07.06. - 6 rok tułaczki
Zbliżała się ciemna noc. Nasz dzielny statek gnany wiatrem, szybko zbliżał się do wyspy Syren. Nagle wiatr ustał, jakieś bóstwo uśpiło fale. Towarzysze zaczęli zwijać żagle i składać je na dnie okrętu, po czym wrócili do wioseł. A w tym czasie wielki krąg wosku pociąłem spiżem na drobne kawałki i zgniotłem w dłoni.. Wosk szybko zmiękł. Wszystkim po kolei towarzyszom zalepiłem oczy. Oni zaś związali mi ręce i nogi, i przymocowali mnie do masztu, sami zaś siedząc przy wiosłach bili w siwe morze. Jechaliśmy żwawo i przepłynęliśmy duży odcinek. Już nie uszedł Syrenom nasz szybki okręt, który nieubłaganie zbliżał się i wtedy podniosły dzwonny śpiew Syreny:
- Chodź do nas, sławiony Odyssie, wielka chwało Achajów. Zatrzymaj statek abyś mógł słuchać naszego głosu. Nikt bowiem tu nie przepłynie na czarnym okręcie, póki z naszych ust nie posłyszy słodkiej pieśni. A kto się nią nacieszy, odjeżdża mądrzejszy, bo wszystko wiemy.
Tak mówiły snując przecudny śpiew, a moje serce pragnęło słuchać. Ruchem brwi kazałem towarzyszom by mnie odwiązali, lecz oni, pochyleni całym ciałem wiosłowali. Wstał tylko Erimides i Euryloch i w gęstsze sznury jeszcze mocniej mnie związali. A kiedy okręt przepłynął (już nie było słychać śpiewu ani głosu syren), moi wierni towarzysze wydobyli wosk, którym zalepiłem im uszy, a mnie uwolnili z więzów.
I tak zakończyła się zapierająca dech w piersiach przygoda z Syrenami. To jednak tylko ułamek mojej tułaczki. I niestety, to jeszcze nie koniec...