Społeczności Azteków, Inków i Majów rozwijały się w wielkiej izolacji - życie toczyło się w zamkniętych warownych państwach - miastach, często toczących ze sobą krwawe wojny. Jednak między tymi burzliwymi epizodami żyjący tu ludzie zdołali stworzyć niezwykłe, jedyne w swoim rodzaju cywilizacje. Pierwsi odkryli je XVI-wieczni zdobywcy ze Starego Kontynentu, odkryli i....zapomnieli. O wiekowych ruinach ukrytych pośród drzew wiedzieli jedynie tubylcy przekazujący sobie tę wiedzę z pokolenia na pokolenie. Trzeba było czekać dwieście pięćdziesiąt lat, by Europejczycy ponownie trafili na ich ślad i zachwycili się potęgą dawnych ludów.
Pojawili się najwcześniej, panowali najdłużej i najgwałtowniej zniknęli. To Majowie - Indianie zamieszkujący ongiś tereny półwyspu Jukatan i meksykańskiego stanu Chiapas. Kim byli? To legendarna cywilizacja, która rządziła Ameryką Południową przez ponad tysiąc pięćset lat. Pierwsze ślady kultury sięgają X w. p.n.e., jednak intensywny rozwój imperium miał miejsce już w naszej erze. Zamieszkiwali tereny płd.-wsch. Meksyku, Belize, Gwatemali, oraz zach. Hondurasu. Największe miasta Majów - Tikal, Uaxactun, Copan, Palenque, Piedras Negras - wzniesiono między II, a VII w. n.e. w tzw. okresie wczesno- i średnioklasycznym. Obwarowane metropolie pełniły zarówno funkcje administracyjne (siedziby urzędów i lokalnych zarządców), jak i sakralne. Szczyt rozwoju cywilizacji Majów przypada na tzw. okres późnoklasyczny zapoczątkowany ok. X w. n.e. Na skutek wcześniejszych konfliktów między poszczególnymi miastami-państwami zaczęły one żyć własnym życiem oraz rozwinęły odrębne style w sztuce i architekturze. W późniejszym okresie postklasycznym (do XVIII w.) ich kultura znajdowała się pod wpływami innych ludów, zamieszkujących kontynent np. Azteków. Naukowcy nie są zgodni, co było bezpośrednią przyczyną upadku tej potężnej cywilizacji. Proponowane hipotezy mówią m.in. o epidemiach, napaści innego narodu, zmianach klimatycznych oraz klęskach żywiołowych, wyczerpaniu zasobów naturalnych i wreszcie rewolucji uciskanych chłopów.
Majowie pozostawili mnóstwo nierozwiązanych zagadek, i to ich dotyczy najwięcej ostatnich odkryć w rejonie Ameryki Środkowej. W 1839 r. amerykański podróżnik i pisarz John Lloyd Stephens postanowił zbadać nieprzebyte rejony dżungli. Kierując się wskazówkami mieszkańców, dotarł do zapomnianych miast Copan, Palenque oraz innych ruin, jakie ostał się z czasów świetności Majów. W wyprawie towarzyszył mu przyjaciel z Anglii, uzdolniony architekt i rysownik Frederick Catherwood. Sporządzona przez niego genialna dokumentacja wyprawy rozbudziła wyobraźnię badaczy z Europy, którzy wyruszyli na ponowny podbój Nowego Świata. Choć od przygód dwóch podróżników upłynęło już wiele czasu, dżungla wciąż zaskakuje archeologów. Można śmiało powiedzieć, że każdy miesiąc przynosi nowe odkrycia, które wzbogacają nie tylko dorobek badaczy, ale przede wszystkim naszą wiedzę o twórcach dawnych potęg. Paradoksalnie o życiu Majów wiemy mniej niż o codzienności żyjących trzy tysiące lat wcześniej Egipcjan. Mimo biegłości w matematyce i astronomii, rozbudowanej infrastruktury państwowej i imponującej sztuki jedynie Majowie sięgali po pióro. Jednak spisane przez nich hieroglify pozostają w większości szyfrem, którego nie potrafimy złamać, a co najwyżej domyśleć się treści pojedynczych znaków. Może właśnie dlatego każde nowe znalezisko - świątynia, wodociąg czy warsztat jest dla archeologów na wagę poszukiwanego przez konkwistadorów złota. Oto kilka najnowszych elementów układanki z samego serca dżungli.
