Wstęp
Jeżeli pozostaniemy przy klasycznej definicji Karla von Clausewitza ojca współczesnej strategii, który w pracy „O wojnie” stwierdził, że wojna stanowi kontynuację polityki „przy zastosowaniu innych środków” to łatwo zauważymy, że w XX wieku a także na początku wieku XXI niezbyt oszczędnie się nimi posługiwano. Dwudzieste stulecie przechodzi do historii jako wiek dwóch wojen światowych, „zimnej wojny” 1945-1991 – stanu rywalizacji dwóch supermocarstw – USA i ZSSR – decydujących o losach świata, licznych sporów i konfliktów o zróżnicowanym zasięgu i charakterze. W toku tych wydarzeń ludzkość doznała wielu przykrych doświadczeń i rozczarowań. Wiek XX bywa określany jako stulecie „megaśmierci”. W potocznym znaczeniu wojna jest przeciwieństwem pokoju. Pokój jest stanem normalnym, wojna – nienaturalnym, który zmienia zasadniczo istniejące uprzednio stosunki między państwami. Od niepamiętnych czasów, kiedy zorganizowały się państwa i wchodziły w niekończące się spory i konflikty, przechodzenie d stanu pokoju do stanu wojny wyznaczało przez tysiąclecia rytm dziejów ludzkości. Zdaniem francuskiego historyka Jeana-Jacquesa Babela w ciągu 5559 lat cywilizacji od czasów sumeryjskich do II wojny światowej doszło do 14 513 wojen.
Pojęcie konfliktu zbrojnego jest szersze od pojęcia wojny. Konflikt (łac. conflictus = zderzenie) to wszelkie przejawy walki zbrojnej, także niewypowiedziane, której uczestnikami są strony nie będące podmiotami prawa międzynarodowego. Konflikt jest poprzedzony antagonizmem stron i narastającą sprzecznością interesów. Mianem wojny na ogół określa się konflikt, w którym uczestniczą co najmniej dwa podmioty wojujące, posługujące się siłami zbrojnymi i stosujące środki i metody walki zbrojnej przeciwko sobie przy zachowaniu pewnej ciągłości działań. W przeszłości, kiedy podbój nowych ziem miał istotne znaczenie dla dobrobytu i potęgi państw, przeważały wojny między państwami. Współcześnie w następstwie doświadczeń wojen światowych, broni atomowej, zobowiązań przestrzegania prawa międzynarodowego, regularne wojny między państwami ustąpiły miejsca płynnym formom przemocy. W II połowie XX wieku uderza kontrast między nikłą liczbą wojem między państwami, a znaczną ilością wojen domowych wynikających z sytuacji wewnętrznej państw. Co więcej, o ile w przeszłości wszelki konflikt lokalny niósł w sobie groźbę wojny regionalnej czy światowej, to dziś odwrotnie tam gdzie taki konflikt wybuchnie społeczność międzynarodowa stara się go gasić i izolować.
Po upadku Związku Radzieckiego na świecie pozostało tylko jedno supermocarstwo, które ma ambicję do utrzymania za wszelką cenę pokoju i narzucania ustroju demokratycznego nawet w miejscach gdzie nie ma żadnych tradycji demokratycznych jak w krajach arabskich na bliskim wschodzie. Jedną z metod wprowadzania w życie tej „misji” Stanów Zjednoczonych są wojny prewencyjne takie jak wojna w Iraku w 2003. W ciągu ostatnich lat USA wyrosły na światowego żandarma, który może zawsze interweniować w obronie wartości cywilizacji zachodniej. Świadczyć mogą o tym interwencje w Afganistanie, Iraku czy też atak na Jugosławie wykonany pod maską NATO. Ataki z 11 września doprowadziły tylko do pogłębienia amerykańskiego przekonania o tym, że są jedynymi sprawiedliwymi i wzrostu zagrożenia amerykańską interwencją w każdym rejonie świata
W mojej pracy skupiłem się głównie na literaturze zwartej, jak wszelkiego rodzaju podręczniki do historii powszechnej, pozycje literatury odnoszące się bezpośrednio do konfliktów, stanowiące ich omówienie. Jednak w przypadku najnowszych konfliktów takich jak w Afganistanie w 2001 r. czy w Iraku w roku 2003, gdzie literatura zwarta nie należy jeszcze do najbogatszych, oparłem się na czasopismach takich jak tygodniki Wprost, Newsweek Polska, czy Polityka, a nawet na specjalistycznej prasie wojskowej w rodzaju miesięcznika Nowa Technika Wojskowa, gdzie można znaleźć informacje na temat aktualnych konfliktów zbrojnych. Pomocne przy pisaniu pracy okazały się też źródła internetowe, a zwłaszcza strona internetowa Polskiej Agencji Prasowej, które pomogły mi odtworzyć przebieg najnowszych konfliktów.
Oczywiście w mojej pracy skupię się tylko na wybranych przeze mnie konfliktach. Wszystko to z powodu obszerności tematu. W samym tylko roku 1990 na świecie toczyło się ponad 60 konfliktów. Wybrałem te konflikty, które uważam za interesujące, a także o których mówi się nie za wiele np. zamiast wojny czeczeńskiej wybrałem konflikty afrykańskie, niestety również tylko niektóre z powodu obszerności materii.
W pierwszym rozdziale zająłem się wojną w Zatoce Perskiej. Omówię jej przyczyny, przebieg i skutki. Kolejny rozdział jest poświęcony wojnie w byłej Jugosławii oraz interwencji NATO w Bośni i Hercegowinie. Rozdział trzeci opisuje wybrane konflikty w na kontynencie afrykańskim. Rozdział czwarty skupia się na amerykańskich nalotach na Irak w 1998 r. znanych jako operacja „Pustynny Lis”. Kolejny piąty rozdział opisuje atak NATO na Nową Jugosławię w 1999 r. oraz wojnę w Kosowie. Ostatnie dwa rozdziały mojej pracy poświęcone są dwóm najnowszym wojnom – w Afganistanie w 2001 r. i amerykańskiej inwazji na Irak w 2003 r.
I. Aneksja Kuwejtu przez Irak oraz wojna w Zatoce Perskiej (operacja „Pustynna Burza”) 1990-1991
17 stycznia 1991 roku nad ranem, atak lotnictwa USA i innych krajów międzynarodowej koalicji na Irak rozpoczął wojnę nad Zatoką Perską, w jednym z kluczowych regionów strategicznych na świecie. Do akcji przeciw Irakowi, zwanej Operation Desert Storm ("Operacja Pustynna Burza"), doszło w następstwie inwazji wojsk Saddama Husseina na Kuwejt 2 sierpnia 1990 roku. Kompletnie zaskoczyła ona republikańską administrację USA, która poprzednio pomagała Irakowi w jego wojnie z Iranem (1980-1988). Irackiego prezydenta dodatkowo ośmieliła do ataku amerykańska ambasador w Bagdadzie, pani April Glaspie, która 25 lipca powiedziała mu, że konflikt między Irakiem a Kuwejtem o złoża naftowe jest wewnętrzną sprawą świata arabskiego i nie obchodzi Waszyngtonu.
W nocy 2 sierpnia 1990 r. wojska irackie przekroczyły z zamiarem zajęcia tego kraju. Irakijczycy szybko poradzili sobie z oporem słabszych liczebnie i zaskoczonych sił Kuwejtu. Ostatnie regularne walki ustały po tygodniu – 9 sierpnia. Jednostkom irackim nie udało się jednak pochwycić władcy Kuwejtu Dżabera al.-Ahmada al. Sabakha. Emir ostrzeżony o irackim ataku wraz z rządem i rodziną opuścił Kuwejt i schronił się w Arabii Saudyjskiej. Kiedy wojska irackie wkraczały do Kuwejtu, Bagdad podał do wiadomości, że w emiracie grupa młodych oficerów kierowana przez pułkownika Alego dokonała zamachu stanu. Porosili oni Irak o pomoc w niedopuszczeniu do obcej ingerencji w wewnętrzne sprawy Kuwejtu. Nikt nie uwierzył w tę wiadomość, zwłaszcza, że stosunki obu krajów od dłuższego czasu były napięte.
Od początku istnienia Iraku (1918) stosunki te nie były najlepsze. Podstawowym tego powodem była postawa Bagdadu, który odmawiał uznania suwerenności Kuwejtu. Zdaniem kolejnych władz Iraku Kuwejt był jego integralną częścią, gdy pod rządami Turcji stanowił część wilajetu (prowincji) Basry, który obok wilajetów Bagdadu i Mosulu wszedł w skład Iraku. Bagdad uznawał Kuwejt za państwo sztuczne, powstałe na skutek interwencji Wielkiej Brytanii. Nie sposób tu odmówić argumentom Iraku pewnej dozy słuszności. Mając na uwadze fakt, że samodzielność emiratu była w dużej mierze efektem brytyjskiej polityki, można by się zgodzić z tezami o sztucznym charakterze Kuwejtu. Należy jednak także mieć na uwadze sztuczną państwowość samego Iraku, utworzonego z trzech tureckich prowincji, który na jednym obszarze połączył różne ludy (Arabów i Kurdów) i odłamy islamu, a wszystko po to aby w jednym państwie połączyć szyby naftowe Kirkuku, Mosulu i Basry. Tak więc argumenty irackiej propagandy były obosieczne.
