Wadowice
W chwili porodu matka poprosiła akuszerkę,
By ta otworzyła okno. Z pobliskiego kościoła
Dobiegały dźwięki odprawianego właśnie
Nabożeństwa majowego. Przy ich akompaniamencie
Urodził się przyszły papież Jan Paweł II.
Przyszedł na świat 18 maja 1920 roku.
W dniu, kiedy marszałek Józef Piłsudski
Powrócił triumfalnie z frontu ukraińskiego do Warszawy.
Był drugim synem Karola Wojtyły seniora i Emilii z Kaczorowskich. W księgach parafialnych kościoła Ofiarowania Najświętszej Marii Panny (tom IV, lata 1917-1927) zanotowano, że został ochrzczony 20 czerwca 1920 roku i otrzymał imiona Karol Józef. Karol po ojcu, Józef po marszałku Piłsudskim, Józefie z Nazaretu i swoim wuju. Rodzicami chrzestnymi byli sklepikarz Józef Kuśmierczyk i Maria Wiadrowska.
„Z wielkim wzruszeniem przybywam dzisiaj do tego miasta, w którym się urodziłem – do parafii, w której zostałem ochrzczony i przyjęty do wspólnoty Kościoła Chrystusowego, do środowiska, z którym związałem się przez osiemnaście lat mojego życia, od urodzenia do matury” – mówił Papież, witając ze łzami w oczach rodzinne Wadowice podczas pierwszej pielgrzymki do Polski 6 czerwca 1979 roku.
Rodzina Wojtyłów żyła skromnie, utrzymując się z pensji ojca, który pracował jako urzędnik w Rejonowej Komendzie Uzupełnień. Matka pracowała dorywczo jako szwaczka i zajmowała się dziećmi. Brat Edmund, zwany w domu Mundkiem, starszy od Karola o 14 lat, pobierał nauki w wadowickim gimnazjum, a później studiował medycynę w Krakowie.
LOLEK JAKO MARTYNA
Nieopodal domu, w rynku, mieścił się gmach czteroletniej szkoły powszechnej. Gdy przyszły Papież ukończył 6 lat, rozpoczął tu naukę. Był chłopcem wesołym, utalentowanym i – jak większość rówieśników – każdą wolną chwilę lubił spędzać na powietrzu.
Latem grał w piłkę nożną. „Sport traktowaliśmy ambicjonalnie. Rozgrywki między klasami stanowiły wydarzenie, świętą wojnę. Pragnieniem i celem każdego z nas była wygrana.” Tak też traktował sprawę Karol. Najpierw grał na obronie. Miał nawet swój piłkarski pseudonim – Martyna (znany wówczas obrońca lwowskiej >>Pogoni<<)” – wspomina jeden z jego kolegów.
Najbardziej jednak – co sam wielokrotnie podkreśla – lubił stać na bramce. Do dziś koledzy wspominają: „Staraliśmy się mu strzelić gola, co było bardzo trudne, bo chłop był fest, ręce miał długie”.
Od małego kochał też Lolek sporty zimowe. Na początku fascynował się szybką jazdą na sankach ze stromej góry, „żeby świszczało w uszach”. Próbował też hokeja, ale z opłakanym skutkiem: z tamtych czasów pozostał mu ślad po rozcięciu łuku brwiowego w wyniku upadku na lód. Nieco później zaczął jeździć na nartach. Były to właściwie wędrówki po okolicy na deskach, wzdłuż rzeki Skawy lub po pobliskich pagórkach. „Zbudowaliśmy skocznię, na której osiągaliśmy odległości aż... sześciu metrów” – wspomina Karol Poliwka w książce „Papież, jakiego nie znamy”.
ZGASŁE KOCHANIE
Na beztroskę dzieciństwa rzucała cień choroba matki. Była kobietą niedomagającą i słabą. I choć opieka na młodszym synem sprawiała jej wiele trudności, wiązała z nimi ogromne nadzieje. „Mój Lolek zostanie wielkim człowiekiem” – mawiała.
