Z politycznego punktu widzenia taki plan był jednak do pewnego stopnia koniecznością. Chodziło po prostu o to, że w razie odsunięcia polskiego ugrupowania daleko od granicy i ukształtowania od razu ciasnego pierścienia obrony, wielce uzasadnionego wymogami operacyjnymi, Niemcy mogłyby prawie bez walki zająć najbogatsze polskie prowincje zachodnie: Pomorze, Poznańskie i Górny Śląsk, po czym zagarnąwszy te ziemie i zrealizowawszy w ten sposób jeden z zasadniczych celów swojej agresji, wystąpić zaraz potem z propozycjami pokojowymi na zasadzie istniejącego stanu faktycznego. Znając dotychczasowe ugodowe nastawienie Francji i Anglii w stosunku do Hitlera i ich niechęć do prowadzenia wojny, istniała poważna obawa, że państwa zachodnie żądania te mogą akceptować. Usytuowanie ugrupowań obronnych rozlokowanych półkolem wzdłuż zagrożonej granicy wyglądało licząc od północy ku południowi następująco: Samodzielna Grupa Operacyjna „ Narew” dowodzona przez gen. Czesława Młota – Fijałkowskiego oraz armia „Modlin” gen. Emila Przedrzymierskiego – Krukowicza, obie zwrócone ku Prusom Wschodnim, dalej armie „Pomorze” gen. Władysława Bortnowskiego i „Poznań” gen. Tadeusza Kutrzeby, następnie armia „Łódź” gen. Juliusza Rómmla i najsilniejsza ze wszystkich armia „Kraków” gen. Antoniego Szyllinga, broniąca linii na zachód od Poznania po Częstochowę, Śląsk i Podhale, wreszcie najsłabsza ze wszystkich armia „Karpaty” gen. Kazimierza Fabrycego stanowiąca osłonę południowej granicy. W razie odwrotu armia „Kraków” miała odgrywać rolę osi, wokół której w kierunku Wisły dokonywałoby się przesuwanie odcinków pozostałych armii. Ostateczną główną linię obrony miał stanowić system rzek Narwi, Wisły i Dunajca.
Niemieckie siły lądowe, którymi dowodził gen. Walther von Brauchitsch, podzielono na dwie grupy armii (Heeresgruppe). Grupa Armii „Północ” (B) pod dowództwem gen. Fedora von Bocka (21 dywizji) miała uderzyć ze swoich dwóch baz wyjściowych zlokalizowanych na południowym Pomorzu (4 armia) i w południowych Prusach (3 armia), po czym, po przecięciu polskiego „korytarza pomorskiego” u jego nasady i sforsowaniu Narwi, obejść od północnego wschodu polską linię obrony na Wiśle. Znacznie silniejsza Grupa Armii „Południe” (36 dywizji) dowodzona przez gen. Gerda von Rundstedta miała rozstrzygnąć o całej kampanii. Swoje główne ośrodki koncentracji miała ona na Dolnym (8 armia) i Górnym Śląsku (10 armia). Zadania tych formacji wojskowych były podzielone w ten sposób, że 8 armia skierowana była przeciwko Wielkopolsce i w pierwszej fazie kampanii miała ubezpieczać działanie głównej siły uderzeniowej – 10 armii atakującej ze Śląska wprost ku Warszawie i 14 armii, zmierzającej przez Górny Śląsk w kierunku na Kraków, Tarnów, Rzeszów i Lwów.
