Było to piękne, słoneczne i bardzo ciepłe majowe popołudnie. Wraz z kolegami szedłem ulicą, zmierzając przed siebie – sami dokładnie nie wiedzieliśmy gdzie chcemy się udać. Rozmawiając o czymś, a za chwilę już o niczym stawialiśmy kolejne kroki. Był to dzień jak każdy, jednak w mojej pamięci zapisał się w dość szczególny sposób, ze względu na wszystko to, co się wtedy wydarzyło. Przechodziliśmy obok dużego sklepu; przed nami jechał rowerem starszy człowiek. Zwróciliśmy na niego szczególną uwagę, gdyż jak prawie nikt zatrzymał się przed przejazdem na drugą stronę ulicy, aby sprawdzić czy nie jedzie przypadkiem jakiś samochód. Wkroczył na jezdnię, a gdy był mniej więcej w połowie usłyszeliśmy pisk opon. Po kilku sekundach wszystko się wyjaśniło. Starszy człowiek, który przed momentem tak starannie upewniał się czy może bezpiecznie przejść przed drogę, został potrącony przez samochód, który pojawił się na jezdni nie wiadomo skąd. Nikt z nas wcześniej go nie widział, oczywistym było, że starszy pan również dostrzec go nie był w stanie. Wszystko wydarzyło się tak szybko, że nikt nie był w stanie nic poradzić. Jednak czasu cofnąć się nie da. Trzeba było coś zrobić. Z samochodu bardzo szybko wysiadł młody człowiek, wyglądał na jakieś 20 lat. Był w szoku, nie wiedział co się dzieje, dlatego postanowiliśmy, że trzeba zadzwonić po policję i pogotowie. Potrącony leżał nieruchomo na ziemi, jednak był przytomny. Z racji tego, że nie za bardzo wiedzieliśmy co robić, zadecydowaliśmy, że nie będziemy go dotykać i poczekamy na przyjazd pogotowia. Pierwsza przyjechała policja, 5 minut później pogotowie. Ofiarę wypadku, zabrano do szpitala, a policja zaczęła wypełniać swoje obowiązki. My natomiast, występowaliśmy w roli świadków zdarzenia. Po przesłuchaniu nas, a następnie sprawcy zdarzenia okazało się, że winę za całe to zajście ponosi kierowca pojazdu. Poproszono o okazanie dokumentów, w tym prawa jazdy. W tym momencie, wszyscy znieruchomieliśmy. Ów młody chłopak, prawa jazdy nie posiadał. Miał przy sobie jedynie dowód rejestracyjny. Przedstawiciele prawa orzekli, że jazda bez prawa jazdy, potrącenie rowerzysty będą związane z grzywną w wysokości 3000 zł, zaholowaniem pojazdu na policyjny parking, i zawieszeniem w możliwości otrzymania prawa jazdy na 5 lat.
- Panowie, a czy nie da się tego jakoś inaczej załatwić.
- Co ? Jak Pan śmie w ogóle coś takiego proponować. Ten człowiek mógł zginąć. Zostanie Pan posądzony również o próbę przekupstwa, artykuł 3, paragraf 7 kodeksu karnego. To jest niedopuszzzzz
W tym momencie przerwał drugi policjant mówiąc:
- Janusz, podejdź na chwilę. Spójrz tutaj, co Ci to przypomina. I obaj, skierowali swój wzrok na nazwisko osoby, na którą zarejestrowany był pojazd.
- Prosimy z nami – powiedzieli policjanci, po czym skierowali się w stronę radiowozu.
Sprawa wydała nam się dziwna, więc jeden z nas podszedł pod samochód, starając się usłyszeć na jaki temat w nim rozmawiają. I udało mu się to. Okazało się, że nazwisko i imię było dokładnie takie samo, jak prezydenta miasta. Jednak sprawca wypadku, nie wiadomo dlaczego, nie chciał jednoznacznie przyznać tego, że jest lub nie jest synem lub krewnym prezydenta. Skoro nie chciał tego uczynić, policjanci wznowili normalne wypadkowe procedury. Zadzwonili po pomoc drogową, aby przyjechała i zabrała pojazd. Z młodym człowiekiem postanowili udać się na komisariat
- Nie jedźmy nigdzie, tak – jestem synem prezydenta miasta.
- To całkowicie zmienia postać rzeczy. Trzeba było od razu to powiedzieć. Może opowiesz nam jeszcze raz jak to dokładnie było.
Sprawca opowiedział wszystko krok po kroku, a my nie mieliśmy do tego żadnych zastrzeżeń..
- Musimy to wszystko jeszcze raz zbadać, Janusz daj maszynę do mierzenia śladów hamowania.
