REAL MADRYT - NAJLEPSZY KLUB XX WIEKU
6 marca 1902 roku powstał Madrid Futbol Club, od 1920 roku funkcjonujący jako Real Madryt. W ubiegłym roku najsławniejszy klub piłkarski świętował stulecie istnienia. Przez FIFA został oficjalnie uznany najlepszym klubem XX wieku. Teraz Królewscy przeżywają okres prosperity. Dochowali się drużyny określanej mianem dream team. Obecnie zespół prowadzi Portugalczyk Carlos Queiroz, który przejął stery po Vicente Del Bosque. Postanowiłem wam przedstawić z różnych stron zarówno bardzo bogatą historię tego wspaniałego klubu jak i czasy teraźniejsze. Zapraszam do lektury!
1. WSTĘP
Podobno nie ma piękniejszych widoków niż "Kobieta w tańcu, okręt pod żaglami i rumak w galopie...". Trzeba dodać do tego jeszcze jedno: gra jedenastki Realu Madryt w emocjonujących meczu. Wiem, że dla wielu Barcelona, Manchester United, Bayern, Juventus to firmy, do których podchodzi się z nabożeństwem i kibicowską miłością, ale Real to Real... Jak wytłumaczyć szacunek, jakim się darzy klub z Estadio Bernabeu na całym świecie? Może dlatego, że to był pierwszy, wielki klub rządzący w europejskich rozgrywkach pucharowych. Pomysłodawca europejskich pucharów, pan redaktor Hanot nawet się nie spodziewał, jak zmieni futbolową rzeczywistość w Europie. Real znalazł się w niej znakomicie.
Kibice chodzą na stadion popatrzeć na swoich idoli. Lubią, kiedy Real płaci wielkie pieniądze za gwiazdy, z dumą powtarzając, że najdrożsi gracze są właśnie w Realu. To daje satysfakcje i świadomość, że w Realu szanuje się fanów, bo to dla nich kupuje się Zidane'a czy Figo. W tym klubie ciągle się dba o to, by futbol - plebejska rozrywka dla milionów - dobrze się komponowała z królewskim dostojeństwem i wdziękiem wielkiego stołecznego klubu. Dlatego w Madrycie grali i muszą nadal grać królowie współczesnego futbolu z Niemiec (Schuster, Stielike), Meksyku (Sanchez), Danii (M.Laudrup), Brazylii (Roberto Carlos, Ronaldo), Anglii (Beckham), Argentyny (Valdano, Redondo), Francji (Karembeu, Makelele, Anelka, Zidane), a także najlepsi z najlepszych z Hiszpanii.
Magię, jaka otacza klub, tłumaczy się różnie. Barwna historia, dramatyczne momenty (nie tylko sportowe), stadion z niepowtarzalną atmosferą, nazwiska wielkich prezesów, trenerów i piłkarzy, puchary, sensacyjne transfery, wreszcie klubowe barwy. Dziarski klub z Madrytu trzyma się świetnie, bo przeszłość i legendę klubu potrafi wykorzystać w zgodzie z duchem czasu, w których sportowy romantyzm idzie w parze z nowoczesnym zarządzaniem, sprawnym marketingiem i, co tu dużo ukrywać, po prostu zarabianiem pieniędzy, wielkich pieniędzy. Kiedy jednak prawą stroną rusza Figo, lewą Roberto Carlos, Zidane drybluje w środku pola, a Raula szuka piłka w polu karnym, pozostaje tylko wrażenie, że nie masz piękniejszego widoku na świecie, niż eleganccy mężczyźni w białych koszulkach na bramkę rywali. Nic dziwnego, że każdy chce ich oglądać w akcji.
- "Gdy jadę do Chin lub Japonii, proszą mnie, bym przywiózł ze sobą drużynę. To samo zdarza się w Afryce czy Ameryce Południowej. Nawet w dżungli mówią mi, że oglądają mecze Realu. Klub ten to prawdziwy ambasador sportu" - powiedział premier Hiszpanii, Jose Maria Aznar. Mówi to samo za siebie.