Antyczne graffiti i tajemnicze znaki.
Dr William Saturno z University of New Hampshire przypadkowo natknął się na najstarsze znane malowidła mieszkańców dżungli. -Gdy je ujrzałem, nie mogłem uwierzyć własnym oczom - przyznaje Saturno, który od lat przeszukuje ruiny dawnych miast. Doskonale zachowane wielobarwne murale, których wiek oszacowano na dwa tysiące lat, zdobiły jedną ze ścian komnaty przylegającej do piramidy w San Bartolo w Gwatemali. Antyczne graffiti o wymiarach dziewięć metrów na jeden metr przedstawia najważniejsze sceny mitologii Majów dotyczące aktu stworzenia świata. Główną postacią malowanej opowieści jest syn boga kukurydzy, którego uważano za ojca i władcę wszystkich bóstw. - Pierwsza część malowidła przedstawia stworzenie podmorskiego świata - opowiada Saturno, wskazując na postać bóstwa stojącą w wodzie i składającą w ofierze ryby. Kolejne sceny mówią o stworzeniu lądów (tu w ofierze złożono świętego jelenia), niebios (bóstwo unosi się pośród chmur i zabija indyka) oraz wreszcie raju symbolizowanego przez pole kwiatów, którymi żywili się bogowie. W ostatnim epizodzie artysta uwiecznił koronację boskiego księcia na władcę świata. Druga część muralu dotyczy nie tylko mitologii , ale także autentycznych wydarzeń z historii państwa Majów. - Jedna historia opowiada o życiu wspomnianego już bóstwa, jego koronacji, śmierci i zmartwychwstaniu - twierdzi Saturno. Druga scena przedstawia koronację króla Majów, który wstępuje na tron w towarzystwie bogów. - To jedyny w swoim rodzaju dokument systematyzujący ten fragment mitologii Majów - podkreśla uczony, który prócz malowideł odnalazł w San Bartolo liczne inskrypcje. - Niestety, nie jesteśmy w stanie poznać całej ich treści, bo części znaków nie znamy. Prawdopodobnie inskrypcje traktują o tutejszym rodzie królewskim, którego członków chowano w pobliskim grobowcu.
To niejedna rzecz, na jaką w tym miejscu natrafił Saturno. Kilka miesięcy po odkryciu graffiti w jednym z kanałów wydrążonych pod budowlą badacze odnaleźli najstarsze znane zapiski sporządzone ręką Maja w III w. p.n.e. (na taką datę wskazuje analiza próbek drewna, z którego zbudowano podłogę komnaty). Starożytna notka to kolumna dziesięciu znaków- hieroglifów wymalowanych grubą czarną kreską.
- Znaczna większość z nich jest dla nas tajemnicą, gdyż są stare i bardziej "egzotyczne" niż znane nam inskrypcje - przyznaje Saturno - wiemy tylko, że jeden z nich to wczesna wersja znaku "władca".
Archeolodzy od dawna marzyli o znalezieniu kamienia z wyrytymi przez Majów napisami. Chodziło o znaki z wczesnego okresu ich cywilizacji, które mogłyby rzucić nieco światła na dawne wierzenia i porządek społeczny. Niespodziewanie jednak odnalezione znaki nie zostały wyryte, lecz namalowane.