Konflikt z Kuwejtem był bezpośrednim skutkiem wojny z Iranem. Po wojnie Irak potrzebował przede wszystkim środków na inwestycje. Sam Hussein pragnął sukcesu, który przyćmiłby niepowodzenia ostatniej wojny. Rozwiązanie obydwu problemów widziano w wymuszeniu pomocy ekonomicznej na bogatszych sąsiadach. Armia stanowiła wygodne narzędzie nacisku lub zastraszenia potencjalnej ofiary. Głównym celem działań Saddama stały się bogate kraje Zatoki Perskiej. Emir Kuwejtu sam ułatwił zadanie Husseinowi. 9 sierpnia 1988 r., następnego dnia po zawarciu zawieszenia broni między Irakiem a Iranem, Kuwejt podjął decyzję o zwiększeniu wydobycia ropy, zwłaszcza ze złóż Ar-Rumajla, do których pretensje rościł sobie Także Irak. Wywołała ona niezadowolenie Bagdadu, gdyż spowodowany nią spadek cen znacznie zmniejszał zyski z eksportu ropy. Co więcej, eksploatacja złóż Ar-Rumajla była przez Irak traktowana jako kradzież jego zasobów ropy
28 maja na 1990 r. na spotkaniu przywódców państw arabskich w Bagdadzie Saddam wystąpił przeciwko krajom Zatoki Perskiej, oskarżając je o rozmyślne zaniżanie cen ropy i działanie na szkodę Iraku. Następnie zażądał od nich 10 miliardów dolarów pomocy oraz umorzenia 30 miliardowego długu zaciągniętego w czasie wojny. Emir Kuwejtu nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji podjął kroki, które doprowadziły do jej zaostrzenia – oświadczył, że utrzyma wydobycie ropy na zawyżonym poziomie. Saddam Hussein odebrał to jako kolejny dowód ekonomicznej agresji wymierzonej w Irak.
31 lipca zorganizowano konferencję w Dżiddzie, której celem było rozwiązanie spornych kwestii. W przeddzień z udziału w spotkaniu zrezygnował emir Kuwejtu, który w zastępstwie posła swojego syna. Oburzony tym posunięciem Saddam Hussein zrezygnował z wyjazdu. Dalszy ciąg konferencji nie był lepszy. Delegacja iracka ponownie wystąpiła z oskarżeniami i żądaniami wobec Kuwejtu, który zaproponował pożyczkę w wysokości 9 miliardów dolarów. Irakijczycy odrzucili tę propozycję. Kiedy jednak król Arabii Saudyjskiej Fahd zaproponował dołożenie brakującego miliarda dolarów, wydawało się, że dojdzie wreszcie do porozumienia. Wtedy jednak kuwejccy negocjatorzy dodali, że warunkiem przyznania pożyczki jest uznanie granic emiratu. Wywołało to wściekłość przewodniczącego irackiej delegacji Izzata Ibrachima i zerwanie rozmów. W nocy 2 sierpnia Irak zaatakował.
W odpowiedzi na inwazję prezydent George W.H. Bush zamroził irackie aktywa w USA, a Rada Bezpieczeństwa ONZ nałożyła sankcje gospodarcze na Bagdad. Saddam nie przejął się tym i 8 sierpnia dokonał zbrojnej aneksji Kuwejtu. USA doszły do wniosku, że iracka inwazja grozi zachwianiem równowagi sił w rejonie Zatoki Perskiej, największym zagłębiu naftowym na świecie. Obawiano się, że ewentualna bezkarność Saddama po zajęciu Kuwejtu może go zachęcić do opanowania Arabii Saudyjskiej, albo doprowadzić do przejęcia władzy w tym kraju przez nieprzychylne Zachodowi siły islamskiego fundamentalizmu. Po inwazji irackiej światowe ceny ropy zaczęły powoli, ale systematycznie rosnąć w górę.
Bush wraz ze swoim sekretarzem stanu Jamesem Bakerem rozpoczął dyplomatyczne zabiegi dla przekonania sojuszników w Europie i na Bliskim Wschodzie, że Saddama trzeba zmusić do wycofania się z Kuwejtu. Sankcje i negocjacje z Bagdadem nie odnosiły skutku - rozmowy z irackim ministrem spraw zagranicznych Tarikiem Azizem zakończyły się
fiaskiem. Jesienią Bush odniósł wielki sukces - udało mu się sformować antyiracką koalicję złożoną nie tylko z europejskich sojuszników USA, lecz także z większości krajów arabskich, w tym nawet takich jak radykalna Syria. Po stronie Saddama Husseina na Bliskim Wschodzie stanęła tylko Jordania i Organizacja Wyzwolenia Palestyny Jasera Arafata. Bush przekonał także do neutralności ZSRR, co umożliwiło uchwalenie 29 listopada 1990 roku rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ, upoważniającej do użycia siły w celu wyparcia wojsk Iraku z Kuwejtu, jeżeli same się stamtąd nie wycofają do północy 15 stycznia 1991. Administracja USA musiała jednak jeszcze przekonać do antyirackiej krucjaty Kongres i opinię w kraju. Żywy jeszcze w USA "syndrom Wietnamu" wywoływał obawy, że wojna może kosztować mnóstwo ofiar. Ogromna liczebnie armia iracka (przeciwko koalicji Saddam zmobilizował 545.000 żołnierzy) miała opinię najsilniejszej na Bliskim Wschodzie i jednej z najgroźniejszych na świecie. Antywojenna opozycja w USA była na początku silniejsza niż opozycja przeciw wojnie wietnamskiej. 12 stycznia 1991 roku Kongres tylko nieznaczną większością głosów uchwalił rezolucję zezwalającą na udział wojsk USA w ofensywnych działaniach przeciw Irakowi - w Senacie zadecydowały o tym głosy dwunastu Demokratów głosujących "za" wraz z Republikanami. Był wśród nich ówczesny senator Al Gore.
Bill Clinton, wtedy jeszcze gubernator Arkansas, podobnie jak większość Demokratów uważał, że "należy dać szanse sankcjom". Sądzili tak zresztą wtedy nawet niektórzy przedstawiciele administracji Busha, jak przewodniczący Kolegium Szefów Sztabów, generał Colin Powell. Nad zdaniem Powella przeważyła jednak stanowcza decyzja prącego do wojny szefa Pentagonu, Dicka Cheney'ego. 15 stycznia 1991 minął termin ultimatum, ale Irak nie wycofał się z Kuwejtu. 17 stycznia przed świtem amerykańskie rakiety cruise i samoloty, wraz z myśliwcami i bombowcami sojuszników, rozpoczęły bombardowanie Iraku. Jednocześnie USA zgromadziły w Arabii Saudyjskiej, nad granicą z Kuwejtem, około 500 tysięcy żołnierzy sił lądowych pod generał Colin Powell. Nad zdaniem Powella przeważyła jednak stanowcza decyzja prącego do wojny szefa Pentagonu, Dicka Cheney'ego. 15 stycznia 1991 minął termin ultimatum, ale Irak nie wycofał się z Kuwejtu. 17 stycznia przed świtem amerykańskie rakiety cruise i samoloty, wraz z myśliwcami i bombowcami sojuszników, rozpoczęły bombardowanie Iraku. Jednocześnie USA zgromadziły w Arabii Saudyjskiej, nad granicą z Kuwejtem, około 500 tysięcy żołnierzy sił lądowych pod dowództwem generała Normana Schwarzkopfa. Kampania lotnicza trwała pięć tygodni. Precyzyjnie sterowane rakiety Tomahawk, wystrzeliwane z okrętów w Zatoce Perskiej, i "inteligentne bomby" poczyniły spustoszenia w Iraku. Wojska Saddama Husseina doznały dotkliwych strat. 13 lutego bombowce amerykańskie zniszczyły m.in. bunkier w Bagdadzie zabijając namiejscu prawie 300 osób. Saddam Hussein odpowiadał atakami rakiet Scud, z których jedna trafiła 25 lutego koszary wojsk amerykańskich w Arabii Saudyjskiej, zabijając 27 żołnierzy. Rakietami Scud ostrzeliwano też Izrael. Poczyniły one tam spore zniszczenia i wywołały panikę. Izrael chciał się włączyć do konfliktu, ale został powstrzymany przez Waszyngton. 23 lutego sprzymierzeni rozpoczęli ofensywę lądową, wkraczając do Iraku i okupowanego Kuwejtu. Kuwejt został wyzwolony po trzech dniach. Wojska USA kontynuowały ofensywę w Iraku, ale zatrzymały się przed Bagdadem, nie napotykając większego oporu. Oddziały irackie masowo poddawały się wobec zdecydowanej przewagi sprzymierzonych. Operacja lądowa trwała około 100 godzin.
3 marca Irak przyjął podyktowane mu warunki zawieszenia broni. W wojnie, która trwała raptem sześć i pół tygodnia, zginęło 280 żołnierzy USA, w tym 11 kobiet. Aż 121 spośród nich poniosło śmierć nie w walkach z wrogiem, ale w wypadkach lub w wyniku omyłkowego ostrzeliwania przez siły amerykańskie własnych oddziałów. Straty Iraku ocenia się na 50-100 tys. zabitych. Wojna wykazała druzgocącą przewagę amerykańskiej techniki wojennej nad anachronicznym uzbrojeniem wojsk Saddama Husseina, wyposażonych głównie w broń i sprzęt z ZSRR i innych państw bloku sowieckiego. Rada Bezpieczeństwa ONZ uchwaliła po wojnie szereg rezolucji ograniczających suwerenność Iraku i jego możliwości ponownych agresywnych działań. Najważniejsza z nich poddała ścisłej międzynarodowej kontroli zbrojenia Iraku, zakazując posiadania i produkcji broni masowego rażenia (nuklearnej, chemicznej i biologicznej). Powołano komisję inspekcyjną ONZ ds. rozbrojenia Iraku. Ponieważ Irak nie wykonywał w pełni wszystkich narzuconych mu przez ONZ zobowiązań, utrzymywano przez długi czas w mocy sankcje ekonomiczne, w tym zakaz eksportu ropy. Rada Bezpieczeństwa zezwalała jedynie na sprzedaż ograniczonej ilości ropy naftowej w programie „Ropa za żywność” z przeznaczeniem dochodów z tej sprzedaży na zakup żywności i lekarstw.
