W „Psalmie 4” Baczyńskiego występuje dominanta gatunkowa. Wiersz jest prośbą do Boga o wytłumaczenie sensu świata, sensu życia. Sam autor usiłuje nakierować czytelnika na właściwą drogę interpretacyjną nadając swojemu utworowi tytuł „Psalm 4”. Informacja o gatunku literackim tekstu, zawarta w tytule, determinuje czytelnika do odczytania go w określony sposób. Psalm jest gatunkiem biblijnym, wychwala potęgę i wszechmoc Boga, ale wyraża również nawoływania i błagania ludzkie. Poeta na pierwszy plan wysuwa właśnie motyw prośby do Boga, podmiot liryczny, zwracając się do Boga, używa czasowników w trybie rozkazującym – „wytłomacz”, „ześlij”, „strąć”. Tytuł „Psalm 4”, wskazujący na dominantę wiersza, nadaje więc temu tekstowi charakter błagalny, narzucając taki sposób jego odczytania.
Utwór zaczyna się od słów „...Boże mój....”, co nasuwa skojarzenie z pacierzem „Ojcze nasz”. Można więc powiedzieć, że psalm Baczyńskiego jest swoistą modlitwą, czyli rozmową z Bogiem, a właściwie monologiem podmiotu lirycznego. Mamy tu więc do czynienia z liryką bezpośrednią. Ponieważ modlitwa jest bardzo osobistą formą wypowiedzi, można przypuszczać, że to sam poeta wypowiada słowa „Psalmu 4”. To Baczyński jest „ja” lirycznym „dymiącym tysiącem martwych”. Utożsamia się z innymi młodymi ludźmi w jego sytuacji tak jak Konrad z III części „Dziadów”, który wypowiada znane wszystkim zdanie „...Nazywam się milijon, bo za miliony kocham i cierpię katusze...”. Nie oskarża jednak Boga, jak to uczynił bohater Mickiewicza w scenie „Wielkiej Improwizacji”, ale darzy Go szacunkiem. Zwraca się do Niego „...Ja przed Tobą...”, uznaje wyższość Boga i swoją znikomość – pisze o Nim wielką literą. Nazywa siebie „ołtarzem ciała”, składa siebie w ofierze Bogu, jest Mu całkowicie oddany. Stawia się na równi z podmiotem lirycznym z dawidowego „Psalmu 130”, który „woła z głębokości”. Jest jednak rozdarty, nie wie w co wierzyć, nie rozumie poczynań Boga.
Podmiot liryczny nie podnosi jednak głosu, wypowiada słowa zwykłym tonem. Baczyński w całym wierszu nie używa ani jednego wykrzyknika, wszystkie zdania kończy kropką. Nie jest więc zdenerwowany, ale zrezygnowany, zniecierpliwiony i rozżalony. Nie chce żeby Bóg tłumaczył mu świat roślin i zwierząt, odkrywał przed nim tajemnice natury, bo je już zna. Chce się nauczyć ludzi i zrozumieć dlaczego zadają sobie nawzajem ból. O to właśnie prosi, to chce wiedzieć, ale Bóg zdradza tylko znane mu już sekrety. Do głosu dochodzi coraz większe rozżalenie podmiotu lirycznego, ale zaraz mówi „...Ja już spokojny...”. Wie, że jeśli będzie miał żal do Boga ten zupełnie odwróci się od niego i ludzi i nie będzie chciał wysłuchać jego próśb, tak jak w hymnie „Dies Irae” młodopolskiego poety Jana Kasprowicza. Zgadza się więc na to, żeby Bóg zesłał śmierć, żeby zebrała ona swoje tragiczne żniwo. Zgadza się na apokalipsę, bo wierzy w to, że Bóg upatruje w tym jakiś cel – tylko On jest świętością, jeżeli chce zagłady świata to znaczy, że ma to sens.
Nie jest to jednak milczące przyzwolenie. W przeciwieństwie do biblijnego Hioba, Baczyński stawia pytanie „dlaczego” i prosi o odpowiedź. Wychodzi z kondycji pokornego sługi, łamie zasadę milczącej podległości, tak jak autor zaburza harmonię swojego wiersza. Czwarta strofa wprowadza pewien nieporządek jest dłuższa niż pozostałe, składa się z sześciu wersów, co więcej zaburzony zostaje układ rymów – w pierwszych trzech strofach i w ostatniej, wers drugi rymuje się z wersem czwartym, w czwartej zwrotce są to wersy pierwszy i czwarty oraz piąty i szósty. Dramaturgia tekstu staje się bardziej dynamiczna, napięcie rośnie. Do wiersza wkracza niepokój, nieład i dysharmonia, tak jak wojna brutalnie wdziera się w życie poety, który staje się mimowolnym obserwatorem zagłady świata. Podmiot liryczny jest bardzo młodym człowiekiem, który „depcze po klęsce ziemi”, należy do pokolenia kolumbów, któremu najpiękniejszy okres w życiu, czyli młodość, bezpowrotnie zabrała wojna. Baczyński prosi więc Boga o podanie przyczyn wojny, chce poznać sens upadku i rozkładu świata, pragnie odpowiedzi na pytanie dlaczego ona się zdarzyła. Mówi „...po krzemiennych toporkach ludzi, co nigdy nie rosnąc, o ściany jaskiń miecz ostrzą...”. W jego oczach wojna prowadzi do cofania się świata w rozwoju. Chce wiedzieć dlaczego Bóg pozwala na to, aby ludźmi kierowały tylko zwierzęce instynkty i odruchy, aby ludzie zabijali się nawzajem, jak bezrozumne istoty.
Wreszcie emocje opadają, poeta powraca do poprzedniego czterowersowego układu wiersza, podmiot liryczny z rozpaczą i rezygnacją zadaje pytanie o sens śmierci młodych ludzi, jego rówieśników, dopiero co wchodzących w życie, praktycznie go nie znający, którzy są jak „nie odegrane nigdy nuty”. To ludzie, którzy nie mieli szans zasmakować młodości, będący jak „przebudzone drzewa w zmierzchaniu nachylone” z innego wiersza Baczyńskiego p.t. „Młodość”.
Nadając swojemu utworowi formę psalmu, Baczyński staje się jego podmiotem lirycznym. Określając gatunek tekstu lirycznego, określa zarówno sytuację liryczną, w jakiej znajduje się „ja” liryczne – poeta jest samotny w tym tragicznym świecie, nie rozumie jego okrucieństwa i prosi Boga o wytłumaczenie sensu istnienia zła. Dominanta gatunkowa pozwala również na odczytanie stosunku poety do samego Boga, który jest dla niego świętością najwyższą, jest wszechmogący i wszechwiedzący. Forma psalmu wyraża więc tragizm podmiotu lirycznego, będącego symbolem całego pokolenie kolumbów, które jest obce w świecie wojny i nie może go zrozumieć. Młodzi ludzie nie są nawet pewni, czy Bóg ich słucha. Baczyński, tak jak Tadeusz Gajcy w wierszu „O nas” zaczynającego się słowami: „...Niebo zmalałe w łunie na ciebie i na mnie czeka...”, podejmuje tematykę tragizmu pokolenia młodych ludzi żyjących, a właściwie egzystujących, w czasie wojny. Jest to bowiem życie bez nadziei na ocalenie i wybawienie, które staje się udręką pełną goryczy, zwątpienia i śmierci. Baczyński, czyniąc ze swojego utworu psalm, jeszcze bardziej uwypukla motyw katastrofizmu pokolenia kolumbów.