli też inni, lecz wszyscy (przynajmniej w tamtych realiach) zachowywali się jak bracia, a Karol Wielki traktował swoich rycerzy nawet jak swoje własne dzieci (on – ojciec, kraj – matka). Jeżeli pojawił się jakiś problem, to jeden rycerz powinien wspierać drugiego, tak jak w jednej wielkiej rodzinie. Jednak czasami nawet w rodzinie pojawiają się spory. Mogą one dotyczyć kobiety (jeżeli dwóch rycerzy zakochało się w jednej, lub ktoś inny obraził damę), króla (walka o jego względy i przychylność) czy też honor lub czyny z przeszłości. Większość tych konfliktów można było rozwiązać słownie (np. konflikt Rolanda i Ganelona, w którym ten drugi nakłania króla, żeby za „uraz” z przeszłości wysłał Rolanda jako dowódcę tylniej straży) albo czynami (walka Tierego z Pinablem).
Kolejny wzorzec osobowy uznawany przez ludzi w czasie renesansu to wzorzec dworzanina. Możemy o nim przeczytać w książce „Dworzanin Polski”, która była napisana przez Górnickiego na wzór „Dworzanina” wydanego we Włoszech. (w książce zostały wycięte dialogi które mogłyby zostać uznane za obraźliwe dla polskiego czytelnika, podmienione postacie na polskie odpowiedniki – wszystko po to by książka była bliższa Polakom).
Na samym wstępie warto wspomnieć, iż dworzanin w pojęciu polskim różni się znacząco
od dworzanina włoskiego. Dla przykładu, polski dworzanin nie umie grać na skrzypcach bądź piszczałkach (mało jest takich ludzi, którzy umieją), nie usługuje zamężnym kobietom, słabo orientuje się w sztuce (jeżeli nie ma „litteras”) oraz brzydzi się prośbami do świętych i chce „brać wszystko cieleśnie”. Jednak od reguły są jak zwykle wyjątki – a takim jest Biskup Maciejowski. On – można by powiedzieć człowiek idealny – wybudował sobie dwór na wzór włoskiego i przyjmuje do niego ludzi z całej Polski, by nauczać ich swoich cnot. Ten, kto podpatrzył choć jedną z nich i uda mu się ją naśladować zazwyczaj kończył bardzo wysoko w hierarchii urzędniczej czy podobnych instytucjach.
Maciejowski był za tym, żeby rozwijać polskie społeczeństwo. Gdy podczas jednego ze spotkań ze swoimi „domownikami” (których traktował jak braci i synów) ktoś zaproponował, by dla „zabicia czasu” pograć w karty on się oburzył i powiedział, że ta gra „uwstecznia”. Zaproponował młodym dworzanom by wymyślili jakąś grę umysłową, którą można by bez przeszkód propagować na innych dworkach. W tych „wymysłach” możemy się dopatrzyć czym cechowali się tamtejsi dworzanie.
Pan Kostka zaproponował grę, która polegałaby na tym, iż każdy by powiedział jedną cnotę dworzanina, która warto by naśladować oraz wadę, którą trzeba tępić. Derśnik, jako że uważa że świat jest „chory” proponuje natomiast stworzenie „królestw” dla każdej z chorób
i umieszczanie tam ludzi. Chorobom według niego jest np. chciwość, marnotrawność, gniew. Na koniec swojej wypowiedzi zadaje pytanie, gdzie kto by chciał mieszkać... Możemy się tutaj doszukać świadomości przynajmniej niektórych ludzi z tamtych czasów, że posiadają zalety jak i wady, które można [przy odrobinie wysiłku] zmienić. Jednak te pomysły gier nie spotkały się ze zbytnią aprobatom obecnych, jak również gry Wapowskiego i Myszkowskiego
z których możemy wywnioskować dość negatywny stosunek do kobiet (w końcu dlaczego naumyślnie miałoby się kobietę złościć?).
Gra, która została zaakceptowana była pomysłu Bojanowskiego – polegała ona na tym, iż ktoś miał opisać „doskonałego dworzanina” i rozpowiedzieć o nim na innych dworach, by ludzie wiedzieli kim są naprawdę (prawdziwymi dworzanami czy tylko udającym).