Ci, którzy myślą, że Real tylko wielkie gwiazdy kupowane za wielkie pieniądze, to się mylą. Iker Casillas i Guti to już wielcy graczy z szkółki Merengues. Natomiast, Raul Bravo, Oscar Minambres, Francisco Pavon i Javier Portillo to dopiero wschodzące gwiazdy... Szczególnie dwóm ostatnim wróży się wielkie kariery... Praktycznie nawet Raul wychował się na Santiago Bernabeu i tutaj rozpoczął swoją wielką przygodę z Primera Division. Real ponadto niedawno otworzył już swoje kolejne akademie piłkarskie. Dwie następne powstały w Pekinie i Mexico City. Klub ogłosił swoje zamiary już w ubiegłym roku. - Florentino Perez wypełnia swoje obietnice i jest już bardzo blisko otwarcia pierwszych linii w Meksyku i Chinach. Młodzież będzie nosić uniformy Realu, grać w stylu Realu o otrzymywać wiele instrukcji od naszego personelu - powiedział Jorge Valdano. Z pewnością kibice mogą się cieszyć, że działacze myślą także o swoich wychowankach. Może w jednej z tych szkółek narodzi się następca Raula albo Zidane'a?
2. POCZĄTKI
6 marca 1902 roku kataloński handlowiec Juan Padros Rubio spotkał się na kolacji z kilkoma swymi kolegami i postanowili dołączyć do nowej mody, która zapanowała w Hiszpanii. Po kilku kwadransach i kilku dzbankach sangrii powołali do życia Madrid Football Club. Panowie nie mogli dojść do porozumienia, w jakich strojach będą grać ich piłkarze, zdecydowali się, więc na "bezbarwne", czyli białe. Trzy dni później Madrid FBC rozegrał pierwszy mecz, 22 marca pierwszym historycznym trenerem został Anglik Arthur Johnson, w kwietniu klub oficjalnie zarejestrował cywilny gubernator Madrytu, a już w maju piłkarze zdobyli pierwsze trofeum - Copa de la Gran Pena. W 1904 roku nastąpiła fuzja z trzema klubami - Moderno, Moncloa i Amicale (złożonym z francuskich emigrantów). Madrid FBC już liczył się w świecie, bonowy prezes, Carlos Prados został jednym z założycieli FIFA. W 1908 roku miał już na koncie cztery triumfy w Pucharze Hiszpanii i król Alfons XIII pozwolił zachować to trofeum na własność. 29 czerwca 1920 roku łaskawy monarcha specjalnym edyktem pozwolił klubowi na używanie nazwy "Real", co znaczy "królewski" stąd taki dzisiaj ich przydomek. I tak narodził się, świetnie znany ludziom na całym świecie, Real Madryt.
Pierwszy stadion Real powstał 17 maja 1924. Nosił nazwę Chamartin. Honorowego otwarcia dokonała głowa państwa D.Gonzalo.
3. REAL KRÓLEM LIGI
W wielkiej hali muzeum Merengues poświęconej ligowym triumfom, na wielkim zdjęciu czai się do skoku Ricardo Zamora, legendarny dobrze Wam znany bramkarz. Grał w barcelońskich klubach i jego właśnie brakowało Realowi, gdy nie był w stanie zwyciężyć w pierwszych trzech sezonach ligowych. 30 kwietnia 1931 roku jednak wreszcie podpisał kontrakt z królewskim klubem. Był to pierwszy z najsłynniejszych transferów, z których Real doskonale znany jest Wam do tej pory. I z nim w składzie w następnym sezonie Real zdobył mistrzostwo, nie przegrywając nawet żadnego meczu!
