Kultura i literatura grecka głównie kojarzy się z Atenami. Właśnie tam, w V i IV w. p.n.e., nastąpił rozwój filozofii, niezwykłą harmonię osiągnęła rzeźba i architektura, powstały największe dokonania dramatu i teatru, zrealizował się nieosiągalny później ideał ustroju społecznego- demokracja ateńska. Był to tzw. „złoty wiek” ludzkości.
Wtedy też rozwinęła się retoryka, czyli sztuka pięknego, logicznego mówienia oraz wyrażania uczuć. Wchodziła ona w skład podstawowego wykształcenia humanisty. Za jej ojca uznano Isokratesa, a rozwijali ją m.in. Arystoteles, Gorgiasz czy sofiści. W Rzymie był to Cyceron, Kwintylian i Tacyt. Najsłynniejszym zaś mówcą greckim był nie kto inny jak Demostenes- polityk i zażarty przeciwnik macedońskiej dominacji w świecie greckim. Wywodził się z zamożnego rodu, ale został sierotą w dzieciństwie. Cierpiał w młodości niedostatek, gdyż opiekunowie chłopca pozbawili go majątku. Aby zarobić na życie został logografem, czyli osobą piszącą mowy dla stron stających przed sądem. Mowy te zyskały sobie takie uznanie, że Demostenes w bardzo krótkim czasie zdobył sporą klientelę. W trzydziestym roku życia porzucił zawód logografa i poświęcił się całkowicie działalności politycznej. Od 351 r.p.n.e. Demostenes całą potęgę swej wymowy zwrócił przeciwko Filipowi Macedońskiemu, uważając go za największego wroga swobód greckich. Mowy przeciw Filipowi, „Filipiki”, przyniosły Demostenesowi wielką sławę. W 338 r.p.n.e. Demostenes zawarł przymierze z Tebami, lecz bitwa z Filipem pod Cheroneą skończyła się straszną klęską sojuszników, w wyniku której prawie cała Grecja została podporządkowana Macedonii. Demostenes, który brał udział w bitwie, nie potrafił obronić ojczyzny orężem, tak jak jej bronił wymową i uciekł wraz z innymi Ateńczykami z pola bitwy. Zaufania współobywateli jednak nie stracił.
Wręcz przeciwnie, gdyż w 336 r.p.n.e. Ktezyfon- polityk orientacji demokratycznej- wystąpił z wnioskiem o publiczne wyróżnienie Demostenesa złotym wieńcem, najwyższą odznaką honorową tej epoki. Ktezyfon w ten sposób chciał zaznaczyć, że ofiarność w służbie politycznej i zasługi dla państwa w wykonaniu Demostenesa zostały zauważone przez jego rodaków. Uroczystość miała odbyć się w czasie Wielkich Dionizjów, podczas wystawiania tragedii na scenie. Nastąpił jednak gwałtowny sprzeciw stronnictwa promacedońskiego z Aischinesem na czele. Opierając się na podstawach prawnych uznali oni wniosek Ktezyfonta za nielegalny. Prawo zakazywało nagradzania urzędnika, podczas gdy ten sprawował swoją funkcję, a Demostenes był przecież zawiadowcą funduszu widowiskowego oraz kierownikiem komisji do spraw naprawy murów. Prawo zakazywało również przyznawania wyróżnień w teatrze podczas Dionizjów, a tego właśnie chciano się dopuścić. Wreszcie prawo zakazywało wprowadzania uchwał podjętych na podstawie fałszywych twierdzeń. Uznano, że wniosek Ktezyfonta opiera się na twierdzeniu o rzekomych zasługach Demostenesa dla państwa, które jest niezgodne z prawdą.
Obrony Ktezyfonta podjął się Demostenes. Sprawa uległa zwłoce do 330r.p.n.e.. Dopiero wtedy doszło do rozprawy, która zresztą była bardzo oczekiwana przez cała grecką opinię publiczną. Była to prawdziwa sensacja roku. Trzeba przyznać, że proces od samego początku miał wybitnie polityczny charakter. Aischines poddał politykę Demostenesa surowej krytyce i zarzucił, że doprowadziła ona państwo do klęski i ruiny. Demostenes nie był dłużny Aischinesowi i niejako w odpowiedzi na zarzuty napisał mowę „O wieńcu”.
