Moja podróż rozpoczęła się kilka miesięcy temu, kiedy to w pewnej loterii wygrałem wycieczkę dookoła świata. Podróżowałem już wieloma różnymi środkami transportu. Aktualnie przemieszczałem się motocyklem motocrossowym. Jechałem
z prędkością około 70 km/h. Gdy wjechałem no dość wysoki pagórek zatrzymałem się by podziwiać widok jaki rozciągał się po horyzont. Poniżej opiszę to co wówczas ujrzałem, postaram się jak najlepiej zobrazować słowami ten wspaniały krajobraz.
Na wprost mnie, w odległości około kilometra znajdowały się wysokie skały wapienne. Wyjąłem lornetkę z kieszeni i przyjrzałem się owym skałom. Okazało się,
że nie były one puste i „martwe” jak się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Na każdej półce rosły porosty i nieznane mi czarno-fioletowe kwiaty. Na występach znajdowały się również gniazda ptaków, które co rusz odlatywały i przylatywały do swoich mieszkanek. Przypuszczałem, że karmiły one młode. Skierowałem lornetkę wyżej, jednak nie zdołałem zobaczyć co znajduje się na szczycie, gdyż wapienie te były wyższe niż wzgórze na którym wówczas się znajdowałem. Z początku miałem ochotę wspiąć się na owe skały i zobaczyć jak stamtąd wygląda okolica. Szybko jednak odrzuciłem tę myśl, gdyż ściany były pionowe, ja nie miałem ze sobą żadnego sprzętu do wspinaczki,
a upadek z dużej wysokości mógłby się dla mnie źle skończyć.
Zawiesiłem sobie lornetkę na szyi i skierowałem wzrok na prawo od skał. Znajdowała się tam bardzo rozległa łąka. Ciągnęła się po horyzont. Ponieważ była wiosna, to cała pokryta była wspaniałymi kwiatami i zieloną trawą. Ponownie przyłożyłem lornetkę do oczy i spróbowałem rozróżnić kwiaty. Rozpoznałem te charakterystyczna, czyli wspaniałe, czerwone maki, których wprawdzie było mało, ale bardzo rzucały się w oczy. Następnym rodzajem kwiecia, jaki rozpoznałem były rumianki. Wspaniale wyglądały, płatki miały śnieżnobiałe, a wewnątrz były wręcz złote. Tu i ówdzie uwijały się czarne kropeczki, które uznałem za pszczoły. Nagle dostrzegłem, że coś poruszyło się w trawie, wytężyłem wzrok i dostrzegłem zająca, który przeskakiwał sobie wesoło z jednej norki do drugiej. Trudno było mi określić to, jak liczna jest ich populacja tutaj. Tego zwierzaczka szaraka dostrzegłem tylko dlatego, że przez kilka sekund wiatr przestał wiać i nie poruszał trawą jak wcześniej. Następnym zwierzęciem jakie dostrzegłem na tym terenie był dumnie spacerujący bocian, który co chwilę przystawał na jednej nodze. Zanurzał wówczas swój czerwony, długi dziób w zieleni
i po chwili wyjmował zeń żabę, po czym natychmiast ją połykał. Na całym tym trawiastym obszarze rósł tylko jeden jedyny krzak. Jego zielone listki pokryte wilgocią mieniły się w słońcu niczym diamenty. Żyły na nim niezliczone ilości ptaków, które radośnie ćwierkały przez cały czas, gdy nasłuchiwałem właśnie ich śpiewu.
Nagle coś zamieniło mi się w oczach. Odsunąłem lornetkę, by nie zostać oślepionym, przez te błyski. Po chwili zacząłem szukać wzrokiem źródła tego światła
i zobaczyłem coś, czego wcześniej nie dostrzegłem. W odległości około sześciu metrów ode mnie znajdowało się niewielkie jeziorko. To właśnie woda z tego zbiornika odbijała padające na nią promienie słońca prosto w moje oczy. Wcześniej wspomniałem o tym,
że stałem wówczas na wzgórzu. Nie miało ono jednak ze wszystkich stron tak samo nachylonych stoków. Przeciwnie, z każdej strony było ono inne. Z tej strony, gdzie znajdowało się jezioro zbocze najpierw opadało przez jakiś czas, by potem znów stać się równym ( tam właśnie znajdowało się jeziorko ). Jednak równia ta nie miała dużej powierzchni. Było to coś około dwóch hektarów. Potem stok znów zaczynał opadać. Zbiornik wodny zajmował całą powierzchnię tego równego terenu. Słońce na szczęście wzeszło już wyżej i mogłem ocenić jakie organizmy w nim żyją. Nie mogłem ocenić jego głębokości, gdyż nie dostrzegałem dna. Najpierw opiszę, jakie rośliny znajdowały
się w jeziorku. Gdzieniegdzie na powierzchni widać było lilie wodne. Wyglądały naprawdę wspaniale. Woda falowała delikatnie poruszana przez watr. Liście lilii znajdowały się głównie na przeciwległym brzegu, więc nie mogłem ocenić ich wielkości. Przy brzegu, który znajdował się po prawej stronie rosła wysoka trzcina cukrowa, która prawdopodobnie dawała schronienie dla wielu żyjących tam zwierząt. Co rusz z wody wyskakiwała jakaś ryba. Wśród nich rozpoznałem wspaniałe, zielonkawe karpie
oraz duże, srebrzystoszare szczupaki. Chętnie zatrzymałbym się tutaj i połowił trochę ryb, gdyby nie to, że nie miałem przy sobie wędki, a w promieniu kilku kilometrów nie było niczego, z czego można by ją wykonać.
Rozglądając się za jakimś lasem, gdzie może znalazłby się jakiś materiał na wędkę dostrzegłem daleko na horyzoncie pasmo wysokich gór, których szczyty pokryte były śniegiem. Nie wiedziałem co to za góry. Potrafiłem jedynie mniej więcej oszacować wysokość najwyższego szczytu, który miał około 6 kilometrów. Byłem zachwycony tym widokiem. Nigdy jeszcze nie widziałem tak szeroko rozciągniętego pasma. Stoki były bardzo ciemne i prawie nieporośnięte ( tak przynajmniej wyglądało to z tej odległości ). Mogłem więc przypuszczać, że są to skały granitowe.
Próbowałem dostrzec, gdzie zaczyna się pasmo, jednak zamiast tego ujrzałem wspaniały gęsty las, który ciągnął się od widnokręgu, aż po zbocze wzgórza, na którym stałem. Uradowałem się na ten widok, gdyż pomyślałem, że znajdę tam dobry materiał
na wędkę. Z ciemnozielonej kniei ciągle słychać było odgłosy śpiewających ptaków. Nie dostrzegłem jednak żadnego, gdyż zbliżało się południe, czyli czas, kiedy życie na niektórych obszarach Ziemi zamiera.
Ponieważ w lesie tym, poza jego ogromem, nie było nic ciekawego, odwróciłem
od niego wzrok. Wówczas zobaczyłem step. Był on całkowicie wyschnięty, a ziemia popękana. Jedyną rzeczą, jaka mogła chociaż na chwilę przykuć czyjąś uwagę, były ślady mojego motocykla. To tędy tu przyjechałem. Odwróciłem wzrok od stepu
Wsiadłem znów na mój pojazd i ruszyłem w stronę lasu. Nigdy nie zapomnę tego miejsca. Jago piękno urzekło mnie, zawsze będę je mile wspominał. Będę także zachęcał innych ludzi, by przyjeżdżali tu, choćby po to, by podziwiać widoki.