W październiku 1943 roku został wybrany nowy prezydent klubu - Santiago Bernabeu. Po czterech latach otworzył nowy stadion (14 grudnia 1947 roku). Wtedy rozpoczął się najlepszy okres w dziejach klubu. W następnych latach klub z Madrytu zaczął zarabiać na miano "króla transferów". W 1953 roku "wykiwał" (po osobistej interwencji dyktatora, generała Francisco Franco) w licytacji Barcelonę i ściągnął Argentyńczyka Alfredo Di Stefano, przez lata najlepszego piłkarza świata. Potem przyszli jego rodacy Jose Rial i Roque Olsen. Potem, co roku dołączali następni - Raymond Kopa "Kopaczewski", Jose Santamaria, Rogelio Dominguez i Ferenc Puskas. Z taki piłkarzami nie mogły już wystarczyć krajowe triumfy czy nawet te w "raczkujących" dopiero rozgrywkach międzynarodowych - "małych" klubowych mistrzostwach świata czy Pucharze Łacińskim, w których brały udział drużyny z Hiszpanii, Portugalii, Francji i Włoch. Wielkiemu prezesowi Santiago Bernabeu marzyły się wielkie triumfy, na wielką skalę.
4. REAL KRÓLEM PUCHARÓW
W następnej sali muzeum widzimy tego efekty. Jest w niej zgromadzona kolekcja, jakiej nie ma żaden klub na świecie i jakiej żaden przez wiele, wiele lat nie będzie miał, bo przecież nasz ukochany Real ani trochę nie zamierza zwalniać tempa. I dobrze. W muzeum tym błyszczy osiem Pucharów Europy. Ale na samym środku, tam gdzie widnieje - jak zresztą w każdym pomieszczeniu - wielkim klubowy herb, powinien stać złoty posąg Gabriela Hanota, francuskiego dziennikarza, który wymyślił rozgrywki klubowych mistrzów lig europejskich. Bez jego idei nie byłoby okazji dla Realu do pobicia świata i zawojować serca kibiców na wszystkich kontynentach. Szansa została wykorzystana perfekcyjnie. O tym przekonują pamiątki zgromadzone w tej sali, a wokół nich fotografie zdobywców. Cóż to byli za piłkarze, cóż to były za mecze... Pierwszego pucharowego gola strzelił 8 września 1955 roku przyszły kapitan królewskich Miguel Munoz, a później było ich setki... W pierwszym finale, tym z 1956 roku, piłkarze Stade Reims już po 10 minutach prowadzili 2:0, potem 3:2, ale mecz jednak wygrał Real 4:3. Ciekawostką jest fakt, że w tym finałowym spotkaniu słynny Raymond Kopa grał jeszcze przeciwko Realowi w barwach Stade Remis. Dopiero w 1956 roku przeszedł do Madryckiego klubu, a sprowadził go oczywiście Santiago Bernabeu. I tak Real wygrywał w Pucharze Europy przez kolejny cztery lata. Ostatni finał z tej zwycięskiej serii to mecz z Eintrachtem Frankfurt. Takiego meczu nie było i już z pewnością nie będzie. Real gromi Eintracht 7:3! Pada dziesięć goli! Trzy bramki Di Stefano! Cztery Puskasa! Nikt wcześniej ani później nie popisał się takim wyczynem. Myślę, że warto przypomnieć podstawową jedenastkę Realu z tego meczu stulecia. Dominguez- Marquitos, Santamaria, Pachin, Vidal, Zarraga, Herrera, Del Sol, Di Stefano, Puskas i Gento. Real i jego gwiazdy bili rekordy, o jakich śnić tylko mogą współcześni piłkarze. To była heroiczna era futbolu. Di Stefano we wszystkich tych pięciu finałach strzelał bramki! A Francisco Gento zdobył aż sześć trofeów, bo zwyciężył też w finale z 1966 roku! Wtedy kapitanem drużyny był Manuel Sanchis, a 32 lata później, gdy Real po długiej przerwie odzyskał prymat pokonując w Amsterdamie Juventus 1:0, opaskę nosił jego syn - też