Mowa ta była nie tylko sądową obroną, ale też mową polityczną. Demostenes ustanowił w niej Aischinesa głównym oskarżonym, zrzucając na niego odpowiedzialność za wiele akcji politycznych i ujawniając jego szkodliwą działalność na rzecz państwa.
Demostenes rozpoczął swoją mowę od próśb do bogów i bogiń o to, aby znalazł wśród Ateńczyków życzliwość, jaką on sam okazuje im i państwu. Uważa, że tak naprawdę cały ten proces bardziej godzi w niego niż w Ktezyfonta i dlatego chce mu poświęcić szczególną uwagę. Jednocześnie prosi o bezstronne wysłuchanie swej obrony na postawione mu zarzuty. Chce, aby proces rozstrzygnięto w taki sposób, aby odpowiadał nie tylko godności i dobrej sławie państwa, ale również sumieniu i bogobojności każdego z sędziów. Demostenes wielokrotnie podkreśla, że pochodzi z lepszego rodu aniżeli Aischines, a wszystko to, co powiedział o nim Aischines jest wierutnym kłamstwem. Usprawiedliwia to temu, że jego przeciwnik kieruje się osobistą wrogością i dlatego ucieka się do wyzwisk, zniesławienia i oszczerstw. Głośno zastanawia się, dlaczego Aischines skoro zauważył jego wykroczenia, nie pociągnął go do odpowiedzialności sądowej, aby poniósł karę. Zaraz jednak znajduje odpowiedź na postawione pytanie- po prostu w ten sposób dowiódłby zgodności oskarżenia ze swym postępowaniem. Demostenes podejmuje się rozpatrzenia każdego zarzutu z osobna. W tym celu przypomina sytuację polityczną, która miała wtedy miejsce, aby można było ocenić każde wydarzenie w świetle aktualnych w tamtym czasie okoliczności.
Zaczyna więc od wojny fokejskiej, od razu zaznaczając, że nie wybuchła ona z jego winy. Mówi o Ateńczykach, że byli oni skłonni ocalić Fokejczyków, tym bardziej, że łączyło ich przymierze. Cały Peloponez podzieliły spory, zapanowała powszechna niezgoda. To wszystko spostrzegł Filip, który wykorzystał sytuację i zaczął podburzać jednych przeciw drugim. Kiedy było jasne, że Tebańczycy będą zmuszeni szukać pomocy u Ateńczyków, Filip ofiarował Ateńczykom pokój, a Tebańczykom pomoc. W ten sposób jednocześnie nie dopuścił do tego, aby Tebańczycy prosili o pomoc Ateńczyków, ani do porozumienia się obydwu państw. Pokój więc zawarto, ale nie z winy Demostenesa, co zarzucał mu Aischines. W negocjacjach pokojowych uczestniczyli nieuczciwi i sprzedajni politycy, co doprowadziło do niepomyślnej sytuacji w państwie. Demostenes wypomina Aischinesowi, że nie wystąpił przeciw niemu dla uzasadnienia zarzutów, które teraz kieruje w jego stronę. Demostenes w czasie zawierania pokoju był członkiem Rady i postawił wniosek, aby posłowie udali się tam, gdzie przebywał Filip i odebrali od niego przysięgę, która zatwierdzała podpisanie pokoju. Posłowie nie byli jednak chętni, aby postąpić w myśl wniosku. Filipowi zależało, aby odwlec czas przysięgi, gdyż wykorzystywał ten okres na podbijanie posiadłości. Demostenes ubolewa, że Aischines nie wspomniał o tym wniosku, podczas gdy miał on w tym na celu tylko i wyłącznie dobro kraju. Posłowie postąpili wbrew wnioskowi wielkiego mówcy i to oni ponoszą winę za zdobycie przez Filipa Tracji. Przekupstwo Filipa spowodowało, że powrót Ateńczyków z Macedonii uległ zwłoce aż do ukończenia przez niego przygotowań do wielkiej wyprawy przeciw Fokidzie. Filip nie chciał, aby Ateńczycy zamknęli mu przejście przez wąwóz, płynąc statkami wzdłuż wybrzeża do Termopil. Aischines