Są miejsca, których nazwa kojarzy się z jednym wydarzeniem dominującym nad całą ich historią. Takim przykładem jest Westerplatte, niegdyś wyspa, a obecnie półwysep ujścia Martwej Wisły do Zatoki Gdańskiej. Tu, na skrawku polskiej ziemi, padły pierwsze strzały drugiej wojny światowej, tu na straconej z wojskowego punktu widzenia pozycji, broniła się przez siedem dni polska załoga Wojskowej Składnicy Tranzytowej. Skapitulowała, gdy stan zdrowia rannych stawał się coraz bardziej tragiczny, gdy brakło amunicji i żywności, a dalszy opór był już beznadziejny i bezcelowy.
Westerplatte, w porównaniu z rozgrywającymi się na innych obszarach kraju bojami, była drugorzędnym, niemal marginalnym, terenem zmagań z hitlerowską nawałą. A mimo to dramatyczna walka z niewielu ponad dwustu polskich żołnierzy przeszła do historii Polski jako jeden z symboli tragicznej jesieni 1939 roku. Bo nie wojskowe znaczenie decydowało o ocenie tej walki. Na maleńkim półwyspie (około 1km2 powierzchni) złączyły się w ogromne męstwo i dzielność żołnierzy i oficerów, odgrodzonych od armii macierzystych, bijących się samotnie z dwudziestokrotnie silniejszym wrogiem atakującym z lądu, morza i powietrza. Ta bohaterska obrona stanowiła otuchę dla odpierających wściekłe ataki obrońców Helu, dla stawiających opór germańskiej nawale jednostek z głębi Polski, dla rozbitych zaś już i niezdolnych do walki była nadzieją, iż zwycięstwo nad wrogiem, pomimo jego druzgocącej przewagi technicznej, jest możliwe, choć zapewne bardzo odległe w czasie.
Od owych wydarzeń minęło już kilkadziesiąt lat, ale stale powraca pytanie, dlaczego tu, na półwyspie Westerplatte, którego dzieje są krótsze niż jakiegokolwiek skrawka gdańskiej ziemi, wróg rozpoczął największą w dziejach świata wojnę? Aby na nie odpowiedzieć, trzeba przypomnieć niektóre momenty z jego historii.
Początek półwyspowi dała mielizna, po raz pierwszy uwidoczniona na mapach dopiero w drugiej połowie XVII w., która z czasem rozrosła się do rozmiarów pokaźnej wysepki. Ponieważ znajdowała się na zachód od ówczesnego ujścia Wisły, kartografowie określili ją jako West Platte (płyta zachodnia). Działania wód Wisły i prądów morskich doprowadziły do połączenia jej z lądem, a uformowany w drugiej połowie XIX w. półwysep określano nazwą Westerplatte. Po powrocie Gdańska do Polski po drugiej wojnie światowej nie spolszczono niemieckiej nazwy, ponieważ weszła ona na stałe do narodowej i światowej historii.
Terenem zaciekłych bojów i historycznych dramatów było Westerplatte już znacznie wcześniej.
Elekcja w 1733 roku dawała dwu pretendentów do polskiego tronu: Stanisława Leszczyńskiego i Augusta III Sasa. Wybór Stanisława Leszczyńskiego powitano w Gdańsku publicznymi uroczystościami. Leszczyński musiał jednak uciekać z kraju zajmowanego przez wojska rosyjskiego cara popierającego Augusta III. Król przybył do Gdańska w październiku 1733 roku i tu czekał na francuskie posiłki. Pomoc nadpłynęła 12 maja 1734 roku. Okręty francuskie przybiły do Westerplatte i część oddziału ekspedycyjnego wysiadła na brzeg. Szczupłymi siłami nie można było jednak przerwać oblężniczego szyku wojsk rosyjsko-saskich i dowódca generał Lamotte de la Peirouze wydał rozkaz odwrotu. Niemal bez walki francuskie okręty pożeglowały z powrotem. W Kopenhadze spotkały się z drugą częścią wyprawy podążającej Gdańskowi z odsieczą.
Poseł francuski w stolicy Danii – hrabia Ludwik de Pllo, były pułkownik gwardii królewskiej – uznał ten odwrót z pola walki za hańbę. Samowolnie porzucił więc swoją placówkę i na czele niewielkiej flotylli z 2,5 tysiącami żołnierzy na pokładach podpłynął pod Gdańsk, a Francuzi ponownie wylądowali na Westerplatte. 27 maja oddziały francuskie prowadzone przez de Pllo impetem zaatakowały nieprzyjaciela. Mimo bagnistego terenu udało się im przerwać linię jego okopów. Wzięci jednak w krzyżowy ogień, spychani przez przeważające siły wroga w błota i trzęsawiska, wycofywali się z powrotem na Westerplatte, pozostawiając na polu walki 500 poległych, wśród których był i bohaterski hrabia de Pllo, przeszyty pchnięciami bagnetów.