Policjanci zaczęli coś mierzyć, spisywać, konsultowali się, a po 15 minutach wspólnie określili:
- Z naszych ponownym pomiarów wynika, że kierujący pojazdem zachował odpowiednią prędkość, a wypadek spowodował rowerzysta, który wtargnął na jezdnie.
- Nie ! Nie ! i jeszcze raz nie ! – to jest nieprawda. Nie zgadzamy się z tym.
- Chłopcy, Wam to już podziękujemy, zrobiliście co do Was należy i jesteście wolni, możecie iść do domu.
- Nigdzie nie pójdziemy, nie pozwolimy na taką manipulację.
- Jaką manipulację, już was tu nie ma, bo wezwiemy rodziców i oskarżymy o utrudnianie czynności służbowych.
Nic już nie mówiąc odeszliśmy, gdyż sami nie wiedzieliśmy, czy rzeczywiście mogą nas o to oskarżyć. Jednak nie zaszliśmy daleko. Schowaliśmy się, za sklepem. Akurat przejeżdżał drugi radiowóz, który zatrzymał się obok miejsca wypadku.
- Co się tutaj stało ? – usłyszeliśmy.
- Potrącenie, pieszy wtargnął na jezdnię, i kierowca nie miał szans wyhamować.
- Jak to nie miał ? Musiał jechać o wiele za szybko. Spójrz na ślady hamowania, wynoszą jakieś 20 metrów – na takim dystansie hamuje pojazd z 70 km/h, a jakie tutaj mamy ograniczenie ? Zdaje mi się, że do 30 km/h
- Proszę pokazać prawo jazdy.
- Nie ma prawa jazdy, a tak na marginesie jest to syn prezydenta Szalera.
- No pięknie, jeszcze jazda bez prawa jazdy. Jedziemy na komendę.
Tutaj właśnie kończy się wszystko co byliśmy w stanie zobaczyć. Oba radiowozy odjechały. Jednak nie daliśmy za wygraną, i postanowiliśmy we własnym zakresie dowiedzieć się, jak to wszystko się zakończyło.
Na posterunek właśnie przyjechali policjanci z miejsca wypadku. Spisano protokół i raczej pewnym było, że kary nie da się uniknąć. Policjanci mówili między sobą: syn prezydenta, radnego, murarza, czy policjanta ale prawo jest prawem i trzeba go przestrzegać. W tym momencie zadzwonił telefon.
- Cześć Tato ! Mamy mały problem, przyjedź proszę na komendę policji, przy ulicy Ożarowskiej.
- Po co na Twój ojciec tutaj ? I tak nic nie pomoże.
Wśród policjantów szczególnie tych twierdzących ze kierowca popełnił błąd zapanował lekki chaos. Sami nie wiedzieli, co począć, gdyż gdyby nie dotacje z Urzędu Miasta, policyjny budżet bardzo szybko by stopniał. Po 15 minutach przed posterunkiem zaparkował samochód prezydenta Szalera.
- Dzień dobry. Co się tutaj dzieje, Michał, o co chodzi ?
- A nic wielkiego panie prezydencie. Mały wypadek. Jakoś to się załatwi.
- Proszę mówić dokładnie.
- Otóż pana syn, potracił pieszego, eee co ja mówię, pieszy wpadł pod koła samochodu pańskiego syna.
- Co się stało temu człowiekowi ?
- Dzwonili ze szpitala, że złamanie ręki i lekkie potłuczenia. Nic wielkiego.
- Rozumiem, jakie konsekwencje ?
- Syn nie ma prawa jazdy, ale uznajmy, że wypadek nie był z jego winy. Nic za to nie grozi. Spiszemy odpowiedni protokół i po sprawie.
- Nie ma prawa jazdy, bo sami mu je zabraliście twierdząc, że jeździ nie przepisowo. Ostatnio wasza praca całkowicie się mi nie podoba. Trzeba coś z tym zrobić.
- Proszę się nie denerwować. Wszystko załatwione, mogą panowie spokojnie jechać. Wszystko będzie w porządku. Do widzenia.
- Chodź Michał, jedziemy ! Do widzenia.
Prezydent z synem wychodzą. Policjanci dziwnie na siebie spoglądają, myśląc o dziwnym naginaniu prawa względem osób wysoko postawionych. Cała sprawa kończy się w sposób całkowicie inny nie na początku się zapowiadało. Potrącony mężczyzna, został oskarżony o wkroczenie na jezdnię, a że był człowiekiem starym, schorowanym to zapewne nie miał ochoty, ani siły i chęci na to, by bronić i dochodzić swoich praw w sądzie – stał się ofiarą nieuczciwej pracy i zachowania urzędników państwowych pracujących dla całego społeczeństwa, a nie tylko dla osób z wyższej sfery.
Praca domowa z jezyka polskiego w 3 klasie Gimnazjum. Nauczyciel p. M. Salata - uwaga przy kopiowaniu ;)
Oceniona na 5+