Manuel. Na ostateczny sukces w Amsterdamie pracowało wtedy aż 22 zawodników, głównie: Raul, Redondo, Seedorf, Hierro, Sanchis II, Morientes, Roberto Carlos, Suker, Panucci i Mijatovic, który strzelił bramkę na wagę zwycięstwa. Ciągłość i tradycja, jak to pasuje do tego wielkiego klubu. W 2000 roku w Paryżu, gdy Real wygrał z Valencią 3:0, syn przerósł ojca, po raz drugi wznosząc Puchar Europy. Wśród autorów tego triumfu byli natomiast: trener Vicente Del Bosque, pierwszy w kronikach Realu mistrz Hiszpanii jako piłkarz i szkoleniowiec, bramkarz Casillas; obrońcy Michel Salgado, Geremi, Hierro, Ivan Campo, Roberto Carlos no i niezłomny kapitan Manuel Sanchis II; pomocnicy Helguera, Redondo, Karembeu, McManaman i wreszcie napastnicy Raul Morientes, Anelka. Bayerem Leverkusen wszyscy mają jeszcze świeżo w pamięci. Najpierw geniusz i instynkt Raula po podaniu Roberto Carlosa i było zgodnie z planem. Wyrównujący gol Lucio tylko podrażnił ambicje podopiecznych Vicente del Bosque. Bramkę na wagę 9 Pucharu Europy dla Realu zdobył wielki, genialny Francuz Zinedine Zidane. Tego woleja nie da się opisać, ponieważ to jest rzecz niewytłumaczalna, fenomenalna. Trafnie kiedyś powiedział Michel Platini, że "Zizou" umiejętności piłkarskie opanował do granic sztuki i możliwości. Krzywdą byłoby ominąć jednak innego bohatera tego finału Ikera Casillasa. Wszedł w końcówce i walnie pomógł Realowi w tym triumfie. Nie odważę się jednak jeszcze powiedzieć, że może on być następcą Ricardo Zamory. Jednak czas pokaże. Ubiegły sezon miał być kolejnym wielkim triumfem Realu. Jednak tym razem Juventus Turyn złapał Madryt w chwili słabości. Czy dzisiaj jest jakiś sposób na pokonanie Realu, jeśli tak to, jak można dzisiaj ograć Królewskich z Madrytu? Głos ma Carles Rexach: - Do Realu trzeba podchodzić, jak torreador do byka. Najpierw przepuścić lewą stroną, potem prawą, dać się wyszaleć, a dopiero potem przystąpić do ataku. - kończy były trener FC Barcelona. Czy rzeczywiście on ma rację? Wątpliwe... Bo chyba na Real nie ma sposobu, właśnie poza liczeniem na jego słabość - taka jest właśnie prawda. A Juventus akurat trafił na ten słabszy dzień...
5. DOMINACJA BARCY
Ale historia drużyny ze stolicy Hiszpanii to nie tylko same sukcesy. Prawdziwe piekło rozpoczęło się, kiedy trenerem odwiecznego rywala - Barcelony został Johan Cruyff. Od 1990 roku przez cztery lata z rzędu ligę wygrywali Katalończycy. Jedynym plusem tego okresu była przebudowa Santiago Bernabeu. Dopiero teraz Real miał obiekt z prawdziwego zdarzenia! Jednak ta dekada nie była imponująca w wykonaniu Królewskich. Na scenie międzynarodowej przez dłuższy czas Real mógł pochwalić się tylko półfinałem Pucharu UEFA 1992. A przecież w zespole nie brakowało gwiazd, z Duńczykiem Michalemem Laudrupem i chilijskim goleadorem Ivanem Zamorano na czele. W 1996 roku Królewscy w ogóle nie zakwalifikowali się do europejskich pucharów i włoski trener Fabio Capello miał czas na budowę drużyny, która najpierw odzyskała prymat w Hiszpanii, a następnie wiosną 1998, już pod wodzą Juppa Heynckesa - tytuł najlepszej drużyny Starego Kontynentu, o czym już pisałem. Kilka miesięcy później biało-biali, kierowani przez Holendra Guusa Hiddinka, wywalczyli dla Realu, po aż 38-letniej przerwie, Puchar Interkontynentalny.