W drugim rozbiorze Polski (1793 rok) Prusy zagarnęły Gdańsk. Ale w kilkanaście lat później, w okresie napoleońskim, Westerplatte stało się znowu polem walk wolnościowych. W marcu 1807 roku wojska francuskie, w których składzie znajdowały się pułki polskie, podeszły pod Gdańsk i rozpoczęły jego oblężenie. Z odsieczą osaczonemu garnizonowi pruskiemu przybył silny desant rosyjski, wysadzony w okolicach Westerplatte i Wisłoujścia przez flotę angielską. W jego odparciu największe zasługi poniosły polskie odziały, okupując zwycięstwo ciężkimi stratami. Pod Wisłoujściem 15 maja 1807 roku padł trafiony kulą karabinową w pierś, prowadząc swój oddział do ataku, młody i waleczny podpułkownik Antoni Parys. Na miejscu, gdzie poległ, żołnierze usypali kopiec, a wybitny działacz polityczny i pisarz Aleksander Sapieha tak go pożegnał: „(…) może kiedyś Polak przywrócony do dawnego bytu, obstąpiony swoją rodziną, wskazywać jej będzie ten grobowiec jako ślad zasług naszych i naukę jak wiele kosztuje odrodzenie się upadłego Narodu”.
Odrodzenie Polski nastąpiło dopiero w 1918 roku i nie było sprawą łatwą. Niewiadomą stanowiły jej granice i kwestia przynależności Gdańska, w którego wyzwolenie tak wierzyli Polacy – gdańszczanie, stanowiący około 15% ogółu jego mieszkańców. Ale w podpisanym 28 czerwca 1919 roku w Wersalu traktacie pokojowym zwycięskich państw z pokonanymi Niemcami postanowiono utworzyć z Gdańska i okolic Wolne Miasto, znajdujące się pod opieką Ligi Narodów. Jej reprezentantem był stale przebywający w Gdańsku Wysoki Komisarz.
Państwo polskie miało na terenie Wolnego Miasta określone prawa celne, portowe, kolejowe, pocztowe i reprezentowało jego interesy za granicą. Przedstawicielem politycznym był Komisarz Generalny Rzeczypospolitej Polskiej w Gdańsku, mający uprawnienia dyplomatyczne, a jego siedziba i biura korzystały z przywileju eksterytorialności.
Przez cały okres międzywojenny niemieckie władze gdańskie liczyły na rewizję traktatu wersalskiego, w wyniku której Gdańsk ponownie wróciłby pod niemieckie panowanie. Dlatego też wszelkimi siłami dążyły do wzmocnienia tu niemieckości, starając się jednocześnie pomniejszyć znaczenie Polski u ujścia Wisły. Celowo rozbudzały nacjonalizm, ukazujący wielkość niemieckiego narodu poniżonego przez „dyktat wersalski”, Polska zaś i jej uprawnienia w Gdańsku były stałym atakiem niemieckiej propagandy. W ten sposób kształtowała się antypolska atmosfera w Wolnym Mieście, która spotęgowała się po dojściu do władzy narodowych socjalistów, a prowokacyjne hasło „Zruck zum Reich” stało się oficjalną deklaracją.
Polska otrzymała prawo korzystania z portu gdańskiego, w tym również przewożenia przezeń wszelkiego rodzaju materiałów wojskowych i wybuchowych. Od samego początku utworzenia Wolnego Miasta rząd polski czynił starania o założenie na obszarze portu wojskowej składnicy tranzytowej dla importowanej amunicji i sprzętu wojennego. W marcu 1924 roku Rada Ligi Narodów wyznaczyła na ten cel półwysep Westerplatte. Oddany Polsce w bezpłatną „wieczystą dzierżawę”. Teren ten nie miał ani państwowej, ani dyplomatycznej eksterytorialności i nie można było budować na nim żadnych umocnień czy fortyfikacji. Dostęp nań mieli zagwarantowany natomiast funkcjonariusze niektórych gdańskich urzędów oraz pracownicy Rady Portu i Dróg Wodnych, kontrolujący umocnienia brzegowe i konserwujący latarnię na falochronie. W grudniu 1925 roku Rada Ligi wyraziła zgodę na przebywanie na Westerplatte polskiego oddziału wartowniczego, liczącego około 88 ludzi, umundurowanego, uzbrojonego i podporządkowanego polskim regulaminom wojskowym.
