Wstąpienie w struktury Unii Europejskiej oznacza dla Polaków nieograniczony kontakt z innymi kulturami. Czy będziemy w stanie oprzeć się nowym modom, zachować odrębność, niezależność kulturową. Historia nasza udowadnia nam, ze lubimy to co obce...
W pracy postaram się wykazać, że odpowiedź na pytanie jest pozytywna, choć moim zdaniem, jego sformułowanie jest nie w pełni ścisłe i rodzi pewne wątpliwości. Bowiem już na poziomie definicji napotykamy zasadniczy problem. Bo czym są wynalazki polskiej kultury ? Innymi słowy, co tworzy naszą polską tradycję kulturową ? Co sprawia, że mówimy„Tak, ja jestem Polakiem”. Następnie, czym jest niezależność kulturowa ? – odpornością na wszelkie wpływy innych kultur ? – niemożliwością do realizacji, czy cechą pozwalającą zręcznie lawirować pomiędzy straganami z towarami z obcych kultur, tak aby wybrać z nich najcenniejsze, a uniknąć bubli. Na te pytania trudno, w czasach podlegających tak intensywnym przemianom, znaleźć zadawalającą i najbliższą prawdzie odpowiedź. Podejmę taką próbę.
Zacznijmy od cech odrębności narodowej Polaków: gościnność, upór, pracowitość, gotowość do poświęceń na rzecz ojczyzny, przywiązanie do tradycji i kultury katolickiej. M. Ostrowski w artykule „Polonia na wydaniu”
( Polityka nr 32 ) podaje autostereotyp Polaków: religijny 80%, niereligijny 5%, życzliwy 45%, nieżyczliwy 20%, pracowity 37%, wykształcony 34%, nieuczciwy 35%.
A więc religijność, co można utożsamiać z katolicyzmem. Zauważamy, że inaczej postrzegano katolicyzm w latach osiemdziesiątych, kiedy przynależność do wspólnoty katolickiej i jej manifestowanie było oznaką solidaryzowania się z opozycją, a inaczej jest dziś. Mamy w pamięci różne konflikty między kościołem a władzami państwa, afery sądowe, przemyt, nieprzemyślane wypowiedzi księży, akty nietolerancji – mocno podkopały autorytet kościoła. To wszystko sprawiło, że Polak – katolik kojarzy się negatywnie wręcz z „oszołomstwem”, ciasnymi horyzontami, negowaniem potrzeby rozwoju państwa ( video wicepremier Goryszewski 1993: „nieważne jaka będzie Polska – ważne, żeby była katolicka”. To dowodzi, jak w ciągu ostatnich dziesięciu lat
zmienił się nasz stosunek do tej z najistotniejszej z cech naszej kultury.
Odpowiedź na drugie pytanie o cech niezależności kulturowej, jak ja zachować w „starciu z Unią Europejską”. Proces kształtowania się kultury narodu nigdy nie jest procesem zakończonym. Dlatego zważywszy na intensywne przemiany, którym podlegamy, trudno jest wskazać te wartości, które powinniśmy chronić. Z tego powodu, będę mówić w kontekście zagrożeń prawdziwych i rzekomych, które stwarza wstąpienie do struktur europejskich i cech charakteryzujących cywilizację zachodnią.
Często słyszy się, że po wejściu do Unii Europejskiej zaczną zanikać nasze rodzinne tradycje wypierane przez agresywną kulturę Zachodu. Ale w państwach, które wchodzą w skład unii kultura małych społeczności jest bardzo wspierana ( przecież Hiszpania, Francja i Niemcy składają się z regionów o zróżnicowanej historii i tradycjach – często autonomicznych i dość luźno ze sobą powiązanych ). W Bawarii, czy w kraju Basków nikt nie zabrania podtrzymywania własnych obyczajów, świąt, języków, strojów, a duża część wydatków Unii jest przeznaczona na lokalne inicjatywy. Podczas, gdy w Polsce dużo się mówi, a znacznie mniej wprowadza w czyn. Żadna radiostacja, telewizja ( włącznie z publiczną ) nie transmituje festiwali kapel i śpiewaków ludowych w Kazimierzu. Nie informuje o cennych próbach upowszechnia kultury ludowej jak ta, podjęta przez Muzeum Wsi Lubelskiej. Podobnie rzecz się ma z tzw. kulturą wysoką – koncertami symfonicznymi, artystycznymi filmami. Najczęściej w ogóle nie pokazuje się ich w telewizji ( jest to przecież medium o największym zasięgu ) lub o bardzo późnych porach ( np. „Album chopinowski” w programie 2 TVP ).
Nie dziwmy się więc, ze na naszych ekranach telewizyjnych i w radioodbiornikach dominuje komercyjna „papka” zamorskiego pochodzenia.
I tu dotykamy największego nieporozumienia w kwestii zagrożeń związanych z Unią Europejską. Jakież zagrożenie stanowią dla nas kultury np. Wielkiej Brytanii, Grecji czy Włoch. Ileż to razy audycja o królowej Elżbiecie zastąpiła audycję o królu Jagielle, Grek - Zorba – Janusza Józefowicza albo Dante Mickiewicza. Ani razu, gdyż kultury tych państw nie są agresywne. Wywodzą się z tego samego, co my pnia cywilizacyjnego. Maja zakodowane szacunek i dyskretną koegzystencję z odmiennymi kulturami.