Jeśli mówimy już o tej dekadzie to warto tutaj zwrócić uwagę na Raula, który po rozwiązaniu szkółki juniorskiej u lokalnego rywala Atletico, stał się wielką gwiazdą Realu i błyszczy do dzisiaj. Przełomowym sezonem okazał się dal niego 1994/95. Kiedy okazało się, że słynny snajper Emilio Butragueno (zwany "Sępem") już nie nadaje się do gry w pierwszej drużynie, po prostu zastąpiono go Raulem! Młodzian wybiegł w koszulce z numerem 7 na mecz z Realem Saragossa, grając w tym i kolejnych spotkaniach zwrócił na siebie uwagę mediów. Hiszpańskie gazety sportowe zrobiły z niego gwiazdę po zaledwie kilku występach w lidze, choć trzeba przyznać, że prezentował się znakomicie. Razem z Ivanem Zamorano stworzył jeden z najlepszych ataków w Europie (Raul zdobył 9 bramek, Zamorano - 28 ). Czy ktoś dzisiaj sobie wyobraża podstawową jedenastkę klubu z Santiago Bernabeu bez Raula? Wątpię... W tej dekadzie na stałe w historii Realu zapisał się Polak... Jan Urban, ale o tym... w następnym rozdziale...
6. JAN URAN SPRAWCĄ JEDNEJ Z NAJWIĘKSZYCH SENSACJI W HISTORII REALU
Historia Realu Madryt to nieprzerwane prawie pasmo sukcesów, ale w ciągu przeszło stu lat istnienia klubu, zdarzyło się i trochę dotkliwych porażek. Tak się złożyło, że sprawcą tej największej ligowej klęski, poniesionej na Estadio Santiago Bernabeu był polski piłkarz Jan Urban (Urodzony 14 maja 1962 roku w Jaworznie. W hiszpańskiej Primera Division - 178 meczów i 48 goli), wtedy zawodnik Osasuny Pampeluna. Poczytajmy jak sam opisuje ten szalony mecz...
- Było to w przeddzień Sylwestra, 30 grudnia 1990 roku. Jechaliśmy, my biedni piłkarze prowincjonalnej Osasuny, jak na ścięcie. Onieśmielał nas ogromny stadion, ponad 70 tysięcy widzów na jego trybunach, legendarne sława wielkiego klubu i plejada gwiazd w drużynie Realu - z Hugo Sanchezem, Michelem, Emilio Butragueno. Tego, co się stało w ciągu następnej półtorej godziny, nie spodziewał się nikt, a już najmniej - ja.
Pamiętał ten mecz będę do końca życia, a gdyby pamięć zaczęła szwankować, to i tak mam go w swojej wideotece. Graliśmy jak zwykle na wyjazdach z kontry, a gospodarze łamali sobie zęby na naszej obronie. Pierwszy rzut rożny dla nas. Uderzam piłkę trochę głową, trochę uchem, trochę barkiem i już prowadzimy. Kontratakujemy dostaję piłkę tuż za linią środkową boiska, trochę podciągam i strzelam. Nad bramkarzem piłka zatacza łuk i wpada dokładnie w górny róg okienka. W telewizji zmierzyli, że strzelałem z 38 metrów, a piłka leciała z prędkością 98 kilometrów na godzinę. Piłkarze Realu rzucają się na nas po przerwie jak szaleni, a my spokojnie gramy swoje. Akcja skrzydłem, wycofanie piłki i technicznie strzelam w długi róg. 3:0 - i to ja zdobyłem wszystkie gole! Rozpierała mnie taka radość, że zdawało mi się, że pofrunę. Pomyślałem: o rany! Przecież ja tu przechodzę do historii! Jeszcze jedna akcja, wszyscy obrońcy rzucają się na mnie, a ja oddałem piłkę koledze i wygraliśmy 4:0.
