„Aby wypełnić ludzkie serce wystarczy walka prowadząca ku szczytom” A. Camus .Czy faktycznie autor eseju zatytułowanego„Mit Syzyfa” miał rację formułując tę myśl? Człowiek to istota, która wciąż prowadzi, zaskakującą niejednokrotnie, grę z życiem, mając nadzieję na uwite z najpiękniejszych marzeń zakończenie w atmosferze triumfu. Walczy, by zdobyć coś, co wydaje jej się być zasłużonym uwieńczeniem nieustającej pogoni za szczęściem. Niestety, żywot człowieka jest najczęściej nasycony niepomiernie większym cierpieniem od szczęścia, które, jak sztandar, w ostatecznym już starciu wyrywamy losowi . Jednak umęczenie to jednostka płatnicza, którą wymieniamy się z życiem, by móc zakosztować jego słodkiego środka. Zatem cierpienie, wysiłek, trud podejmowany przez człowieka to nieodzowni kompani każdego jego kroku ku górze. Zaś bunt to jedna z dróg, na którą się decydujemy, wiedząc, że tylko w ten sposób dościgniemy własne pragnienia.
Bunt charakteryzuje również postawę Syzyfa –mitologicznej postaci, która żyje w naszych umysłach, uwieczniona jakże powszechnym frazeologizmem, brzmiącym „syzyfowa praca”, jako przykład męczennika ukaranego przez bogów za jego nieprawość przymusem wykonywania jałowej, żmudnej pracy. Camus podjął próbę idącą w kierunku zmiany naszego spojrzenia na bohatera, bowiem chciał, by Syzyf z niewolnika swych uchybień wobec Bogów przeistoczył się w symbol buntownika, który każdym swoim dniem pokazywałby, że jego walka, choć przez czytelnika uprzednio rozumiana jako bezowocna, to przejaw wielkości, oznaczającej zmaganie się ze swoją skończonością .Bo przecież kamień, który toczył był jego przeznaczeniem, zaś droga, którą pokonywał była szansą na ocalenie własnego człowieczeństwa. Poczucie własnej godności, przy każdorazowo podejmowanej decyzji o ponownym wtoczeniu kamienia na szczyt, rozkazywało mu buntować się przeciw absurdowi życia. Bunt ten wyzwalał w nim gotowość do działania, wolę walki i nie pozwalał pozostać na dole. To również mocno odczuwany bunt sprawił, że Syzyf odrzucił pojmowanie swego losu jako kary oraz pomógł mu uwierzyć, że właściwiej byłoby, gdyby zaczął upatrywać w tym, co robi swoje przeznaczenie, a zarazem oręże w walce z nieuniknioną pokusą poddania się, zamknięcia swego człowieczeństwa w postawie człowieka przegranego, niełaknącego niczego, czekającego już tylko na kres swych dni. Nasz buntownik nie odrzucił swego losu i prawdopodobnie dzięki temu, na przekór wszystkiemu pozostał człowiekiem szczęśliwym.
