Wybierając się z klasą na ten ciekawy z tytułu film, „miałem nadzieję”, że to będzie czas, który będę mógł poświęcić na wyspanie się, ponieważ w tym dniu szedłem dość wcześnie do szkoły. Ale „niestety”, się myliłem. I oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa..
Na plan tego polskiego widowiska Jerzy Hoffman zabrał „starych znajomych” z „Ogniem i Mieczem.. I tak Michał Żebrowski jak zwykle zagrał główną rolę, czyli Ziemowita, Daniel Olbrychski Piastuna, Bogdan Stupka króla Popiela („niestety” nie zjadły go myszy), Małgorzata Foremniak Księżną, (prawdziwa słowiańska „Pani Makbet”), Ewa Wiśniewska wiedźmę Jaruchę (świetna charakteryzacja), Anna Dymna Jagę, a Dziwę młoda rosjanka Marina Aleksandrowa.
Nawet jak ktoś nie kojarzy niektórych nazwisk, to na pewno podczas oglądania filmu stwierdzi, że „...gdzieś już widziałem tego aktora i tą aktorkę...”
No to teraz starczy tego wymieniania. Film w wielkim skrócie wygląda następująco:
Na terenie przyszłej Polski panuje okrutny książę Popiel, który podjudzany przez żonę, pragnie zapewnić sukcesję swemu synowi. Dowódca drużyny księcia – Piastun, w proteście opuszcza władcę. Popiel wysyła za nim pościg. Od śmierci ratuje Piastuna – Ziemowit Piastowic – młody myśliwy i wojownik, który po latach spędzonych wśród Wikingów powrócił na ojcowiznę. Ziemowit zakochuje się z wzajemnością w Dziwie, córce bogatego kmiecia Wisza. Chce pojąć ją za żonę, lecz piękna Dziwa została przeznaczona bogom, ma zostać kapłanką w świątyni.
Niestety, gra aktorów jest słaba (może poza Olbrychskim). Grają trochę bez polotu, tak „drewnianie”. Ale nie można mieć żalu, zrobili to co im kazano. Szczególnie Marina Aleksandrowa grająca Dziwę nie przekonuje, prawdopodobnie dlatego, że została zdubbingowana przez inną aktorkę Karolinę Gruszkę, bo słabo mówiła po polsku. W filmie wątek batalistyczny przeplata się z wątkiem miłosnym Ziemka i jego wybranki. I właśnie film mnie tutaj trochę irytuje. Czasami naprawdę wciąga np. właśnie podczas potyczek, a denerwuje podczas spotkań wyżej wymienionej pary. „On chce”, „ona też chce, ale nie może”- to się ciągle powtarza w innych filmach i człowiek potrafi się sfrustrować. Jeśli obraz i tak odstaje od oryginalnej książkowej „Starej Baśni”, to reżyser mógł się popisać większą oryginalnością. Zasadniczo czasami wydaje się, że film i książka to dwie różne opowieści. Szczególnie znowu zdenerwowało mnie, że Popiela nie zjadły myszy, tylko trafił go piorun. I właśnie chociażby po tej scenie trafienia piorunem króla i spalenie się wieży, widać, że film nie miał zbyt dużego budżetu. I rzeczywiście, sprawdziłem to, i okazało się, że na to „dzieło” Hoffmana wydano tylko 11 milionów złotych. To mało jak na taką „superprodukcję”, nawet w porównaniu do „Ogniem i Mieczem”, a już nie mówić o filmach typu „Gladiator”. Efekty specjalne jak dla mnie wydają się trochę kiczowate (właśnie szczególnie ta paląca się wieża, pewnie dla amerykanów to nie były by „efekty”, tylko „defekty”),zamek w ogóle mnie nie przekonał, jest zamkiem, bo mury wyglądały trochę jakby były z.... plastiku albo raczej tandetnie wykonanej makiety, choć w porównaniu np. do Wiedźmina, ogólnie są nienajgorsze. Ciężko mi się wypowiadać na ten temat, bo jak człowiek obejrzy parę wysokobudżetowych amerykańskich filmów, to od razu krytycznie dostosowuje się do polskich realiów finansowych. Charakteryzacja jest naprawdę dobra. Szczególnie Jarucha wygląda dość szkaradnie, i takie było zamierzenie. Stroje aktorów także prezentowały się dobrze.
Film ma sporo zalet i sporo wad. Ale tych pierwszych jest więcej. Ja bądź co bądź, nie uważam tych 107 minut spędzonych w kinie za stracone. Film jest godny polecenia, szczególnie jak kogoś nużył „Pan Tadeusz” i „Quo Vadis”, bo ja na tych filmach po prostu zasypiałem. Jerzy Hoffman z całą ekipą stworzył przyzwoity film za nieprzyzwoicie małe pieniądze. Wydaje mi się, że nastał czas, żeby polskie filmy przynosiły zyski także za granicą, bo jednak w takich niskobudżetowych formach obejrzy je chyba tylko prawdziwy Polak.