Stefan Żeromski należy do najwybitniejszych twórców epoki literackiej zwanej Młodą Polską. Jego sztandarowym dziełem są „Ludzie bezdomni”. Utwór ten odczytywano jako protest przeciw niedoli ubogich warstw społecznych. Szczególną rolę w reformowaniu świata autor przypisywał inteligencji-w naszym przypadku lekarzom. Jak oni zapatrywali się na swoje obowiązki i jak się z nich wywiązywali? Na to pytanie spróbuję teraz odpowiedzieć.
Zasady etyki lekarskiej dr Tomasza Judyma odnajdujemy w przemówieniu, jakie wygłosił wobec kolegów lekarzy zebranych w salonie dr Czernisza. Na tymże zebraniu Judym trafił na zdecydowany opór konserwatywnych środowisk lekarskich. Przykładem tego jest reakcja dr Kaleckiego i dr Płowicza. Otóż właśnie w ich wywodach odnajdujemy elementy kodeksu etycznego lekarzy warszawskich.
Tomasz Judym „[...] ubolewał nad dolą parobków, żydostwa itd.”. Miał rację. Otóż życie w warszawskich slumsach urągało wszelkim wyobrażeniom godnej egzystencji. Na ulicach zalegał brud, zaś jej środkiem płynął cuchnący rynsztok. W tumanach kurzu, na podwórzach obskurnych kamienic bawiły się dzieci. Taki był obraz robotniczych dzielnic Warszawy- Powiśla i Powązek. Naturalnie nasuwa się pytanie czy są osoby, które mogłyby owym ludziom pomóc, leczyć ich. Z wypowiedzi dr Kaleckiego wynika „[...] że to nie są rzeczy lekarza”. Najważniejszym, a zarazem najbardziej zrozumiałym posunięciem byłoby prowadzenie bezpłatnej, szeroko pojętej profilaktyki. Zadanie to jednak według lekarzy spełniają „wystawy higieniczne”, „towarzystwa przeciwżebracze” i szereg innych filantropijnych instytucji. Lekarze zaś powinni zajmować się jedynie leczeniem chorych. Należy wspomnieć również o bierności lekarzy wobec dyrektorów fabryk i zakładów, którzy to nie stwarzali warunków dla stosunkowo zdrowej i znośnej pracy. Właśnie w tym aspekcie lekarze mieliby duże pole do popisu gdyż wystarczyłoby, chociaż częściowe uświadamianie pracowników i ich chlebodawców o szkodliwości pracy a co za tym idzie o zapobieganiu jej najbardziej uciążliwych skutków. Przestrzeganie podstawowych zasad higieny pozwoliłoby uniknąć wielu chorób, zaraz. Niestety również tutaj lekarze nie podjęli żadnych znaczących starań w celu polepszenia bytu, najuboższych.
Według dr Płowicza „świat jest to chytry przemysłowiec, który nie myśli wcale pieniędzy zebranych wydać w tym celu, ażeby biedny pracownik mógł sobie lepiej a wygodniej przepędzać życie”. Czytając to zdanie, można pomyśleć, że lekarze naprawdę nie mają środków ani możliwości, aby wpływać na poprawę warunków socjalnych „motłochu”. Nic bardziej mylnego! Uważają, że od poprawy standardu życia, najbiedniejszych są organizacje dobroczynne. Owszem doktorzy leczą biedaków, niektórzy czynią to nawet za darmo, ale cóż z tego, jeżeli po kuracji pacjent wraca do pracy gdzie znów zaczyna chorować. Lekarze nie zabiegają, nie walczą o dobro pacjenta. Są, więc leniwi, lekkomyślni a może pozbawieni uczuć? Otóż nie. Oni po prostu służą „mamonie”.
Zaspokajają własne potrzeby – przede wszystkim finansowe. Pragną „dorobić się” nie bacząc przy tym na koszty. Czy to znaczy, że okradają i tak już biednych robotników? Niezupełnie. Lekarze warszawscy to „lekarzy ludzi bogatych”. Mają oni grono swoich pacjentów, którzy zazwyczaj tworzą zamożną elitę Warszawy. Czy można im to poczytywać jako zarzut? Przecież wielu z nich ma „[...] do okrycia i wykarmienia” nie tylko siebie, ale „[...] także osoby drogiej kobiety i dziecka”. Nie jest to, więc przywarą stanu lekarskiego, ale tylko do momentu, gdy patrząc na życie przez pryzmat pieniędzy nie zauważają potrzeb ogromnej rzeszy ludzi żyjących w skrajnym ubóstwie.
Stefan Żeromski przedstawił lekarzy będących uosobieniem inteligencji dziewiętnastowiecznej Warszawy jako egoistów traktujących swój zawód jedynie jako źródło zarobków, drogę do kariery, do wysokiej pozycji społecznej. Głusi na jakiekolwiek głosy krytyki lekarze wybrali oportunizm, przez co stali się niezdolni do reformowania świata, w tym i znajdującej się pod zaborami Polski.