Wojska niemieckie miały nad siłami polskimi wyraźną przewagę liczebną i kolosalną przewagę techniczną. Obejmowały one ponad 1,6 mln ludzi, stanowiących rdzeń i zasadniczą siłę ówczesnej armii niemieckiej. Szczególnie przygniatającą przewagą dysponowali Niemcy w broni pancernej i lotnictwie. Rzucili na Polskę 3000 czołgów i kilkaset wozów pancernych, skoncentrowanych w 6 dywizjach pancernych i 8 dywizjach zmotoryzowanych oraz szeregu samodzielnych oddziałów, towarzyszących niektórym dywizjom piechoty. Polska mogła tym siłom przeciwstawić tylko około 100 lekkich czołgów i kilkaset tankietek. Po stronie niemieckiej zaangażowane były dwie floty powietrzne, liczące razem około 1000 bombowców i 1500 myśliwców, gdy tym czasem lotnictwo polskie posiadało zaledwie ok. 400 samolotów, zdatnych do walki, a w dodatku przeważnie przestarzałych. Wyraźną kilkakrotną przewagę mieli również Niemcy w broni przeciwlotniczej i co najmniej dwukrotną w artylerii ciężkiej i polowej. Niezależnie od tego przeciętne wyposażenie każdej niemieckiej dywizji piechoty, zwłaszcza w broń maszynową i przeciwpancerną, przewyższało tak znacznie wyposażenie dywizji polskiej, że siłę ognia polskiej jednostki szacowano jako mniejszą o ¼ , w zestawieniu z analogiczną jednostką niemiecką. Górowała wreszcie zdecydowanie armia niemiecka nad polską stopniem mechanizacji transportu, posiadając znacznie większą liczbę samochodów, zdolnych do szybkiego przerzucania jednostek wojskowych.
W wojnie z Polską na morzu użyli Niemcy zgrupowania marynarki wojennej, w skład którego wchodził pancernik, 9 niszczycieli, 13 stawiaczy min i liczne mniejsze jednostki. Po wyprawieniu na Atlantyk trzech niszczycieli dysponowali Polacy na Bałtyku jednym niszczycielem, jednym stawiaczem min i 5 łodziami podwodnymi. Tonaż i siła ognia floty dawały jej kilkunastokrotną przewagę nad polską, zwłaszcza że polskie okręty podwodne były nadto nieustannie nękane przez potężne lotnictwo nieprzyjaciela.
Atak niemiecki nastąpił 1 września o godzinie 4.45 bez uprzedniego wypowiedzenia wojny. Na Polskę runęły zmasowane niemieckie siły lądowe a równocześnie lotnictwo wroga przystąpiło do gwałtownych bombardowań polskich miast, węzłów kolejowych, obiektów wojskowych i ośrodków koncentracji wojskowych. Miażdżąca przewaga niemiecka na lądzie i w powietrzu doprowadziła do rychłego rozstrzygnięcia bitwy granicznej na korzyść agresora. Osłaniająca Warszawę od północy armia „Modlin” już w pierwszych dniach wojny poniosła ciężkie straty i zagrożona oskrzydleniem przez niemiecką dywizję pancerną zaczęła 4 września odwrót. Na Pomorzu oddziały pancerne i zmotoryzowane nieprzyjaciela nacierające z zachodu połączyły się 3 września w rejonie Grudziądza z jego oddziałami maszerującymi z Prus Wschodnich. W rezultacie tej bitwy Niemcy zdołali zniszczyć lub wziąć do niewoli większość sił polskich zamkniętych w środkowej części Pomorza i odciąć walczące po bohatersku załogi Gdyni, Helu i Westerplatte od głównych sił polskich.
Głównym jednak ciosem zadanym stronie polskiej w pierwszych dniach było uderzenie niemieckie na skrajne, prawe skrzydło armii „Kraków”, gdzie – na styku z armią „Łódź” – pod Częstochową, silny niemiecki klin pancerny przedarł się przez cienką osłonę polską nacierając całą siła prosto w kierunku Warszawy. Dnia 5 września niemiecka dywizja pancerna zdobyła Piotrków, gdzie rozbiła formujące się zgrupowanie armii rezerwowej, a 7 września dotarła już w rejon Tomaszowa. Równocześnie nieco bardziej na południe od tego uderzenia kilka niemieckich kolumn pancerno – motorowych przeszło wachlarzem nad środkową Wisłę, w kierunku Sandomierza, Dęblina i Radomia. Także na południowym zachodzie i na południu napór oraz szybkość niemieckich wojsk pancerno – motorowych zmusiły armie „Kraków” i „Karpaty” do odwrotu, w wyniku którego w rękach niemieckich znalazł się Górny Śląsk (2 – 3 września) a wnet potem i Kraków (6 września).
