Słowa “bunt wznieci słowo poety” pochodzą z wiersza Czesława Miłosza pt. “Campo di Fiori”, w którym opisuje on niechlubną kartkę z naszej historii, jaką była karuzela ustawiona pod murem getta w Warszawie w czasie jego likwidacji. Sama w sobie karuzela niczym niechlubnym nie była. Niechlubne było w niej to, iż, mimo że za murem getta ginęli ludzie, co było bardzo dobrze widać, słychać i czuć, to jednak karuzela cieszyła się po aryjskiej stronie bardzo dużym wzięciem. I korzystali z niej bynajmniej nie Niemcy czy podstawieni przez nich klakierzy, ale prawdziwi Polacy, warszawiacy, którzy w ten oto sposób w chwili tak szczególnej postanowili rozerwać sobie nieco w okupacyjną rzeczywistość.
Obserwacja karuzeli przy murze warszawskiego getta jest dla podmiotu lirycznego w wierszu Miłosza odskocznią dla pewnych ogólnych filozoficznych rozważań. Podmiot liryczny zauważa, że ludzie nie potrafią zwykle dostrzec doniosłości historycznej chwili w trakcie jej rozgrywania się. Gawiedź na tytułowym placu Campo di Fiori nie miała świadomości, że przygląda się historycznemu wydarzeniu, kiedy patrzyła na męczeńską śmierć astronoma Giordana Bruno, który wolał dać się spalić na stosie niż powrócić do geocentrycznej koncepcji budowy Układu Słonecznego. Ta gawiedź z Campo di Fiori w swoim własnym mniemaniu uczestniczyła w zwykłym zdarzeniu. Bo to jeden człowiek został w owym czasie spalony na stosie? Z pewnością nie jeden. Ale tylko Giordano Bruno przeszedł do masowej pamięci historycznej, o czym oczywiście świadkowie jego śmierci wiedzieć nie mogli.
Tak samo nie mogli wiedzieć, że karuzela pod murem getta stanie się smutnym pomnikiem niechlubnej historii polskiej ignorancji, ci, którzy po wykupieniu stosownych biletów korzystali z jej uciech. Kręcący się na karuzeli nie zdawali sobie zapewne sprawy, że oto stają się nie tylko zwykłymi klientami lunaparku, ale aktorami historii i to aktorami występującymi w zdecydowanie negatywnej roli. Gdyby świadomość ta pośród kręcących się na karuzeli występowała, za nic w świecie nie skorzystaliby z jej usług. Taka jest jednak dziejowa prawidłowość – wielka historia dzieje się na naszych oczach, a my zwykle nie jesteśmy w stanie dostrzec, że dzieje się tu i teraz. Nie potrafimy też żadną miarą przewidzieć skutków, które ta historia wywrze na przyszłości i jaka w związku z tymi skutkami przypisana zostanie nam rola.
Podmiot liryczny wiersza Miłosza dostrzega inną jeszcze prawidłowość, u której podstaw legła obserwacja karuzeli pod murem getta. Na niej też skupia swoją uwagę:
“Ja jednak wtedy myślałem
O samotności ginących.
[...] Język ich stał się nam obcy
Jak język dawnej planety.”
W ten sposób podmiot liryczny zwraca uwagę na specyficzny stan śmierci cywilnej, w którym znajdują się ci, co chwile ich zostały już policzone. Oni, choć jeszcze żyją i dopiero za parę chwil mają tragicznie swe życie zakończyć, są już zupełnie obcy tym, którzy miary swoich dni jeszcze nie znają. Ziemia jest dla tych, co w perspektywie mają coś więcej niż męczeńską śmierć. Podmiotowi lirycznemu sprawia to oczywistą przykrość. Żal mu jest osamotnienia umierających, którzy mogą mieć jedynie nadzieję, że mękę ich dostrzeże poeta i wyrazi swój liryczny sprzeciw:
“Aż wszystko będzie legendą
I wtedy po wielu latach
Na nowym Campo di Fiori
Bunt wznieci słowo poety.”
Perspektywa ta jest jednak nikłym pocieszeniem dla tych, którzy muszą w poczuciu tragicznego osamotnienia, zapomniani już za życia, dokonywać swych dni.
