W znakomitej powieści pt. "Quo vadis", za którą Henryk Sienkiewicz otrzymał literacką Nagrodę Nobla, ukazany jest szczegółowy obraz starożytnego Rzymu - stolicy ogromnego mocarstwa rozciągającego się niespełna na całą Europę, a także część Afryki i Azji.
Było to potężne miasto z dużą liczbą świątyń i pięknych pałaców należących do najzamożniejszych obywateli państwa. W budynkach tych znajdowały się bogactwa sprowadzone z całego niemal świata, lecz ich źródłem nie były transakcje handlowe, a krwawe i nieustanne podboje mniejszych i znacznie słabszych państw prowadzone przez trzydziestolegionową armię podległą cezarowi. Był nim w owych czasach Neron, człowiek pozbawiony wszelkich skrupułów, który skazał na śmierć własną matkę, aby mieć wolną rękę w zarządzaniu państwem. Z drugiej strony postać ta odznaczała się tchórzostwem i niezaradnością. Cezar nie potrafił podjąć samodzielnie żadnej decyzji, lecz w razie, gdy coś się nie powiodło, jego podwładni mogli liczyć na wyrok śmierci.
Neron uważał się za wspaniałego poetę i śpiewaka oraz potomka Apollina. W rzeczywistości nie dorównywał on talentem niektórym z wędrownych wierszokletów. Jednak nikt nie śmiał wyjawić swych myśli, gdyż cezar w sprawach dotyczących jego miłości własnej był nieobliczalny i jedno niefortunne słowo ze strony słuchacza mogło spowodować śmierć jego rodziny, niewolników, a nawet przyjaciół.
Mimo tak wielkich niebezpieczeństw osobę cezara otaczało zawsze grono potrycjuszów pragnących się wzbogacić i bawić się na wspaniałych ucztach wydawanych przez władcę. Przybywały na nie tłumy wysokich urzędników, wystrojonych rozwódek i wdów pragnących nawiązać nowe przyjaźnie. Suto zastawione stoły uginały się pod ciężarem rozmaitych potraw, które w mgnieniu oka znikały w rozpasanych brzuchach biesiadników. Do wtóru rozhulanym, krzyczącym panom grała muzyka, a na wpół nagie niewolnice pląsały między stołami w rozpustnych tańcach bachicznych.
Często, po zakończeniu uczty, ci, którzy mogli się jeszcze utrzymać na nogach, udawali się w przebraniu wraz z Neronem do biedniejszych dzielnic miasta, aby tam poddawać się rozpuście z młodymi kobietami lub podrzucać napotkane po drodze dziewczęta na wojskowych płaszczach, aż do chwili, kiedy utracą one przytomność. Nierzadko dochodziło do bijatyk miejscowej ludności z bogatymi intruzami, z których obydwie strony wynosiły mnóstwo sińców i guzów.
Obok tych, zdaje się, beztroskich możnowładców spędzających czas na zabawach lub wypoczywających po nocnych hulankach w swoich pięknych domostwach otoczonych wspaniałymi ogrodami, w których kroczyły dumne pawie i śpiewały rozmaite egzotyczne ptaki, w Rzymie żyli też nędzarze, traktowani często jak zwierzęta. Zamieszkiwali oni ciemne zaułki ulic, aby tam zarabiać na rozbojach. Spokojniejsza ludność przebywała w biednych dzielnicach, takich jak Zatybrze i była najmowana do pracy w ogrodach, młynach itp. miejscach.
Właśnie ci ludzie byli jednymi z pierwszych wyznawców Chrystusa w Rzymie. Wiarę tę szerzyło dwóch wędrowców: Paweł z Tarsu i Apostoł Piotr, który był uczniem samego Chrystusa. Niewolnicy upatrywali w niej nadchodzące wyzwolenie, a wolni robotnicy poprawę swego bytu.
Rzymianie rozkochani w sile i przemocy nie mogli początkowo zrozumieć nowej wiary nakazującej miłość bliźniego, który byłby nawet największym wrogiem oraz wywyższającej swoje bóstwo nad wszystkie inne, uważane za złe duchy. Oskarżali chrześcijan o potajemne zatruwanie studni i gorszące praktyki religijne, a jednak ich szeregi stawały się coraz liczniejsze. Na początku setki, a później tysiące wyznawców wymykały się chyłkiem za miasto, aby tam wysłuchiwać Słowa Bożego. Nawet wśród żołnierzy spotykało się chrześcijan, a z czasem wiarę tę przyjmowali nawet patrycjusze. Przykładem tego może być Winicjusz, którego poglądy na świat zmieniła miłość do Ligii, zakładniczki cezara i córki króla Ligów.