7 września padło Westerplatte, mała, licząca ok. 200 żołnierzy placówka wojskowa na terenie Wolnego Miasta, której opór urósł do rangi wielkiego symbolu. Samo miasto Gdańsk już w pierwszym dniu wojny zostało opanowane przez miejscowych hitlerowców. Broniła się jednak do wieczora załoga Poczty Polskiej. W trzecim dniu wojny niemieckie samoloty nurkowe zatopiły dwa największe polskie okręty, jakie pozostały na Bałtyku, niszczyciel „Wicher” i stawiacz min „Gryf”. Tak samo polskie okręty podwodne były zawzięcie nękane przez samoloty niemieckie, nie mogąc rozwinąć szerszej działalności bojowej.
Sytuacja militarna Polski stawała się coraz krytyczniejsza. 4 września rozpoczęła się ewakuacja naczelnych władz państwowych z Warszawy do Brześcia lub Lublina. Niezależnie od tego rozpoczęła się spontaniczna, masowa ewakuacja wielkich mas ludności na wschód. Mężczyźni w wieku poborowym, zdolni do noszenia broni, wierzyli że będą jeszcze mogli wziąć udział w wojnie z Niemcami, wcielani do jednostek rezerwowych, formujących się na wschód od Wisły. Pozostałe masy ludności gnała obawa przed bestialstwem okupacji hitlerowskiej, zwłaszcza że zewsząd dochodziły pełne grozy wiadomości o barbarzyńskich poczynaniach hitlerowców i nalotach lotnictwa niemieckiego na osoby cywilne, kobiety i dzieci, na bezbronne wsie i miasteczka. Te ruchy ludności wywoływały dodatkowe, poważne utrudnienia dla ruchów wojsk polskich wskutek blokowania dróg przez masy ludzi i wszelkiego rodzaju pojazdy.
Dnia 9 września niemiecki zagon pancerny dotarł do przedpola Warszawy, usiłując z marszu opanować stolicę. Zaimprowizowana naprędce obrona polska, przy współudziale ludności cywilnej, odparła atak, zadając nieprzyjacielowi ciężkie straty w czołgach i w piechocie. Tymczasem walcząca na głównym kierunku uderzenia armia „Łódź” nie zdołała już przebić się ku Warszawie. Była ona okrążona i bliska rozsypki. Jednocześnie operujące w rejonie środkowej Wisły szybkie jednostki niemieckie wygrywały wyścig do mostów i przepraw, odcinając polskiej armii odwodowej możliwości odwrotu za rzekę. Zacięte walki o przeprawy miały trwać kilka dni i przyjąć w niemieckiej nomenklaturze nazwę bitwy pod Radomiem. Na południowym odcinku frontu wojska niemieckie dotarły tegoż 9 września do Sanu. Jeszcze gorzej kształtował się rozwój wydarzeń na północy, gdzie po przepołowieniu ugrupowania polskiego i przejściu dolnego Bugu przeciwnik uderzył na Mińsk Mazowiecki i Siedlce, co stwarzało groźbę ataku na Warszawę również od wschodu.
Tak przedstawiała się sytuacja, gdy dowódca ugrupowania „Poznań” gen. Kutrzeba po 8 – dniowych walkach odwrotowych zdecydował się wespół z wycofującą się armią „Pomorze” uderzyć znad Bzury w kierunku południowym. Celem przeciwnatarcia polskiego było przebicie się do Warszawy poprzez zacieśniający pierścień niemiecki. Była to największa i najkrwawsza bitwa stoczona w toku kampanii wrześniowej, która w początkowej fazie przyniosła Polakom dość znaczne sukcesy. Wojska polskie rozbiły niemiecką osłonową dywizję piechoty, odbiły Łęczycę, wreszcie zbliżyły się do przedmieść zajętej przez Niemców Łodzi. Rychło jednak dowództwo niemieckie zdążyło ściągnąć tu nowe dywizje i uzyskać zdecydowaną przewagę nad skrajnie już wyczerpanymi i otoczonymi coraz ciaśniejszym pierścieniem armiami polskimi. W tej sytuacji musiano zrezygnować z dalszych ataków na tym kierunku. Oddziały polskie uderzyły na Skierniewice w nadziei przedarcia się do stolicy. Zadanie to powiodło się tylko części sił z samym gen. Kutrzebą, natomiast większość z rannym gen. Bortnowskim została rozbita i 20 września ostatecznie złożyła broń. Jednakże bitwa zahamowała niemiecki atak na stolicę. Resztki armii „Łódź” nie mogąc przedostać się do Warszawy skierowały się na Modlin, gdzie następnie podjęły obronę tej twierdzy.