Wojna w Zatoce pozostawiła po sobie spadek w postaci jednej z największych w historii świata katastrof ekologicznych. Gdy alianci bombardowali irackie oddziały, żołnierze Husseina spuścili do Zatoki Perskiej miliony baryłek ropy naftowej powodując gigantyczne skażenie wód morskich. Podpalenie ponad sześciuset szybów naftowych doprowadziło do powstania nad Kuwejtem gigantycznej, widocznej z kosmosu, chmury sadzy. Grupy ratownicze dowodzone przez Reda Adaira przez sześć miesięcy gasiły kolejne szyby i zamykały wyloty naftociągów. Na pustyni pozostało jednak ponad 320 jezior ropy. Ich usunięcie trwało blisko 10 lat. Według kuwejckich lekarzy ofiarami katastrofy ekologicznej stały się nie tylko ptaki i ryby, ale także ludzie; zwiększyła się zachorowalność na raka i choroby serca. W Iraku zaniepokojenie budziły pozostałości pocisków ze zubożonego uranu, używanych przez koalicję do niszczenia broni pancernej. Irakijczycy twierdzili, że w momencie eksplozji powstawał radioaktywny pył, który mógł doprowadzić do zwiększenia zachorowalności na raka. W uranowych pociskach szukali przyczyn swej tajemniczej choroby także amerykańscy weterani wojny. Do tej pory nie opublikowano jednak dowodów wskazujących na związek tzw. "syndromu wojny w Zatoce" z użyciem uranowych pocisków. Naukowcy potwierdzają jednak, że choć promieniowanie emitowane przez te pociski jest bardzo słabe, to sam uran pozostaje bardzo toksycznym metalem. Dziesiątki tysięcy żołnierzy wracających z wojny w Zatoce skarżyło się na poważne kłopoty zdrowotne. Lekarze nie potrafili dać odpowiedzi na pytanie o przyczyny choroby, która wielu silnych młodych mężczyzn zamieniła w niedołężnych, schorowanych ludzi. Od momentu opublikowania pierwszych informacji o chorobie, weterani walczą o uznanie schorzenia za efekt udziału w wojnie w Zatoce. Weterani skarżyli się na przewlekłe zmęczenie, bóle głowy, dezorientację, bóle mięśni i stawów, mdłości, opuchliznę i gorączkę. Debata na temat przyczyn choroby nic nie wyjaśniła, argumenty krzyżowały się z kontrargumentami powodując informacyjny szum. Niektórzy twierdzili, że schorzenie jest skutkiem szczepień, które miały chronić żołnierzy przed bronią biologiczną i chemiczną; inni utrzymywali, że przyczyną choroby może być kontakt z uranowymi pociskami lub środki owadobójcze używane przez wojsko do ochrony żołnierzy przed insektami. Z kolei zdaniem sceptyków analizy statystyczne nie wskazywały, aby liczba zachorowań wśród weteranów była wyższa niż w normalnej populacji. Ich zdaniem, objawy mogły być efektem stresu. Brytyjskie Ministerstwo Obrony przyznało, że w niektórych przypadkach schorzenia można wiązać ze służbą w rejonie Zatoki Perskiej, ale odmówiło uznania syndromu wojny w Zatoce za jednostkę chorobową.
II. Wojna w państwach byłej Jugosławii oraz interwencja NATO w Bośni i Hercegowinie.
Państwo jugosłowiańskie, powstałe po II wojnie światowej, było bardzo niejednolitym państwem pod względem narodowościowym, kulturowym i religijnym. W Socjalistycznej Federacyjnej Republice Jugosławii (SFRJ) żyło sześć narodów: Serbowie, Macedończycy i Czarnogórcy (prawosławni), Chorwaci i Słoweńcy (katolicy) oraz muzułmanie (przede wszystkim w Bośni oraz okręgu autonomicznym Kosowo, który był częścią Serbii). Ponadto w Wojwodinie zamieszkiwali Węgrzy. Można się zastanawiać, co zdecydowało o utworzeniu tak różnorodnego państwa. Wydaje się, że najważniejszym czynnikiem jest czynnik historyczny. W pewnym momencie Słowianie bałkańscy znaleźli się pod obcym panowaniem i nadrzędnym ich celem stało się wywalczenie wolności. W praktyce chodziło o zrzucenie jarzma tureckiego oraz Habsburgów. Pełną wolność oznaczała data 1918 roku, czyli powstanie SHS - Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców, od 1929 roku wprowadzono nazwę Jugosławia. W 1945 roku wszystkie 6 republik weszło do Jugosłowiańskiej Federacji. Rozpoczęła się era Josipa Broz-Tito, który był premierem, ministrem obrony i sekretarzem partii, czyli Związku Komunistów Jugosławii. W późniejszym okresie Tito był także prezydentem państwa. Wielką zasługą Tito było uniezależnienie się od Józefa Stalina i ZSRR.
Głównymi problemami tego kraju stały się sytuacja gospodarcza oraz napięcia narodowościowe. Tito umocnił ustrój federacyjny, a następnie dokonał poprawek w konstytucji w celu zapewnienia po swojej śmierci możliwie najdoskonalszego sposobu sprawowania władzy. Polegał on na rotacyjnych, corocznych zmianach na stanowisku głowy państwa, premiera i szefa partii ZKJ. Stanowiska te mieli obsadzać kolejno członkowie Prezydium, składającego się z przedstawicieli wszystkich republik i okręgów autonomicznych. Po śmierci Tito w 1980 r. okazało się, że system, jaki stworzył, opierał się wyłącznie na jego autorytecie, zaś następcy nie byli w stanie załagodzić sprzeczności. Kraj zaczął szybko staczać się w przepaść kryzysu gospodarczego, społecznego i narodowościowego. Traktowanie nieobecnego już Tito jak Lenina, niestety, nie zapobiegło ostremu kryzysowi. Rosła korupcja, inflacja i nadużycia ludzi sprawujących władzę. Pogłębiające się trudności gospodarcze, żądania demokratyzacji systemu politycznego i nasilające się konflikty narodowościowe zachwiały podstawami federacyjnego państwa. Ostateczna dezintegracja rozpoczęła się od wymuszenia na rządzie wprowadzenia systemu wielopartyjnego. Komuniści, którzy utrzymywali się przy władzy w Serbii, obsadzili Slobodana Milosevicia na fotelu prezydenckim. Idea rozpadu państwa zaczęła być brana pod uwagę nietylko w samej Serbii. W końcu 1989 roku doszło do ograniczenia autonomii Wojwodiny, zniesienia jej w Kosowie. Jugosławia oparła się próbom reform, które Zachód uprzednio zaaplikował Polsce, Czechosłowacji, Rosji i na Węgrzech. Południowi Słowianie uważali swoją gospodarkę za wystarczająco wolnorynkową. 5 listopada 1990 roku Kongres USA zatwierdził ustawę 101-513, która odcinała nagle Jugosławię w terminie do 6 miesięcy wszelką pomoc, wymianę handlową, kredyty i pożyczki USA dla SFRJ. Amerykanie zażądali osobnych wyborów w każdej z sześciu republik federalnych. Trzy tygodnie później, 27 listopada CIA przewidywało w New York Timesie, że ustawa doprowadzi do krwawej wojny domowej. Skutek był dewastujący. Rząd Jugosławii nie był w stanie spłacić ogromnych odsetek od kredytów, zakupić surowców dla przemysłu. Wybuchały strajki, napięcia polityczne i ekonomiczne oraz nacjonalistyczne antagonizmy wewnątrz federacji. W lutym 1991 roku Rada Europy za przykładem USA zażądała wyborów wielopartyjnych pod groźbą sankcji. Prawicowe organizacje nieobecne od momentu pobicia przez partyzantkę Tity zaczęły przybywać do Jugosławii. Wkrótce po fiasku prób reform w Belgradzie ruszyło błędne koło wojen secesyjnych. W marcu 1991 roku chorwaccy ustasze zorganizowali demonstracje nawoływujące do obalenia socjalistycznej federacji i wymordowania wszystkich Serbów. 5 maja 1991 roku ustasze opanowali federalną bazę wojskową w Gospić (Chorwacja). Rząd rozkazał interweniować armii. Wojna wisiała na włosku. W Chorwacji wybory wygrał prawicowy blok HDZ (Chorwacka Wspólnota Demokratyczna). W kwietniowych wyborach do Saboru uzyskała 205 na 356 miejsc. Przywódcą partii był Franjo Tudjman (przyszły prezydent kraju) W programie politycznym znalazły się hasła ograniczenia praw mniejszość serbskiej. Z kolei wybory w Słowenii wygrała socjaldemokratyczna koalicja DEMOS. Prezydentem kraju został komunista Milan Kuan. 25 czerwca 1991 roku Słowenia i Chorwacja ogłosiły niezależność, a zjednoczone Niemcy pierwsze uznały te państwa. Uchwalenie przez parlament Słoweński 25 czerwca 1991 r. ustawy o wyjściu z Federacji spowodowało, że rozpoczęły się walki między strażą obywatelską a armią jugosłowiańską, którą rząd federalny zobowiązał do przejęcia kontroli nad przejściami granicznymi i zabezpieczenia granicy państwowej. Walki trwały do 10 lipca, mimo wcześniejszego zawarcia rozejmu, kiedy to parlament Słowenii zawiesił na trzy miesiące ustawę o niepodległości. W Słowenii była tylko namiastka wojny. W Chorwacji przez kilkanaście miesięcy toczyły się ciężkie walki. Dziś panuje tam pokój, jednakże 1/3 terytorium państwa Krajina była pod kontrolą miejscowych Serbów, którzy utworzyli niezależne państwo - Serbską Republikę Krajinę.
