Kiedy myślę o mojej przyszłości bardzo boje się, ze kiedyś nastąpi koniec świata. Wiem, że to może nastąpić w każdej chwili, a my ludzie żyjący na Ziemi, ciągle zabiegani i zajęci rzeczywistością nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Ostatnio dużo o tym czytałam. Moja koleżanka opowiedziała mi o pewnej wróżbie, która mówi, że gdy następcą Jana Pawła II zostanie kardynał z Ameryki Łacińskiej bądź Afryki, świat ulegnie zagładzie. Nie wyobrażam sobie życia poza ludzką planetą. Często myślałam o tym, co dzieje się po śmierci. Oczami wyobraźni stawałam na pięknej łące, widziałam tam moich bliskich, którzy odeszli dawno temu. Panował spokój, szczęście i ogólna radość. Koniec świata ma się zacząć wg Biblii 22.12.2005r. Mają być straszne: huragany, tsunami i powodzie. Polska podobno wyjdzie z tego obronną ręką i będzie jako jedyne państwo chroniona przez Miłosierdzie Boże.
Ja nie wiem jak może wyglądać nasz koniec. Być może stanie się to nagle, jak machnięcie czarodziejskiej różdżki, rzucenie czaru, który zamknie ludzką rzeczywistość. Dopuszczam myśl, że tak jak mówi Biblia, kataklizmy, klęski żywiołowe, zniszczą Ziemię, zabiją miliony ludzi. Boję się tego. Kataklizm w Azji to jedynie zwiastun nieszczęść, jakie czekają ludzkość w najbliższych miesiącach. Katastroficznych prognoz nie szczędzą astrolodzy i wróżbici - w tym roku umrze papież, dojdzie do awarii elektrowni atomowej i groźnych wybuchów wulkanów, wybuchnie III wojna światowa.. Być może część z tych informacji jest kłamstwem, bo do zapowiadanej na ten rok III wojny światowej miało dojść już kilka razy, ale mimo to czuję się niepewnie.
Bardzo cieszę się jednak, że mam rodzinę. Wiem, że zawsze będziemy razem i każdy sobie pomoże. To dodaje mi otuchy.