Święty Wojciech (Adalbert) urodził się około 956 roku. Zmarł śmiercią męczeńską 24. 04. 997 roku. Jego życie nie było pasmem zwycięstw, nie wsławił się wieloma świetnymi czynami, żadne źródła również nie wspominają o cudach z Jego udziałem. Życie świętego Wojciecha może wydawać się przeciętne, mało ciekawe, czy nawet nieudane. Jednak do świętego Wojciecha przyznają się trzy państwa: Czechy, w których się urodził, Polska, której jest jednym z trzech patronów oraz Węgry, gdzie udzielał bierzmowania świętemu Stefanowi. Do kultu jego osoby przyznaje się również większość państw europejskich. Dlaczego tak się dzieje? Właśnie w tej pracy postaram się udzielić odpowiedzi na to pytanie i jednocześnie przybliżyć jego osobę.
Na początku trzeba pamiętać, że w tamtych czasach nie powstawały tak liczne źródła dotyczące wewnętrznego życia świętych jak dziś. Nie pisali oni również pamiętników. Dlatego też w sprawie Jego świętości musimy uwierzyć ludziom, którzy go znali i podziwiali, a także faktowi Jego męczeńskiej śmierci. Jego życie przedstawione zostało również na drzwiach gnieźnieńskich, które są jednym z największych dzieł sztuki w średniowiecznej Polsce.
Wojciech, jak już wspominałem, urodził się około 956 roku w Libicach, położonych u ujścia Cydliny w Czechach, w książęcym rodzie Sławnikowców. Kształcił się w Magdeburgu pod opieką arcybiskupa Adalberta i to ku Jego czci przyjął Wojciech swoje drugie imię podczas bierzmowania. Bardzo młodo, bo już w wieku 27 lat zostaje biskupem Pragi. Po pięciu latach bezowocnej walki o wprowadzenie podstawowych zasad życia chrześcijańskiego, celibatu u duchownych oraz walki o zniesienie handlu niewolnikami Wojciech poprosił papieża Jana XV o zwolnienie go z obowiązków biskupa. Wracając do kwestii handlu niewolnikami trzeba nadmienić, że walka ta jest ujęta na ósmym obrazie drzwi gnieźnieńskich, na którym to widać Wojciecha strofującego księcia. Z tym to obrazem związana jest jedna z legend, która mówi jak to pewnego razu śpiącemu Wojciechowi objawił się Chrystus mówiąc do niego: \"... Oto Ja znów sprzedawany jestem Żydom, a Ty chrapiesz?...\"
Powracając do sprawy odwołania Wojciecha ze stanowiska biskupa, papież Jan XV pozytywnie odniósł się do Jego prośby proponując mu jednocześnie schronienie się w jakimś miejscu poświęconym kontemplacji. Wojciech, przychylając się do propozycji papieża udaje się do klasztoru Monte Cassino. Po pewnym czasie, odkrywając spisek przeciwko biskupowi diecezjalnemu, opuszcza klasztor i za radą świętego Nila udaje się do benedyktyńskiego klasztoru pod wezwaniem świętych Bonifacego i Aleksego w Rzymie. Tam to właśnie w Wielką Sobotę 990 lub 991 roku przyjmuje habit zakonny.
Żywoty Świętego Wojciecha mówią, że właśnie w tym klasztorze, bez brzemienia odpowiedzialności, Wojciech odzyskuje spokój wewnętrzny. Łatwo też poddaje się regule klasztornej, jest przykładem posłuszeństwa, okazując jednocześnie pokorę i ducha modlitwy. Jest również przykładem oczytania i zainteresowań umysłowych, zwłaszcza z zagadnień filozoficzno- moralnych.
