Pewnej nocy słońce świeciło wraz z osiedlowymi latarniami. Gdzieniegdzie można było usłyszeć pohukiwanie sumosów(w czasach kiedy rozgrywa się nasza opowieść, naukowcy prowadzili bardzo wiele różnych eksperymentów. miedzy innymi łączeniem różnych gatunków zwierząt, np. Sumosowa to połączenie suma z sową).
W jednym z domów zapaliło się światło. To jego mieszkanka poszwędała się do kuchni, aby napić się tęczowego mleka z papugi("Pokoloruj swe życie barwami zdrowia!" - głosiło hasło reklamowe tego produktu - kolejnego wynalazku pomysłowych naukowców). Ta mieszkanka właśnie spoglądała przez okno(konkretnie w okno sąsiadów, gdzie ich robopies znowu zaatakował SuperHiperLodówkę), kiedy w jej ogródku wylądowało 'coś'. Owe 'coś' wyglądało dość niezwykle( w czasach, gdy rzeczy typu: robozwierzaki, SuperHiperSprzętyAGD, wąglik w słoikach po konfiturach dla obrony własnej było czymś normlanym i codziennym, trudno wyobrazić sobie coś 'dziwnego'). Oślepiające światła, huk i... nagle przed oczyma kobiety ukazał się latający spodek.
Dużo się ostatnio mówiło w środkach masowego przekazu, że coraz więcej na naszej planecie jest nielegalnych emigrantów z kosmosu, ale nigdy żaden nie przyszwędał się aż tu - na normalne, spokojne osiedle.
Nasza bohaterka spodziewała się zielonych ufoludków z zilonm czułkami i równie zielonymi palczatkami jak cała reszta ciała. Ale zamiast bardzo zielonego ufoludka, z dziwnego pojazdu wyszedł Zmutowany Żuk.
"O! To jeden z tych zmutowanych zwierząt, którymi ostanio zajmują sie nasi pomysłowi naukowcy"-pomyślała. - "pewnie uciekł z SuperHiperLaboratorum."
Zmutowany Żuk perfidnie wdreptał gdzie znjadowała się mieszkanka.
-Cześć! - powiedział Zmutowany Żuk 0 jestem ZŻ i mam zamiar zawładnąć światem tych nieszczęsnych, niewdzięcznych, pomysłowych naukowców. W ogóle - wszystkich ludzi.
"Zmutować to i oni może go zmutowali, ale chyba zapomnieli o głosie."- powiedziała obie w mysli kobieta.
Faktycznie. Głos ZŻ troche nie pasował do jego postawy.
- Ty będziesz moją pierwszą ofiarą! - oświadczył jej ZŻ, nie czekając na żadną odpowiedź.
- Cooooo?! - odrzekła nieco zdenerwowana mieszkanka. Z kuchennej szuflady wyjęła rakietę atomowa i wycelowała w ZŻ - ty chcesz mieć mnie na własność?! Chyba sobie kpisz! - te słowa zostały wykrzyczane tak, że chyba ułyszało je całe osiedle. - Nikt... rozumiesz? NIKT NIE BĘDZIE MNĄ RZĄDZIĆ! JASNE?! JA JESTEM KOBIETĄ NIEZALEŻNĄ! CO ONACZA, ŻE ŻADEN FACET NIE BĘDZIE MNĄ WŁADAŁ!I NIE BĘDZIE SIE MNĄ RZĄDZIŁ!
Po tych słowach ZŻ cofnął się nieśmiało i powiedział:
- To zawładnięcie światem jest trudniejsze niż myślałem... chyba zajme się akwizytorstwem...
-Tak! to chyba będzie najlepszy pomysł. przynajmniej zrobisz coś pożytecznego. - rzekła.
po tych słowach ZŻ i kobieta pożegnali się. ZŻ odszwędał się do dzrzwi. a kobieta dokończyła szklanke mleka. spotkali sie dopiero po pól roku, gdy ZŻ, jako akwizytor, oferował naszej mieszkance nowy wynalazek pomysłowych naukowców: SuperHiperKuchenkę. "nie muisz gotować. ona ugotuje za ciebie!" - brzmiała zacheta Zż