Zawsze byłam odważna. Ale jeszcze kilka miesięcy temu nie przypuszczałam, że zdobędę się na to, aby pójść na cmentarz w nocy. Sama. Z błahego powodu. Bo chciałam tylko coś sprawdzić.
Synthia, bohaterka mojego ulubionego serialu fantasy, od którego zdaniem rodziców jestem uzależniona, przekonywała, że jako dziecko słyszała głosy dochodzące z trzeciego grobu obok wejścia na cmentarz. Nie miałam powodu jej nie wierzyć. Synthia, jako policjantka, zawsze mówiła prawdę. Ale opowiastka z głosami zza grobu wydała mi się dość nieprawdopodobna. W dodatku, dźwięki miały być słyszalne na każdym cmentarzu. Ale tylko o północy. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko ratować honor mojej idolki, gdyż wszystkich znajomych ucieszyła wieść o tym, że osoba, którą uważam za perfekcjonistkę, łże. Musiałam pójść na cmentarz i nagrać owe głosy. Taki dowód na pewno byłby wystarczająco przekonujący.
Trzeci grób obok wejścia na cmentarz, który zajmował od 50 lat pan Jan Guślarz, za dnia wydał mi się...przyjazny...? Duży, zadbany, postawiony w cieniu ogromnego dębu, obrośnięty pięknymi kwiatami. Ich żółte płatki niemalże oświetlały spękane płyty. Drewniana ławeczka jakby zapraszała do spocznięcia i rozmowy. Rozmowy z panem Janem...? Zaczęłam się zastanawiać, jakim był człowiekiem... Czy miał rodzinę, dzieci, gdzie mieszkał, czym się zajmował... I wreszcie: czy za życia słyszał o legendarnych głosach...? Z krainy domysłów na ziemię sprowadził mnie melodyjny głos komórki. Obiad.
Pozytywne wrażenie jakie zrobił na mnie nagrobek (o ile na cmentarzu w ogóle można znaleźć coś pozytywnego), pozwoliło zapomnieć o strachu, kiedy delikatnie zamykałam drzwi do mieszkania około godziny 23. Oczywiście, starając się cicho przemknąć obok sypialni rodziców, upuściłam na ziemię dyktafon i nie zauważyłam, że wypadły z niego baterie. Ciepło ubrana ruszyłam w stronę cmentarza. Grób już na mnie czekał. To znaczy, coś już tam na mnie czekało. Dziewczyna w białej sukni. Siedziała na nagrobku pana Guślarza. Płakała. Udawała, że mnie nie widzi. Podeszłam nieco zaskoczona jej obecnością. Odwróciła się. W ręku trzymała kilka drewnianych figurek. Coś krzyczały i parzył ją w palce. Nic nie powiedziała. A jednak ja wiedziałam. Wiedziałam o jej beztroskim życiu, o nagłej śmierci. Potem o cierpieniu. O karze.
Pytała, co znaczy kochać. Mówiła, że nie wie. Prosiła by ją nauczyć. Błagała by pomóc.
Zniknęła.
Za nią grób.
Pozostały tylko figurki. Machały do mnie. Nie parzyły palców.
Figurki też zniknęły.
Wzeszło słońce.
Obrzęd skończony.