Nie udało się obszaru składnicy odizolować całkowicie od Wolnego Miasta. Wzniesiony w 1926 roku czerwony mur nie chronił jej przed obserwacją niemieckiej policji. Ale w początkowym okresie istnienia polskiej reduty na Westerplatte panował spokój. Załoga miała dużą swobodę i nie spotykała się z prowokacjami ze strony Niemców. Napięcie zaczęło narastać od 1930 roku, kiedy to szczególną rolę w rozpalaniu niemieckiego szowinizmu odgrywać zaczęła partia hitlerowska, powoli odsuwająca od udziału w rządach inne partie polityczne Gdańska. Po jej dojściu do władzy w 1933 roku, systematycznie rozbudowywane w Wolnym Mieście bojówki w brunatnych koszulach z czarną swastyką na rękawach stanowiły poważne zagrożenie dla nielicznej i słabo uzbrojonej polskiej załogi.
Wobec coraz bardziej wyzywającej postawy niemieckich organizacji paramilitarnych Sztab Główny Wojska Polskiego zdecydował się latem 1933 roku o budowie na Westerplatte kilku budynków wartowniczych i koszar. Budowę czterech wartowni (nr: 1, 2, 4, 5) oraz wartowni numer 3, umieszczonej w piwnicy willi podoficerskiej, zakończono wiosną 1934 roku. W 1936 roku przekazano budynek koszar, usytuowany w jego środkowym położeniu w stosunku do wartowni. W jego kondygnacji piwnicznej urządzono kabinę bojową, zwaną również wartownią nr 6, radiostację, elektrownię bojową oraz magazyn amunicyjny. Wszelkie prace były starannie maskowane i wykonywane jedynie nocą a o urządzeniach bojowych, znajdujących się pod podłogami poszczególnych wartowni wiedzieli początkowo tylko oficerowie i podoficerowie zawodowi.
Niepokojący rozwój wydarzeń na terenie Wolnego Miasta nakłonił polskie dowództwo do dalszej rozbudowy systemu umocnień i zwiększenia liczebności załogi. Do tego celu wykorzystano znajdujące się na peryferiach terenu pozostałości po dawnych pruskich umocnieniach wojskowych. Jesienią 1938 roku przemycono na teren składnicy dwa działa przeciwpancerne kal. 37 mm, wiosną 1939 roku przywieziono zaś w częściach przestarzałą armatę kal. 75 mm. Udało się również, dzięki przemyślnemu systemowi przepustek, znacznie powiększyć załogę, która w dniu wybuchu wojny liczyła około 210 ludzi. Letnie dni 1939 roku upływały żołnierzom z Westerplatte w atmosferze stałego pogotowia.
Dla wzmocnienia gdańskich sił niemieckie dowództwo postanowiło wykorzystać szkolny okręt liniowy marynarki wojennej „Schleswig-Holstein”, który pod pretekstem kurtuazyjnej wizyty wpłynął do portu gdańskiego 25 sierpnia 1939 roku. 1 września o godz. 4.45 jego strzały skierowane w kierunku Westerplatte zapoczątkowały drugą wojnę światową.
1 września
O godz. 4.30 niemiecki pancernik "Schleswig-Holstein" przyjął stan gotowości bojowej. Zarządzono alarm. O godz. 4.43 w dzienniku pokładowym odnotowano: Okręt idzie do ataku na Westerplatte (Schiffgeht zum Angriff auf Westerplatte wor). O godz. 4.45 salwą ogniową z pancernika rozpoczęła się druga wojna światowa. O godz. 4.50 mjr Sucharski nawiązał łączność telefoniczną z dowództwem Marynarki Wojennej w Gdyni. Wiadomość była krótka, lecz tragiczna:
"O godz. 4.45 dnia 1 września pancernik "Schleswig-Holstein" rozpoczął bombardowanie Westerplatte. Bombardowanie trwa".
Przyszedł czas na udowodnienie wieloletnich wysiłków polskich żołnierzy na Westerplatte, zmierzających do wzmocnienia obronności Składnicy. Myśl taktyczna i konstrukcyjna oficerów sztabowych i inżynierów, pracowitość rąk setek żołnierzy i wielu pracowników cywilnych, po 13 latach, 7 miesiącach i 11 dniach została wystawiona na najcięższą próbę - przeciwstawienia się nawale ognia i stali, jaka runęła na polski półwysep z lądu, morza i powietrza.
