Przeciętny człowiek nie zastanawia się na co dzień nad religią.Ogranicza się do bardzo formalnego uczestnictwa w życiu swojego kościoła.Czuje obowiązek przychodzenia
w niedzielę do kościoła,przyjmowania księdza,gdy chodzi po domach z wizytą duszpasterską.
Kościoły w niedzielę,święta są pełne w ludzi,choć czasami wydaje mi się ,że niektóre osoby chodzą do kościoła na „pokaz” ,bo co powiedzą sąsiedzi. Niedzielne msze traktowane są jako wycieczki rodzinne do kościoła,jako obyczaj i obowiązek.Idąc na mszę ludzie ubierają się
w najlepsze rzeczy jakie maja w swojej szafie, aby pokazać swoje bogactwo.
Nie do pomyślenia byłoby, gdyby ktoś pokazał się w swym codziennym ubiorze,przyszedł brudny, śmierdzący ,ponieważ większość oczu wierzących byłaby skierowana na tą osobę.
Ludzie często są dwulicowi. Chodzą do świątyń, modlą się,gdy wracają do domów ich życie wraca do normalności. Nie zastanawiają się nad wcieleniem w życie tego co usłyszeli podczas kazania mszalnego.
Według danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, 91 proc. Polaków wierzy w istnienie Boga, 72 proc. w niebo, a 41 proc. w piekło.
Ogromna większość Polaków to ludzie ochrzczeni, deklarujący się jako katolicy.
Z tak wielkiego odsetka zdeklarowanych katolików(ok.98%populacj to katolicy),jedynie część prowadzi życie według przykazań ,dekalogu.Mamy straszną przestępczość, złodziejstwo, zakłamanie, nieuczciwość, wrogość do innych i agresję na każdym kroku. Jednocześnie ci sami ludzie zapełniają kościoły w niedzielę, dzielą się opłatkiem w Wigilię i jajkiem na Wielkanoc.
Polacy czują, że nie jest dobrze: w niedawnym sondażu Pracowni Badań Społecznych zapytano, jaka część Polaków postępuje w życiu zgodnie z Dekalogiem. Odpowiedzi: mniejszość – 45 proc., prawie nikt – 15 proc., połowa – 20 proc., większość – 13 proc. A zatem aż 60 proc. społeczeństwa uznało, że w Polsce Dekalog w praktyce nie jest przestrzegany.
Deklaratywnie uczestnicy sondażu akceptują Dekalog – zawsze i niezależnie od sytuacji. Nawet III przykazanie o świętowaniu niedzieli – skądinąd najsłabiej przestrzegane – uzyskało akceptację na bardzo wysokim poziomie 77 proc. Prym dzierży przykazanie V – nie zabijaj, tuż za nim plasują się przykazania IV – czcij ojca swego i matkę swoją (94 proc.) i VII – nie kradnij (90 proc.). Nieco mniejszą aprobatę zyskuje grupa przykazań: X – nie pożądaj żadnej rzeczy bliźniego (88 proc.), VI – nie cudzołóż (87 proc.), IX – nie pożądaj żony bliźniego swego (86 proc.) i VIII – nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu (86 proc.). Jeszcze niżej, ale nadal z wysokim poziomem akceptacji, znalazły się przykazania I – nie będziesz miał bogów cudzych przede mną (81 proc.) i II – nie będziesz brał imienia Boga, Pana twego, nadaremno (80 proc.).
Spora grupa ochrzczonych ulega jeszcze silniejszej dechrystianizacji, porzucając praktyki religijne,pogrąża się w grzechu.Staje się ateistami.Ateizm dosłownie znaczy: "bez boga", ale można przyjąć też, że jest on przeciwieństwem teizmu i wtedy stanowi on odrzucenie wiary nie tylko w boga, ale też w zjawiska nadprzyrodzone, które są z nim związane (cuda itp.).
