Większość bajek kończy się w ten sam sposób - główni bohaterowie pobierają się, a potem żyją długo i szczęśliwie. Tyle bajki, a życie? Życie uczy nas, że po ślubie bajka się kończy i zaczyna się szara rzeczywistość, codzienny kierat: praca, dom, dzieci. Lata lecą, aż pewnego dnia ze zdziwieniem zauważamy, że osoba, w której kiedyś się zakochaliśmy, jest nam właściwie obca, a uczucie, którym dawniej ją darzyliśmy, wygasło gdzieś po drodze, w natłoku spraw i zajęć. Ale czy wrogiem miłości jest rzeczywiście instytucja małżeństwa, tzw. "papierek", który przypieczętowuje i formalizuje związek dwojga ludzi, jednocześnie pozbawiając go tej odrobiny niepewności, która niejako zmusza do ciągłych zabiegów o względy partnera? Czy parom, które żyją na "kocią łapę" łatwiej jest pielęgnować miłość i nie dopuścić, by spowszedniała? A może i oni, podobnie jak i "stare, dobre małżeństwa", są ze sobą raczej z przyzwyczajenia bądź wygody, a jedynym winowajcą jest czas, który nieuchronnie niszczy każde, nawet zdawałoby się najgorętsze uczucie?
Jednak kiedy znajdziemy miłość tak niesamowitą i tak piękną, chcemy aby każdy potrafił nagiąć swoją wolę i kochać w ten sposób, miłość bez warunków, miłość, która mówi: Kocham cię pomimo tego, co może głęboko w tobie tkwić. Kocham cię bez względu na to, co może się zmienić. Nie możesz zrobić nic, żeby powstrzymać moją miłość. Kocham cię - koniec, kropka! Miłość - koniec, kropka nie jest ślepa. Daleko jej do tego. Wie dużo o drugiej osobie. Zna jej niedoskonałości i wady, a mimo to całkowicie akceptuje tę osobę, nie żądając niczego w zamian. Tego rodzaju miłości się nie zdobywa. Nic nie można zrobić, żeby była silniejsza, ani żeby ją powstrzymać. Nie jest niczym uwarunkowana. Tego rodzaju miłością pokocha się nawet najbardziej bezwartościowe indywiduum. Miłości takiej mogą doświadczyć tylko dawacze, osoby dojrzałe i spełnione, takie, które nie muszą bez przerwy wykorzystywać związków międzyludzkich do zapełniania pustki w swoim życiu. Osoba spełniona nie jest niczym skrępowana i oddaje się w związku, nie żądając niczego w zamian. Czy zdajemy sobie z tego sprawę, czy też nie, miłość jest dla nas najważniejsza. Jeśli obecnie nie przeżywamy tego rodzaju miłości, prawdopodobnie wciąż marzymy, że znajdziemy ją któregoś dnia lub czule wspominamy czasy, kiedy kochano nas w ten sposób. Życie pozbawione uczucia, które choćby tylko przypominało ten rodzaj miłości, prowadzi w końcu do rozpaczy. Miłość to związek oparty wyłącznie na dawaniu i oddawaniu samego siebie. W tego rodzaju związku nie ma miejsca na strach, frustrację, stres, zawiść czy zazdrość.
Jak możemy przeczytać w I Liście do Koryntian, rozdziale 13:
”Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość, te trzy: z nich zaś największa jest miłość”
Myślę że przyjęcie sakramentu małżeństwa nie jest grobem miłość należy jednak godnie przystąpić do tego sakramentu. Wiąże się to z pewnymi warunkami które trzeba spełnić!
Jak mówi św. Paweł kto przyjmuje sakrament niegodnie, nie tylko nie dostępuje łaski, ale ściąga na siebie wyrok (1 Kor 11, 27-29). Co należy uczynić, aby sakrament przyjąć godnie?
Do godnego i owocnego przyjęcia sakramentu potrzeba ze strony przyjmującego żywej wiary i wynikającej z niej gotowości (dyspozycji) do przyjęcia łaski sakramentalnej. Stąd do przyjęcia sakramentów trzeba się należycie przygotować: przez skupienie, modlitwę, pokutę. Jeśli tej dyspozycji brak, to do ważnego przyjęcia sakramentu potrzeba w każdym razie intencji jego przyjęcia. Nie ma więc ważnego sakramentu, tam gdzie istnieje przymus fizyczny i psychiczny. Ma to szczególne znaczenie, gdy chodzi o ważność święceń kapłańskich czy małżeństwa. Natomiast o samej tylko ważności (a nie: godziwości) przyjęcia sakramentu nie decyduje osobista świętość i prawowierność przyjmującego; wyjątkiem jest tu tylko sakrament pokuty. A zatem nawet niekatolik, jeśli tylko jest ochrzczony, może przyjąć ważnie sakrament małżeństwa, a człowiek niegodny może być wyświęcony, jeżeli obaj nie wyrażają sprzeciwu przed przyjęciem sakramentu lub nie odrzucają wprost jego istotnych treści. Widzimy więc, że sakramenty nie są aktami magicznymi lub mechanicznymi, ale sakramentami wiary. Trzeba się do nich przygotować życiem codziennym i muszą one działać w codziennej "liturgii świata", w uświęcaniu naszej codzienności.