Odpowiadać na to pytanie miał pan Kryski (ponieważ podpadł w przeszłości). Ideał dworzanina według niego to człowiek, który posiada wiele cech zewnętrznych jak i wewnętrznych. Przede wszystkim musi taki dworzanin pochodzić z domu szlacheckiego. Szlachectwo według niego to podstawa, ponieważ każdy kto jest szlachcicem i nie idzie w ślady swoich przodków, tylko zejdzie z „dobrej drogi” plami imię swojego domu jak i rodziny, a co za tym idzie traci swój majątek. Oprócz tego musi być jednym z jak to określił „fortunnych”. Znaczy to, iż nie powinien mieć tylko wielkiego rozumu, urodę, jak i piękną twarz oraz być udatnym, ale posiadać to „coś” co by się ludziom podobało i przyciągało ich do niego. Jako profesje życiową powinien sobie taki dworzanin wybrać „profesje rycerska”. Nie ma być od razu hetmanem dla wojska, bo przecież nie o to chodzi, lecz małym rycerzem o wielkim sercu (w końcu podczas wojny to się także bardzo liczy). A jeżeli już mowa o rycerzu – pojawia się tutaj motyw ze średniowiecza – idealny rycerz. Powinien umieć posługiwać się prawie każdą bronią, umieć obronić się w każdych warunkach, wiedzieć co to jest fortel i jak nie dać się zmylić przeciwnikowi. Oprócz tego dochodzą takie umiejętności jak jazda konno, łucznictwo, oraz pływanie, skakanie, „ciskanie kamieniami” – to się ludziom podoba. Cnota powinna być zapłatą samą w sobie – inaczej człowiek robi to co robi, ale jego serce tego nie chce. Oczywiście jak każdy, nawet idealny dworzanin może sobie pozwolić na małe „chwalenie się” tym co zrobił, ale bez przesady. Jedną z najważniejszych nawyków które powinien mieć taki dworzan to chodzenie na „polowania” – jest to rzecz prawie pańska, wiec przystoi i dworzanom. Tak wygląda obraz dworzanina według pana Kryskiego. Według mnie osobą która spełnia przynajmniej w części spełnia te „wymagania” jest Biskup Maciejowski.
Lecz po kilku wiekach waleczne rycerstwo i dworzanie przeszli swoistego rodzaju
ewolucję – czas zmienił potomków dawniej walecznych rycerzy w szlachciców. Jest to kolejny wzorzec osobowy. W polskim wydaniu możemy mówić o tak zwanych „Sarmatach”. Byli to ludzie, którzy uważali siebie za synów legendarnych rycerzy o których pisali słowiańscy średniowieczni kronikarze. Polscy Sarmaci uważali, że ich przodkowie odnosili zwycięskie boje w starciach z wojskami Aleksandra Wielkiego oraz Juliusza Cezara, lecz to co stało się legendą z punktu widzenia nowożytnej nauki jest dowodem nieuctwa.
Ideał Sarmaty to: szlachcic, człowiek prawy, uczciwy, dobroduszny, odważny, cechujący się dużym patriotyzmem. Taki ktoś umie dbać o równość wewnętrzną stanu, być chrześcijaninem. Nie musi być humanistą, lecz musi dbać o wolności szlacheckie i mówić
o szkolnictwie. To oczywiście jest „ideał” Sarmaty, a jak było naprawdę?
Najbardziej widoczne jest to w „Pamiętnikach” Jana Chryzostoma Paska. Z założenia
w pamiętniku opisane są jego „czyny” i „zwycięskie boje”, wychwalające jego osobę, pokazując jak on heroicznie potrafi się zachowywać.
" Po wszytek czas mojej służby w jego dywizji nie uciekałem , tylko raz , a goniłem , mógłby razy tysiącami rachować."
Jednak jeżeli się bliżej przyjrzymy treściom jego pamiętnika możemy dostrzec dość duże uchylenia od heroicznej postawy niezwyciężonego żołnierza – Sarmaty, który dla ratowania ojczyzny po „prośbach” króla „ruszył z konsystencji” (miejsce spoczynku wojska) tam, gdzie był potrzebny.
W fragmencie „Pamiętników” - „W obozie” możemy się dowiedzieć, jak naprawdę wyglądało życie prawdziwego Sarmaty. Po rozbiciu obozu została zorganizowana uczta. Uczta a raczej popijawa, ponieważ jak to sam Pasek ujął:
„panowie Nauczyńscy pili u brata swego ciotecznego [...] mnie też tam był zaprosił [...]”.