Bośnia i Hercegowina ogłosiła niepodległość w marcu 1992 r. Odpowiedzią było powołanie do życia Nowej Jugosławii przez Serbię i Czarnogórę w maju 1992 r. Niepodległość Bośni wiąże się z wybuchem najdłuższego i najbardziej krwawego konfliktu na terenie b. Jugosławii. Sam skład narodowościowy republiki zamieszkiwanej przez 43,7% muzułmanów, 31,4% Serbów i 17,4% Chorwatów wskazywał, że życie w jednym państwie nie będzie możliwe. Tak też się stało. Rozpoczęła się walka wszystkich ze wszystkimi. Muzułmanie - Chorwaci, muzułmanie - Serbowie i Serbowie - Chorwaci to były fronty wojny w Bośni do wiosny 1994 r., kiedy to doszło do sojuszu muzułmańsko-chorwackiego. Najtragiczniejsze jest to, że walczyli ze sobą Słowianie, gdyż w praktyce muzułmanie to Słowianie, którzy za
czasów okupacji tureckiej przyjęli islam za swoją religię. Na konflikt między narodami nałożył się tu konflikt religijny katolicy - prawosławni - muzułmanie. Wojna w Bośni trwała do końca 1995 r. Pomimo embarga nałożonego przez ONZ na strony konfliktu, broń nadal docierała do walczących. Siły pokojowe ONZ były obecne w Chorwacji i w Bośni. Zajmowały się one dostawami żywności, pomocą humanitarną oraz kontrolowaniem często podpisywanych i łamanych różnego rodzaju rozejmów. W b. Jugosławii działał specjalny wysłannik sekretarza generalnego ONZ Yasushi Akashi, który koordynował akcje ONZ i NATO (odwołany w październiku 1995 r.). W celu zapewnienia ochrony przede wszystkim ludności cywilnej, ONZ na terenie Bośni ustanowiła 6 "stref bezpieczeństwa". Najbardziej znane to Sarajewo, Tuzla, Zepa czy enklawa Bihać. Pokój i spokój w strefach był iluzoryczny, gdyż raz po raz dochodziło do incydentów ze strony rządowej (bośniackiej lub serbskiej). W Chorwacji i Bośni stacjonowało 37 tys. żołnierzy ONZ, w tym kontyngent z Polski w Krajinie.
Nie ustawały także wysiłki zmierzające do uregulowania konfliktu na drodze dyplomatycznej. Zaczęło się od misji Vance'a-Owena, kilka planów opracowanych przez nich zostało odrzuconych. Z czasem Vance'a zastąpił Norweg T. Stoltenberg. Duet Owen-Stoltenberg też nie doprowadził do pokoju. Sprawę wzięły w swoje ręce wielkie mocarstwa; także ich plan został w sierpniu 1994 r. odrzucony przez Serbów, niezadowolonych z planu podziału Bośni. Podczas walk wywalczyli oni 70% terytorium, a plan przewidywał dla nich tylko 49%, resztę dla muzułmanów i Chorwatów. Przywódca Serbów z Bośni, R. Karadźić, doprowadził do tego, że społeczność międzynarodowa chyba ostatecznie zrezygnowała z koncepcji współżycia tych narodów w jednym państwie na rzecz podziału Bośni.
Z drugiej strony S. Milosević, zdenerwowany nieprzejednaną postawą Serbów bośniackich, wprowadził całkowitą blokadę granicy z nimi; tym krokiem częściowo zmniejszył blokadę ekonomiczną Nowej Jugosławii. W 1995 r. na frontach wojny w Bośni zaszły poważne zmiany. W kwietniu 1995 r. wojska chorwackie odbiły z rąk Serbów Zachodnią Słowenię. Z kolei w sierpniu 1995 r. kilkudniowa ofensywa wojska Chorwacji doprowadziła do wyzwolenia Krajiny, czyli upadku Serbskiej Republiki Krajiny. Spowodowało to ucieczkę setek tysięcy Serbów z granic państwa chorwackiego.
Na przestrzeni sierpnia i września 1995 r. na polecenie ONZ samoloty NATO prowadziły naloty na pozycje serbskie. Akcję NATO zapowiadało już wydane 10 stycznia 1994 r. oświadczenie szefów państw i rządów krajów NATO, iż Sojusz jest gotowy przeprowadzić z mandatu ONZ ataki lotnicze w Bośni. Pierwszy pretekst do podjęcia bezpośrednich działań militarnych dała masakra na rynku Markale w Sarajewie 5 lutego 1994 r. Na pełnym ludzi targu wybuchł pocisk, który zabił 68 osób, ranił 197. Muzułmanie natychmiast oskarżyli o jego wystrzelenia Serbów. Również dowództwo wojsk ONZ obarczyło Serbów odpowiedzialnością chociaż wiedziało, że pocisk wystrzelili muzułmanie. 9 lutego Rada Paktu Północnoatlantyckiego upoważniła siły powietrzne NATO do zaatakowania pozycji Serbów, jeśli w ciągu 10 dni nie wycofają oni ciężkiej broni na odległość co najmniej 20 km od Sarajewa. Serbowie spełnili to żądanie. 28 sierpnia na targ w Markale spadł znowu pocisk moździerzowy, zabijając 37 a raniąc 89 osób. Już dzień później NATO postanowiło rozpocząć zakrojone na wielką skalę działania zbrojne przeciw bośniackim Serbom, nazwane Deliberate Force. Jednakże wiele wskazuje, że przeprowadzenie masowego zbrojnego ataku było przygotowane wcześniej. Do przeprowadzenia tej akcji dążyła część administracji Clintona. W trakcie kilkunastodniowych nalotów zrzucono na pozycje serbskie ponad 1 tys. Bomb i rakiet. Doprowadziło to do odblokowania Sarajewa, zmuszenia Serbów z Bośni do rozmów pokojowych. Rozmowy prowadzone pod przewodnictwem Richarda Holbrooke'a doprowadziły do 36 rozejmu między walczącymi stronami oraz przyjęcia planu pokojowego o podziale Bośni na część serbską i muzułmańsko-chorwacką. W Bośni mają stacjonować wojska z państw NATO oraz Rosji, aby nadzorować proces pokojowy.
14 listopada 1995 Izetbegović, Tudjman i Milosević, pod naciskiem USA uzgodnili w Dayton porozumienie pokojowe mające na celu zakończenie wojny jugosławiańskiej. Na jego mocy powołano międzynarodowe siły zbrojne IFOR, liczące 60 tys. żołnierzy, rozdzielające walczące strony i umożliwiające stabilizację regionu ora zabezpieczające terytorialne uzgodnienia z Dayton. Chorwacja odzyskała Wschodnią Slawonię, jednak najważniejsze decyzje dotyczyły utworzenia nowego państwa Bośni i Hercegowiny będącego luźną konfederacją dwóch części: Republiki Serbskiej w Bośni i Federacji Chorwacko – Muzułmańskiej ze szczątkowym wspólnym rządem, dwoma korytarzami łączącymi obie części Republiki Serbskiej, Z Mostarem podzielonym do chwili wyborów na część chorwacką i muzułmańską. Sarajewo pozostało niepodzielne, ale złożone z 9 autonomicznych dzielnic, ze wspólną radą miejską i rotacyjnym merem.
Przeprowadzone 14 września 1996 wybory na terytorium całego kraju, choć zamknęły oficjalnie proces budowy nowego państwa, nie zakończyły konfliktu. Gospodarka zaczęła funkcjonować, część uchodźców wróciła do domu, pod naciskiem państw zachodnich powstały jednolite przedstawicielstwa dyplomatyczne, ale faktycznie żadna z sił politycznych reprezentujących trzy grupy narodowościowe nie jest zadowolona z postanowień układu. Dążenia separatystyczne Chorwatów i Serbów są wyraźne, a mniejszości narodowe sątak traktowane, że dochodzi do ich masowej migracji na tereny zamieszkiwane przez odpowiadającą im większość. Pokój utrzymywany jest przez stacjonujące w Bośni siły międzynarodowe SFOR.
III. Wybrane konflikty w Afryce w latach 90-tych.
1. Wojna domowa w Burundi
W lipcu 1962 Burundi i Rwanda uzyskały niepodległość. Burundi ogłoszono monarchią. Po zamachu stanu w listopadzie 1966 kraj proklamowano republiką. W latach 70. i 80. wybuchały w Burundi liczne konflikty na tle etnicznym, które pociągnęły za sobą wiele ofiar śmiertelnych. W r. 1987 władzę po raz kolejny przejęło wojsko. W wyniku puczu rozwiązano parlament, a dyktatorską władzę objęła Partia Jedności na Rzecz Postępu (UPRONA) rządząca do dziś. Od r. 1962, kiedy zakończył się powierniczy mandat belgijski, Burundi wielokrotnie cierpiała z powodu konfliktów etnicznych, zamachów i innych niepokojów społecznych. Od października 1993 setki tysięcy uchodźców falami uciekały przed rzeziami plemiennymi pomiędzy Hutu i Tutsi, przekraczając granice Rwandy, Tanzanii i Zairu (obecnie Kongo Dem.). Od października 1996 burundyjskich uchodźców Hutu spotkał los podobny do ich rwandyjskich pobratymców. Połączone armie Burundi, Rwandy, Ugandy i rebelianci Tutsi z Zairu zaatakowali obozy uchodźców we wschodnim Zairze. Uchodźcy, w tym ok. 120 tys. Burundyjczyków, zostali zmuszeni do powrotu do swych krajów. Kontynuacja walk etnicznych z Tutsi zmusiła kolejne grupy Hutu do ucieczki z Burundi do Tanzanii. UNHCR ocenia ilość uchodźców burundyjskich w tym kraju na 260 tys. W ubiegłym roku oddziały burundyjskie ponownie połączyły się z armiami Rwandy, Ugandy i rebeliantami Tutsi z Kongo w próbie obalenia prezydenta Republiki Demokratycznego Konga, Kabili.