wystąpił z oszukańczą mową, w której twierdził, że wyprawa Filipa nie powinna budzić zaniepokojenia, gdyż już za parę dni dowiedzą się, że został przyjacielem tych, do których przybył jako wróg. Fokida jednak została doszczętnie zniszczona, a sami Ateńczycy oczekiwali teraz najazdu macedońskiego, więc rozpoczęła się wielka ucieczka z całym dobytkiem. Do tego zostali oni powołani do udziału w wojnie skierowanej przeciw Fokidzie, a gdy odmówili, narazili się zwłaszcza Tebańczykom i Tessalom. Ci zaś w Filipie widzieli swego zbawcę i wielkiego przyjaciela. Wielu obywateli miast helleńskich, korzystając z pokoju zapewniającego ochronę, pospieszyła do Macedonii. Wśród nich był też Aischines. Wszyscy oni przeszli na żołd Filipa. Demostenes zaznacza, że wszędzie tam, gdzie udawał się w poselstwie ostrzegał przed działaniem Filipa. „Państwa helleńskie toczyła już zła choroba: żądni wzbogacenia się politycy brali łapówki za swą publiczną działalność, ogół zaś prostych ludzi albo nie umiał przewidzieć politycznych skutków, albo też pogrążał się w wygodach i urokach codziennego życia. Wydawało się, jak gdyby wszystkich dotknęła jakaś choroba, bo każdy sądził, że nieszczęście na innego spadnie, jego zaś oszczędzi, i w ten sposób cudze niebezpieczeństwo niejako zabezpieczy zgodnie z życzeniem jego własny los”. Demostenes, zwracając się do Aischinesa mówi mu, że razem z innymi nazywał go najemnikiem najpierw Filipa, a potem Aleksandra, podczas gdy sam Aischines mówił o sobie jako o ich przyjacielu.
Demostenes rościł sobie prawo do wyróżnień, dlatego też postanowił w mowie przedstawić swoją działalność polityczną. Przekonuje, że kiedy nikt z Hellenów nie zdawał sobie sprawy z niebezpieczeństw, jakie groziły państwu ze strony Filipa, on podjął się kierowania polityką zagraniczną. Mówi przy tym, że zdawał sobie sprawę, iż Filip mógłby się okaleczyć, żeby tylko móc żyć w sławie i czci. Nie pozostawało nic innego, jak sprzeciwiać się wszystkim bezprawiom Filipa, do czego i on sam- Demostenes- przyczynił się w swoich wnioskach. Demostenes, zwracając się do Aischinesa przekonuje, że to nie on doprowadził do kłótni między Filipem a Ateńczykami, a byli to Eubulos, Aristofon i Diopeites. Jednocześnie tłumaczy, że sprzeciwiał się podbijaniu świata przez Filipa i przekonywał Ateńczyków, aby mu na to nie pozwalali. Filip uprowadził też do Macedonii dowódcę floty Leodamasa, który został wysłany na Hellespont celem konwojowania transportu zboża. Miano, więc wybrać posłów, aby udali się do Filipa w celu przekonania go do uwolnienia Leodamasa. Jeżeli to działanie było nieświadome, lud ateński nie miał mieć żalu do Filipa. Jednak, jeśli działanie to było w pełni świadome, wtedy Filip miał ponieść odpowiednią karę. Z tym wnioskiem Demostenes nie miał nic wspólnego. Filip w swoim liście tłumaczył, że przekonany jest, iż porwane przez niego okręty tak naprawdę kierowały się do Selymbrii, którą on właśnie oblegał. W ostateczności jednak oddał Ateńczykom okręty. Demostenes wspomina, że wielokrotnie wysyłał poselstwa na tereny zagrożone atakiem Filipa. W ten sposób między innymi ocalił Chersonez i Bizancjum. Demostenes oczywiście przy okazji zaznacza, że już wtedy został odznaczony złotym wieńcem z wniosku Aristonikosa. Wtedy też całą sprawę ogłoszoną w czasie Dionizjów i nikt nie wnosił sprzeciwu, nawet Aischines.