Nie bardzo pamiętam, co się działo później. Jakaś szatnia, jakiś prysznic, jacyś dziennikarze, jakieś kamery, mikrofon, jazda rozśpiewanym autokarem. I szampan, którym zawalony był nasz autobus. Do Pampeluny dotarliśmy ciemną nocą, nad ranem, a na rynku czekało na nas prawie całe miasto. I bawiliśmy się tak aż do Nowego Roku. W miejscowym radiu spiker poważnym głosem oznajmił: "Od dziś numer kierunkowy z Pampeluny do Madrytu został zmieniony z 01 na 04".
Niech tam sobie piłkarze mówią, co chcą - dla mnie straszny stadion Realu jest najszczęśliwszym miejscem na Ziemi! To taka moja wizytówka. Wtedy poczułem się gwiazdą. Wkrótce po tym meczu znalazłem się na liście życzeń Barcelony. Najbardziej konkretne oferty otrzymałem jednak z klubów niemieckich: Werderu Brema, 1.FC Kaiserslautern i VfB Stuttgart, z którym graliśmy w Pucharze UEFA. Ale miałem już 29 lat i nie chciałem ruszać się z Hiszpanii, więc o cztery lata przedłużyłem kontrakt z Osasuną. - kończy bohater.
Możemy być dumni, że Polak zapisał się na stałe w długiej historii Realu Madryt... Pokazał, że i Polak potrafi w pojedynkę pokonać wielki Real. W Primera Division występował razem z Romanem Koseckim, Jackiem Zioberem i Ryszardem Stańkiem. Z polskich piłkarzy jest rekordzistą pod względem ilości meczów w ekstraklasie Hiszpanii. Obecnie 41 - letni Jan Urban pracuje piąty sezon jako trener grup młodzieżowych w Osasunie. Wywalczył nawet mistrzostwo Hiszpanii w kategorii najstarszych juniorów. Zamierza jednak trenować także seniorów w najwyższej klasie. Podjął naukę na trzecim etapie kursu trenerskiego, po którym uzyska uprawnienia do prowadzenia drużyn ekstraklasy. Wcześniej już zdobył papiery umożliwiające mu szkolenie juniorów oraz seniorów - do trzeciej ligi włącznie.
7. ŚWIĘTA TRÓJCA
Proponuję Wam zagadkę. Poniżej cytuję charakterystyki trzech piłkarzy Realu. O kim mowa?
1. Być może, niektórzy inni piłkarze w poszczególnych elementach gry byli lepsi od niego, ale X przewyższał, jeśli nie wszystkich, to bardzo wielu wszechstronnością. Był dyrygentem, myślącym i przewidującym. Grał na całym boisku, jednakowo dobrze w ataku i w obronie. Strzelec wyborowy, potrafił mierzonym podaniem obsłużyć Y czy Z...
2. Takiego strzału (...) nie miał chyba nikt na świecie. Y był niezrównanym lewonożnym graczem, o wspaniałej technice, precyzji i błyskawicznym uderzeniu...
3. Grę Z (...) cechowała dojrzałość strategiczna. Większość akcji rozpoczynał na własnej połowie boiska, a kiedy prowadził piłkę, bardzo trudno było mu ją odebrać. (...) Szybki, dobry technicznie i znakomity strzelec Mówiono o nim, że ma piłkarską intuicję...