W chwili napaści żołnierze z placówki "Prom" byli w trakcie przygotowań do odmarszu do koszar po skończonej służbie. Gdy brama kolejowa wyleciała w powietrze, zajęli natychmiast stanowiska ogniowe i przywitali ogniem karabinów, i broni maszynowej wdzierające się oddziały niemieckie. Równocześnie alarm dla całej załogi postawił w gotowości do walki wszystkie placówki. Działo polowe pod ogniem niemieckich cekaemów wytoczono z garażu na przygotowany punkt na skraju lasu.
Nieprzyjaciel skierował główne natarcie na placówkę "Prom". Zajęczała ziemia, chmury czarnego dymu z dnia uczyniły noc. Na głowy obrońców posypały się drzewa, gałęzie i spadająca ziemia. Padli pierwsi zabici. Pomimo silnego ognia wrogich cekaemów patrol zniósł wartownię policji gdańskiej przy głównej bramie oraz rozproszył niemiecką kompanię piechoty, posuwającą się w kierunku kanału portowego.
Jedyne działo polowe ogniem bezpośrednim zlikwidowało kilka niemieckich karabinów maszynowych w budynkach po zachodniej stronie kanału portowego w Nowym Porcie - latarnię morską, kapitanat portu, spichlerze.
Ponowny atak na placówkę "Prom" odparły moździerze spod koszar, zmuszając Niemców do odwrotu. Na akcje moździerzy odpowiedziały działa pancernika, niszcząc barykady z pni drzewnych, a także uszkadzając elewacje budynku koszar, które mimo to nic utraciły swej przydatności do obrony.
W tym samym czasie od strony basenu amunicyjnego obsada placówki "Przystań" prowadziła walkę ogniowa z przeciwnikiem poprzez kanał portowy w rejonie wieży pilotów i komory celnej przy wejściu do portu. Placówka "Prom" odparła kolejny atak niemiecki, otrzymując wsparcie plutonu moździerzy spod koszar. Przerażona piechota niemiecka opuściła teren Westerplatte.
Niemcom nie udało się planowane błyskawiczne zajęcie terenu Westerplatte i dlatego przystąpili do szturmu artyleryjskiego. Od 5.35 do 9.00 ostrzeliwali Westerplatte baterią z Brzeźna, cekaemem ze spichlerzy i wieży kościoła w Nowym Porcie. Łatwo odkryli i zniszczyli polskie działo, z którego oddano 28 skutecznych strzałów. Na rozkaz komendanta wycofano obsadę placówki "Prom", która wzmocniła załogę koszar i wartownię nr 1.
Kolejne natarcie niemieckie, przeprowadzone od godz. 9.00 do 11.00, odparły wartownie nr 1, 2 i 5 oraz placówka "Fort". Najdłużej trwała walka na odcinku placówki "Przystań".
Trzeci atak na wartownie 1, 2 i 5 odbył się pomiędzy godz. 19.00 a 20.30. Niemcy, nie dając za wygraną, skoncentrowali silny ogień artyleryjski z pancernika i baterii z Wisłoujścia i Brzeźna. Do walki z placówką "Przystań" użyli działka piechoty. W godzinach wieczornych odparto wypady niemieckie na wartownię nr 1 oraz na placówkę "Fort".
Bilans znojnego pierwszego dnia walki oprócz zabitych i rannych, przyniósł Polakom utratę jedynego działa oraz wycofanie się placówki "Prom".
Straty w ludziach tego dnia wyniosły po stronie polskiej 4 zabitych i szereg rannych. Strona niemiecka odnotowała tego dnia 82 zabitych i wielu rannych.
2 września
Artyleria niemiecka we wczesnych godzinach rannych rozpoczęła drugi dzień boju o Westerplatte. Do natarcia ruszyła też piechota. Do godziny 14.00 Polacy ogniem karabinów maszynowych z wartowni 1, 2 i 5 oraz placówki "Fort" skutecznie odparli dwa ataki. Dowództwo niemieckie, chcąc definitywnie zakończyć walkę, zdecydowało się na zniszczenie nalotem sztukasów domniemanych fortyfikacji podziemnych. Półgodzinny nalot przeprowadziło 47 samolotów - bombowce nurkujące Ju 87 od 18.05 do 18.45. Według danych niemieckich w tym dniu zrzucono 8 bomb 500 kg, 50 bomb - 250 kg i 100 bomb 100 kg rozrywających. Po każdym zrzucie następowała detonacja i chmury dymów sięgały 100 m, i tylko jedno trafienie powodowało, że wyleciały w powietrze części muru. Ponadto ostrzeliwano pozycje polskie z broni pokładowej. Po tym zmasowanym ataku Niemcy stwierdzić musieli kolejne niepowodzenie, choć straty polskie były ogromne.