Wojska macedońskie zostały wyparte z Eubei, do czego zresztą nawoływał nie kto inny niż Demostenes. Filip postanowił roztoczyć kontrolę nad szlakami przewozu zboża, mając na uwadze fakt, że państwo greckie musi go sprowadzać więcej, niż którekolwiek inne państwo. Zażądał od Bizantyńczyków, aby ci wystąpili razem z nim przeciw Ateńczykom. Oni jednak sprzeciwili się żądaniu Filipa, a ten rozpoczął oblężenie miasta. Demostenes w dalszym ciągu podkreśla, że to on stawiał wtedy wnioski i oddał się służbie publicznej bez reszty. Ateńczycy posłali wyprawy na pomoc Bizancjum, a ci chętnie się odwdzięczyli i postanowili „przyznać Ateńczykom prawo zawierania związków małżeńskich, prawo obywatelstwa, prawo własności ziemskiej i domów, prawo do honorowych miejsc na igrzyskach, prawo bezzwłocznego dostępu do Rady i Zgromadzenia bezpośrednio po złożeniu obrzędowych ofiar, prawo do zwolnień od wszystkich świadczeń publicznych dla Ateńczyków pragnących osiedlić się na stałe w jednym z tych miast. Uchwalił też postawić w Bosporejonie trzy posągi wysokości 16 łokci wyobrażające uwieńczenie Ludu Aten przez Lud Bizantyńczyków i Perintyjczyków. Nadto postanowił wysłać poselstwa na uroczystości ogólno greckie, jak igrzyska istmijskie, nemejskie, olimpijskie i pytyjskie, oraz ogłosić wiadomość o uwieńczeniu Ludu Aten po to, by wszyscy Hellenowie poznali zasługi Ateńczyków i wdzięczność Bizantyńczyków i Perintyjczyków”. Nie tylko jednak Bizantyńczycy okazali swą wdzięczność, ale również mieszkańcy Chersonezu, którzy postanowili odznaczyć Lud Aten złotym wieńcem. Zobowiązali się również świadczyć Ateńczykom, w miarę możliwości, wszelkie dobro. Uchwała ta uchodzi jednak za nieautentyczną. Demostenes przekonuje, że jego celem było nie tylko uratowanie Chersonezu i Bizancjum, pokrzyżowanie planów Filipa, co do podboju Hellespontu i odznaczenie za to miasta, ale również ukazanie całemu światu szlachetności Aten i niegodziwości Filipa. Demostenes nie mógł nie pochwalić Ateńczyków za ich pomoc udzieloną pod Haliartosem, czy w Koryncie, mimo niechęci zarówno wobec Koryntyjczyków jak i Tebańczyków. Podkreśla, że decyzja o udzieleniu pomocy potrzebującym była niezwykle szlachetna. Podziwia mieszkańców Aten, że ci nie chowają uraz i nie myślą o porachunkach, kiedy zagrożony jest byt narodowy. Przypomina Demostenes, że kiedy Tebańczycy próbowali zagarnąć Eubeę, Ateńczycy nie pozostali obojętni i zapomniawszy krzywdy ze strony Temisona i Teodora w sprawie Oropos, również im udzielili pomocy. Wspomina, że wtedy razem z innymi zgłosił się jako ochotnik do wyposażenia okrętów wojennych. W obronie wolności reszty Greków, Ateńczycy podejmowali się bitew morskich, wypraw prowadzonych lądem, czy też kampanii wojskowych.
Można odnieść wrażenie, że Demostenes przywołując te wszystkie wydarzenia stara się nie tylko pokazać swój wkład w obronę i dobrą sławę Aten, ale również przypodobać się mieszkańcom i sędziom, aby zyskać pomyślny werdykt w rozprawie. Wydaje mi się jednak, że wyciąganie takich wniosków, co do Demostenesa jest w pewien sposób krzywdzące w stosunku do niego.
Flota ateńska była rozbita, a bogaci mieszkańcy za niewielką opłatą zwolnieni byli od publicznych świadczeń, zaś ci ze średnim lub wręcz małym mieniem tracili wszystko. Demostenes więc postanowił ustanowić prawo, które „zmusiło bogatych do wypełniania finansowych zobowiązań wobec państwa, położyło kres uciskowi uboższych, państwu zaś dało rzecz niezwykłej wagi i pożytku- możliwość przygotowania akcji wojskowych w stosownym czasie”. Demostenes został zresztą w tej sprawie oskarżony, ale dostał od sądu wyrok uniewinniający, gdyż oskarżyciel nie otrzymał wymaganej prawem liczby głosów, czyli 1/5. Demostenes miał, więc powody do zadowolenia z siebie i ze swojej ustawy, która znalazła wielu sprzymierzeńców.