Jeśli odpowiedziałeś, Drogi Czytelniku, że X to Zidane, Y - Raul, a Z - Figo, to... w zasadzie nie jesteś w błędzie. Trzeba przyznać, że powyższe opisy niemal jak ulał pasują do każdego z nich. Może jednak, Zidane nie jest aż tak świetnym snajperem, może Figo nie rozpoczyna większości ataków z własnej połowy. Bo też nie tych zawodników autorzy mieli na myśli. Powyższe cytaty pochodzą z książki Andrzeja Koniecznego i Janusza Kukulskiego pt. "Najlepsi piłkarze świata, A-Z kalejdoskop" (Warszawa 1978), a dotyczą odpowiednio: Alfredo Di Stefano, Ferenca Puskasa i Raymonda Kopy - trójki gwiazdorów wielkiego Realu z drugiej połowy lat 50. Historia zatoczyła koło!
8. KIBICE
Real ma oczywiście wiele fan-clubów na świecie. Dokładnie to 1500, a liczba członków wynosi 70 000. W tym Merengues kibicują takie sławy jak: Ian Thorpe (Australijczyk, złoty medalista IO Sydney 2000), Miguel Lopez Alegria (kosmonauta), Antonio Banderas (aktor), Carlos Sainz (kierowca rajdowy), Cameron Diaz (aktorka), Placido Domingo (tenor), Juan Carlos Ferrero (tenisista), Julio Iglesias (piosenkarz) czy Michael Jordan (koszykówka). Kibice Królewskich wraz z zawodnikami świętują wywalczenie kolejnych krajowych i międzynarodowych trofeów na Plaza de la Cibeles. I tak był także po meczu ostatniej kolejki Primera Division z Athletic Bilbao wygranym przez Real 3:1, kiedy to Królewscy zapewnili sobie już 29 tytuł mistrzowski w historii. Kto tworzy niesamowitą atmosferę na stadionie Realu? Dwa największe fancluby to: ULTRAS SUR (www.ultrassur.com) oraz ORGULLO VIKINGO (www.orgulovikingo.com). Dziś Ultras siedzą za bramką, a Orgullo przy lewej wieżyczce, na górze zabytkowej trybuny "Lateral". Inne fankluby Realu to np. Bercimuel Segovia, Pena Madridista La Septima czy Pena Madridista La Femina. Niestety sponsorom, a przede wszystkim stacjom telewizyjnym, nie za bardzo podobają się najbardziej fanatyczni kibice. Słynna historia, która wydarzyła się przed półfinałem Ligi Mistrzów 1997/98 z Borussią Dortmund (jedna z bramek została... połamana) doprowadziła do opóźnienia w transmisji telewizyjnej, a Real zapłacił najwyższą karę w historii UEFA. Szefowie "Królewskich" nie tak wyobrażają sobie swoich kibiców. Dzisiaj na Santiago Bernabeu nie ma ogrodzenia pomiędzy murawą, a kibicami, nie ma siatek, są same miejsca do siedzenia. Jednak tak dzieje się na większości stadionów w całej Europie. I tylko widowisko na tym cierpi. Bo na trybunach nie ma już takiego dopingu. Kiedyś narzekał na to Roy Keane. Według Irlandczyka kibice Manchesteru zamiast dopingować, zajadają się frytkami i chipsami. Niestety, ta moda dotarła już do Madrytu. I dzisiaj królowie futbolu - Ronaldo, Zidane, Figo, Raul - nie zawsze mogą liczyć na dodający skrzydeł doping. Może teraz o tym, z kim trzymają kibole Merengues. Dwa lata temu temu w rozgrywkach Ligi Mistrzów jednym z przeciwników klubu z Madrytu była ekipa Emmanuela Olisadebe. Na trybunach panowała prawdziwa sielanka. Dlaczego? Ponieważ fani Realu trzymają sztamę właśnie z Panathinaikosem Ateny. To nie jedyna przyjaźń kibiców Realu. Dobre stosunki mają także z fanami Ferencvarosou Budapeszt, Olympique Lyonu (tylko Ultras Sur) oraz Vikinga Salerno. W Hiszpanii pokój jest z Realem Betis Sewilla oraz Espanyolem Barcelona (tylko Ultras Sur). Z drugiej strony najwięksi przeciwnicy to FC Barcelona i Atletico Madryt. To są mecze, kiedy kibole mogą pokazać, "na co ich stać". Przed spotkaniem z ekipą z Katalonii w sezonach 1999/2000 oraz 2000/01 cały stadion utonął w olbrzymich białych kartonikach trzymanych przez każdego kibica Realu. Coś niesamowitego! Do historii przeszły już także powitania na Camp Nou znienawidzonego Luisa Figo, który zdradził Barcę właśnie dla Realu. Na budynkach w Barcelonie można na każdym kroku znaleźć napisy typu: "Figo juda$".