13 kwietnia 1929 r. Emilię zabrano do szpitala. Lolek był wówczas w szkole, a gdy wrócił do domu, sąsiadka, a za razem jego nauczycielka powiedziała: „Twoja matka umarła”
Miała 45 lat. W świadectwie zgonu jako przyczynę śmierci podano „zapalenie serca i nerek”. Po latach Karol napisze wzruszającą strofę „Nad Twoją białą mogiłą, o matko, zgasłe Kochanie – za całą synowską miłość modlitwa : Daj wieczne odpoczywanie”.
Dzień po pogrzebie Lolek wraz z bratem i ojcem udali się na pielgrzymkę do sanktuarium maryjnego w Kalwarii Zebrzydowskiej.
Zarówno wówczas, jak i później było to dla niego miejsce szczególne. We wszystkich ważnych i trudnych momentach życia swojego i Kościoła udawał się tam, by w ciszy i spokoju oddawać się medytacji. Po śmierci matki po raz pierwszy właśnie nauczycielka zauważyła, że Lolek zamknął się w sobie, szukając ucieczki w książkach i modlitwie. Koledzy wspominają, że pytany o matkę, mówił : „Została wezwana przez Boga”.
OPIEKUN, PRZYJACIEL, NAUCZYCIEL
Pocieszeniem dla dziewięcioletniego Karola był brat. Wprawdzie studiował w Krakowie, ale gdy tylko przyjeżdżał do domu, każdą chwilę spędzali razem: grali w piłkę, chodzili w góry. Ale już trzy lata później wydarzyła się następna tragedia. W wieku zaledwie 26 lat Mundek zmarł nagle, gdyż jako lekarz szpitala w Bielsku zaraził się szkarlatyną od pacjentki. Był to dla Lolka wielki wstrząs.
Ojciec ze wszystkich sił pragnął wynagrodzić mu to podwójne sieroctwo. Nie tylko prowadził dom, robił zakupy, gotował czy prał. Był też, a może przede wszystkim, największym przyjacielem chłopca. Starsi ludzie w Wadowicach wciąż pamiętają ojca i syna idących do szkoły, na obiad do jadłodajni „U Banasia”, a niedzielną mszę.
Rzymski Student
„Z tych wszystkich podróży i spotkań wyniosłem szacunek dla pracy apostolskiej, a nawet pewien podziw dla tych kapłanów, którzy z wielką determinacją poszukiwali zdechrystianizowanych ośrodków, pracując w nich jako księża-robotnicy, by w ten sposób zaznaczyć swoją obecność wśród tych, których Kościół utracił” – wspominał na początku lat 80. Jan Paweł II
BEZ SUTANNY
Jako kleryk i kandydat na kapłana, Wojtyła otrzymał pozwolenie na pełnienie niektórych posług duszpasterskich, jak np. udzielanie chrztu , namaszczanie chorych czy też prowadzenie niektórych nabożeństw. Nie mógł jednak – ze względu na konspirację – nosić sutanny.
Wkrótce został zaproszony wraz z innym seminarzystą, Franciszkiem Koniecznym, do codziennego porannego asystowania do mszy celebrowanej przez Sapiehę w jego prywatnej kaplicy. Trwało to przez dwa lata. Po mszy obaj klerycy zawsze jedli z arcybiskupem śniadanie.
Późną jesienią 19444 roku Karol przyjmuje z rąk Sapiehy tonsurę, czyli poddaje się postrzyżynom i od tej pory nosi niewielki wygolony krążek na ciemieniu. Była to część ceremonii przyjęcia do stanu duchownego, którą zniósł papież Paweł VI w 1973 roku.
CAROLUS WOJTYŁA NEORPESBYTER
1 listopada 1946 roku Książę Metropolita kardynał Sapieha osobiście wyświęca Karola Wojtyłę na księdza. W Dzień Zaduszny świeżo upieczony ksiądz odprawił mszę prymicyjną w Krypcie św. Leonarda na Wawelu. W tym doniosłym wydarzeniu towarzyszył mu jako „manuductor” czyli „prowadzący za rękę” ksiądz Kazimierz Figlewicz, któremu jeszcze w Wadowicach ministrant Lolek służył do mszy.
Biskup Krakowa
„- Lolek biskupem? Hm, hm, to już tak daleko?