W drugim dniu walki zginęło 8 polskich żołnierzy, wielu odniosło rany, utracono wszystkie moździerze, zniszczone zostały połączenia kablowe i wartownia nr 5. Poważnie zostały uszkodzone koszary, a cały teren Westerplatte zryty lejami od bomb.
Mimo odniesionych strat, załoga nie załamała się, mjr Sucharski nakazał spalić tajne szyfry, aby nie trafiły w ręce wroga.
Nocą z 2 na 3 września kilkakrotnie dochodziło do wymiany ognia.
3 września
Na pokładzie "Schleswig-Holstein" dowództwo niemieckie w godzinach rannych omawiało kolejne, bardziej skuteczne natarcie, w którym miały wziąć udział dwa bataliony pułku Krappego, kompania szturmowa marynarki wzmocniona 45 ludźmi z pancernika z 4 karabinami maszynowymi przejętymi ze szkoły artylerii oraz oddział haubic i kompania saperów. Niemcy byli przekonani o istnieniu na Westerplatte bardzo nowoczesnych obronnych urządzeń. Ich zdaniem bunkry były połączone przejściami podziemnymi. Zamierzano do ataku wprowadzić moździerze 21 cm, czołgi oraz łodzie szturmowe dla saperów.
Tego dnia w godzinach przedpołudniowych Niemcy dwukrotnie nękali ogniem artyleryjskim teren Westerplatte. Dopiero po południu, po 15-minutowym przygotowaniu artyleryjskim na koszary i wartownie 1 i 2 przeprowadzili natarcie rozpoznawcze. Nocą usiłowali unieszkodliwić wypadami wartownie 1 i 2 oraz placówki "Fort" i rkm kpr. Szamlewskiego. W ciężkiej walce wypady zostały odparte.
Polacy i w tym dniu utrzymali pozycje obronne, lecz powiększył się stan rannych żołnierzy. Komunikaty radiowe donosiły o zajęciu Bydgoszczy i o dokonanym odcięciu Pomorza od polskiego zaplecza.
4 września
Rankiem niemiecki torpedowiec "T-196" po zbliżeniu się do Westerplatte otworzył ogień i pomiędzy godzinami 7.00-7.12 oraz 9.45-9.50 z odległości 2800 m wystrzelił 65 granatów w kierunku składów amunicyjnych od strony morza, wartowni, płotu i muru po wschodniej stronie Westerplatte. Niemcy byli pewni skutecznego rażenia, poczuli się jednak zawiedzeni, nie dostrzegając oczekiwanych w wyniku ostrzału artylerii rezultatów.
Drugi okręt "Von der Groeben" otworzył ogień na cele ruchome i został przez Polaków ostrzelany z karabinów maszynowych. Pociski wysiane w kierunku Westerplatte z torpedowca uczyniły wiele zamieszania z tego powodu, iż jeden pocisk źle odmierzony na celowniku wpadł między cysterny oleju w Gdańsku-Letniewie, trzy dalsze zaś eksplodowały dokładnie w środku kanału portowego. W wyniku niefortunnych ostrzeliwań zaniechano działań zaczepnych od strony morza.
Czwarty dzień również nie przyniósł Niemcom oczekiwanych rezultatów. Polska załoga, mimo poważnych zniszczeń umocnień oraz zwiększenia się liczby rannych żołnierzy, nadal utrzymywała swą linię obronna. Niemniej wskutek ustawicznego ostrzału artyleryjskiego, braku wody pitnej i snu - wzrastało fizyczne wyczerpanie. Niemcy mieli możliwość luzowania oddziałów nacierających, natomiast otoczona ze wszystkich stron i osamotniona załoga polska była pozbawiona tych możliwości, zdana jedynie na swe karabiny, broń maszynową i potrzebę kontynuowania obrony. Coraz bardziej widoczne w wyniku zniszczeń umocnienia i schrony nie gwarantowały zabezpieczenia. Także sytuacja w głębi kraju miała swój wpływ na przygnębienie żołnierzy. Komunikaty radiowe donosiły o toczących się walkach już w okolicach Krakowa i Łodzi.
5 września
Niemcy nie mogli zrozumieć, w czym tkwi przyczyna ich niepowodzeń. Byli pewni ataków Polaków ukrytych w koronach drzew i dlatego z dział przeciwlotniczych otwierali ogień na wierzchołki drzew, by wyeliminować ich zdaniem obecnych tam strzelców wyborowych. Ostrzeliwali również w ciągu dnia okaleczony teren Westerplatte, lecz bezskutecznie.