W dalszej części mowy Demostenes mówi, że teraz pominie największe dokonania swojej osoby, aby skupić się na wyjaśnianiu sprawy rzekomej bezprawności wniosku. Przyznaje, że ponosi przed Ateńczykami odpowiedzialność za cały okres swego życia, kiedy zajmował się polityką państwa, zaś nie ponosi odpowiedzialności za wszelkie dobrowolne ofiary na rzecz ludu z własnego mienia. Demostenes dowodzi również, że wniosek, jaki wystosował Ktezyfon w jego sprawie nie był odosobniony. Nawet można by rzec, że takie wnioski to tradycja. Wystosowano je np. w sprawie Nausiklesa, Diotimosa, Charidemosa, Neoptolemosa, który sprawował funkcję kierownika robót publicznych. Na dowód tego przytacza treści uchwał, których autentyczność jednak budzi podejrzenia. W uchwale, dotyczącej samego Demostenesa mowa jest o darze, jakiego miał on dokonać z własnych zasobów na roboty przy naprawie miejskich murów. Mówca zarzuca Aischinesowi, że w jego skardze o tym darze nie ma mowy. Przekonuje go też, że „wieniec jako zaszczytne wyróżnienie- gdziekolwiek by rzecz podano do publicznej wiadomości- ma jednakowo wysoką wartość dla nagrodzonego, ponadto zaś ogłoszenie tej nagrody w teatrze przedstawia szczególną korzyść dla tych, którzy ją przyznają. Wszyscy, bowiem słuchacze uzyskują naturalną zachętę do świadczenia usług państwu i bardziej sławią samą formę podzięki niż nią wyróżnionego. Z tego powodu państwo podało odpowiednią ustawę”.
Demostenes w swojej mowie z niezwykłą łatwością wyzywa Aischinesa i ironicznie przedstawia jego rodzinę oraz dzieje. Zapewne ciągle w pamięci ma te wszystkie określenia, jakich sam Aischines użył przeciw niemu. Najpierw wspomina ojca Aischinesa, Tromesa, który usługiwał w domu Elpiasa, potem matkę, która codziennie odbywała miłosne schadzki nieopodal świątyni. Z ironią wspomina „karierę” aktorską Aischinesa. Wysunął przeciwko niemu zarzut cudzoziemskiego pochodzenia oraz tego, że do imienia swego ojca dodał dwie zgłoski i zrobił z niego Atrometosa, zaś matkę nazwał Glaukoteją, choć zwała się Empuzą. Aischinesa wybrano nawet rzecznikiem w sprawie świątyni delijskiej. Sprawę jednak oddano w ręce Areopagu i ostatecznie, Aischinesa oddalono jako zdrajcę. Demostenes, aby udowodnić swoje słowa, powołał świadków i Kallias z Sunion, Zenon z Flyi, Kleon z Faleronu oraz Demonikos z Maratonu złożyli świadectwo na jego korzyść. Demostenes wspomniał również sytuację, gdy Aischnes wystąpił przeciw ojczyźnie, opowiadając się za Filipem, który z kolei wysyłał swoich sprzymierzeńców, aby okryć państwo niesławą. Aischinesa przyłapano też na schadzkach z Anaksinosem, szpiegującym na rzecz Filipa. W tym przypadku na korzyść Demostenesa zeznał Teledemos, Hypereides i Nikomachos. Mówca głośno zastanawia się, co takiego na korzyść państwa zrobił Aischines. Przecież jawnie współdziałał z Filipem jeszcze przed wybuchem wojny! Według Demostenesa, Aischines utorował Filipowi drogę do Elatei, doprowadzając do wojny amfizejskiej. To on dzięki swoim pięknym mowom o ziemi Kirrajskiej, uprawianej przez Amfizejczyków, doprowadził do ataku Lokrów na dokonujących oględzin wspomnianych ziem amfiktionów. Powstało wielkie zamieszanie i w ten sposób wybuchła wojna przeciw Amfizejczykom. Doszło do tego, że Amfizejczycy dostali zakaz wstępu na wspomniany teren. Ci zaś zareagowali na tę krzywdę atakiem na zgromadzenie Greków. Demostenes nazwał Aischinesa „człowiekiem, który dostarczył Filipowi zarówno powodów do działania, jak i wybiegów do ich uzasadnienia”. Stwierdził też, że z przykrością patrzył jak Tebańczycy i Ateńczycy obojętnie patrzą na wzrost potęgi Filipa. Wie, że to wszystko działo się za sprawą sprzedawczyków Filipa i dlatego wytrwale czuwał, aby między obydwoma państwami nie doszło do żadnych zatargów. Napięcie można było wyczuć w wszelkich uchwałach i notach politycznych, które zresztą Demostenes w swojej mowie przytacza. Obydwie jednak przytoczone uchwały oraz odpowiedzi Ateńczyków i Tebańczyków zostały uznane za nieautentyczne. Uchwały, bowiem zawierają informacje niezgodne z poszczególnymi twierdzeniami mówcy, a odpowiedzi obydwu narodów zawierają różnego typu nieścisłości i pomyłki.