W trwającej wciąż wojnie domowej zarówno oddziały rządowe jak i powstańcy wyrzynali nieuzbrojonych cywili i rażąco naruszali prawa człowieka przez egzekucje bez sądu, gwałty, tortury, grabierze i niszczenie mienia. Jednak w r. 1998 straciło życie mniej osób niż w r. 1997 i większość partii zaangażowanych w wojnę zaczęło negocjacje, które dawały szansę na pokój. W Burundi i w Rwandzie, przedstawiciele większości Hutu i będących w mniejszości Tutsi walczyli o władzę. Tutsi, elita, która dominowała w życiu politycznym przez stulecia, odmawiała Hutu prawa pełniejszego uczestnictwa w rządzie. Hutu próbowali dojść swoich praw zarówno na drodze politycznej, jak i powstania. W r. 1972, w najbardziej dramatycznej z tych prób, po kilku napadach Hutu na Tutsi, zdominowana przez Tutsi armia zmasakrowała 200 tysięcy Hutu. W r. 1993 major Pierre Buyoya, który po przewrocie wojskowym uzyskał władzę w kraju, pozwolił na pierwsze wolne wybory, w których wybrano pierwszego prezydenta wywodzącego się z Hutu - Melchiora Ndadaye. W październiku tego samego roku został on zamordowany przez żołnierzy Tutsi. W odwecie w wielu regionach Hutu pod przewodnictwem lokalnych władz zamordowali tysiące Tutsi. W odpowiedzi armia Tutsi masakrowała tysiące Hutu, także w rejonach, gdzie nie było przeciw nim agresji.
Nominalnie armia pozwoliła na przywrócenie władzy cywilnej po zabójstwie Ndadaye, ale rząd pozostawał sparaliżowany, gdy radykalne oddziały wojskowe pacyfikowały demonstracje w miastach. Opozycja (głównie Hutu) wywołała ruchy powstańcze w rejonach wiejskich. W r. 1996 Buyoya znów przejął władzę, by - jak twierdził - położyć kres przemocy. Armia wyruszyła, by zniszczyć w zalążku tendencje powstańcze wśród ludności. Setki tysięcy cywilów umieszczono w kontrolowanych przez wojsko obozach.
W r. 1997 wojsko zmasakrowało tysiące nieuzbrojonych cywili. Setki tysięcy innych umieszczono w obozach, w których często nie było wystarczających zapasów żywności i wody, a więźniowie nie mieli opieki medycznej. Doznawali oni przemocy lub po prostu znikali. Po r. 1993 armia znacznie się rozrosła. Do wojska powołano studentów, stworzono oddziały z młodych chłopców Tutsi pochodzących z miast. Rebelianci, którzy porzucili powstanie, byli czasem organizowani w paramilitarne grupy, towarzyszące oddziałom regularnym. W wielu miejscach lokalne samorządy powołały siły samoobrony. Cywilom, głównie Tutsi, wydawano broń palną. Na początku r. 1998 istniały dwa główne bloki powstańców: Siły Obrony Demokracji ze skrzydłem politycznym Narodowej Rady Obrony Demokracji oraz Partia Wyzwolenia Obywateli Hutu wraz ze sprzymierzonym Frontem Wyzwolenia Narodowego. Partie te współzawodniczyły ze sobą i z władzami, o poparcie ludności. Kiedy wojsko w końcu r. 1997 i na początku 1998 rozszerzało kontrolę, powstańcy przyjęli okrutną politykę wobec miejscowej ludności, wymuszając pomoc rzeczową i pieniądze oraz często zmuszając ludzi do przenoszenia się na obszary znajdujące się pod kontrolą rebeliantów, mordujących miejscowe władze oraz mieszkańców, którzy odmawiali pomocy powstaniu. W wielu rejonach obywatele dobrowolnie przenosili się do baz wojskowych, ponieważ byli atakowani przez powstańców. 1.01.1999 powstańcy zaatakowali lotnisko i tereny przyległe. W czasie ataku i późniejszego odwetu armii zabito 300 cywili. Przez cały styczeń i luty wokół stolicy trwały starcia powstańców z wojskiem. W prowincjach na południu i zachodzie walczono też przez następne miesiące. W innych częściach kraju życie powoli wracało do normy. W miarę wygasania walk w wielu rejonach i w obliczu narastającej presji międzynarodowej skierowanej przeciw organizacji obozów przesiedleńczych, władze pozwoliły ludności cywilnej powrócić do domów. Z 700 tysięcy przebywających w obozach w r. 1997, w lutym 1998 pozostało pół miliona, nieco mniej niż 10% mieszkańców kraju. Powstanie osłabił upadek baz powstańczych w sąsiednim Zairze (obecnie Dem. Republice Kongo) w końcu r. 1996, po popieranym przez Rwandę ataku na rząd Zairu. Burundyjscy powstańcy byli zmuszeni wycofać się, głównie do sąsiadującej z Burundi Tanzanii.
W r. 1998 rząd Burundi oskarżył powstańców o utworzenie nowych baz w Tanzanii, choć zaprzeczał temu rząd tanzański. Tylko w jednym przypadku, w marcu 1998, władze tanzańskie przyznały, że burundyjczycy brali udział w działaniach wojskowych w przygranicznym obozie i przeniosły ich gdzie indziej. Aby zakończyć takie działania, Wysoki Komisarz ONZ d.s. Uchodźców ogłosił program szkolenia policji tanzańskiej, mający na celu monitorowanie obozów. Używanie baz w sąsiednich krajach było jednym z wielu przejawów skomplikowanych więzów łączących powstańców i rządy wszystkich krajów tego regionu. W Rwandzie międzynarodowa komisja śledząca napływ broni do tego rejonu, opublikowała dowody na związek FDD i PALIPEHUTU z resztkami Rwandyjskich Sił Zbrojnych - armii byłego rządu Rwandy, która uczestniczyła w rwandyjskim ludobójstwie w r. 1994 i która atakowała aktualny rząd Rwandy. Burundyjscy i rwandyjscy powstańcy pomagają sobie w zdobywaniu broni, szkoleniu oraz wspierają się w działaniach wojskowych, takich jak styczniowy atak na lotnisko Bujumbura. Także armie rządowe, biorąc przykład z rebeliantów, łączą swe siły w czasie operacji wojskowych w rejonach przygranicznych.
2. Ludobójstwo w Rwandzie
Zapoczątkowana w 1990 r. przez przebywających za granicą uchodźców Tutsi wojna domowa, do wybuchu i eskalacji której przyczyniły się również niektóre państwa europejskie, przerodziła się 7.04.1994 r. w krwawą rzeź zorganizowaną przez oddziały i bojówki Hutu. Jej celem było całkowite wyniszczenie plemienia Tutsi na terenie Rwandy. Nie szczędzono nikogo - kobiet, dzieci, starców... W wyniku walk plemiennych zginęło ponad milion osób. W obozach przebywa wciąż ok. 2 mln uchodźców, głównie z plemienia Hutu, gdyż ostatecznie plemię to przegrało wojnę i władzę dziś sprawują Tutsi. Uchodźcy znajdują się w tragicznym położeniu - międzynarodowe organizacje charytatywne ograniczyły lub w ogóle zawiesiły pomoc dla nich. Tygodniowe racje żywnościowe starczają zaledwie na trzy dni. Uchodźcy nie mogą jednak wrócić do kraju. Wszyscy zbiorowo traktowani są przez aktualną władzę jako mordercy, którzy uczestniczyli w rzezi i w obawie przed odpowiedzialnością uciekli za granicę - również niewinni ludzie, kobiety, starcy, dzieci. Ci, którzy wracają, są już na granicy zabijani lub aresztowani i wtrącani do więzień, gdzie umierają z głodu. Zresztą i tak nie mają dokąd wracać. Ich majątek został przejęty przez powracających z zagranicy zwycięzkich Tutsi.
Nikt w Rwandzie nie zajmuje się dziś poważnie odbudową i usuwaniem zniszczeń - oczekuje się wybuchu kolejnej wojny. Ludzie nastawiają się tylko na fizyczne przetrwanie.
Kraj jest zrujnowany gospodarczo. Ludności grozi głód. Ziemia w wielu miejscach nie jest uprawiana. Jednym z powodów jest przejęcie ziemi, która należała do dzisiejszych uchodźców z plemienia Hutu, przez powracających Tutsi. Nie mają oni jednak środków do życia, nie uprawiają więc ziemi, na której plony trzeba długo czekać, lecz zajmują się handlem, który daje szybki zysk. Innym powodem jest obawa przed przejęciem ziemi wraz z plonami przez wrogów w razie kolejnej wojny. W efekcie kraj pogrąża się w coraz większej nędzy.
Społeczeństwo jest systematycznie zastraszane. Na drogach gęsto rozstawiono bariery, przy których kontroluje się samochody. Celem tych kontroli jest przede wszystkim terror, bowiem często dochodzi przy nich do zabójstw. Więzienia są makabrycznie przepełnione - na 1 m2 przypadają 3 osoby. Więźniowie śpią więc na zmianę, gdyż wszyscy równocześnie nie mogą się położyć. Jak zwykle w czasie wojny, najwięcej ucierpieli najsłabsi - ci, którzy przemocą zostali wciągnięci w wir wydarzeń. Jednym z poważniejszych problemów w tym kraju jest dziś los setek tysięcy sierot, których rodziny - nierzadko na ich oczach - zostały wymordowane. Nasi polscy misjonarze starają się im pomóc, organizując przejściowe sierocińce i starając się dla wszystkich sierot znaleźć rodziny zastępcze. Ale oni nie dysponują żadnymi środkami, by pomóc tym dzieciom, prócz tego, co sami otrzymają z zagranicy. Zwracają się więc z nadzieją do nas, swoich rodaków, licząc na zrozumienie i pomoc.