Bardzo zaintrygowały mnie słowa Antoine de Saint-Exupery’ego „(...) Widziałeś, jak miłość się gruntuje, jak umacniają się korzenie, jak dusze odpowiadają sobie wzajemnym echem(...)”.
Myślę, że kiedy ludzie, kochają się dojrzale małżeństwo jest dla nich jest tylko przypieczętowaniem go zarówno przed sobą jak i przed Bogiem!
Miłość to najpiękniejsza i najważniejsza rzeczywistość w jakiej możemy żyć. Dlatego z powodu jej braku doświadczamy często największego bólu. Bo jest ona dla nas czymś podstawowym, tak jak woda i powietrze, a czasami nawet bardziej. Przez miłość bowiem powracamy do źródła, do Tego, który jest miłości. Wszyscy, czy chcemy, czy nie, zbliżając się do miłości, zbliżamy się do Boga. Miłość jest wielkim darem. Tak wielkim że często człowiek gotowy jest oddać za nią własne życie, gdyż przeczuwa, że aby naprawdę żyć, trzeba kochać. Jest jednak taka forma miłości, za którą człowiek tęskni szczególnie. Jest to miłość oblubieńcza. Taka miłość, kiedy nie ma już ja ani ty, ale jest my. Nie jakieś zlane w jedno osobowości, rozmyte w samych sobie, ale połączenie, które jest ponad połączenie cielesne. Kiedy dwie osoby tworzą jedno ciało, kiedy spaja je ten sam Duch. Taka jest miłość między mężczyzną i kobietą, uświęcona przez sakrament, taka jest miłość między Chrystusem a Kościołem, między Bogiem a każdym człowiekiem.
Do miłości oblubieńczej się dojrzewa. A dojrzewanie jest traceniem. Jest obumieraniem. Jest nauką odpowiedzialności za siebie, a później za tą drugą osobę, która staje przede nami. I dlatego często wydaje się, że taka miłość, to przede wszystkim cierpienie, nieustanny ból i szamotanina, bo jesteśmy różni od siebie i trudno nauczyć się być razem, gdy każdy już jakoś swoje życie zobaczył i teraz próbuje drugiemu człowiekowi pokazać swoją drogę i na nią zaprosić. Czasem kończy się to przepychanką i bólem. Wydaje się wówczas, że nie warto próbować, bo to za dużo kosztuje. Ale można też spojrzeć inaczej.
Prawdziwa miłość nigdy nie jest sama dla siebie. Kiedy dwie osoby zauważają się pośród wielu innych osób, zaczynają ku sobie dążyć. Przypomina to trochę przedzieranie się przez tłum w godzinie szczytu. Widzi się cel, który pragnie się za wszelką cenę osiągnąć. Prze się naprzód, potrącając innych i samemu będąc potrącanym, z determinacją przyśpieszając biegu, jakby każda sekunda, którą zwlekamy, była stratą nie do odrobienia.
Ale nie można stać ciągle naprzeciw siebie. Przychodzi czas gdy, trzymając się za rękę, trzeba się odwrócić i pójść dalej. Trzeba powrócić z odnalezioną miłością do świata, takiego jakim on jest. Takim krokiem jest małżeństwo, które nie przekreśla uczucia, a wręcz umacnia je i jeszcze bardziej zbliża do siebie dwoje ludzi!
Udane małżeństwo to związek, w którym obie osoby czują, że się kochają, szanują się nawzajem, rozumieją, wspierają. Jest to taki związek, w którym małżonkowie starają się zaspakajać nawzajem swoje potrzeby i pragnienia. Próbują być dla siebie darem. Muszą też zrezygnować z wzajemnej idealizacji i uczyć się przyjmować drugiego takim, jakim jest. Miłość bowiem, to nie tylko uczucie, to budowanie, tworzenie wspólnej historii życia, realizacja dążenia do jedności i wzajemności.