O godz. 11.00 rozpoczął się ostrzał artyleryjski, z dział torpedowców niemieckich, a od 12.00 do 15.00 rozwinęła się wymiana strzałów pomiędzy stanowiskami obronnymi a linią niemiecką. Gdy nastąpiła względna cisza, w godz. 16.15-17.00 ciężkie moździerze niemieckie ostrzeliwały dokładnie już widoczne koszary i wartownie 1 i 2, co spowodowało dalsze ich uszkodzenie. W ciągu nocy Polacy odpierali kolejne wypady niemieckie na wartownie 1 i 2, a szczególe na placówkę "Fort", gdzie rozgorzała ciężka walka z silną grupą niemiecką.
Komunikaty radiowe niosły dalsze niepokojące wieści o zamknięciu polskich grup w Borach Tucholskich, bitwie na linii Mława-Warszawa-Bydgoszcz-Toruń, o atakach na Poznań, zajęciu Łodzi, Kielc, Gór Świętokrzyskich.
6 września
O godz. 3.00 Niemcy dokonali pierwszej próby podpalenia lasu, poprzez wtoczenie torem kolejowym cysterny wypełnionej benzolem. Operacja nie powiodła się, bowiem wagon-cysterna nie został dostatecznie wtoczony przez lokomotywę, dotarł tylko do własnych ubezpieczeń, gdzie stanął i wybuchł. Niemieckie oddziały zdążono wcześniej wycofać.
Zapalenie lasu za pomocą miotaczy ognia przez pionierów również nie powiodło się. Na południowo-wschodnim skraju lasu blisko budynku stacji kolejowej szopa generatora i budka dróżnika zostały przez pionierów wysadzone w powietrze.
Pomiędzy godz. 9.00 a 11.00 Niemcy dokonali ponownego ostrzelania basenu amunicyjnego. Magazyny wprawdzie zostały trafione, lecz wbrew niemieckim oczekiwaniom nie eksplodowały. Około 15.45 Niemcy wznowili próbę podpalenia lasu. Tym razem dwa wagony-cysterny wypełnione benzolem dotarły na przewidziane miejsce, lecz słabo rozwijający się ogień wygasł po 15 minutach.
W godzinach wieczornych artyleria i piechota niemiecka wznowiły ataki, których celem stały się stanowiska placówki "Przystań". Załoga niezmiennie utrzymywała swe linie obronne, lecz wyczerpanie dochodziło do punktu szczytowego. Położenie rannych stawało się coraz gorsze, u niektórych wywiązała się gangrena.
7 września
Ostateczne piekło Polakom zgotowali Niemcy wczesnym świtem w siódmym dniu obrony. Skierowano na Westerplatte wszystkie posiadane środki, by opanować ostatecznie niewielką wysepkę oporu. Cel ataku w świetle reflektorów był niezwykle widoczny: z czerwonego muru pozostały jedynie resztki, olbrzymie drzewa leżały zwalone, przez widniejące szczerby widoczne były okaleczone pociskami koszary i wartownie. O godz. 4.00 Niemcy rozpoczęli silne natarcie. Otworzyły ogień działa pancernika i broń przeciwlotnicza. Zaciekle biły karabiny maszynowe. Kanonada trwała do godziny 5.00. Ogień natarcia został wstrzymany, a do akcji wkroczyła piechota nieprzyjaciela. Zachodnią część Westerplatte za kilkanaście minut począł nękać ogniem zaporowym "Schleswig-Holstein" z dział 15 i 8,8 cm. Głównym celem tym razem był schron osypany ziemią oraz wartownia nr 2. Ta ostatecznie została trafiona.
O 7.10 ogień otworzyły działa przeciwlotnicze, kierując atak w głównej mierze na korony przerzedzonych poprzednimi atakami drzew, by ostatecznie wyeliminować z walki strzelców wyborowych, którzy mieli ponoć skutecznie ostrzeliwać z tej pozycji podchodzących w natarciu żołnierzy niemieckich (snajperów na Westerplatte w koronach drzew nigdy nie było).
Mimo tak zmasowanego ataku, teren Westerplatte i tym razem pozostał w rękach Polaków. Atakujące jednostki niemieckie o godz. 7.15 wycofały się na poprzednie pozycje. Do akcji przystąpili jeszcze raz saperzy usiłujący ponownie podpalić las. Pompą motorową oblewali drzewa benzyną. Tym razem powiodło się. Las stanął w płomieniach, lecz teren Westerplatte nadal był terenem Wojskowej Składnicy Tranzytowej.