W świecie współczesnym okazji do grzechu jest jakby więcej. Jest pewnego rodzaju zepsucie cywilizacji.Grzech stał się bardziej powszechny.Tyle złego się dzieje na świecie. Doświadczamy tego na każdym kroku. Rozpad rodziny, pijaństwo, ostatnio narkotyki, narastanie przemocy, coraz brutalniejsze rozboje, czy terroryzm.
Kościół przypomina ludziom, co to dobro a co zło, rozbudza na nowo poczucie grzechu, jednak ewangelizacja w nikłym stopniu trafia w ludzkie zapotrzebowanie.
Polska ma jeden wielki plus: jeszcze kościoły są pełne w niedzielę,nie ma kryzysu powołań w seminariach diecezjalnych,jest dużo młodzieży zaangażowanej w ruchach parafialnych, religijnych.
Ludzie a zwłaszcza młodzież pragnie bliskości z Bogiem i jeśli kościół tego poprzez swoją ewangelizację nie pomoże im osiągnąć to swoje miejsce do popisu maja różne sekty.
Wiara jest ulotna.Jedna osoba potrafi spowodować,że możemy przestać wierzyć i odwrócić się od życia religijnego.Łatwo jest zwłaszcza ludziom młodym zagubić to,co stanowi dla człowieka prawdziwą wartość.Czują się samotni,nie wiedzą co zrobić ze swoim życiem.
Wykorzystują to sekty twierdząc,że ich problemy i wątpliwości są do rozwiązania i oni im
w tym pomogą przy pomocy swojej religii i swojego Boga.Sukcesy sekt, i to nawet dość rygorystycznych, pokazują, że można ludzi przyciągnąć do Boga i jego przykazań.
Warto też zauważyć, że okres dojrzewania i wchodzenia w życie młodych ludzi jest trudnym okresem. Okresem negowania istniejących autorytetów i prawd. Wypełnionym nieprzepartą chęcią przynależenia do grupy, bycia zauważonym i docenionym. Dlatego też młodzi ludzie stanowią znaczny procent "rekrutów" do nowych religii i kultów.
Dziecko wzrastające w rodzinie chrześcijańskiej jest od maleńkości uczone "o Bozi".Od małego wpaja się dziecku nieracjonalne historyjki o dzieworództwie, zmartwychwstaniach, cudownych uleczeniach i innych cudach. Przedstawia się te historyjki jako prawdy w które należy wierzyć i nie można ich kwestionować bo to grzech. Jednocześnie wzrastające dziecko widzi świat realny i chodzi do szkoły. Szkoły w której (nie licząc lekcji religii) nie ma cudów, duchów i bożków. Szkoła uczy racjonalnego, analitycznego, krytycznego i pragmatycznego myślenia. Jest chyba rzeczą oczywistą, że oba te modele myślenia wykluczają się wzajemnie.
Wiele młodych osób jest rozczarowanych instytucjami kościelnymi.Trudno jest im patrzeć na przekręty kościoła ,na to ,że ksiądz jeździ najlepszym samochodem,inkasuje pieniądze za każdą przysługę.Kościół mówi o dogmatach, a sam je łamie. Celibat i ubóstwo, to najgorzej wychodzi księżom. Ciągle słyszy się o takich, którzy łamią zasadę czystości.
Mało młodych osób gotowych jest w dzisiejszych czasach przyjmować kościelne nauczanie bez słowa sprzeciwu. Młodzi ludzie nie chcą słuchać o ‘czystości przedmałżeńskiej’ albo o sprzeciwach kościoła wobec rozwoju różnych gałęzi nauki, ponieważ te poglądy odstają od rzeczywistości oraz nie służą człowiekowi - młodzież jest tego w pełni świadoma.
Kościół katolicki traci autorytet i wiernych i nic nie da przydawanie przykładów pielgrzymek, spotkań.Nikt nie wróci do kościoła, nie będzie traktował tej instystucji poważnie kiedy
non stop słyszy w prasie czy telewizji informacje o „nadużyciach” księży.