3. Wojna domowa w Kongu (Zairze)
Pod względem geologicznym Republika Demokratyczna Konga (RDK) jest fenomenem, zwłaszcza na południowym wschodzie Katangi. Tam, w strefie zwanej po angielsku Copperbelt (Pas Miedziany), która ciągnie się aż do Zambii, znajdują się największe jeszcze nie eksploatowane zasoby miedzi. W r. 1979 RDK zajmowała pierwsze miejsce w świecie pod względem wydobycia miedzi, które wynosiło wówczas 500 tys. ton rocznie. W r. 1995 z powodu złego stanu infrastruktury głównej kopalni Kamoto w Kolwezi produkcja miedzi spadła do 30 tys. ton.
Za dramatem Afryki Środkowej, który trwa od r. 1990, od zakończeniu zimnej wojny, kryje się cicha wojna między wielonarodowymi korporacjami górniczymi. W innych miejscach globu pokłady miedzi są już znacznej mierze wyczerpane, a tam, gdzie prowadzi się jeszcze wydobycie, jest ono mało rentowne. Stąd wielcy finansiści światowi skierowali wzrok ku Afryce środkowej, gdzie pokłady miedzi są nietknięte lub źle eksploatowane, mogą więc stanowić rynek dla wielkiego kapitału.
Już w r. 1996, gdy rebelianci ogłaszali zdobycie głównych miast RDK, media przedstawiały gospodarcze znaczenie ich sukcesów. Ujawniły też głównych aktorów, którzy dotąd byli w ukryciu - wielkie grupy finansowe i przemysłowe zainteresowane eksploatacją zasobów kopalnianych Konga: Consolidated Eurocan Venture - członek Lundin Group, Barrick Gold Corporation (BGC), zajmująca drugie miejsce w świecie pod względem wydobycia złota, i Anglo American Corporation (AAC) z RPA, najważniejsza firma wydobywcza na świecie poza wydobyciem ropy naftowej. Są też przedsiębiorstwa „drobne” i mniej znane, ale zdecydowane do walki z wielkimi na terytorium przeżywającym całkowity kryzys: American Minerał Fields Inc. (AMFI) i sprzymierzoną z nią American Diamond Buyers, oraz inne spółki amerykańskie, kanadyjskie, południowoafrykańskie, ugandyjskie, belgijskie i izraelskie.
Utworzona w r. 1995 AMFI stała się narzędziem dominacji ekonomicznej zachodniej finansjery w Afryce, zwłaszcza realizacji planów kilku spółek amerykańskich, uczestniczących w wielkich światowych grach strategicznych, obejmujących naukę, technologię, przemysł i politykę. Te potęgi finansowe zaczęły opanowywać i przekształcać świat, wyznaczając nowe granice i prąc do tworzenia nowych państw - na Bałkanach, w Azji środkowej i w Afryce środkowej. W tej rozgrywce planetarnej Afryka odgrywa istotną rolę. Posiadając prawie jedną trzecią surowcowych zasobów świata, opuszczone przez swe dawne metropolie kraje afrykańskie stały się łatwym łupem dla wielonarodowych korporacji, które są w stanie utworzyć tu swoje państwo w państwie.
Rozmiary RDK (ponad dziesięciokrotnie większa od Polski), jej położenie geostrategiczne w centrum kontynentu, fakt graniczenia z dziewięcioma krajami, jej bogactwa naturalne itd. predestynowały ją do przekształcenia w pierwszorzędny cel owej strategii światowej w Afryce. Rozpętana wojna o władzę nad Kongiem miała pozwolić tym wielonarodowym spółkom, w razie zwycięstwa po stronie sprzymierzonych Ugandy, Rwandy i Burundi, na zawładnięcie złożami kongijskimi i wykorzystywanie ich w swoich interesach.
W gruncie rzeczy chodzi o prawdziwą rekolonizację Afryki przez międzynarodowy kapitał prywatny. Nowy porządek, który chcą narzucić te silne grupy, oznacza obalenie porządku afrykańskiego ustanowionego na Konferencji Berlińskiej w r. 1885 - systematyczny podział obecnych państw i zastąpienie ich przez nowe jednostki, których funkcje i istnienie ma określać jedynie samowola właścicieli tych spółek.
Po upadku reżimu Mobutu niektóre z porozumień jego rządu z pewnymi kartelami zostały przez nowych panów potwierdzone, inne zaś anulowane i zawarte z innymi spółkami. Ponieważ kraj ten przeżywa wojnę finansowaną przez mocarstwa zachodnie, wielonarodowe firmy wydobywcze pertraktują i z rebeliantami, i z rządzącymi, chcąc się znaleźć u boku zwycięzcy. Interesuje ich tylko zdobycie jak najlepszych koncesji na wydobycie złota, diamentów, manganu, uranu, miedzi i innych minerałów, które towarzyszą tym metalom, jak cynk, german, srebro, ołów, żelazo. RDK posiada wielkie zasoby kobaltu - może najważniejsze w świecie - i przez wiele lat zajmowała pierwsze miejsce w jego produkcji. Nawet obecnie, mimo opłakanej sytuacji, zajmuje drugie miejsce w świecie.
Liczne przedsiębiorstwa amerykańskie, uczestniczące w utworzeniu AMFI, są zainteresowane budową platformy orbitalnej, która ma zastąpić rosyjską stację MIR. Realizacja tego projektu, którego koszt szacuje się na 60 mld dolarów i nad którym pracują zakłady z 60 krajów, zakończy się w r. 2004. Budowa platformy wymaga ogromnej ilości rzadkich i cennych metali, jak kobalt, wolfram i złoto, a wszystkie one znajdują się w Kongo. W konflikcie nadzorowanym przez USA pierwszorzędnym celem było obalenie reżimu Mobutu i zapewnienie kontroli AMFI.
l.12.1996 podpisano porozumienia między Consolidated Eurocan Venture a rządem kongijskim pod przywództwem Leona Kengo wa Dondo, dotyczące wydobycia miedzi i kobaltu w Katandze. W marcu 1997, po zdobyciu Kisangani przez Demokratyczne Siły Wyzwolenia Konga (DSWK), kierownicy AMFI otworzyli w Gomie biura, by nawiązać kontakt z władzami sprzymierzenia. 16.04.1997 r., miesiąc po wkroczeniu Kabili do Kinszasy, DSWK podpisały trzy porozumienia z AMFI. Projekt opiewał na sumę 1,5 mld dolarów. Reżim Mobutu w r. 1997 wolał przyjąć ofertę południowoafrykańskiej Anglo American Corporation - Gencor. Spółka Consolidated Eurocan Venture uznała, że zrobiła świetny interes. Wynika to z faktu, że badania nad możliwością zaangażowania 268 mln dolarów przeprowadziło już w latach 70-tych międzynarodowe konsorcjum z udziałem takich przedsiębiorstw, jak Anglo American Corp., Amoco i Mitsui, doświadczonych w eksploatacji minerałów.
W wojnie toczącej się w RDK od jesieni r. 1996 AMFI odegrała wielką rolę. 2.08.1998 rwandyjskie skrzydło DSWK walczyło z Kabilą i kolejny raz Kongo znalazło się w szponach dwóch przeciwnych sił: na wschodzie rebelianci popierani przez Rwandę, Burundi i Ugandę, liczący na AMFI jako głównego sponsora, a na zachodzie siły rządowe z pomocą ze strony Zimbabwe, Angoli i Namibii.
Laurent Kabila, nieświadomy, manipulowany przez nowych gospodarzy, którzy próbowali zaprowadzić w Kongu nowy porządek, popełnił błąd. Po zwycięstwie DSWK stał się więźniem rwandyjskich, ugandyjskich i burundyjskich Tutsi, których sam wybrał na kluczowe stanowiska. Był też zakładnikiem wojskowych oddziałów rwandyjskich, mocno osadzonych w Kinszasie, a popieranych na wschodzie przez AMFI. Prezydent Konga oddał się więc w ręce kierownictwa AMFI, swych przyszłych wrogów, z którymi w kwietniu 1997 podpisał umowę o odstąpieniu Gecamines, giganta gospodarki narodowej. \Umowa ta pozwalała AMFI na przyspieszenie realizacji jednego ze swoich planów: podziału Konga na antagonistyczne mikropaństwa pozbawione środków finansowych i infrastruktury gospodarczej (swego rodzaju bałkanizacja). Pozbawione także wojska, państwa te miały popaść w całkowitą zależność od AMFI, która miała przejąć strategiczne działy gospodarki.
Jednak plan American Mineral Fields Inc. nie rozwinął się tak, jak przewidywano. Laurent Kabila zaczął łamać umowy podpisane we wrześniu i październiku z dawnymi sprzymierzeńcami: Musevenim, Kagame i Buyoya, przywódcami Ugandy, Rwandy i Burundi. Umowy te dotyczyły rachunku, który Kongo miało zapłacić za pomoc otrzymaną w wojnie wyzwoleńczej, a także problemu granic. Miały one być zrewidowane na korzyść Rwandy i Ugandy w sposób zadowalający te kraje oraz zrealizować plany geostrategiczne AMFI, całkowicie zgodne z terytorialnymi ambicjami monoetnicznych i mniejszościowych reżimów w Kigali, Kampali i Bujumbura. Stąd wybuchł kryzys, kiedy Kabila zwalniał bez porozumienia rwandyjski kontyngent wojskowy, obecny w Kongu-Kinszasie.