Zróbmy sól
Mimo wspomnianych odkryć badacze wciąż mają zbyt mało starożytnych dokumentów, które mogłyby nam przybliżyć świat dawnych cywilizacji. Na szczęście mieszkańcy dżungli pozostawili po sobie nieco przedmiotów codziennego użytku. Na podstawie drobnych sprzętów, pozostałości domostw i warsztatów archeologowie mogli się dowiedzieć, co Maj czy Inka robił w ciągu dnia, czym parał się zawodowo, a nawet... w jakich trunkach i potrawach gustował. Dzięki odkryciom zespołu Heather McKillop z Uniwersytetu Stanowego Luizjany dowiedzieliśmy się na przykład, że Majowie solili swoje potrawy. Dowodzą tego znaleziska, na które badacze natrafili nad samym brzegiem Morza Karaibskiego, czyli dość daleko od dawnych metropolii. - Tutejsze ziemie nie zawierają złóż soli - jedynym miejscem, z jakiego można ją było pozyskać, jest morze - wyjaśnia McKillop. Kierując się brzegiem rzek, docierających do miast, ekipa wyznaczyła plaże, przy których mogły znajdować się warzelnie soli. Tą właściwą okazała się laguna Punta Ycocos (tereny dzisiejszego Belize), gdzie już wcześniej odnajdywano artefakty związane z Majami. Prawdziwa fabryka soli mieszcząca się kiedyś nad brzegiem dziś jest przykryta taflą wody, która zabrała na przestrzeni kilku wieków kilkadziesiąt metrów lądu. Lokalizacje poszczególnych warsztatów ustalono na podstawie ceramicznych skorup. W sumie natrafiono na około czterdzieści zabudowań przykrytych mułem lub skrytych korzeniami namorzynów. Każda "fabryczka" była podzielona wewnątrz na mniejsze pomieszczenia z paleniskami do odparowywania morskiej wody. - Sól produkowano tu na wielką skalę, a różnice w naczyniach odnajdywanych w poszczególnych zakładach wskazują, że musiały one należeć do konkurujących ze sobą producentów - opowiada McKillop. O tym, że sól transportowano daleko w górę rzeki, najlepiej świadczy odnalezione przez badaczkę drewniane wiosło. To pierwszy tak jednoznaczny dowód na to, że Majowie używali łodzi - mówi McKillop. - Dotychczas odnajdywaliśmy jedynie kościane figurki lub zabawki, które nie przekonywały sceptyków - dodaje.
Najwięcej uwagi historyków przykuwają nie kulinaria, rzemiosło i sztuka Indian Ameryki Środkowej, lecz przyczyny upadku ich imperiów. Archeologom udało się dotrzeć do miejsc, które były świadkiem mniej chlubnych chwil historii Majów. Jednym z nich jest miasto Cancuen w Gwatemali, gdzie rozegrała się krwawa i masowa rzeź. - Ruiny Cancuen odnaleziono ponad sto late temu i powszechnie uznaje się je za ważny ośrodek - mówi Arthur A. Demarest, archeolog z Vanderbilt University, który sześć lat temu odkrył tutaj monumentalny pałac z wielką ilością komnat. Zajmował on powierzchnię równą sześciu współczesnym boiskom do gry w piłkę nożną. Już wcześniej przypuszczano, że upadek Cancuen w 800 r. n.e. mógł wyznaczać początek końca cywilizacji - w ciągu zaledwie dwudziestu lat od tajemniczych wydarzeń zachodnie ziemie imperium opuściła niemal cała tamtejsza ludność. Na trop dawnych nieszczęść Demarest trafił, przeszukując sieci dawnych miejskich wodociągów - w jednym ze zbiorników złożono ciała ponad czterdziestu członków rodziny królewskiej, na których dokonano rytualnej egzekucji. Rowy te do dzisiaj wypełnia wilgotne błoto, które zachowało ludzkie kości w dobrym stanie. - Prócz szczątków natrafiliśmy także na ślady budowanych naprędce prowizorycznych umocnień, co każe sądzić, że mieszkańcy spodziewali się niebezpieczeństwa - podkreśla naukowiec. Wróg nie oszczędził jednak niczego, ani nikogo - pomiędzy pozostałościami miasta znajdowano przebite włóczniami szkielety mężczyzn, dzieci a nawet ciężarnych kobiet. To był krytyczny moment w historii porównywalny z zabójstwem Franciszka Ferdynanda, które wywołało I wojnę światową. Mimo doskonałego stanu, w jakim dochowały się do dzisiaj ślady tragedii, badacze nie mają pewności co do jej przyczyn. - Nie ulega kwestii, że zabójstwa całego dworu królewskiego dokonano celowo i z premedytacją. To nie była próba podporządkowania go nowej władzy - mówi David Freidel, archeolog z Southern Methodist University w Teksasie, komentując odkrycie Demaresta. - Najeźdźcy chcieli zniszczyć całe miasto. Zdaniem dr. Freidela w Cancuen mogło też dojść do wybuchu rewolty, którą rozpoczęli ciemiężeni przez możnych chłopi.