Napisz esej poświęcony Twoim czytelniczym odkryciom dokonanym podczas lekcji języka polskiego w szkole ponadgimnazjalnej.
Według sporej części uczniów lekcje języka polskiego, są tylko kolejną udręką, jaka czeka ich w szkole, a literatura omawiana na zajęciach wynikiem choroby psychicznej autora. Czy tak jest naprawdę? Moim zdaniem nie! Osoby, które uważają dzieła literackie za nic niewnoszące do życia, grubo się mylą. Z twórczości pisarzy, możemy dowiedzieć się niemało interesujących rzeczy, m.in. jak wyglądało kiedyś życie, jak śmiertelnicy postrzegali świat, jakimi prawdami moralnymi kierowały się jednostki ludzkie – zwyczajnie uzyskamy informacje dotyczące nas samych.
Każdy z nas zadawał sobie niewątpliwie pytania typu: Jaki jest Bóg? Czy ksiądz mówi mi prawdę opowiadając o stworzycielu Ziemi? A może Szatan nie jest taki zły, jakim go malują? Otóż takie kwestie poruszał na pewno Jan Kasprowicz w swojej poezji. Autor ten, jak każdy człowiek, poszukiwał swojego miejsca na naszym bożym świecie. Przełomem jego refleksji na temat religii, był, na pewno, hymn „Dies irae”, gdzie Bóg ukazany jest jako władca surowy, który za chwilę słabości potępia człowieka, choć sam obdarzył go skłonnością do zła. U niektórych utwór ten może wzbudzić złość i gniew (chociażby za pewien sposób oczerniania istoty boskiej), ale mnie osobiście ów hymn skłonił do wszelkiego rodzaju refleksji na temat Boga. Poszukując różnego rodzaju informacji, dowiedziałem się, że nasz stworzyciel, różnorako był postrzegany w epokach historycznych. Na przykład w czasach Średniowiecza nie różnił się on niczym od opisu Kasprowicza, jednakże w kolejnych epokach stawał się istotą, jaką znamy dzisiaj, czyli miłosiernym, sprawiedliwym ojcem. Moje odkrycia nasunęły mi pomysł: „A może by tak zapytać katechetę, dlaczego tak się działo?”. Jak pomyślałem tak zrobiłem, a odpowiedź jaką uzyskałem brzmi: „To nie Bóg się zmieniał, tylko ludzie”. Ja właśnie tak zrozumiałem „sprawę wszechmogącego”! Podobnie Jan Kasprowicz, który dzięki swoim spekulacjom odnalazł swoje miejsce w katolicyzmie.
Czy można komukolwiek ufać? Czy ja osobiście mam zaufane osoby? Czy inni ufają mi? – takie pytania zadałem sobie po omówieniu na lekcji języka polskiego ballady „Lilije” Adama Mickiewicza. Bowiem z ów utworu dowiadujemy się, że: mąż udając się na wojnę, zaufał wybrance swojego serca, iż nie dopuści się ona zdrady. Jednakże, nie dotrzymała obietnicy, a żeby uniknąć kary, jaka czekała ją za niewierność, zamordowała męża („Zbrodnia to niesłychana, pani zabija pana”). Można by wywnioskować, że nie należy ufać nikomu. Bardzo dobrze obalają tą tezę słowa z pewnej piosenki: „Niektórzy mówią, nie ufaj nikomu, uwierzysz tym mądralom to zostaniesz w domu sam. W klimie zaufanych ludzi mam i na każdego z nich gwarancje ci dam, bo to podstawa wspólnego działania w grupie. Nie ufam nikomu? – po moim trupie”. Otóż Mickiewicz poprzez utwór „Lilije” uzmysławia czytelnikowi, że osoby, którym warto powierzać tajemnice musimy wybierać bardzo starannie i uważnie, by nie okazały się one oszustami, i byśmy nie musieli się uczyć na własnych błędach. Tu kolejny cytat z piosenki: „Każdy chce mieć kogoś zaufanego, wzbudzać zaufanie to już coś innego. Znajdziesz się na pozycji oszukanego, wtedy dopiero będziesz uważał!”. Tak więc morał jest bardzo prosty: należy ufać, ale tylko osobom, które sobie na to zasłużyły.
W utworach literackich cenię sobie przede wszystkim oryginalność. Na drugim miejscu stawiam ilość i jakość metafor. Właśnie z tego powodu zachwyciłem się bardzo, gdy zapoznałem się z „Beniowskim” Juliusza Słowackiego. Pozornie poeta chce opowiadać o losach tytułowego bohatera, jednak jego priorytetowym zadaniem jest poruszenie spraw dla niego samego najważniejszych. Zatem prawdziwym bohaterem nie jest wcale Bieniowski. Jego miejsce zajmuje podmiot liryczny. A co ciekawsze, gdy przyjrzałem się utworowi nieco bliżej, zauważyłem, że pod płaszczem podmiotu lirycznego bardzo wyraźnie można się dopatrzyć aluzji samego Słowackiego do narodowego wieszcza Polaków – Adama Mickiewicza („Ha! ha! Mój wieszczu! Gdzież to wy idziecie?”). Wnioski takie wysunąłem korzystając ze znajomości życiorysów obu poetów. Jak wiadomo pisarze ci nie przepadali za bardzo za sobą. Jednak według mnie była to wina Mickiewicza, który w pewien sposób traktował Słowackiego jako rywala. Mógł zwyczajnie obawiać się, że sam straci swoją renomę, a jego czytelnikom bardziej spodobają się utwory Juliusza. Dlatego, by tak się nie stało oczerniał go każdym możliwym sposobem (m.in. nie podając mu ręki w geście powitalnym, czy też nazywając jego poezję „wielkim kościołem bez Boga”). Sam Słowacki nigdy nie przeczył, że jego przeciwnik jest wielkim poetą. W dowód tego w utworze „Beniowski” składa mu hołd, a nawet zrównuje go z własną chwałą („Bądź zdrów! – a tak się żegnają nie wrogi, lecz dwa na słońcach swych przeciwnych – Bogi”).
Mógłbym tu jeszcze wymieniać całe mnóstwo utworów, które moim zdaniem są godne uwagi, lecz wybrałem te najbardziej mnie interesujące i inspirujące. Uważam, jednak, że literatura jest tak rozległa, że każdy może znaleźć coś dla siebie.