Już od 13 września szybkie jednostki niemieckie operowały na wschodnim brzegu Wisły, docierając na Lubelszczyznę. Inne oddziały dochodziły tego dnia na przedpola Lwowa, omijając na razie Przemyśl, jeszcze inne uderzając z wschodniej Słowacji, zajmowały Drohobycz.
W końcowej fazie bitwy nad Bzurą resztki armii polskich próbowano zebrać w trzy zasadnicze zgrupowania: oddziały broniące stolicy i twierdzy Modlin w armię „Warszawa”, grupę zasłaniającą stolicę od północy w armię pod wodzą gen. Stefana Dęba – Biernackiego, wreszcie różne pozostałe jeszcze oddziały na południu w armię „Małopolska”, której dowództwo objął gen. Kazimierz Sosnowski. Były to jednak zabiegi bezskuteczne. Wokół Warszawy i Modlina coraz bardziej zaciskał się pierścień wojsk niemieckich, wspieranych zmasowanymi atakami lotnictwa. Dąb – Biernacki po prostu porzucił swe wojska, uważając, że nie ma szans skutecznego stawiania oporu, natomiast Sosnowski mimo rozgromienia niemieckiej kolumny pancernej (16 IX) nie zdołał przedrzeć się do Lwowa. Niemcy przekroczyli już górny Bug, docierając do Włodzimierza Wołyńskiego. W tej sytuacji prezydent Rzeczypospolitej, rząd, a także naczelny Wódz ewakuowali się stopniowo coraz bardziej na południowy wschód, ku granicy rumuńskiej. Dnia 17 września wszyscy oni opuścili terytorium państwa, przekraczając pod Kutami granicę polsko – rumuńską.
Od tej chwili istniały już tylko izolowane od siebie punkty bohaterskiego oporu. 20 września uległy ostatecznie nieprzyjacielowi po krwawej bitwie pod Tomaszowem Lubelskim połączone oddziały armii „Kraków” i nowo utworzonej armii „Lublin”. 27 września padła Warszawa bohatersko broniona przez wojsko i ludność pod wodzą gen. Rómmla i szefa obrony cywilnej, prezydenta miasta Stefana Starzyńskiego. 29 skapitulowała załoga twierdzy Modlin. 2 października złożył broń szczupły, niemal od pierwszych godzin wojny okrążony przez wroga, garnizon polski na Helu. 5 października po zwycięskiej bitwie pod Kockiem poddała się z braku amunicji ostatnia większa formacja armii polskiej, grupa operacyjna „Polesie” pod dowództwem gen. Franciszka Kleeberga. Ziemie polskie znalazły się pod okupacją niemiecką.
17 września rano, gdy kampania wojenna z Niemcami była już faktycznie przez Polskę przegrana, wojska radzieckie przekroczyły granicę wschodnią i zajęły tereny wschodnich województw ówczesnego państwa polskiego. Znajdujące się tam oddziały polskie zostały przez władze radzieckie internowane. Obszary, o których mowa, zamieszkiwała w większości ludność ukraińska i białoruska, mająca swe odpowiedniki państwowe w dwóch republikach Związku Radzieckiego – Ukraińskiej i Białoruskiej SRR. Niezależnie od zamiaru uchronienia Ukraińców i Białorusinów przed niebezpieczeństwem hitlerowskiej okupacji, akcja wojsk radzieckich miała także na celu przez przesunięcie granicy na zachód zwiększenie odległości, dzielącej gospodarcze, polityczne i militarne ośrodki ZSRR od punktów wyjściowych spodziewanej wcześniej czy później agresji niemieckiej. Stosowanie do poprzednich ustaleń niemiecko – radzieckich, zmodyfikowanych następnie układem z 28 września, pod władzą radziecką znalazły się obszary leżące na wchód od Pisy, Narwi, Bugu i Sanu. Linia graniczna w przeważanej części nawiązywała do linii Curzona, na odcinku północnym odbiegała jednak od niej znacznie na zachód, tak że Białostocczyzna znalazła się po stronie radzieckiej.