Wybuch wrogości między Rwandyjczykami i Kabilą został spowodowany nie tyle przez barbarzyńskie zachowanie oddziałów Rwandyjskiego Frontu Patriotycznego (RFP), ile z powodu anulowania umów podpisanych z amerykańsko-kanadyjskim konsorcjum AMFI na rzecz AAC z RPA. Dobre stosunki między kierownictwem AMFI i Musevenim, Kagame, Buyoya i Kabilą sięgają okresu sprzed r. 1995, czyli roku powstania AMFI. Współpraca między jednym z kierowników tego konsorcjum (Jean-Raymond Boulle) z tandemem Museveni - Kagame poprzedzała jeszcze śmierć prezydentów Habyarimana z Rwandy i Ntaryamira z Burundi w samolocie strąconym w nocy 6.04.1994 nad Kigali. Aby dokonać takiego „wyczynu”, potrzebne było poparcie polityczne, umożliwiające dostęp do wyszukanych środków technicznych - zwłaszcza telekomunikacyjnych - i do rakiet, oraz zapewnienie zmowy dyplomatycznej i niezbędnej usłużności międzynarodowych instancji sądowniczych po wykonaniu operacji. Te środki i gwarancje mogła załatwić jedynie AMFI.
Można więc zakładać, że w r. 1995, gdy oficjalnie zostało utworzone to konsorcjum, wszystkie plany dotyczące Konga i innych krajów w Regionie Wielkich Jezior były już przygotowane, strategia ustalona, zorganizowane środki finansowe, logistyczne i wojskowe oraz zapewnione poparcie USA i dyplomatyczna życzliwość mocarstw zachodnich.
Konflikt w Zairze w r. 1996 był przedstawiany jako wewnętrzna walka wyzwoleńcza, mająca na celu obalenie marszałka Mobutu. AMFI zapewniło pomoc finansową, wojskową i logistyczną dla organizacji zrzeszonych w DSWK. Dzisiaj broń, amunicja i inne środki wojskowe, jak te, które pozwoliły DSWK osiągnąć zwycięstwo nad wojskami zairskimi, są oddawane przez AMFI do dyspozycji Rwandy, Ugandy i Burundi, które prowadzą wojnę na terytorium Konga.
Złoto, tak jak pozostałe zasoby kopalne RDK, było przez 30 lat przedmiotem ożywionego handlu na korzyść „baronów” reżimu Mobutu. Od kiedy służy ono podtrzymaniu działań wojennych DSWK, setki kilogramów kruszcu przedostawały się nielegalnie do banków sąsiednich krajów, będących „strefą wolnego handlu”, a konkretnie do Bujumbury (dawny punkt koncentracji kontrabandy Kabili), aż do nałożenia embarga przez kraje ościenne w lipcu 1996, po wojskowym zamachu stanu Buyoya. Przemytnicy kongijskiego złota skupiają się dziś w Kigali i w Kampali. Dlatego, mimo wspólnej koncepcji politycznej Tutsi, Rwanda i Burundi utrzymują obecnie nieco chłodniejsze stosunki. Rwanda obok organizowania i zarządzania swą niewielką produkcją, przyciągała całą kontrabandę tej strefy. Do r. 1989 trzeci co do wielkości produkt eksportowy tego kraju - po kawie i herbacie - stanowiła cyna.
Przemysł wydobywczy Burundi i Rwandy w gospodarce tych krajów zajmuje ostatnie miejsce, ale „Eldorado”, jakim jest RDK, czyni z nich kraje obfitujące w złoto i diamenty. W latach 1998-99 Rwanda sprzedała co najmniej 2,5 tony złota Belgii. Wojna w RDK finansowana jest dzięki zasobom górniczym tego kraju. Jest to wynik przemyślnego porozumienia między instytucjami bankowymi krajów „agresorów” i krajów „przyjmujących”, które popierają równocześnie rząd w Kinszasie i rebeliantów kongijskich.
Region Wielkich Jezior pozostaje celem wielonarodowych korporacji górniczych. Utrwala to niedorozwój ekonomiczny i polityczny tej części Afryki. Obfitość zasobów kopalnych i ropy w Afryce Środkowej może wpłynąć zarówno na światowy handel niektórymi minerałami, jak i na stan finansowy związanych z nimi przedsiębiorstw. Z tego to powodu „małe” spółki wielonarodowe nie wahają się pertraktować z „rebeliantami”, by zająć korzystniejsze pozycje przed zakończeniem wojny, a następnie móc proponować negocjacje.
Wielkie przedsiębiorstwa wielonarodowe oczekują rozwiązania kwestii prawomocności władz, dostosowując się do linii postępowania międzynarodowych instytucji finansowych, jak Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Chcą też lepiej poznać, czego mogą oczekiwać od nowych reżimów, gdyż te zachowują wobec nich dwuznaczną postawę: zapraszają je do składania ofert w przetargach publicznych, ale nie krępują się też nacjonalizować przedsiębiorstwa, które sprywatyzowały nieco wcześniej przed zdobyciem władzy.
Po przywróceniu pokoju i przyjęciu reguł gry politycznej z woli międzynarodowych instytucji finansowych rozpoczęła się wojna spółek wielonarodowych o podział zasobów ziemi. Cały aparat mediów mówiących o wojnie w RDK oraz rolę dyplomatów angielskich, amerykańskich, belgijskich, egipskich, francuskich, libijskich, południowoafrykańskich i Zimbabwe w kryzysie Regionu Wielkich Jezior należy interpretować w tym kontekście.
Paląca potrzeba inwestycji, by ten region wydobył się z ruiny, będzie krępować ręce nowych przywódców w negocjacjach z korporacjami wielonarodowymi. One to, jako najbardziej zainteresowane szybkimi zyskami, sprowadzą kraje znad Wielkich Jezior, zwłaszcza RDK, do poziomu „Afryki spółek”.
IV. Operacja Desert Fox czyli Irak w ogniu (1998)
Przegrana Saddama Husseina w 1991 r. nie oznaczała bynajmniej, że dyktator zrezygnował z dominacji w regionie. Irak w 1998 nadal dysponował silną armią, ocenianą na ponad 430 000 żołnierzy, blisko 1000 czołgów i ponad 300 samolotów bojowych. Jednak absolutną siłę miała mu dać dopiero broń masowego rażenia, przede wszystkim nuklearna. Groźba użycia broni nuklearnej dałaby Irakowi możliwość utrzymywania państw trzecich z dala od ewentualnego konfliktu, zaś użycie broni chemicznej zdolność pokonania każdego przeciwnika. Broń biologiczna to narzędzie polityki w trakcie pokoju – jej użycie czasami trudno wykryć, a ewentualna groźba jej użycia w czasie pokoju lub kryzysu może wywołać prawdziwą histerię wśród ludności przeciwnika.
Po wojnie w Zatoce Perskiej irackie badania nad bronią masowego rażenia zostały zintensyfikowane mimo, Ze prace były prowadzone potajemnie, a wszystko utrudniali inspektorzy UNSCOM – United Nations Special Commision. Zespół inspekcyjny UNSCOM został ustanowiony na mocy rezolucji ONZ z 1991 r. a jego zadaniem było nadzorowanie całkowitego zniszczenia broni chemicznej i biologicznej. Szefem UNSCOM został australijski polityk Richard Buttler. Jednak cały okres działalności UNSCOM to wielka zabawa w kotka i myszkę – ciągła gra na zwłokę, nieudostępnianie określonych instalacji, a kiedy po długich naciskach inspektorzy są tam wpuszczani, okazuje się, że wszystko już dawno wywieziono. Kiedy gry na zwłokę nie dało się już dłużej przeciągać, w październiku 1997 r. oskarżono amerykańskich członków komisji o szpiegostwo i większość z nich wydalono z Iraku. Po wydaleniu w listopadzie 1997 r. ostatnich sześciu Amerykanów, cały zespół UNSCOM opuścił Irak. Saddam Hussein zajął twarde stanowisko, wiedząc, że Amerykanie w czasie zbliżającego się Ramadanu nie odważą się zaatakować państwa muzułmańskiego. Ramadan to święty miesiąc wyznawców islamu, czas modlitw i wielkiego postu. Jakiekolwiek jego naruszenie ściągnęłoby na Amerykanów nienawiść wszystkich państw arabskich. Ostatecznie USA powstrzymały się do ataku, jednak na przełomie 1997/1998 r. trwały negocjacje w sprawie powrotu UNSCOM- u do Iraku. Osią niezgody były tzw. pałace prezydenckie, na teren których nie wpuszczano inspektorów ONZ, twierdząc, że są to prywatne rezydencje prezydenta Iraku. Każdy z blisko 200 pałaców to potężny kompleks budynków otoczony dużym ogrodem i silnie strzeżony przez jednostki Gwardii Republikańskiej. UNSCOM twierdził, że z łatwością można w nich ukryć nie tylko skład broni chemicznej czy biologicznej, ale nawet duże laboratorium lub cały ośrodek badawczy.
W lutym 1998 r. pod realną groźbą uderzenia inspektorzy ONZ wracają do Iraku i uzyskują dostęp do pałaców prezydenckich. Pomimo jednak starannych inspekcji nie znaleziono nic, nawet śladów jakiejkolwiek podejrzanej działalności.
Tymczasem UNSCOM odkryła w niektórych zakłedach przemysłu chemicznego składniki typowe dla produkcji gazu VX. Specjaliści znaleźli też ślady gotowego produktu. Strona iracka twierdziła, że w tych zakładach produkowano niegdyś broń chemiczną ale od dawna już się tego nie robi. Inspektorzy zażądali dostępu do dokumentacji, która umożliwiłaby skontrolowanie przepływu środków chemicznych, ale i tym razem spotkała się z odmową. W sierpniu premier Iraku Tarik Azis oświadczył, że UNSCOM wpuszczono już do wszystkich obiektów na terenie Iraku, że przez siedem lat pracy niczego nie znaleziono, musi być więc złożony pozytywny dla Iraku raport sugerujący zniesienie sankcji. Po sierpniowym spotkaniu UNSCOM pozostaje w Iraku, ale jego prace są ograniczone do minimum.