Demostenes mając dowody na to, że Filip wielokrotnie okazywał lekceważenie, co do układów pokojowych z Ludem Aten i wiedząc o wszystkich zagarniętych siłą przez niego ziemiach, wydał specjalną uchwałę. Mówiła ona o wzniesieniu modłów i złożeniu ofiar bogom i herosom oraz o wysłaniu dwustu okrętów w kierunku Termopil, jak również o zwróceniu sił zbrojnych pod Eleusis i wysłaniu posłów do innych państw greckich, szczególnie zaś do Teb, dokąd niebezpiecznie zbliża się Filip ze swoją armią. Posłowie mieli zapewniać o tym, że Ateńczycy puszczą w niepamięć urazy i udzielą w ramach możliwości wszelką pomoc.
Mówca chętnie porównuje Aischinesa do siebie i na jego tle stawia siebie w lepszym świetle. Zarzuca mu, że, podczas gdy on poświęcił się korzystnej dla państwa działalności, nie bojąc się podejmować ryzyka, Aischines nigdy nie był w stanie przedstawić lepszych propozycji, nie mówiąc już o ich realizacji. Demostenes chce uspokoić także wszystkich Ateńczyków, mówiąc im, że nie popełnili najmniejszego błędu w chwili, gdy postanowili walczyć o ocalenie i wolność całej Grecji. Z całą pewnością jest pełen podziwu do nich.
Wracając do Tebańczyków, wybrali oni walkę z Filipem po stronie Ateńczyków, uznając ich motywy działania za sprawiedliwsze. Zaufali przede wszystkim uczciwości Ateńczyków, powierzając im swoje kobiety i dzieci. Tebańczycy traktowali Ateńczyków jak zbawców, odprawiali nawet nabożeństwa dziękczynne. Doszło do tego, że Tebańczycy byli w stanie sami udzielać pomocy, a nie tylko jej oczekiwać.
Demostenes wielokrotnie okazywał pewność siebie, kiedy opowiadał o swoich dokonaniach: „nikt nie postawi lepszych wniosków ode mnie, ani też nie przeprowadzi zręczniejszej akcji politycznej, ani też z większą gorliwością i rzetelnością nie wykona powinności posła. Z tego powodu podejmowałem się tych wszystkich zadań”. Mówił też, że to jego polityka doprowadziła do zniżenia przez Filipa tonu i między innymi za to współobywatele przyznali mu wieniec. Wniosek ten zaskarżył Diondas, ale nie uzyskał odpowiedniej ilości głosów. Wiele uchwał i skarg przeszło wtedy bez sprzeciwu Aischinesa. Demostenes dowodzi, że nie ponosi żadnej odpowiedzialności za armię, gdyż to nie on nią dowodził, ani też nie miał na nią żadnej władzy. Można też wyczuć jego dumę, kiedy mówi, że odniósł nad Filipem zwycięstwo, gdyż nie dał się mu przekupić. Wspomina, że zaraz po bitwie pod Cheroneą, lud uchwalił jego propozycje dotyczące ocalenia państwa. To na jego wnioskach opierały się postanowienia związane np. z rozstawieniem straży, czy kopaniem rowów obronnych. Ludzie, którzy chcieli mu zaszkodzić zasypywali go różnego rodzaju skargami i pozwami, ale on, jak mówi, głównie dzięki opiece bogów, ale też dzięki Ateńczykom, wyszedł z tego cało i zdrowo.
