Był piękny, styczniowy wieczór. Emerytowany agent specjalny, Mikołaj Święty, odpoczywał właśnie po pracowitych dniach rozdawania prezentów. Siedział w swoim salonie podziwiając wspaniały krajobraz: zachodzące za pokrytymi śniegiem wzgórzami słońce. Akurat sięgał po fajkę, aby do końca rozkoszować się tym zapierającym dech w piersiach widokiem, kiedy usłyszał dźwięk dzwonka do drzwi. Zdziwił się niezmiernie, gdyż nie spodziewał się tego dnia żadnych gości. Nie wydawało mu się też, żeby kiedykolwiek montował w swoim domu dzwonek do drzwi. Poszedł jednak sprawdzić, cóż za przybysz dotarł aż na Biegun Północny (Mikołaj bowiem już od najmłodszych lat przejawiał duże zamiłowanie do zimnych miejsc, a także do: lodów czekoladowych, śniegu, lodów waniliowych, miętowych gum oraz takich że cukierków, lodów truskawkowych itp.). Święty wstał właśnie z fotela, podciągnął spodnie, podbiegł do drzwi, otworzył je i…
Ale może powiedzmy trochę o samym Mikołaju. Jak już wcześniej było wspomniane, Mikołaj jest emerytowanym agentem specjalnym. I to nie zwykłym, szarym człowieczkiem, ale kimś na miarę słynnego Jamesa Bonda! Mikołaj był niegdyś międzynarodowym łapaczem złoczyńców, którzy na sam dźwięk jego imienia trzęśli ze strachu portkami. Jednak lata mijały, Mikołaj tracił swoją zręczność i zwinność (głównie z powodu zbytniego uwielbienia dla lodów) tak, że jego przełożony, generał Burak, musiał skierować go na emeryturę. Niestety Mikołaj nadal pełen był młodzieńczego entuzjazmu, co było przyczyną wielu kłopotów (ale o tym może innym razem). Znaleziono mu więc inne zajęcie (niezbyt trudne, ponieważ Mikołaj cierpi na podwyższony cholesterol). I tak już od kilku lat Mikołaj nadzoruje departament WŚDP, czyli Wielkiego Świątecznego Dostarczania Prezentów. Przez cały rok produkuje dla grzecznych dzieci zabawki, które później, przy pomocy innych agentów (zwanych powszechnie chochlikami), rozdaje w Wigilię Bożego Narodzenia. Głównie z tego powodu doczekał się wielu fanów (nie tylko wśród dzieci) na całym świecie.
No dobrze, wróćmy jednak do tego, co przydarzyło się naszemu bohaterowi. Jak już autor napisał, Mikołaj wstał z fotela, podciągnął spodnie, podbiegł do drzwi, otworzył je i… nikogo za nimi nie zobaczył. Nasz Święty zaczął zastanawiać się nad tą dość dziwną sprawą i doszedł do wniosku, że musiał się przesłyszeć (co było bardzo prawdopodobne, bo ostatnio sędziwy wiek dawał mu się ostro we znaki, m.in. bólem pleców, stawów czy mięśni. Z tego typu dolegliwościami autor radzi naszemu bohaterowi jak najszybciej udać się do najbliższego lekarza.). Mikołaj wrócił do salonu, usiadł w swoim ulubionym fotelu, założył okulary i zaczął uważnie przeglądać program telewizyjny. Nagle nasz emeryt krzyknął tak głośno, że ze strachu autor aż zerwał się na równe nogi i uciekł do łazienki. Okazało się, że Mikołaj dokonał strasznego odkrycia: zapomniał obejrzeć 2125 odcinka swojego ulubionego serialu. Tak był tym faktem zasmucony, że poszedł do kuchni (a konkretniej do lodówki) po kubełek swoich ulubionych lodów czekoladowych. Właśnie szukał wśród sztućców specjalnej łyżeczki do lodów, kiedy usłyszał głośny śmiech, dochodzący z salonu. Mikołaj zamarł w bezruchu. Poczuł dreszcz emocji, jakiego nie czuł od czasu, kiedy uganiał się za złoczyńcami. Tym razem się nie przesłyszał: wyraźnie usłyszał kobiecy śmiech. Nie mogło być to radio lub telewizor, gdyż ich nie włączał. Nasz drogi Święty wziął do ręki nóż i na palcach zaczął skradać się do salonu. Przestraszył się nie na żarty, kiedy spostrzegł, że światło w salonie jest zgaszone. Teraz napastnik mógł być wszędzie.