Kościół próbuje dotrzeć do wiernych poprzez internet.Powstają katolickie portale,można nawet wyspowiadać się przez internet lub nabyć kartę spełniającą rolę różańca.
Jednak próby komercjalizacji wierzeń nie przynoszą oczekiwanych rezultatów.Kościół katolicki traci najwyraźniej wiernych.
Większość z nas katolików na co dzień nie zastanawia się nad religią, z wyjątkiem trudnych sytuacji życiowych, które inspirują do modlitwy i refleksji.
W różnych trudnych i dramatycznych sytuacjach stosujemy jakieś odruchy religijne, emocjonalne i prawdopodobnie nie do końca uświadomione.Są to odruchy złe i dobre, pełne złości lub pokory.
Pierwszy odruch serca:jak trwoga to do Boga.Śpiewamy suplikacje"Święty Boże, święty mocny..."Tragiczność sytuacji rzuca nas na klęczki do modlitwy. Pamiętam z dzieciństwa: zapalano gromnice podczas grzmotów i błyskawic.Wkładano je też w ręce konającym.Dziś już nie istnieje ten odruch lub jest rzadki.Obecnie ludzie panikują i nie wiedzą, co robić w momencie niebezpieczeństwa -śmierci.
Drugi odruch:cieszą się nieszczęściem bliźniego, jeżeli go nie lubili.Upraszczając mówią:
"To kara Boża!" "Dobrze mu tak". Zezłoszczona matka mówi do swego dziecka, które się
skaleczyło z powodu upadku: "Pan Bóg cię ukarał!" Po wrześniowym morderczym ataku terrorystycznym w USA w różnych krajach niechętni Amerykanom cieszyli się na ulicach i placach, wołając: "Pan Bóg wreszcie ukarał USA!"
Trzeci odruch: zarzut do Boga Stworzyciela, że źle ten świat skonstruował, skoro tyle nieszczęść na nas spada-powodzie,wybuchy. Wielu mówi ironicznie, że jeżeli nawet Pan Bóg wszystko stworzył pięknie, to starość mu się nie udała. Czy nie widzi, jak ludzie się męczą, kuśtykają, chodzą zgarbieni.Powinniśmy ufać Bogu w dobrych i złych chwilach. Tylko on może nas wydostać z katastrof i obłędów Człowiek – doświadczony
i przez los poszkodowany - powinien szukać i odnaleźć sens swego życia. Może ten sens jest przysypany gruzami katastrofy i wodami powodzi lub jeszcze czymś powodującym bezradność i zniechęcenie,ale nie należy się załamywać.Trzeba szukać oparcia w Bogu.
Przecież w największym nieszczęściu jest jakiś ważny sens.
Od wielu lat pogłębieniu życia chrześcijańskiego Polaków, a zwłaszcza ludzi młodych służą sierpniowe pielgrzymki na Jasną Górę i do innych sanktuariów maryjnych. Pielgrzymki te są dniami modlitwy i refleksji nad własnym życiem, życiem naszych rodzin i społeczeństwa. Stają się wyjątkową okazją spotkania z Chrystusem.
Polakiem jest co piąty pielgrzym wędrujący dziś po Europie.Do sanktuariów krajowych
i zagranicznych pielgrzymuje rocznie około siedmiu milionów Polaków.
Trasy pielgrzymek zagranicznych to tradycyjnie Medziugorje, Lourdes, Fatima – i oczywiście Watykan, który w ciągu minionych 24 lat odwiedziło ponad 3 miliony pielgrzymów z Polski.
Ci, których nie stać na wyjazd do Rzymu, wyruszają popularnymi ostatnio pielgrzymkami „śladami Papieża” po kraju.Od ostatniej wizyty papieskiej w Polsce rośnie liczba pielgrzymów odwiedzających Łagiewniki, Kalwarię.