Na klęskę wrześniową złożyło się wiele czynników, z których przyczyny politycznej natury leżały w polityce zagranicznej rządu sanacyjnego, powodującej faktyczne polityczne i militarne osamotnienie Polski w walce z najazdem hitlerowskim. Jej sojusznicy – Anglia i Francja – dopiero 3 września w godzinach popołudniowych wypowiedzieli wojnę Niemcom. W ślad za Wielką Brytanią ogłosiły stan wojny z III Rzeszą również dominia brytyjskie – Australia, Nowa Zelandia, Związek Południowo – Afrykański i Kanada. Wypowiedzenie wojny nie oznaczało podjęcia przez państwa zachodnie efektywnych działań militarnych. Zachodni sprzymierzeńcy Polski mimo usilnych nalegań przekazywanych im kanałami dyplomatycznymi i za pośrednictwem polskiej misji wojskowej w Londynie nie wywiązywali się ze swych zobowiązań natury wojskowej. Armia francuska liczyła w tym okresie 90 dywizji, 2,5 tys. czołgów, 10 tys. dział i co najmniej ok. 1.4 tys. samolotów, gdy tymczasem Hitler pozostawił we wrześniu na zachodzie 32 słabo wyszkolone lub wręcz niewyszkolone dywizje rezerwowe i tylko 8 pełnowartościowych. Na całej granicy zachodniej – jak to stwierdzili potem sztabowcy niemieccy – nie było wówczas ani jednego czołgu, amunicji posiadano zaledwie na 3 dni walki, a w lotnictwie dysponowano zaledwie kilkoma przestarzałymi maszynami. Dowództwo francuskie nie wykorzystało tej niezwykle korzystnej sytuacji, ograniczając swą akcję do zadań czysto rozpoznawczych bez jakiejkolwiek próby podjęcia frontalnego natarcia. Nic więc dziwnego, że sami Francuzi mieli nazwać ówczesne swoje poczynania militarne na granicy z Niemcami „dziwna wojną”, lub wręcz – „wojną straconych okazji”.
Anglia i Francja odrzuciły również polskie postulaty o wsparcie naszych działań wojennych nalotami bombowymi na Rzeszę oraz o skierowanie na lotniska w Polsce angielskich samolotów myśliwskich. Dowództwo francuskie dawało wyraz egoistycznej obawie, że naloty francuskie mogłyby spowodować podobnego typu akcje odwetowe ze strony Niemiec, co w konsekwencji pociągałoby ofiary wśród ludności francuskiej, Anglicy natomiast wychodzili z chłodnej kalkulacji, ż ich lotnictwo tak czy inaczej nie jest w stanie bardziej decydująco wpłynąć na przebieg kampanii w Polsce, że natomiast należy je oszczędzać i zachować nienaruszone jako niezbędne w razie bezpośredniego ataku niemieckiego na Wielką Brytanię.
Na klęskę wrześniową złożyły się także inne przyczyny. Należało do nich przede wszystkim ekonomiczne zacofanie kraju, które było podstawowym składnikiem słabości potencjału wojennego państwa polskiego , co w konsekwencji decydowało o słabym wyposażeniu i zacofaniu technicznym armii polskiej. Pogłębiał je dodatkowo konserwatyzm niektórych wyższych dowódców z Piłsudskim na czele, widzących podstawowe bronie niemal wyłącznie w piechocie i kawalerii. Z przyczyn natury operacyjno – wojskowej, związanych jednak z politycznym nastawieniem sfer rządzących, należy wymienić brak w pełni opracowanego planu obrony przed napaścią niemiecką. W ciągu wielu lat rządów w latach 1936 – 1938, za głównego wroga uważano ZSRR. Dlatego też na wschodzie budowano umocnienia i przeprowadzano plan działań wojennych na tym terenie. Plan obrony od zachodu zaczął powstawać dopiero pod naciskiem wydarzeń, w ciągu ostatnich miesięcy poprzedzających wybuch wojny. Wiosną 1939 r. znajdował się dopiero w stadium ogólnego zarysu. Ubóstwo potencjału wojennego państwa szło więc w parze z ułomnością koncepcji operacyjnych.
Praca jest naprawde ok ... przynajmniej dla mnie !!! troche obszerna ale znalzlem w niej to czego szukalem !