W roku 992 w Pradze umiera zastępca Wojciecha na biskupstwie, Folkod. Czechy, rozbite wewnętrznie i tracące ziemie, uważają, że Wojciech będzie najlepszym i najsilniejszym sprzymierzeńcem w staraniach o odzyskanie strat. Wysyłają, więc poselstwo do Mongucji, a stamtąd do Rzymu, żądając jego powrotu. Papież Jan XV popiera żądania Czech, warunkowo wysyłając Wojciecha do Pragi. Przychylając się do życzenia papieża święty wraca do Pragi i zakłada tam klasztory pod wezwaniem Maryi Panny, świętego Benedykta oraz św. Bonifacego. Podejmuje też wysyłanie misjonarzy na Węgry. Nawiązuje również stosunki dyplomatyczne z dworem węgierskim, a legenda przypisuje mu nawet udzielenie królowi węgierskiemu świętemu Stefanowi sakramentów chrztu oraz bierzmowania. Dobry okres nie trwał jednak długo. Stosunki wewnętrzne kraju nie poprawiają się, a biskup znalazł się pośrodku rywalizujących ze sobą rodów. Kiedy zaprotestował przeciwko zamordowaniu kobiety, szukającej na terenie kościoła azylu wrogie stronnictwo zmusiło go do opuszczenia kraju. Następnie wrogowie palą gród rodzinny Wojciecha, Lubice oraz wymordowywują jego czterech braci wraz z ich rodzinami. W międzyczasie umiera papież Jan XV, a na jego miejsce wybrany zostaje Grzegorz V, który jest bliskim krewnym Ottona III- przyszłego cesarza rzymskiego. Po przyjeździe biskupa do Włoch, Wojciech wraz ze swoim przyrodnim bratem Radzimem wstępuje do klasztoru benedyktynów i w krótkim czasie zaprzyjaźnia się z nowo koronowanym cesarzem. Otton III zaczął biskupa zachęcać do działalności misyjnej. Po przemyśleniu propozycji Wojciech zgadza się z nim i uzyskuje pozwolenie papieża Grzegorza V na tą działalność.
Jesienią 996 roku biskup udaje się do Polski. Król Polski, Bolesław Chrobry przyjął na swoim dworze Wojciecha bardzo serdecznie, z pragnieniem zatrzymania go u siebie. Proponował mu nawet funkcję pośrednika w polskich misjach dyplomatycznych. Biskup jednak wyraził chęć pracy wśród pogan, mówiąc królowi, że chce wyruszyć do Prusów. Wiosną 997 roku, Wojciech wraz z bratem Radzimem, prezbiterem Boguszem (który znał język pruski) oraz eskortą 30 wojów Chrobrego udaje się do Gdańska, gdzie głosił ewangelię i udzielał sakramentów Pomorzanom. W kilka dni później łodzią udają się w dalszą podróż. 17 kwietnia 997 roku przypływają do wyspy u ujścia rzeki Pregoły. Po wyjściu na ląd biskup prosi wojów o oddalenie się twierdząc, że nie chciałby żeby wyprawa sprawiała wrażenie militarnej. Co było później trudno jest ustalić, jednak według legendy Wojciech nieświadomie naruszył zwyczaje religijne Prusów. Tłum tubylców rzucił się na misjonarzy z pięściami, a jeden z nich uderzył Wojciecha wiosłem w plecy, wytrącając mu psałterz z ręki. Misjonarze uciekając, przeprawili się na ląd i wieczorem trafili do jakiejś wsi. Wojciech tłumacząc, kim jest, zaczął wzywać od razu do nawrócenia. Jednak agresywna postawa tubylców zmusiła biskupa i jego towarzyszy do ucieczki aż nad brzeg morza. Po pięciu dniach ruszyli oni w dalszą drogę. Śpiewając psalmy przeszli przez las i wyszli na pola. Tam Radzim odprawił mszę i misjonarze przyjęli komunię świętą. Potem ruszyli dalej i po pewnym czasie zmęczeni drogą usiedli pod drzewem i zasnęli. Według Żywotów Świętego Wojciecha był to święty dąb pogański. Ścigający misjonarzy poganie właśnie pod tym dębem napadli na nich. Następnie związali ich, pobili, ale tylko świętego Wojciecha sześciokrotnie przebili włóczniami. Potem odcięto Wojciechowi głowę, wbili na żerdź, a przy zwłokach biskupa postawili straże. Innych misjonarzy puszczono wolno, tylko po to by powiadomili króla polskiego. Dokładne miejsce śmierci Wojciecha do dziś nie jest znane. Według różnych źródeł, zwykle podaje się okolice Elbląga i Tękit.
