Parę dni temu, zupełnie przypadkowo, natknąłem się w jednej z telewizji muzycznych na klip "Return To Innocence" Enigmy. Całe lata interesowało mnie, kto śpiewa charakterystyczny motyw przewodni z tego utworu. I jakież było moje zdziwienie, gdy dowiedziałem się, że umieszczona w utworze wokaliza jest... Samplem. W ręce Cretu, człowieka stojącego na czele wspomnianego wcześniej projektu ethnic fusion, wpadła taśma z pieśnią wietnamskich Aborygenów, zatytułowaną - z angielska - "Song Of Joy (Jubilant Drinking Song)", wykonaną przez niespełna osiemdziesięcioletnich w chwili nagrania utworu Kuo Ying-nana i Kuo Hsiu-chu. Pieśń ta wykonana jest w ich plemiennym języku - który istnieje tylko w mowie, nie posiada jakiegokolwiek zapisu. Michel Cretu pociął wokale, które dla przeciętnego człowieka, nie będącego po jakichkolwiek studiach antropologicznych, stanowią jedynie zwykłe zaśpiewy, nie posiadające większego sensu, i podłożył pod nie tło muzyczne, zagrane niemalże w całości na syntezatorach, nie pytając oryginalnych wykonawców o zgodę. Całe zdarzenie znalazło swój finał w sądzie. Wietnamczycy wytoczyli muzykowi proces, w wyniku którego otrzymali część zysków z płyty [co stanowiło całkiem sporą sumę pieniędzy, gdyż płyta Enigmy rozeszła się w kilkudziesięciu milionach kopii na całym świecie], oraz wystąpili wraz z Cretu na igrzyskach olimpijskich w Atlancie, w 1996 roku - co z kolei było nie lada wydarzeniem, gdyż Enigma z reguły nie występuje na żywo - jest projektem wypowo studyjnym. Z jednej strony - nie ma co się dziwić, że Michel Cretu unika koncertów jak ognia - odegranie większości kawałków z repertuaru jego zespołu wymagałoby iście cyrkowej zręczności kilkunastu [conajmniej!] muzyków, plus chóru - z drugiej zaś strony nawet takie rzeczy są możliwe, wystarczy choćby popatrzeć na koncerty supergrup funkowych, których okres największej popularności przypadał na pierwszą połowę lat '70-tych - w zespołach takich jak Parliament czy Funkadelic w jednej chwili na scenie idealnie współgrało ze sobą kilkunastu muzyków.
Zdumiewającym jest również fakt, iż dziesięć lat temu - w 1994 roku, gdyż wtedy właśnie wyszedł singiel oraz płyta, będące sprawczyniami całego zamieszania - utwór utrzymany w konwencji new ageethnic fusion miał szansę stać się - i stawał się - ogromnym, światowym przebojem. Nawet w trzy lata później europejskie rynki był w stanie podbić utwór czysto operowy - "Time To Say Goodbye" duetu Sarah BrightmanAndrea Bocelli - największy przebój 1997 roku wielu państw Europy.
A dzisiaj. . . ? Wszędobylski zalew pop-rapu, hiphopolo, reggae-popu [bo taki Sean Paul to już na miano "raggamuffin" czy "dancehall", po kolaboracjach z popowo-soulową Beyonce Knowles, czy eksgwiazdą filmów porno, Blue Cantrell, nie zasługuje] i innej tandety, której wykonawcy - zapewne dla zwiększenia sprzedaży swoich płyt i poszerzenia targetu - dumnie określają graną przez siebie muzykę jako "hip-hop", bardziej temu gatunkowi muzycznemu szkodąc, aniżeli pomagając.
Klip do "Return To Innocence", to klip fenomenalny - zrealizowany minimalnymi środkami, przedstawia różne sceny z życia ludzi - w większości wiejskich - odtwarzane od tyłu. I tak mamy tu postrzyżyny chłopca, którego włosy unoszą się z podłogi, i - przyklejane magiczną siłą nożyczek - wracają na jego głowę, mamy starca, który wyciągając kiście winogron z kosza przyczepia je z powrotem do winorośli, oraz kilkanaście innych, chwytających za serce - w połączeniu z fenomenalną muzyką - scen. Teledysk wyreżyserowany przez mało znanego twórcę Juliena Temple okazuje się być dużo lepszym, niż najnowsze teledyski Britney Spears, OutKasta czy Busta Rhymesa, pełne grafiki wygenerowanej komputerowo, efektów specjalnych za miliony dolarów, setek ujęć w ciągu minuty, oraz przedstawicielek płci pięknej, których średnia wieku rzadko przekracza 20 lat. Szkoda, że współcześni tuzowie teledysków tacy jak Paul Hunter, Nigel Dick, czy Hype Williams, stawiają zwłaszcza na te ostatnie - zamiast na oryginalność i pomysł. Dochodzi nawet do tego, że piosenkarze - choć w przeważającej większości chodzi o piosenkarki - decydują się na pokazanie w stroju Ewy - vide "Thank U" Alanis Morissette, wyreżyserowane przez Stephane'a Sednaoui, znanego choćby z klipów Red Hot Chili Peppers, czy ostatni klip "Everytime" Britney Spears. Tak, jak co do pierwszego klipu nie można mieć żadnych wątpliwości - nagość była tam środkiem artystycznego wyrazu, tak co do drugiego klipu można odnieść wrażenie, jakoby był on desperacką próbą ratowania dość mocno podupadającej kariery eksgwiazdy "The Mickey Mouse Club".
Tonący brzytwy się chwyta. . . ?