Demostenes w końcu dopuszcza się porównania swojego życia z życiem Aischinesa. Każe mu je porównać i zapytać ludzi, który żywot wybraliby dla siebie. Po czym dodaje: „Ty musiałeś nauczać, ja chodziłem do szkoły. Ty usługiwałeś przy obrzędach, ja w nich uczestniczyłem. Byłem członkiem Zgromadzenia Ludowego, ty jego protokolantem. Ty grywałeś w teatrze trzeciorzędne role, ja byłem widzem, a jeśli grałeś źle, wygwizdywałem cię wraz z resztą widowni. Całą politykę prowadziłeś w interesie wrogów, ja zaś w interesie ojczyzny”. Na swą korzyść Demostenes mówi jeszcze, jak to wykupywał wielu żołnierzy wziętych do niewoli przez wrogów, czy jak pomagał uboższym obywatelom w wyposażaniu córek w posag.
Wytaczanie procesu Ktezyfontowi przez Aischinesa nazywa po prostu nikczemnością. Podejrzewa, że proces ten ma służyć popisywaniu się Aischinesa sztuką słowa, barwą i skalą głosu, a nie udowodnieniu przestępstwa. Demostenes oskarża również Aischinesa o to, że gdy państwo było pogrążone w żałobie po poległych w przegranej bitwie pod Cheroneą, on nie uronił nawet jednej łzy, nie był w ogóle wzruszony, a wręcz przeciwnie- uradowanym głosem przemawiał przeciw Demostenesowi i dzięki temu wszyscy mogli przekonać się na własne oczy, że nie przeżywa klęski wraz z resztą. Dalej Demostenes mówi o tym, że zrobił wszystko, aby sprawić żeby Attyka była bardziej bezpieczna.
Mowa „O wieńcu” kończy się „Wykazem wypraw”, których w rękopisach mowy brakuje. Demostenes podtrzymuje do końca swoją niechęć do Aischinesa, tym razem zarzucając mu, że jego przemówienia nigdy nie przynosiły żadnej korzyści, nie miały żadnej wartości. Wręcz przeciwnie, bo wielokrotnie przynosiły hańbę całemu społeczeństwu. Staraniom Aischinesa państwo nie zawdzięcza żadnego przymierza, przyjaźni, sławy, pomocy. Żadna ze spraw, którą on się zajmował nie zakończyła się powodzeniem. Jemu Ateńczycy nie zawdzięczają też żadnego okrętu, żadnej fortyfikacji. W końcu kwituje to stwierdzeniem, że państwo nie ma z Aischinesa żadnego pożytku.
Demostenes kończy zapewnieniem, że w swoim sercu nosi miłość do ojczyzny. Przecież: „Nigdy was nie zdradziłem ani nie wyrzekłem się moich uczuć patriotycznych, ani gdy żądano mego wydania, ani gdy mnie przed sąd amifiktionów powoływano, ani gdy mi grożono, obiecywano, ani gdy tych przeklętych łotrów szczuto na mnie jak dzikie zwierzęta! Od samego początku bowiem obrałem w polityce drogę prostą i uczciwą: troszczyć się o honor, potęgę i sławę mej ojczyzny i nie odstępować od mych współobywateli”. Demostenes kończy swoją mowę prośbą do bogów, aby ludzi, którzy cieszą się cudzymi zwycięstwami, okupionymi klęskami Hellenów natchnęli szlachetnym uczuciem i lepszą myślą.