Autor pragnie przerwać, gdyż wszyscy z napięciem śledzimy bieg wydarzeń, ale nie wiemy, gdzie właściwie się one dzieją. Otóż jesteśmy teraz w domku Mikołaja Świętego, na Biegunie Północnym, wbrew opinii publicznej nie w Laponii (tam mieszka brat – bliźniak Mikołaja, Nikołaj, bardzo często z naszym agentem mylony). W domku Mikołaja jest salon z ogromnym telewizorem, sypialnia z wielkim, wygodnym łóżkiem, pokój gościnny dla przyjaciół Mikołaja, obszerna kuchnia z najważniejszym sprzętem w domu (a mianowicie lodówką) oraz dwie łazienki. Mikołaj mieszka tu od nieco ponad 80 lat razem ze swoją żoną, która akurat wyjechała w odwiedziny do swojej kuzynki. Nasz bohater nie przepada za rodziną żony, dlatego wolał z nią nie wyjeżdżać (co autor całkowicie rozumie, bo sam nie cierpi tego typu rodzinnych zjazdów).
Ale wróćmy do mrożących krew w żyłach przygód Mikołaja (które w tym momencie dzieją się w salonie). Mikołaj uzbrojony jest jedynie w nóż, a napastnik może być naprawdę wszędzie: na fotelu, w szafie, pod kanapą, na suficie... Jednak nasz emerytowany agent tajnego wywiadu, niegdyś międzynarodowy łapacz złoczyńców, a teraz szef departamentu WŚDP (Wielkiego Świątecznego Dostarczania Prezentów) nie stracił zimnej krwi i dzielnie wszedł do salonu. Rozejrzał się ostrożnie i wtedy... światło się zapaliło. Cały pokój ozdobiony był balonami i serpentynami. Naprzeciwko zdziwionego Mikołaja stała jego żona, pani Mikołajowa, a wokół niej cała rodzina i wszyscy przyjaciele Mikołaja: jego brat Nikołaj, ciocia Jadzia, wujek Antoni, kuzynka Genowefa, bratanek Rudolf i cała reszta. Wszyscy byli uśmiechnięci od ucha do ucha. Każdy z nich trzymał w ręku kolorową paczuszkę.
Mikołaj był całkiem zdezorientowany, zupełnie nie wiedział o co chodzi. Czyżby zapomniał o jakiejś ważnej uroczystości? Wtedy do salonu wjechał ogromny tort i wszyscy zaśpiewali głośno „sto lat”. Dopiero wtedy Mikołaj przypomniał sobie, że zapomniał o własnych urodzinach. Na szczęście jego przyjaciele nie mieli takiej sklerozy i zorganizowali mu wspaniałe urodzinowe przyjęcie z pysznym (lodowym) tortem i wymarzonymi prezentami, m.in. gumową kaczką, pluszowym misiem oraz gigantyczną, 30-litrową butelką coca-coli (którą Mikołaj zgodził się jakiś czas temu reklamować). Autorowi udało się również ustalić, że to pani Mikołajowa dzwoniła do drzwi, żeby wywołać naszego bohatera z domu, aby wszyscy goście mogli niepostrzeżenie wemknąć się przez piwnicę do przedpokoju i dalej, do sypialni.
W ten sposób Mikołaj Święty, którego wszyscy doskonale znamy, obchodził swoje 111 urodziny i nie zostawił nam ani jednego kawałka tortu, czym autor jest głęboko wzburzony. Jednak wybacza naszemu Świętemu, gdyż jeśli tego nie zrobi, nie dostanie w tym roku żadnego prezentu na Gwiazdkę, czego bardzo by nie chciał.
Nasz stary znajomy, Mikołaj Święty, emerytowany agent specjalny, niegdyś międzynarodowy łapacz złoczyńców, a obecnie szef departamentu WŚDP (Wielkiego Świątecznego Dostarczania Prezentów) wyjechał właśnie na kolejną tajną misję. Święty nie powiedział autorowi na czym miałaby takowa misja polegać, ale pozwolił sobie towarzyszyć, co autor bez namysłu wykorzystał.
Mikołaj przygotowywał się do tego wyjazdu (bo jak się okazało była to robota za granicą) dość długo, dlatego autor zdążył przejrzeć