A mnie się ciągle wydaje, że nie tak dawno
Z Mundkiem nosiliśmy tego malucha nad Skawę”
- powiedział Józef Homme, szkolny kolega Edmunda,
starszego brata Karola, na wieść o nominacji
księdza Wojtyły na biskupa pomocniczego w Krakowie
Był upalny sierpień 1958 roku. Wuj Karol spływał z przyjaciółmi w swoim „kaloszu” Łyną na Mazurach, kiedy do obozowiska przy plebanii w Świętej Lipce przyszła wiadomość z Warszawy, że księdza Wojtyłę wzywają pilnie na rozmowę do prymasa Wyszyńskiego do Krakowa.
NIE MA POWODU BY LIKWIDOWAC WUJKA
Studenci, radujący się tym awansem, a jednocześnie smucąc, że stracą przyjaciela i ulubionego nauczyciela, zanieśli go na rękach do autobusu. Wojtyła, żegnając się ze swoją paczką, obiecał powrócić jak najszybciej, już w niedzielę, by odprawić mszę. U Prymasa zjawił się opalony i tryskający energią.
Czekając na nocny pociąg do Krakowa, nominowany na biskupa 38-latek w sfatygowanej sutannie zajrzał do warszawskiego domu sióstr urszulanek. Wszedł do pustej kaplicy i modlił się, leżąc na podłodze. Po kilku godzinach zaniepokojona siostra spytała, czy nie zechciałby zjeść kolacji. Nieznajomy odparł: „Mam pociąg do Krakowa dopiero po północy. Pozwólcie mi tu pobyć. Mam dużo do pomówienia z Panem Bogiem. Nie przeszkadzajcie”.
Ale po kilku dniach znów przywdział turystyczny strój i był wśród swoich studentów. Zapytany, czy nadal będzie ich Wujkiem, odpowiedział bez namysłu: „Nie ma powodu, żeby Wujek został zlikwidowany”. I pływał z nimi aż do roku 1978, kiedy to – jak sam powiedział – przesiadł się z kajaka na Łódź Piotrową.
CAŁY TWÓJ
Uroczystą sakrę biskupią Karola Wojtyła otrzymała 28 września 1958 roku, w święto św. Wacława, w katedrze wawelskiej. Konsekratorami byli administrator apostolski archidiecezji krakowskiej, arcybiskup metropolita Iwowski Eugeniusz Baziak, biskup opolski Franciszek Jopp oraz biskup Bolesław Kominek z diecezji wrocławskiej.
FILOZOFIA NARCIARSKA
W ścisłym gronie współpracowników z Lublina wyjeżdżał też na narty. Towarzyszyli mu wówczas ks. Tadeusz Styczeń, księża profesorowie Stanisław Nagy, Ignacy Różycki, Marian Jaworski – właściwie cała katedra KULU z wyjątkiem ks. Andrzeja Szostka. „Jędruś, musisz się koniecznie nauczyć jeździć na nartach, bo nie możesz brać udziału w najważniejszych posiedzeniach katedry” – mawiał do kolego ksiądz profesor Wojtyła.
Podczas tych wypraw profesorowie wymieniali informację o wydarzeniach z życia katedry i dyskutowali nad pracami z zeszytów „Roczników Filozoficznych Kul”, których biskup Wojtyła był redaktorem naukowym.
Historyczne Konklawe
16 października 1978 roku o godzinie 18.18 z komina nad
Kaplicą Sykstyńską uniósł się biały dym. Wkrótce
Oszołomiony świat poznał nowego Następcę Piotra – papieża
Z dalekiej Polski, który jako chłopak powiedział w obecności
Kardynała Sapiehy, że wcale nie zamierza zostać księdzem.
29 września 1978 roku tuż po godz. 5 rano siostra Wincenta znalazła papieża Jana Pawła I martwego w jego sypialni. Po 33 dniach urzędowania zmarł – wedle oficjalnego komunikatu – na zawał serca.
Polski kardynał Karol Wojtyła poleciał do Rzymu w towarzystwie prymasa Stefana Wyszyńskiego na pogrzeb i drugie tego roku konklawe.