Był to ostatni triumf załogi Westerplatte. Siódmy dzień w nierównej walce, bez chwili wypoczynku, bez wody, bez ciepłej strawy, utraciwszy 15 zabitych, kilkudziesięciu rannych, pod ogniem dział, moździerzy, miotaczy min i bomb lotniczych załoga trwała w swych zrujnowanych umocnieniach. Nie oddała ani piędzi ziemi, której broniła jedynie karabinami maszynowymi i ręcznymi granatami. Przetrzymała 17 fal ognia huraganowego, odparła 14 ataków i 19 nocnych wypadów.
W tej sytuacji dalszy opór stał się beznadziejnie bezcelowy. O godz. 10.15 komendant mjr Henryk Sucharski zarządził przerwanie walki i wywieszenie białej flagi. W uznaniu tego rzadko spotykanego w dziejach wojen bohaterstwa i niezłomnego ducha, dowództwo niemieckie pozwoliło mjr Sucharskiemu odejść do niewoli z szablą przy boku.
8 września
Dowódca "Schleswig-Holstein" kmdr Gustaw Kleikamp, kpt. marynarki A. Zaubzer i ppor. marynarki Hartwig 8 września 1939 r. o godz. 16.00 dokonali przeglądu terenu Westerplatte. W dzienniku pokładowym odnotowano m.in.:
"Kleikamp odniósł wrażenie..., że chodziło tu o dobre zabezpieczenie, właściwe urządzenia obronne o dużej głębokości, dobrze dostosowane do warunków terenowych... Ostrzał artylerią okrętową 1 września nie zniszczył wartościowych urządzeń obronnych. Jedyne stojące do dyspozycji działo 7,5 cm zostało wyłączone z walki [...] w jakim stopniu ucierpiały koszary na skutek ognia artyleryjskiego okrętu w dniu 1 września nie da się ustalić; jednak budynki mają liczne trafienia ognia ckm. Bez wątpienia ucierpiały one mocno poprzez działania nalotu bombowego sztukasów i ostrzeliwań z haubic w dniu 5 września. Bunkier ckm [Wartownia nr 5] został bez wątpienia zniszczony bombami sztukasów. Leżały tam jeszcze zwłoki poległych Polaków. Blok I [Wartownia nr 1] pozostał nietknięty, blok III [Wartownia nr 3] zniszczony 7 września trafieniami pocisków 28 cm... Dom Dowódcy i budynek gospodarczy mocno ucierpiały, ten ostatni rozbity przez bombę w zachodniej przybudówce. Okna, drzwi i urządzenia wewnętrzne w większości zniszczone i porozrzucane. Stare koszary zostały lepiej zachowane. Bomby 250 kg, które upadły obok, były mało skuteczne. Nowe koszary były zewnętrznie nietknięte, piwnica zupełnie niezniszczona, ale w straszliwym nieporządku; od 2 września była zamieszkiwana przez załogę. Również wyżej położony parter poza urządzeniami pozostał nietknięty; poddasze ucierpiało więcej, ponieważ bomba przebiła płaski dach, ale sufit wgięło tylko do parteru. Nie było żadnych znaków, że miały tu miejsce straty w ludziach. W szafie pancernej wśród mało znaczących map i papierów znaleziono Książkę Sygnałów Polskiej Floty i Książkę Radiotelegramów. Budynek z muru pruskiego na zachód od nowych koszar pozostał nieuszkodzony poza nieporządkiem wewnątrz. Betonowa piwnica z kilkoma stałymi gniazdami ckm i Blok IV [Wartownia nr 4] nieuszkodzone. Maszynownia prawie nieuszkodzona. Wszędzie dużo amunicji do broni ręcznej i ckm oraz środki żywnościowe jeszcze w dużej ilości - brakowało tylko chleba. Wszystkie urządzenia oświetleniowe i telefoniczne zostały zniszczone. Działo zostało znalezione wieczorem przez grupę z okrętu w odległości około 100 m na południowy wschód od elektrowni, w sprytnie ulokowanym stanowisku na skraju lasu. Dwa znalezione działka ppanc. 37 mm skonfiskowały kompania pionierów i kompania szturmowa. W różnych punktach znajdowały się dobrze usytuowane pozycje strzelców...".
(dziennik autorstwa p. Stanisławy Górnikiewicz - Kurowskiej, www.westerplatte.pl)
W boju na Westerplatte poległo 15 polskich obrońców, 13 zostało ciężko rannych, a prawie 40 doznało ran lekkich i kontuzji, Radiotelegrafista sierżant Kazimierz Krasiński, który odmówił ujawnienia tajnych szyfrów, po bestialskim przesłuchaniu został zamordowany przez gestapo. Pozostali przy życiu obrońcy Westerplatte trafili do hitlerowskich obozów jenieckich. Straty niemieckie ocenia się na 300-400 żołnierzy.