Głównym zagrożeniem może być USA. Jego trendy, tandetny, blichtr jest tym, co faktycznie zagrozić może naszej odrębności. Ale to już zależy tylko od nas. Jeśli nie będziemy wspierać rodzinnej kultury - grozi nam upodobnienie się do obcej, płytkiej cywilizacji nie mającej wiele wspólnego z europejskimi korzeniami. Ktoś może powiedzieć: dobrze teraz amerykanizujemy ją na
odległość, a po wstąpieniu do Unii kultura USA docierać będzie do nas przez wiele kanałów i na wiele sposobów za pośrednictwem państw piętnastki, więc tym trudniej będzie z nią walczyć. Zauważmy, że w Unii też dostrzega się wagę tego problemu i podejmuje się próbę skutecznej walki np. we Francji ustawa o ochronie języka bardziej niż w Polsce dająca realne narzędzie egzekucji przepisów, w przeciwieństwie do naszej.
Rozważmy następujący aspekt przystąpienia Polski do Unii Europejskiej: finansowanie kultury. Dziś teatry, filharmonie dotowane z kasy Ministerstwa Dziedzictwa Narodowego. Wiele jest głosów krytykujących taki stan rzeczy, gdyż w ten sposób pieniądze dostają zarówno sceny ambitne, chętnie odwiedzane przez widzów, jak i te proponujące słaby repertuar, prezentujące niski poziom artystyczny, rzadko uświadczające komplet na sali. To daje zatrudnienie i chroni sztukę ( w pojęciu ministerstwa ), ale sprawia, ze dobre teatry czy filharmonie nie dostają tyle, aby być jeszcze lepszymi, zapraszać ciekawych wykonawców, znane zespoły teatralne. Podczas, gdy w Unii, choć mecenat państwa istnieje, jest mniejszy niż w Polsce,, a o rynku sztuki decydują nie regulacje administracji, lecz prawa kapitalizmu, tj. słabe teatry upadają, a dobre rozwijają się. Oczywiście istnieje ryzyko, że sceny proponujące dzieła dla koneserów mogą ustąpić miejsca i operetce, ale od tego jest edukacja prowadzona już od wczesnych klas szkoły podstawowej, aby wyrobić gusta społeczeństwa. Tak więc zmieni się model finansowania kultury,, ale na lepsze wymuszając podniesienie poziomu niektórych scen mających w alternatywie plajtę i rozwiązanie.
Innym ważnym problemem jest czytelnictwo, które w naszym kraju systematycznie spada. Podczas, gdy dziesięć czy piętnaście lat temu za sukces uważano sprzedaż stu lub dwustu tysięcy egzemplarzy, dziś mówimy o szerokim zainteresowaniu pozycją już na poziomie dziesięciu lub piętnastu tysięcy egzemplarzy. Podobnie jest z gazetami i magazynami. Nawet świecące triumfy nakładów tzw. kolorowe pisma prasy kobiecej nie cieszą się obecnie tak dużym zainteresowaniem. Przyczyny tego stanu rzeczy są różne: pauperyzacja społeczeństwa przy jednoczesnym wzroście cen książek, wszechobecność i dostępność telewizji i wideo, model pracy, którym ludzie najbardziej wykształceni, a więc potencjalni adresaci publikacji poświęcają cały czas budowaniu kariery. Sądzę, że wstąpienie do Unii Europejskiej nie zmieni tego stanu rzeczy, a jedynie wzbogaci ofertę rynku wydawniczego o nowe, cenne dzieła trudno dostępne obecnie. A ponieważ będą one w obcych językach, to wymusi na nas ich intensywniejszą naukę.
Przystąpienie do unii poprawi dostęp do internetu, a już dziś wiadomo, że najwięcej czytelników rekrutuje spośród serufujących po cyberprzestrzeni. Tyle o czytelnictwie ambitnym. Co do wydawnictw brukowych otwarcie granic dla zagranicznych firm udostępni nasz rynek m. in. Wydawniczym gigantom, które po niższych cenach niż ich polskie odpowiedniki będą drukowane kawały słabsze powieści. Mam nadzieję, że dzięki przystępnej cenie i dobrej reklamie więcej osób sięgnie po nie. A jeśli przez to choć ułamek z tej nowej rzeszy czytelników zapragnie przeczytać dzieła ambitniejsze, to już będzie duży sukces dla naszej kultury.
Wiele jeszcze przed nami zakrętów, wiele wyborów. Mam nadzieję, że potrafimy dokonać właściwych. Szczególnie przed polska młodzieżą stoi obowiązek jak najdokładniejszego zrozumienia mechanizmów Unii Europejskiej. Mam nadzieję, że dzięki właściwej edukacji uda się nam wskazać zalety, dostrzec wady by umieć się im skutecznie przeciwstawić i uspokoić sceptyków. Właśnie to polska młodzież najwięcej zyska z przystąpienia do Unii.