Przed odlotem do Rzymu Wojtyła spędził dzień w Warszawie. Wziął udział w obradach Konferencji Episkopatu, a wieczorem czytał doktorat ks. Andrzeja Szostka, swojego studenta z Lublina. Rankiem jedna z sióstr urszulanek, u których zwykł się zatrzymywać, zagadnęła: „Nie wiem, czego mam życzyć Eminencji: by powrócił, czy by tam został?”. ”W naszym życiu jest tyle spraw, o których nic nie wiemy, siostro. Jedynie Bóg wie o naszym życiu wszystko” – miał odpowiedzieć kardynał.
111 SPRAWIEDZLIWYCH
Po pogrzebie, który odbył się 4 października, nastąpił dziesięciodniowy, najkrótszy z możliwych, wymagany przepisami Konstytucji Apostolskiej okres, poprzedzający kolejne konklawe. Dla 111 kardynałów, mających wziąć udział w elekcji, był to czas przeglądu kandydatów, budowy sojuszu i poszukiwania większości koalicji. Przy okazji niezliczonych prywatnych obiadów w rezydencji duchownych lub restauracjach, spacerach i spotkaniach, purpuraci na wszystkie sposoby rozważali każdą kandydaturę, tworząc podwaliny przyszłych wyborów.
Wojtyła każdą wolną chwilę spędzał na wypadach w okolice Rzymu, nie zaniedbując również nieoficjalnych spotkań. Któregoś dnia kardynał Franz Knig z Wiednia, wieloletni przyjaciel i główny motor kampanii na rzecz jego wyboru, zaprosił Go do ekskluzywnej restauracji, prowadzonej przez zakonnice z Azji i Afryki. W taksówce miał powiedzieć kierowcy: „Jedź ostrożnie. Wieziesz przyszłego papieża”.
W piątek rano, 13 października, kardynałowie zebrali się, by losować cele obok Kaplicy Sykstyńskiej, w których mieli mieszkać podczas konklawe. Na ten czas zupełnego odosobnienia od świata zewnętrznego wolno im się kontaktować jedynie między sobą. Zabronione jest posiadanie radioodbiorników i radiotelefonów. Nawet okna w celach zabija się deskami i zaciemnia.
CELA NR 91
W dniu rozpoczęcia konklawe uczestnicy uroczyście przysięgają, że nie zdradzą żadnych informacji o przebiegu głosowania, a jeśli słowa nie dotrzymają, przyjmą „ciężkie kary wedle uznania przyszłego papieża”. Dotyczy to także służby, kucharzy i pracowników technicznych. Ale chyba kary nie są tak straszne, bo od czasu do czasu ktoś dyskretnie uchyla rąbka tajemnicy.
Karol Wojtyła wylosował celę nr 91. Żelazne łóżko, prosty stół i krzesło, miednica do mycia i dzbanek na wodę – to całe wyposażenie celi. Na dziesięciu książąt Kościoła, zwykle w podeszłym wieku, przypada jedna toaleta i łazienka, pod którą często trzeba czekać w kolejce. Ale i ona bywa wykorzystywana do agitacji przed głosowaniem.
CZARNY DYM
Początkowo wśród kandydatów pojawiały się nazwiska wyłącznie włoskich faworytów, m.in. konserwatywnego kardynała Giuseppe Siriego z Genui (który trzykrotnie już przegrywał wybory – w 1958 r. Z Janem XXIII, w 1963 z Pawłem VI oraz z Janem Pawłem I), Giovanniego Benelli z Florencji (uchodzącego za światowego liberała) oraz wpływowego przewodniczącego papieskiej Komisji do spraw Opieki Duszpasterskiej nad Emigrantami – Sebastiano Baggio.
Pierwszego dnia, po dwóch rannych i dwóch popołudniowych głosowaniach, nikt nie osiągnął wymaganej liczny dwóch trzecich głosów plus jednego (czyli 75). Kardynał Wojtyła dostał 5 głosów. Z komina w narożnym oknie Kaplicy Sykstyńskiej unosił się czarny dym, uzyskiwany ze spalania mokrej słomy.
HABEUS PAPAM!