Neron bardzo często powtarzał, że nieprzyjemne wyziewy z wąskich i zarazem silnie zanieczyszczonych uliczek Rzymu pozbawią go "cudownego" głosu. Wreszcie postanowił wyjechać do Grecji, aby tam zebrać należne mu laury i odpocząć w cudownym klimacie.
Po powrocie zaczął narzekać na to, że nie może ukończyć swego wielkiego dzieła opiewającego upadek Troi nie zobaczywszy pożaru, któremu nie oparłoby się żadne miasto. Podsuwano mu rozmaite koncepcje. Chciano nawet spalić jedno z piękniejszych nadmorskich miast, lecz nic go nie satysfakcjonowało. Wreszcie stało się to, czego wszyscy najbardziej się obawiali. Cezar kazał podpalić Rzym.
Specjalnie upoważnione do tego grupy ludzi chodziły po całym mieście i wrzucały płonące głownie do drewnianych budynków, a oddziały pretoriańskie pilnowały, aby nikt nie gasił ognia. W niezwykle krótkim czasie większość miasta stanęła w płomieniach. Wybuchały składy oliwy i smoły rozsiewając zapalone deski i belki na obszarze nie objętym jeszcze przez pożar. Na ulicach panował paniczny strach. Tysiące ludzi tłoczyły się w wąskich przejściach gniotąc i miażdżąc słabszych. Całe miasto rozbrzmiewało krzykami nieszczęśników duszących się dymem lub ginących pod walącymi się ścianami płonących budynków. Już po trzech dniach z większej części Rzymu pozostały zgliszcza i popioły.
Ludność koczująca wzdłuż dróg prowadzących do zrujnowanego miasta zaczęła się buntować przeciwko cezarowi, ponieważ groził jej głód i choroby. Wreszcie dla uniknięcia rozruchów obiecano rozdawnictwo zboża po bardzo niskiej cenie oraz różnego rodzaju środków spożywczych. Jednak w tłumie coraz częściej mówiono, że to Neron rozkazał spalić Rzym. Na te wieści strach zapanował w szaleńczym sercu cezara. Szukał on winnych wśród swoich współpracowników. Wreszcie z pomocą przyszedł nędzarz imieniem Chilon. Był on gotów zostać przyjacielem i doradcą każdego, kto gotów był mu słono zapłacić. Podsunął Neronowi myśl, że to chrześcijanie podpalili Rzym. Zaczęły się wielkie aresztowania wyznawców nowej wiary.
Chilon wydając na nich wyrok okazał się wielkim niegodziwcem, ponieważ zawdzięczał im życie. Kilka lat wcześniej wydał swojego towarzysza podróży wraz z żoną i dziećmi bandzie rzezimieszków, a następnie pozostawił go umierającego na drodze. Grek nie spodziewał się, że Glaukus przeżyje, a jednak natknął się na niego podczas poszukiwań Ligii. Wbrew oczekiwaniom lekarz darował mu życie i przebaczył przewinienia. Mimo to Chilon się nie zmienił i nadal prześladował chrześcijan. Doprowadziło to do śmierci tysięcy niewinnych ludzi w więzieniach, na arenie bądź w ogrodach cezara. Starcy, kobiety i dzieci ginęli w paszczach lwów i innych dzikich bestii. Uśmiercano ich także na krzyżach lub płonących słupach.
Początkowo lud był bardzo zadowolony z organizowanych widowisk, ale po pewnym czasie śmierć niewinnych ludzi poczęła zmieniać jego nastroje. Rzymianie nie mogli już patrzeć na umierające dzieci, a ich rodzice przyjmujący swój los z jakimś nadzwyczajnym spokojem bardzo ich zdumiewali. Nowa wiara z dnia na dzień zyskiwała następnych zwolenników i po śmierci Apostoła Piotra oraz Pawła z Tarsu chrześcijanie stawali się coraz powszechniejszą grupą religijną.
Wkrótce też zmarł Neron, cezar, który prze swoje szaleńcze zapędy doprowadził państwo rzymskie do upadku. Wkrótce też rozpoczął się okres niezwykłego rozkwitu chrześcijaństwa na całym świecie.