„Pianista” nie należy do zwykłych filmów, które każdego wieczora możemy obejrzeć w telewizji. Jest w nim coś, co pozwala powiedzieć, że jest inny. Nie jest to zabawa efektami specjalnymi ani też używanie tanich trików by wzbudzić smutek widza. Jest to jakby wycinek życia pewnego skrzywdzonego przez los człowieka. Oglądając „Pianistę” czuje się, że to zdarzyło się naprawdę.
Sam tytuł tego filmu nie zachęcił mnie zbytnio do obejrzenia. Bardziej przekonało mnie do tego, że cała szkoła idzie na tenże seans. A to znaczy, że „Pianista” jest ważny dla kultury polskiej i trzeba go obejrzeć, bez względu na to czy jest dobry, czy zły.
Nie mogę powiedzieć, aby filmy, które „są ważne” zwykle mnie zachwycały, raczej były nudne i trudno było na nich doczekać końca. Dodatkowo, na moje sceptyczne nastawienie wpłynęła także recenzja Marcina Gugulskiego, która, mimo że wprost nie odradzała tego filmu to stanowczo go krytykowała.
Ale po tym jak usiadłem w kinowym fotelu czekała mnie miła niespodzianka. „Pianista” okazał się naprawdę bardzo dobry. Jest według mnie ciekawy a momentami wręcz porywający. Wzrusza widza i potrafi trzymać w napięciu. Nie czuje się, że rokiem produkcji jest 2002- żadnych komputerowych animacji czy tandety. Film jest jakby z poprzedniej epoki, z XX wieku- nie ma tutaj zabawy z kamerą- jakichś szczególnych ujęć czy nowych zaskakujących rozwiązań. Wszystko jest jakby statyczne, co według mnie dodaje prawdziwości. Jeśli główny bohater patrzy przez szparę w oknie to kamera pokazuje tak jakby on to widział i jakby się tam było. Nic więcej, żadnych udziwnień.
Sami aktorzy, którzy tam grali byli bardzo dobrzy. Szczególnie zachwyciła mnie gra głównego bohatera. Pasowała ona do całej kompozycji filmu, była taka spokojna, powolna a zarazem pełna cierpienia. Zdaje mi się, że Adrian Brody niezwykle dobrze oddał i pewną melancholię Szpilmana z początku filmu, i rolę „ludzkiego zwierzęcia” z końcowej jego części. Moją uwagę zwróciła także gra na fortepianie Janusza Olejniczaka (dublującego głównego bohatera podczas gry na tym instrumencie). Była ona niezwykle dopasowana do całego otoczenia, współgrała z całym otaczającym światem- raz gwałtownie zwiększała tempo, aby za chwilę znowu powoli, smutno trwać dalej. Przywodziło mi to na myśl Polaków, a raczej ich żydowską część- ich życie, walki o wolność a przede wszystkim ich nieopisaną rozpacz.
Ale nie tylko osoba tytułowego bohatera zwracała uwagę oglądającego. Bardzo przekonująco grali aktorzy przedstawiający Niemców. Bawili się oni kosztem cierpiących Żydów. Nie traktowali ich jak ludzi, zostali wykreowani jako maszyny do zabijania i tacy właśnie byli. Nie czuli oni wobec nich żadnego współczucia. Śmierć innego człowieka nie znaczyła dla nich nic.
Mimo wszystko „Pianista” ma wady. Bardzo irytowała mnie mowa Polaków w języku angielskim. Można powiedzieć, że nawet głupio brzmiało zdanie „I’m Polish” wypowiadane przez Szpilmana do Rosyjskich żołnierzy. Oczywiście rozumiem, że dzięki temu można dotrzeć do szerszej publiczności. Chociaż w rezultacie, mnie jako Polaka to razi.
Podczas oglądania tego filmu zadawałem sobie coraz częściej pytanie- dlaczego Żydzi nie podejmą walki? Wiedzieli, że nie mają nic do stracenia a mogą pomóc innym. Dziwiło mnie, że stali oni tak spokojnie patrząc na bezlitosne egzekucje swoich kolegów. Bo czyż dwudziestu silnych mężczyzn nie mogło obezwładnić dwóch, mimo że uzbrojonych Niemców. Możliwe, że wielu z nich poniosłoby rany, ale byłyby to rany szlachetne i na pewno więcej osób uszłoby z życiem niż po „wymiarze sprawiedliwości” okupanta. Inną rzeczą, która mnie nieco zdziwiła, czy nawet poruszyła była sprawa Polaków. Czy ich życie na zewnątrz Getta było naprawdę takie utopijne? Czy wiodło im się aż tak dobrze? Z historii wiemy, że nie mieli oni dużo lepiej od ludzi zamkniętych za murem. Wiadomo, że celowe było pokazanie kontrastu między „dwoma różnymi światami”. Ale niestety gryzie się to nieco z moim wcześniejszym wyobrażeniem tego świata.
Uważam, że film ten był w gruncie rzeczy dobry. Oglądając go nie zmarnowałem czasu. Mimo kilku niedopracowań, całość jest istotnie świetna. Oglądając czuje się, że taka właśnie jest gorzka prawda. „Pianista” potrafi wzruszyć człowieka, potrafi wzbudzić ludzkie uczucia, skłonić do refleksji nad światem. Na pytania postawione sobie przez Marcina Gugulskiego mogę łatwo udzielić odpowiedzi. „Czy jest to film ciekawy?”- wydaje mi się, że całą pewnością tak. Ciężko jest utrzymać widza, nie nudząc go przez 148 minut. Tu się to jednak udało. „Prawdziwy?”- oczywiście i czuje się to bardzo wyraźnie, widać, że te przeżycia były realne, mimo że nakręcone w tak subiektywny sposób (czy może to właśnie dzięki temu?).