Po siódmym głosowaniu Wojtyła prowadzi, jednak brakuje mu wymaganej większości. Wtedy do ofensywy włącza się kardynał John Król z Filadelfii, któremu udaje się przekonać do Wojtyły Amerykanów, i niemiecki teolog Joseph Ratzinger, który namawia swoich – dotąd niechętnych – rodaków.
Udaje się też pozyskać głosy purpuratów z Ameryki Łacińskiej i Afryki. Ale prawdziwym przełomem okazuje się oświadczenie kardynała Sebastiana Baggio, który opowiada się otwarcie za Wojtyłą. W ślad za nim idzie wielu Włochów.
Przed godziną17 sekretarz stanu i kamerling Jean Villot zarządza ósmą kolejkę. Napięcie wśród zgromadzonych pod freskiem Michała Anioła „Stworzenie Świata” sięga szczytu. Kenig wspominał, że „kiedy liczba głosów oddanych na niego osiągnęła połowę wymaganych, Wojtyła odrzucił pióro i wyprostował się na krześle. Był czerwony na twarzy. A potem ujął głowę w dłonie... „Odniosłem wrażenie, że jest całkowicie oszołomiony. Potem padła ostateczna liczba głosów...”. Kiedy kardynał Wojtyła słyszy, że głosowało na niego 94 kardynałów, zaczyna szybko pisać.
Potem słucha lekko zmieszany łacińskiego zapytania kardynała Villota: „Czy zgadzasz się?” i po chwili odpowiada już odprężony: „W posłuszeństwie wiary wobec Chrystusa, mojego Pana, zamierzając Matce Chrystusa i Kościoła – świadom wszelkich trudności – przyjmuję”. To oświadczenie przygotował po rozmowie z Wyszyńskim.
Następnie w hołdzie dla swych poprzedników przybiera imię Jan Paweł II i udaje się za odpowiedzialnym za organizację wyborów Cesare Tassim do białego pokoiku, gdzie przebiera się w papieskie szaty (przygotowane w trzech rozmiarach). Wysportowany, mierzący blisko 180 cm wzrostu taternik przywdziewa największe.
Po powrocie do kaplicy przyjmuje od kardynałów przysięgę wierności. Każdy podchodzi i pada na kolana. Gdy przychodzi kolej na Wyszyńskiego, Papież wstaje, obejmuje i przytula go do siebie. Kardynałowie intonują „Te Deum laudamus” („Ciebie Boga wysławiamy”). W tym czasie z pieca na tyłach Kaplicy Sykstyńskiej bucha biały dym, a na Placu Św. Piotra wśród czekających w napięciu wiernych podnosi się radosna wrzawa. O godzinie 18.44 na plac wkracza Gwardia Szwajcarska, a na centralnym balkonie wychodzącym na plac, pojawia się kardynał Pericle Felici i woła: „Oznajmiam wam radosną nowinę. Habemus Papam!- mamy papieża!”. A gdy 200-tysięczny tłum przycicha, dodaje: „Carolum Sancate Romanae Ecclesiae Cardinalem Wojtyla... Ioannem Paulum Secundum!”
Z DALEKIEGO KRAJU
Na placu zapada cisza. Później w zdumionym tłumie pojawiają się szepty: „Czy to Murzyn?”. Ktoś mów: „To Polak!”. W końcu nowy papież pojawia się w oknie, w czerwonym ornacie, z paliuszem na piersiach i uśmiechem na twarzy. Mówi po włosku z nienagannym akcentem: „...Najwybitniejsi kardynałowie powołali nowego biskupa Rzymu. Powołali go z dalekiego kraju, z dalekiego, ale jednocześnie jakże bliskiego poprzez komunię w chrześcijaństwie wierze i tradycji (...). Nie wiem, czy będę umiał dobrze wysłowić się w waszym ... naszym języku włoskim. Gdybym się pomylił , poprawcie mnie”.
W tym samym czasie kapelan i sekretarz Karola Wojtyły, Ksiądz Stanisław Dziwisz, dyskretnie udaje się do Kolegium Polskiego na Piazza Reuria, skąd zabiera jego walizeczkę i przenosi ją do Pałacu Apostolskiego, gdzie nowy papież spędzi swoją pierwszą noc.