Według legendy Prusowie zażądali za ciało Wojciecha tyle złota ile on sam ważył. Król Polski wykupił ciało świętego, przewiózł do Gniezna, a następnie pochował z honorami. Wojciech już za życia był uważany przez braci zakonnych za świętego, a jego męczeńska śmierć oraz dzień tygodnia- piątek (dzień śmierci Jezusa Chrystusa) tylko potwierdziła tą opinię. Inicjatywa kanonizacji wyszła od cesarza Ottona III. Data kanonizacji nie jest znana, wiadomo jednak, że odbyła się przed 2. 12. 999r. Święto wyznaczono na dzień 23 kwietnia. Postanowiono też o stworzeniu dla Polski własnej metropolii poddanej opiece nowego patrona.
W marcu 1000 roku, Otton III odwiedził grób świętego Wojciecha, gdzie został obdarowany jego ramieniem. Część tej relikwii złożył on w Akwizgranie, a część w Rzymie, fundują jednocześnie kościoły pod wezwaniem nowego męczennika. W roku 1038 książę czeski, Brzetysław najeżdża na Polskę kradnąc relikwie świętego z Gniezna. Mają one po dziś dzień znajdować się w praskiej katedrze św. Wita. Na prośbę prymasa Polski, kardynała Augusta Hlonda, relikwia rzymska powróciła do Polski w roku 1928, gdzie została złożona w skarbcu gnieźnieńskim. Natomiast w katedrze gnieźnieńskiej można oglądać srebrny relikwiarz, w którym mają spoczywać jego relikwie. Które są prawdziwe- nie wiadomo, bo nie przeprowadzono dotychczas naukowych badań.
W ikonografii święty Wojciech przedstawiany jest zawsze w stroju biskupim. W ręku często trzyma księgę, rzadziej atrybuty jego męczeńskiej śmierci: włócznia, wiosło, topór. Tradycja przypisuje również autorstwo pierwszego hymnu Polski: Bogurodzicy. Święty Wojciech jak już wspominałem na początku tej pracy jest obok Matki Bożej i świętego Stanisława trzecim patronem naszego kraju. Poza tym jest patronem archidiecezji gnieźnieńskiej oraz diecezji gdańskiej koszalińsko- kołobrzeskiej i warmińskiej.
Reasumując powyższą pracę nasuwa się jeszcze jedno pytanie: Czy potrzebne było męczeństwo Wojciecha? Na to pytanie najlepiej odpowiedzieć słowami Prymasa Polski, kardynała Stefana Wyszyńskiego, które wygłosił podczas milenium chrześcijaństwa w Polsce w Gnieźnie 1966 roku:
\" (...) Mógł by Chrobry obronić Wojciecha na wybrzeżu gdańskim,
ale Wojciech nie chciał !!!
Chrystus mówił do uczniów swoich, którzy chcieli go bronić w ogrodzie Getsemani: Czy myślicie, że gdybym zechciał, to Ojciec Niebieski nie przysłałby mi ku obronie hufców anielskich?! Ale nie o to idzie!
Potrzeba było, aby Wojciech umarł na wybrzeżu bałtyckim. Dopiero takie ziarno owoc stokrotny przynosi. I my, Najmilsze Dzieci, umierając w Panu, jesteśmy błogosławieni. Żyjąc w Panu i błogosławiąc, gdy nam złorzeczą pokojem napełniamy ziemię i umacniamy rodzaj Boży (...)\"
Bibliografia:
1). A. W. Mikołajczak; "Księga Żywota Świętego Wojciecha" ;Gnieźnieńska Firma Wydawnicza Waldemara Kiełbowskiego; Gniezno, 1997 r.
2). Ksiądz K. Bukowski; "Słownik polskich świętych"; Oficyna Wydawnicza "Impuls"; Kraków, 1995
3). Ksiądz W. Niewęgłowski; "Leksykon polskich świętych";Wydawnictwa Naukowe PWN Warszawa 1999