Słowa o buncie, który na nowym Campo di Fiori wznieci głos poety, dotyczą przekonania podmiotu lirycznego o niesamowitej sile poezji. W ten sposób nawiązuje Miłosz, może poniekąd nieświadomie, do tradycji mickiewiczowskiej. I wieszcz Adam uważał wszak, że myślą można zwalać i podźwigać trony. U Miłosza myśl ta wyrażona jest słowami poety. To poetyckie oskarżenie, które przychodzi zwykle po latach, kiedy rzecz się już należycie uleży, mówiąc językiem Mickiewicza – “ucukruje” – mieć będzie niesamowitą siłę. Siłę buntu, który może coś zmienić, komuś lub czemuś zagrozić. Zwykli ludzie towarzyszący historycznej chwili nie mają szans na jej ogarnięcie i należyte zinterpretowanie. Dopiero ktoś przenikliwy, wyposażony w duży zasób doświadczeń i kulturowych odniesień, zwykle po upływie pewnego czasu będzie w stanie należycie ocenić coś, co się stało i wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski.
Tym analizatorem rzeczywistości oddzielającym szarzyznę dnia codziennego od wielkiej historii, która również kiedyś była tylko zwykłym dniem, może być poeta. Posiada on wszelkie niezbędne do tego cechy – jest wrażliwy, dociekliwy, edukowany, uzbrojony w wieki tradycji kulturalnej oraz talent, który pozwala mu “odpowiednie dać rzeczy słowo”, a więc i wzniecić bunt tam, gdzie rzeczywistość o ten bunt woła, choć słyszą jej wołanie tylko poeci.
Rola, którą Miłosz przypisuje poezji, jest moim zdaniem jednak nadmierna. Choć prawdą jest, że poezja potrafi niekiedy poruszać masy, to przecież nie każda poezja i nie zawsze. Jest po dzień dzisiejszy sprawą zagadkową, co powoduje, że pewne przekazy poetyckie znajdują szeroki odzew społeczny, podczas kiedy inne nie. Paradoksu tego może dowodzić choćby fakt przyznania Nobla Szymborskiej. Królewska Akademia w Szwecji odznaczyła tę poetkę najbardziej prestiżową z literackich nagród, podczas kiedy w Polsce do czasu otrzymania Nobla Szymborska wcale nie była bardzo popularna. Jej słowa bardziej widać trafiały do kolegium Królewskiej Akademii niż pod polskie strzechy. Słowa te buntu nie wznieciły i prawdopodobnie już nie wzniecą. Chyba że rzeczywistość w jakiś sposób dopisze scenariusz do poezji Szymborskiej, co raczej nie nastąpi, bowiem Szymborska jest autorką refleksyjną, a nie buntowniczą.
Poezja ma niewątpliwie siłę oddziaływania. Ale nie ma monopolu na oddziaływanie skuteczne. Sformułowanie Miłosza “bunt wznieci słowo poety” oznacza więc nie tyle przekonanie o roli poezji, która ma zwalać i podnosić trony oraz burzyć społeczne układy, ile jest wyrazem wiary artysty w siłę poezji. Podmiot liryczny, a za nim zapewne i sam Miłosz, chcieliby, aby słowo poety miało siłę wzniecania buntu. Takiej prostej zależności jednak nie ma. Słowo poety, jak każde słowo, może wzniecić bunt, ale nie musi.
Aby słowo – czy to poety, czy zwykłego śmiertelnika – wznieciło bunt, musi paść w odpowiedniej formie, odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Nikt jednak póki, co nie posiadł niezawodnego wzorca na wzniecanie buntów słowem. O ile wzorzec taki istnieje, jest on lepszą bronią niż bomba atomowa i wąglik razem wzięte, dawałby bowiem panowanie nie nad ludzkim strachem, ale nad ludzkimi duszami. Tego szukał Konrad z “Dziadów”, tego zapewne szuka Miłosz. Jednakże póki co, słowa “bunt wznieci słowo poety” uznać należy za pobożne życzenie i przejaw wiary w moc poezji, nie zaś przepis na władanie sercami ludzi. I może dobrze, że jest jak jest, bo co by było, gdyby Bin Laden został poetą i posiadł ten przepis?