Mowa „O wieńcu” jest swoistym sprawozdaniem z prywatnego i publicznego życia Demostenesa i jego wielką obroną. Mówca nie tylko omawia swe działania polityczne, ale też podaje ich rzeczywiste motywy. Wytrwale broni swej postawy i swego programu politycznego, przypominając, że prowadził politykę działania i przestrogi. Demostenes analizuje okoliczności i przyczyny, które określiły jego stosunek wobec sił materialnych oraz duchowych. Stwierdza, że jego polityka służyła interesom Greków, nawet wbrew nim samym, oraz prezentowała kierunek panhelleński. Przede wszystkim podkreśla, że była to polityka ateńska, zgodna z interesem, sławą i tradycją miasta. Łączyła w sobie honor z korzyścią i realizm z idealizmem. Ta polityka wyrażała najlepszy kierunek.
Mowa „O wieńcu” ma w sobie wydźwięk ludowy, gdyż nie trudno zauważyć, że nieraz jej autor posługuje się wyrazami ludowymi, a nawet trywialnymi. Zbliżają one mówcę do jego słuchaczy i do codziennego życia. Ten sam ludowy wydźwięk mają przenośnie, którymi chętnie posługuje się nie tylko w tej mowie, ale też w szeregu innych swych przemówień. Demostenes był człowiekiem gwałtownym z natury, co każe mu niejednokrotnie używać wyrazów dobitnych, mocnych, obraźliwych, a nawet nieprzyzwoitych. Oratorska trybuna i nieograniczona wolność słowa w szkalowaniu procesowego przeciwnika na to pozwalają. Obelgi, które miota, przydają jego językowi pewnej rubaszności, która przypomina starego komika Arystofanesa.
Demostenes w swej mowie odzwierciedla wielką miłość do ojczyzny i troskę o jej dobre imię. Poziom etyczny jest tutaj bardzo wysoki. Dla Demostenesa była bardzo charakterystyczna chłodna, wręcz bezlitosna złośliwość, przy równoczesnym braku poczucia humoru. Mowę „O wieńcu” cechuje też artystyczna konstrukcja, bogactwo słownictwa, dobór i muzyka wyrazów, a oprócz tego wyrazistość i zwartość wypowiedzi. Wszystko to składa się na niezwykłą harmonię całości.
Po śmierci Filipa, Demostenes nie ocenił należycie Aleksandra i wzywał do gwałtownego oporu przeciwko niemu. Zwycięstwo Aleksandra nad Tebańczykami wywołało taki popłoch w Atenach, że planowano nawet wydać wielkiego mówcę zwycięskiemu królowi. W roku 324 p.n.e. uciekł do Aten skarbnik Aleksandra Harpalos, przywożąc ze sobą olbrzymie sumy, ukradzione macedońskiemu królowi. Pomimo, że Demostenes był początkowo przeciwny udzieleniu mu azylu, Harpalos w Atenach pozostał, a jego pieniądze zasiliły ateński skarbiec i zostały oddane w pieczę Demostenesowi, który ich część zużył na potrzeby państwowe. Gdy Aleksander, który wcześniej przebywał w Mezopotamii, zażądał zwrotu, Demostenes nie mógł się z tej kwoty rozliczyć i został skazany na zapłacenie ogromnej kwoty 50 talentów. Kara ta przekraczała finansowe możliwości mówcy. Demostenes uciekł na wyspę Eginę, skąd wrócił po roku, po śmierci Aleksandra. Odżyły wtedy nadzieje Greków na wyzwolenie spod jarzma macedońskiego. Jednak wojna z Antypatrem wzięła niepomyślny dla Hellenów przebieg i Ateny otrzymały macedońską załogę. Wtedy na wniosek Demadesa, Demostenes został skazany na śmierć, przed którą uciekł do świątyni Posejdona na Kalaurei. Znaleziony tam przez żołnierzy Antypatra, otruł się, by nie wpaść w ręce znienawidzonego wroga.
Lord Henry Brougham- brytyjski mąż stanu, historyk i wybitny mówca- nazwał tę Demostenesową obronę „największą mową największego mówcy”.
W pełni się z tym zdaniem zgadzam. Wielu krytyków podkreśla, bowiem, że nigdzie piękne idee, o które walczył, nie znalazły tak monumentalnego wyrazu jak w tym przemówieniu. Nigdzie też szczery patos, różne środki ekspresji, jak i różne style tonalne nie stworzyły takiej wirtuozerii słowa i doskonałości formalnej, jak w mowie „O wieńcu”, uważanej za arcydzieło oratorskiej sztuki.