Teoretycznie prawie każda uczta z tamtych czasów kończyła się tak samo. O każdy obecnym na niej, który nie pił można by powiedzieć, że nie jest Sarmatą. W końcu „rzeczą sarmacką jest picie”. Po tym, jak całe towarzystwo się upiło następował zazwyczaj punkt kulminacyjny uczty – bójka. Tak było i tym razem, gdy pan Jasiński próbował prowokować Paska do bójki. Lecz Pasek, jako „żołnierz idealny” (bo takie ma mniemanie o sobie – możemy to wywnioskować z tekstu) odmówił. Jednak na nic się ta odmowa zdała, skoro chwile później po kolejnej prowokacji (przeprowadzonej przez jednego z braci Nauczyńskich) wyjął szable
i zaczął się pojedynkować. Wygrał niby z pomocą Bożą (o tym za chwile), lecz później przyszło mu stoczyć kilka innych potyczek (razem w sumie 18 jednej nocy), z której wyszedł obronną ręką. Warto jednak zwrócić uwagę na pewne wydarzenie podczas walk, które również świadczy o cechach charakteru całej szlachty z tego okresu. Pasek miał się pojedynkować z panem Jasińskim (gospodarzem uczty). Mieli jednak pojedynkować się poza obozem, a żeby dojść do odpowiedniego miejsca trzeba było przejść przez rzeczkę. Pasek poszedł pierwszy i będąc na kładce został podstępnie uderzony szablą w tył głowy. Czy w przeszłości wielcy rycerze, którzy wyzwali się na pojedynek coś takiego by zrobili? Nie sądzę. Po tym wydarzeniu doszło do kolejnej walki (tym razem Pasek wygrał). Lecz czy idealny żołnierz tamtych czasów sam wymierza karę swoim wrogom bez żadnego sądu, jak to zrobił Pasek dając pięćdziesiąt razy w twarz Jasińskiemu z płazy?
Kolejną sprawą które rani idealny wizerunek Sarmaty jest wiara w przesądy. Czy to, że jakiś ptak przyleci komuś pod dom i założy gniazdo, po czym wychowa młode i odleci razem
z nimi świadczy o tym, że na właściciela spadnie wielkie szczęście? Wszyscy tak ten znak odebrali, lecz na Paska zamiast szczęście spadło nieszczęście (ponieważ musiał się pojedynkować). Oprócz tego także godne pożałowania jest mieszanie Boga w tamtych czasach do spraw błahych w życiu codziennym
„Mnie zaś P. Bóg w ten dzień w oczywistej swojej miał protekcyjej, kiedy mnie zachował od szwanku, z trzema mężami pojedynkując”
Przecież Pasek był równie winny pojedynkowi co inni, którzy brali w nim udział, ponieważ mógłby w myśl zasady „lepiej zapobiegać niż leczyć” nie pojawić się chociażby na uczcie lub nie spożywać takiej ilości alkoholu.
Warto jeszcze zwrócić uwagę na rzecz jedną – język, którym posługuje się autor. Oprócz języka odpowiedniego dla danych czasów w książce możemy znaleźć różnego rodzaju słowa zaczerpnięte z innego języka (np. francuskiego, niemieckiego czy łacińskiego) co miało zapewne świadczyć o wykształceniu Paska. Jednak są to tylko słowa i o niczym one nie świadczą.
Na przestrzeni wieków (jak to już wcześniej wspomniałem) wzorce osobowe ulegały zmianie. Z walecznego rycerza, którego dewizą było „czyny mówią głośniej niż słowa” powstał dworzanin. Dworzanin miał określone zalety (jeżeli mówimy o tym idealnym), był mężny, umiał wiele rzeczy, ale jego działania bardziej były ukierunkowane w stronę nauki. Oczywiście były wyjątki, które nie podzielały tych zainteresowań. Z nich właśnie postała szlachta – w Polsce zwana Sarmatami. Odeszli oni prawie całkowicie od ideału rycerza, nie przestrzegali kodeksu rycerskiego. Porzucenie nauki odcinało ich od przodków (dworzan), którzy tworzyli złudzenia dotyczące ich wykształcenia i kultury.
Oczywiście żaden z tych ideałów nigdy nie był do końca „prawdziwym ideałem”. Jak wiemy, medal ma dwie strony. Na przykład Roland, był mężny, waleczny, nie poddał się wrogowi, nie zhańbił siebie, ale z drugiej strony żeby to osiągnąć poświęcił życie około 20 tysięcy francuskich braci! A dworzanie podobnie jak Sarmaci mówili o sobie, że są patriotami, ale nic nie robili, by poprawić sytuację w państwie, kosztem samych siebie... A poświęcenie samego siebie, w tym wypadku ciężkiej pracy na rzecz ojczyzny i porzucenie własnych „przywilejów” jest przynajmniej według mnie najwyższą oznaką ideału, który warto naśladować...