Podobnie przez dziesiątki lat aż do dzisiaj PRLowska i po-PRLowska propaganda głosiła fałszywą historię walk na Westerplatte we wrześniu 1939 roku. Dotyczy to przede wszystkim "bohaterskiego" dowódcy obrony Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte, mjr Henryka Sucharskiego. Legenda o tym "bohaterze" to największe historyczne kłamstwo Polski powojennej.
Od lat wielu ludziom ta "prawda" o Sucharskim wydawała się mało prawdopodobna, zwłaszcza że o jego "bohaterskiej i niezłomnej" postawie przeczyły zeznania oficerów, jego podkomendnych. Dopiero teraz można wreszcie napisać na podstawie cenzurowanych wcześniej relacji prawdziwych świadków i dokumentów, że rzekomy "bohater" mjr Sucharski okazał się tchórzem, defetystą, kłamcą i człowiekiem bez honoru. Sucharski zawiódł nie tylko jako dowódca, ale nie sprawdził się także jako kolega swoich towarzyszy broni. Od początku przekonany o bezsensowności walki, załamany psychicznie Sucharski przestał pełnić funkcję dowódcy już drugiego dnia obrony. Zdruzgotany ciężarem dowodzenia i sytuacją w jakiej się znalazł, gotowy oddać się do niewoli i natychmiast poddać Westerplatte (na jego rozkaz drugiego dnia obrony wywieszono białą flagę i spalono tajne dokumenty - zresztą nieudolnie!), został 2 września odsunięty od dowodzenia przez swoich podwładnych i od tej pory przestał istnieć jako dowódca obrony placówki.
Od tego momentu dowódcą Westerplatte został jego zastępca, kpt Franciszek Dąbrowski, dowódca oddziału wartowniczego, człowiek wielkiego honoru i równie wielkiej skromności, zapomniany bohater września 1939.
Głośna komunistyczna propaganda, której odpowiadało plebejskie pochodzenie Sucharskiego, syna szewca-chłopa (w przeciwieństwie do szlacheckiego pochodzenia kapitana Dąbrowskiego) oraz honor oficerski podwładnych komendanta Sucharskiego, którzy zobowiązali się trzymać w tajemnicy fakt odsunięcia od dowodzenia lamentującego Sucharskiego i jego załamanie psychiczne, przez lata kreowały jego fałszywy, rzekomo nieskazitelny wizerunek komendanta i fałszywy obraz historii obrony Westerplatte, niesłusznie przypisując Sucharskiemu miano dowódcy obrony Westerplatte. Ten nieodpowiadający prawdzie obraz utrwaliły pełne błędów faktograficznych m.in. książka i reportaże Melchiora Wańkowicza (a także film "Westerplatte" Różewicza), oparte głównie na kłamliwych relacjach Sucharskiego i prostych żołnierzy z Westerplatte nie znających szczegółów, które wydarzyły się w koszarach w ciągu 7 dni obrony tej placówki.
Oficerów z Westerplatte oraz historyków, którzy nie mogli się pogodzić z zafałszowanym obrazem walk na Westerplatte przy każdej możliwej sposobności zwalczano, obrażano i ośmieszano. Celował w tym przede wszystkim gdański brukowiec "Dziennik Bałtycki" oraz "Polska Zbrojna", którym widać odpowiadało podtrzymywanie komunistycznej propagandy.
Na przylądku Westerplatte, w miejscu, gdzie rozpoczęła się II wojna światowa, znajduje się cmentarz poległych w 1939 roku żołnierzy polskich, ocalała Wartownia nr 1, ruiny koszar i Wartowni nr 3, czołg oraz stojący na usypanym po wojnie kopcu Pomnik Obrońców Wybrzeża, odsłonięty w 1966 roku.
Wartownia nr 1.jest niewielkim, szary budyneczkiem wzniesiony w latach 1933-1934, o wymiarach około 7x7m, wykonana została z żelazobetonu o ścianach grubości 35 cm. Począwszy od 2 września wartownia ta stała się głównym ośrodkiem opory na najważniejszej – od przesmyku lądowego, z którego atakowali Niemcy.
29 czerwca 1974 r. otwarto w odbudowanej wartowni Izbę Pamięci Narodowej, a 2 stycznia 1980 r. minister kultury i sztuki przekształcił ją w oddział Muzeum Historii Miasta Gdańska.
Bibliografia:
• Encyklopedia PWN
• Encyklopedia multimedialna WIEM www.wiem.pl
• www.westerplatte.pl
• www.trojmiasto.pl
• www.kampania.digimer.pl
• www.greendevils.pl
• ulotka informacyjna