Jesteśmy krajem o bogatej religijności.Jeśli idzie o obrzędowość, zewnętrzność naszej wiary,Polacy rzucają się w oczy dla innych krajów.Nasza wiara jest szczera, ale duchowo niepogłębiona.Jest także zazwyczaj powierzchowna.Polega na bezmyślnym powtarzaniu formułek bez zastanowienia się nad ich sensem podczas chrztu, ślubu, pogrzebu, wigilii i wielkanocnego śniadania.
Większość Polaków, przeniesionych w inne,obce,mało religijne strony, przestaje praktykować. Jesteśmy krajem, który łatwo wzrusza się religijnie, ale i bardzo łatwo poganieje.Religie nam nie znane odczuwamy jako coś obcego czy wręcz dziwnego, nabierając czasami bezzasadnych uprzedzeń.
Polska religijność jest wybiórcza i płytka. Wybiórcza, bo nagina wiarę do okoliczności (wiara sobie, życie sobie); płytka, bo najczęściej poprzestająca na zewnętrznych rytuałach, symbolach i manifestacjach, jak pielgrzymki czy kult Jana Pawła II.
Prawdę i wezwania do poprawienia swego życia ,do wiary , jakie kieruje do człowieka sam Bóg, głosi ludziom nasz Wielki Rodak, Jan Paweł II. Jest on dla nas katolików punktem odniesienia, znakiem obecności Chrystusa pośród nas.
Młodzi marzą o idealnej miłości i idealnym świecie, ale nie potrafią tych ideałów wcielać
w życie.Idą na spotkanie z Papieżem, bo wierzą, że to coś w nich zmieni.I rzeczywiście: zmienia. Jego niewątpliwą zasługą jest pogłębienie życia duchowego.Wierzą mu i ufają, bo sam daje przykład życia, za którym tęsknią.Od lat oglądamy tysiące pielgrzymów, którzy ze wszystkich kontynentów przyjeżdżają na papieskie Światowe Dni Młodzieży
Trudno dać jednoznaczną odpowiedź, bo każdy widzi w nim ucieleśnienie wartości, w które sam wierzy. Papież to bogata, wielowymiarowa osobowość.Ma dar rozmawiania z ludźmi
i ich słuchania. Mówi bez egzaltacji, językiem zrozumiałym dla młodzieży.Jest wesoły, potrafi żartować także z samego siebie, przestał się kojarzyć ze sformalizowanym,pełnym celebry Kościołem. Papież jest postacią "czystą"; stał się autorytetem nie dlatego,
że pryncypialnie broni prawd wiary, ale dlatego, że z równym zaangażowaniem broni praw człowieka. Przejmuje go los słabych, ubogich, mających poczucie wykluczenia.Sam stanowi ucieleśnienie bezkompromisowej moralności i można mu ufać. Czy znamy wielu takich ludzi? Nie, i młodzież widzi to szczególnie ostro wkraczając w świat, który nie budzi jej sympatii. Poza tym młodzi uważają,że Papież nie jest własnością jedynie katolików czy nawet chrześcijan. Jest tolerancyjny i otwarty także dla niewierzących, a sprawiedliwości
i wolności domaga się dla wszystkich, bez wyjątku.
Każde spotkanie z Ojcem Św. dla niektórych katolików jest jakby naładowaniem akumulatora na dalsze życie. Gdy Papież mówi bądźcie świętymi, to przecież mówi do każdego osobiście - TY bądź święty, nie patrz na brata, nie patrz na księży (oni też są grzeszni i się mylą, ale też powinni dążyć do świętości). Papież przyjeżdża do Polski, ale On nie przyjeżdża do Polaków, tylko chce spotkać się z każdym Kowalskim, Nowakiem osobiści, dotknąć go może fizycznie jest to nie możliwe, ale pragnie dotknąć go słowem. I dlatego powinniśmy słuchać słowa Papieża i tworzyć własne życie w odniesieniu do tych słów więc jeśli będziemy słuchać słów Papieża to nie oglądajmy się na innych, tylko zawsze odnośmy je do siebie.