9. NAWIĄZENIE DO LAT ZA PANOWANIA KLUBEM SANTIAGO BERNABEU
Legendarny prezes królewskich z lat 1943-78 Santiago Bernabeu, za którego panowania Real zdobył 33 tytuły w tym 5 Pucharów Europy zapoczątkował wielkie szaleństwo transferowe, które przechodziło z jednego prezesa na drugiego. Zaczął od Zamory, a potem, co rok trafiał do Madrytu, choć jeden wybitny piłkarz o światowej renomie. Można tę sytuację porównać do obecnej, której głównym bohaterem jest, Florentino Perez. Kibice oszaleli na punkcie Realu wywierając niesamowitą presję na włodarzach klubu, by kupowali nie licząc się z kosztami, wielkie gwiazdy. Także nie liczył się z nimi poprzedni prezes Realu Lorenzo Sanz i narobił prawie 200 milionów euro długów! O oszczędzaniu nikt nawet nie chciał słyszeć. Gdy dwa lata temu Florentino Perez zaczął kandydować właśnie na stanowisko prezesa wystarczyło, że powiedział kibicom: "Kupię wam Luisa Figo. A jeśli mi się nie uda, to do końca sezonu kasy biletowe będą zamknięte." Chciał tym powiedzieć, że kibice będą mogli przychodzić na mecze bez konieczności kupowania biletów! To wystarczyło. Perez wygrał wybory i słowa dotrzymał. A kibiców ucieszyło nie tylko to, że do ich drużyny trafił jeden z najlepszych piłkarzy świata, ale przede wszystkim, że wyrwano go śmiertelnemu rywalowi, Barcelonie. Był to wtedy najwyższy transfer świata (około 70 milionów euro, razem z opłatami pośredników, adwokatów i podatków), ale opłacało się. Po czteroletniej przerwie Real odzyskał mistrzostwo Hiszpanii. Długi rosły, a tymczasem prezes obmyślał nowy rekordowy transfer. Wreszcie latem ubiegłego roku, następny najlepszy piłkarza świata, (kto wie czy nie w historii piłki nożnej), Francuz Zinedine Zidane trafił na Estadio Santiago Bernabeu. Wydano za niego ponad 80 milionów euro! Florentino Perez został nawet porównany do Santiago Bernabeu! Bowiem to, co później uczynił nazwano majstersztykiem! Zbawieniem dla klubowych finansów okazało się sprzedanie miastu terenów miasteczka sportowego. Suma prawie czterysta milionów euro pozwoliła nie tylko opędzić się przed najbardziej uciążliwymi wierzycielami, ale zostaje inwestowana w kolejnych wielkich piłkarzy. Przed rokiem przyszedł Ronaldo teraz Beckham. Wypada zapytać, kto następny? Henry? Ronaldinho? Ballack? A może ktoś inny? Bo Real ma grać jeszcze piękniej i skuteczniej niż w minionych latach. Czy to w ogóle możliwe? W przypadku tego klubu - wszystko jest możliwe! Niektórzy nawet już odważyli się powiedzieć "Real Madryt nie ma najpiękniejszych lat za sobą, lecz właśnie je przeżywa." Przyznam się, że ja myślę podobnie. Jednak takiego meczu jak Real - Eintracht 7:3 chyba już nie zobaczymy...
Autor:luki