Tymczasem Rada Bezpieczeństwa ONZ miała podjąć decyzję o zniesieniu sankcji wobec Iraku w październiku. Sankcje zostały utrzymane co oczywiście nie usatysfakcjonowało Iraku, który 31 października zawiesił działalność inspektorów ONZ. 11 listopada 1998 r. UNSCOM wycofuje swoich inspektorów z Iraku. Saddam Hussein pozostaje nieugięty. 15 listopada po południu z bazy na wyspie Diego Garcia wystartowały bombowce B-52H w celu uderzenia na Irak. Niespodziewanie na 20 minut przed atakiem Saddam Hussein ogłasza swoją decyzję o możliwości powrotu inspektorów ONZ i podjęciu przez nich prac. Prezydent Clinton odwołał samoloty i uderzenie nie nastąpiło. Kryzys na krótko został zażegnany. Amerykanie odstępują od uderzenia, ale oświadczają, iż w przypadku niewywiązania się Iraku z przyjętych zobowiązań, kolejny atak nastąpi bez żadnego ostrzeżenia.
Tymczasem po powrocie ONZ – towskiej komisji ponownie zaczynają się problemy. Ponownie odmawia się im dostępu do dokumentów, opóźnia dostęp do wybranych do kontroli instalacji. 8 grudnia UNSCOM ponownie zaczyna opuszczać Irak. Jednocześnie R. Buttler zgłasza Radzie Bezpieczeństwa ONZ poważne problemy. 15 grudnia ONZ wydaje formalny raport oskarżający Irak o brak współpracy z komisją UNSCOM i o przypuszczalne ukrywanie prac nad bronią masowego rażenia. Amerykanie utrzymują na podstawie źródeł rozpoznania satelitarnego oraz wywiadu agenturalnego, że prace nad tego rodzaju bronią są już w Iraku poważnie zaawansowane.
W dniach 17 – 20 grudnia 1998 amerykańskie i brytyjskie siły rozmieszczone w rejonie Zatoki Perskiej przeprowadziły operacje Desert Fox, największą akcję militarną w tym regionie od czasu operacji Desert Storm. Dla ścisłości należy dodać, że od jej zakończenia Amerykanie już trzykrotnie atakowali cele w Iraku, w styczniu i lipcu 1993 r. i we wrześniu 1996 r. ,ale były to tylko jednodniowe uderzenia na ograniczoną skalę. W pierwszym przypadku chodziło o zniszczenie irackiego ośrodka badań nad bronią jądrową (styczeń), a następnie o wycofanie rakietowych pocisków balistycznych Scud, które Irak zaczął niespodziewanie koncentrować w południowej części kraju, zaś we wrześniu 1996 o zaprzestanie wojskowych działań przeciwko ludności kurdyjskiej w północnym Iraku
17 grudnia 1998 r. amerykański sekretarz obrony William Cohen przedstawił kongresowi cele operacji:
- zmuszenie Iraku do pełnej współpracy z UNSCOM
- umożliwienie inspektorom pełnego i natychmiastowego dostępu do kontrolowanych obiektów
- przekazanie do wglądu inspektorom wszystkich dokumentów związanych z bronią masowego rażenia
- podporządkowanie się Iraku wszystkim rezolucjom Rady Bezpieczeństwa ONZ dotyczącym broni masowego rażenia
Celami militarnymi prowadzonej operacji miało być pozbawienie Iraku zdolności uderzeniowych bronią masowego rażenia. Ostatnie ataki w ramach operacji Pustynny Lis miały miejsce 20 grudnia 1998 r. Potem zaczął się Ramadan i wszelkie działania bojowe zostały zakończone. !8 stycznia 1999 r. skończył się Ramadan i spodziewane uderzenie nie nastąpiło. Nie wspominano też o konieczności powrotu UNSCOM do Iraku. Uwaga Stanów Zjednoczonych zwróciła się w kierunku Nowej Jugosławii i sytuacji panującej w Kosowie.
V. Wojna w Kosowie i atak NATO na Jugosławię w 1999 roku
Konflikt w Kosowie był do przewidzenia. Jeszcze zanim Slobodan Miloszević zlikwidował autonomię tej prowincji Serbii, podziały między kosowskimi Albańczykami i Serbami były bardzo ostre i każda z tych społeczności żyła odrębnym życiem, z zachowaniem wszelkich różnic etnicznych. Stosunki między nimi charakteryzowała wzajemna nietolerancja, karmiona wielowiekową nieufnością, oraz rzadkie przypadki przekraczania granic odmienności etnicznej, utrzymywania osobistych kontaktów i zawierania małżeństw mieszanych. Ludność albańska w byłej Jugosławii cierpiała na niedostatek środków dzięki którym mogłaby asymilować się w wymiarze obywatelskim oraz integrować społecznie. Serbia rządziła prowincją żelazną ręką nawet wówczas kiedy idea „Wielkiej Albanii” nie znajdowała jeszcze powszechnego odzewu wśród Kosowian. Unieważniając w 1989 r. kosowską konstytucję S. Miloszević sprowokował kosowskich Albańczyków do ogłoszenia niepodległości, sprawiając, że od 1991 r. ruch separatystyczny prowadził wojnę wyzwoleńczą w imię etnicznej jedności z Albanią,
Działacze polityczni w Pristinie, w związku z pominięciem problemu w porozumieniu pokojowym z Dayton, powołali w 1995 r. własną armię, określaną jako wyzwoleńczą (UCK). Jej pierwszą akcją bojową było zastrzelenie w kwietniu 1996 r. trzech Serbów za pobicie albańskiego studenta. Wkrótce wspierane z Tirany dowództwo, ogłosiwszy wojnę totalną z „okupantami i kolaborantami”, zwróciło się do wszystkich rodaków w wieku by chwycili za broń i zamieniali swoje wsie i miasteczka w twierdze. Już pod koniec 1997 w szeregach Wyzwoleńczej Armii Kosowa znalazło się 30 tys. bojowników. Ich uzbrojenie pochodziło głównie z Albanii.
W toczonych na przełomie lutego i marca 1998 r. walkach UCK z Serbami w okolicach Drenicy zginęło 83 Kosowian. Belgrad odrzucał jednak propozycję międzynarodowej mediacji w sprawie statusu tej społeczności. W atmosferze codziennych wielotysięcznych manifestacji patriotycznych w Pristinie, ale też eskalacji działań zbrojnych i czystek, ONZ zaostrzyła sankcje dotyczące dostaw broni do Jugosławii. W odpowiedzi władze Serbii przeprowadziły w kwietniu referendum, w którym 94,7 % ludności opowiedziało się przeciwko ingerencji czynników zewnętrznych, naciskających na przywrócenie autonomii Kosowa. W połowie maja 1998 r. Milosević i wybrany w marcu, w wyborach powszechnych, „prezydentem republiki” Ibrachim Rugova uzgodnili, że będą spotykać się co tydzień w celu zapobieżenia dalszym konfliktom. Wkrótce jednak nastąpiła nowa ofensywa Serbów w zachodnim Kosowie, sprawiając, że miejscowi liderzy, powołując się na akty okrucieństwa, postanowili bojkotować ewentualne rokowania. Równocześnie przebywający w Moskwie Milosević w rozmowie z Jelcynem wykluczył możliwość wycofania wojsk. W lipcu poniosły one zresztą porażkę w starciach z separatystami na południowym zachodzie Kosowa – w okolicy Orahovaca, który zresztą został po kilku dniach został odbity przez Serbów. W walkach jakie przeniosły się w tym czasie nad granicę albańską, zginęło co najmniej 110 Kosowian, a w sierpniu po trzech tygodniach oblężenia armia federalna zdobyła Junik, bastion UCK.
We wrześniu pod presją USA, Belgrad zaproponował tymczasowe porozumienie na 3-5 lat, na mocy którego prowincja miała uzyskać pewien stopień autonomii, co wstępnie zaaprobował Rugova. Serbowie naruszyli jednak rozejm i przeprowadzili atak w środkowej i północnej części regionu. W jego wyniku zginęło 70 Albańczyków. Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła w konsekwencji rezolucję, w której zagroziła Jugosławii retorsjami, jeżeli operacje wojskowe nie zostaną przerwane i nie dojdzie do dialogu politycznego. W październiku zniecierpliwiony brakiem stabilizacji w regionie i permanentnym naruszaniem praw człowieka Pakt Północnoatlantycki dał Belgradowi czternaście dni na spełnienie żądań. Wysłannik Białego Domu R. Holbrooke i S. Milosević ustalili, że w prowincji zostanie rozmieszczonych 2000 obserwatorów z OBWE. Dawało to nadzieję na spacyfikowanie wrogości, zwłaszcza że po wycofaniu części wojsk serbskich zrezygnowano z natychmiastowego użycia siły.
W grudniu Albańczycy i Serbowie odrzucili zaproponowany przez amerykańskiego mediatora Christophera Hilla projekt statusu Kosowa, zakładający szeroką autonomię, a śmierć następnych 36 bojowników UCK zniweczyła wysiłki dyplomatyczne. 15 stycznia 1999 r. dokonano we wsi Racak na południu Kosowa, masakry 45 Albańczyków, trzy dni później zaś Belgrad nakazał wydalenie szefa misji OBWE Williama Walkera, który obarczył winą za te zbrodnie siły federalne. Wobec braku postępów negocjacyjnych NATO zagroziło pod koniec stycznia 1999 obu stronom interwencją, jeśli odrzucą plan, opracowany przez grupę kontaktową ds. byłej Jugosławii (USA, Rosja, Francja, Wielka Brytania, Niemcy i Wł