Następną postacią, która za sprawą zdecydowanego sprzeciwu wobec prawa(tym razem ustanowionego przez człowieka) stała się triumfatorką, jest Antygona. Ona to buntuje się, gdy Kreon – król Teb – wydaje zarządzenie o zakazie pochowania jej brata. W swoim postępowaniu bohaterka kieruje się sercem, które, harde, nie pozwala jej wahać się przed przyznaniem się do złamania rozkazu władcy. Co więcej, tak bardzo poczuwa się do odpowiedzialności za wypełnienie obowiązku religijnego, że przeczucie niebezpieczeństwa ustępuje miejsca miłości do brata, natomiast uczucie strachu przed czekającą ją surową karą traci swą intensywność. Czekając na śmierć Antygona uświadomiła sobie, że istniały jedynie dwie odpowiedzi na orzeczenie króla, spośród których musiała wybrać tę jedną, która określiłaby jej dotychczasowe życie i sposób przyjmowania przez nią tego, co oferował jej los. W jej przypadku byłoby to – w zależności od posunięcia, które by wykonała – pozostanie przy życiu, co pociągałoby jednak za sobą jednoczesne odmówienie wierności swoim przekonaniom, swym wyobrażeniom o powinnościach natury moralnej i etycznej człowieka, który znalazł się w jej sytuacji, i, co z tego wynika, to przyzwolenie na odebranie sobie wolności do bycia taką, jaką ją Zeus stworzył, jaką ona tylko mogła być. Jednak, zgodnie z rozwinięciem historii Antygony, opisanej ręką Sofoklesa, przyswoiliśmy ją sobie jako zbuntowaną kobietę, która swoją niezgodę na okrutny wyrok wydany na jej brata, wyraża z absolutnym przekonaniem o szlachetności swojego czynu, a dodatkowo uzasadnia ją niezwykle jasno, wypowiadając słowa: „Nie Zeus przecież obwieścił to prawo”. Wie, że kara, jaką przyjmie, zostanie wymierzona z polecenia człowieka, pomimo tego wybiera wierność wobec prawa boskiego, gdyż to ono jest dla niej wartością nadrzędną. Wybiera więc samotną drogę buntu i dzięki owej decyzji może pozostać aż do końca w zgodzie ze sobą i własnym sumieniem, a dla nas stać się wzorem szlachetności i nieugiętości. Pomimo ceny, jaką zapłaciła za swoje postępowanie, odniosła moralne zwycięstwo nad Kreonem, który zrozumiał, że jego racje, jakkolwiek ważne, nie są na tyle istotne, by łamać przykazania duchowe.
Konrad Wallenrod - tytułowa postać dzieła Adama Mickiewicza oraz kolejny bohater, dla którego dramatyczną jest konieczność podejmowania wyborów życiowych. Przeżywa on rozdarcie wewnętrzne pomiędzy miłością do kobiety, a obowiązkiem powzięcia walki dla ojczyzny – Litwy. Ten konflikt pogłębia się też wskutek faktu, że metoda, jaką Konrad musi się posłużyć, by osłabić i ostatecznie rozbić siły wroga, jest zdradliwa, a przez to i niegodna rycerza, którym był. Piastując „urząd” mistrza Zakonu, pod pozorami wiernej służby knuje on okrutną zemstę na znienawidzonym wrogu – Krzyżakach, którzy nie wiedzą, że ich próby wynarodowienia nie przyniosły wyczekiwanych rezultatów, przeciwnie – popychają ich wychowanka do odważniejszych planów. ”Szczęścia w domu nie znalazł, bo go nie było w ojczyźnie” – Konrad nie spocznie, nie odzyska spokoju, póki nie wywalczy go dla Litwy. Wybiera więc bunt przeciwko ciemiężycielom swego narodu, niestety, powzięcie tegoż postanowienia jest tożsame ze skazaniem się na życie w ciągłym kłamstwie. Halban, litewski pieśniarz, który od dziecięcych lat budził w sercu Konrada miłość do ojczyzny, ucisza jego wątpliwości słowami:” Tyś niewolnik, jedyna broń niewolników – podstępy”. Poza tym całkowite przeświadczenie, iż droga buntu jest jedynym wyborem, który przyniesie wytchnienie jego sercu i zapewni Litwie bezpieczniejszą przyszłość, nakazuje mu wyrzec się osobistego szczęścia u boku ukochanej Aldony. Bilans jest okrutny: Konrad poświęca honor, życie i szczęście, a z chrześcijańskiego punktu widzenia – może i zbawienie, zwycięża zaś jako żarliwy patriota, człowiek, który oddaje swe życie za życie narodu.
Zestawienie tych trzech, zestawionych przeze mnie, postaci, pokazuje jak często w obronie swej tożsamości, swego rozumowania i uczuciowości, ludzie są zmuszeni decydować się na czyny, które powodują utratę szansy na lepsze życie czy też w ogóle na życie. Bunt idzie często w parze z narażeniem się na ostracyzm. Dzieje się tak dlatego, że przeciętny człowiek poddaje bliźniego osądowi, mierząc go swoją prywatną skalą, podczas gdy nie był, nie jest i nie będzie on nigdy w stanie objąć swym umysłem jedynego świadectwa, które zawiera całą prawdę o każdym z nas. Myślę , że walka – okoliczności, temperatura, przebieg, a w końcu i jej finał - to jedyny dowód tożsamości, który wystawia sobie sam człowiek, stemplem usługuje mu życie.