Często można usłyszeć zarzut, że Polacy co prawda Papieża podczas jego pielgrzymek oklaskują, ale go wcale nie słuchają i tego, co mówi, nie odnoszą do siebie ani nie starają się papieskich słów wprowadzić w życie narodu, społeczeństwa, rodziny, życie osobiste.
Myślę, że ci ludzie, którzy przyjeżdżają na spotkanie z Ojcem Świętym z różnych części Polski są naprawdę wierzący. Jednak, mimo, iż wielu z nich uważnie słucha homilii Ojca Świętego, to Jego słowa nie zostają na dłużej w umysłach tych ludzi. Nie dotyczy to oczywiście wszystkich pielgrzymów, ale na pewno wielu jest takich, którzy ,,jednym uchem słuchają, a drugim wypuszczają" słowa papieża. A to właśnie po to są przecież te kazania, żeby je sobie wziąć do serca i starać się żyć według nich. Wtedy pielgrzymki Jana Pawla II do Polski na pewno nie zostałyby zmarnowane i byłoby coraz więcej Polaków, żyliby zgodnie
z Bożymi przykazaniami.
Bardzo podobało mi się jak ktoś powiedział, że Polacy "z okazji" każdej wizyty Papieża stają się na te kilka dni coraz lepsi, że częściej się uśmiechają i mniej grzeszą.Tak się odmieniają jak na wigilię. Jeżeli to prawda , to dowód na to, że coś w nas zostaje.Mnie Papież przekonuje o tym,że możliwe jest wspaniałe życie człowieka pomimo tego,że nie jest doskonały fizycznie, nawet stary i chory -każdy może odnieść osobiste zwycięstwo i być potrzebnym milionom innych ludzi.
Religia była potrzebna ludziom od wieków ,od dziejów kamienia łupanego,najpierw pojawiali się przywódcy stada , potem pojawiały się wierzenia w rzeczy niezrozumiałe takie jak np. zaćmienie słońca itd.
Kapłani obejmowali władze w takich społecznościach jako ci ,którzy są bliżej bogów i mają u nich szczególne wpływy. Czerpali z tego wiele korzyści materialnych i żyło się im naprawdę miło i beztrosko, stanowili oni swoistą władze.
Kierowali polityka państwa,pilnowali porządku.Teraz mamy policje,polityków,prezydenta,a wiara? Czy jest ona potrzebna? Spełnia jakąś role w naszym życiu ?Stała się takim hobby dla starszych ludzi.Nikt już nie boi się kapłanów , bogów więc skoro tak się dzieje wiara wygasa i nikomu już nie zależy,by żyć zgodnie z nią. Prawo i władza zastąpiła religię teraz jej musimy się bezwzględnie podporządkować ,bo inaczej spotka nas kara.
Kara na ziemi i to jest dla nas najbardziej realne. Miejsce Boga w sercu i umyśle człowieka zaczęły zajmować dobra materialne.Dla niektórych ludzi pieniądze są ważniejsze od wiary. Religijność schodzi na drugi plan.
Niektórzy ludzie potrzebują Stwórcy by w nim widzieć sens, potrzebują wierzyć,że gdzieś jest ten ktoś, ten kto pomoże przetrwać. Do niego kierują swe prośby i błagania.
Chcemy wierzyć, że po ciężkiej pracy na ziemi czeka na nas nowe, lepsze życie.Chcemy ufać, że istnieje ktoś kto od zawsze się nami opiekuje, dba o nas i troszczy się o losy świata. Ktoś, na kogo możemy liczyć i kto nigdy nas nie zawiedzie, wcielona dobroć.