Trzeci dzień igrzysk, Diossos od samego rana siedzi na gałęzi. Z gimnazjonu wszyscy wychodzą, na czele kapłanie w białych długich szatach, potem sędziowie igrzysk i zawodnicy zupełnie nadzy. Zawody zaczęły się! Na samym początku biegła wielka gromada, lecz po chwili rozciągnęli się w węża. Polinik jest mniej więcej w środku węża, zawodnicy nie spieszą się, mają opanowane tępo. Jeden z uczestników zwiększa tępo a Tisikrates obejmuje prowadzenie. -Za wcześnie zaczął, wyczerpie się przed końcem- powiedział stary brodacz niedaleko Diossosa. -Teraz dopiero się zaczyna- szepce ktoś koło Diossosa. Za Kleomenesem ktoś wybiega, ktoś o jasnych włosach i jaśniejszej skórze od innych. -Polinik!- krzyczy nieprzytomnie Diossos podczas gdy Kleomenes dobiega do Tisikratesa a tysiące rozpaczliwych głosów krzyczy -Korynt!-.Czternaste okrążenie, Kleomenes na prowadzeniu, ale nie! Ten jasny biegnący wciąż za Kleomenesem wysuwa się naprzód, zawraca pięknie na zakręcie, wyminął go i zaczyna prowadzić. Tłum zamilkł nie znając tego zawodnika, skądś słychać -Polinik! Polinik z Miletu!- tłum podchwytuje i krzyczy -Milet!- -Każdy byle nie Kleomenes!- powtarzają. Tłum z zapartym tchem ogląda zawody. Polinik, czując niemal na karku oddech zawodnika, zrywa się rozpaczliwie ostatni raz, ma przed sobą przecież tylko kilkadziesiąt kroków. -Milet! Milet!- ryczą wszyscy.Obaj zawodnicy wbiegają na metę, są tak blisko że nie widać stąd kto był pierwszy, ale Ci bliżsi, siedzący na ławach kamiennych wokół stadionu nie mają wątpliwości -Milet! Milet! Polinik z Miletu!- krzyczą.Diossos chce biec, krzyczeć i klaskać razem, puszcza się gałęzi i spada na głowę brodacza niżej, ale on się nie gniewa, chwyta wpół i podnosi go w górę -Niech żyje Milet!- woła ochrypniętym głosem. Mam nadzieję że pomogłam :))