Może zacznijmy od tego, co to oznaczają te pojęcia.
Otóż, rusyfikacja to (cytuję): „proces polegający na dążeniu władz rosyjskich do wynarodowienia ludności podbitych państw poprzez narzucanie rosyjskiego języka, obyczajów, kultury i wzorców w sztuce.”
Germanizacja natomiast polega na tym samym, z różnicą strony i narzucanych obyczajów. Ładnie ujmując: „proces przyswajania języka lub kultury niemieckiej przez jednostki i grupy społeczne funkcjonujące wcześniej w ramach innych kultur.”
Teraz zadajmy pytanie: dlaczego z tym walczyli.
Tak się składa, że nie wszyscy z tym walczyli. Sprzeciwiali się jedynie rodziny szlacheckie, mieszczaństwo, duchowieństwo, czyli po prostu uczeni, wykształceni ludzie, często z ambicjami. A jako, ze chłopi nie mieli ambicji się uczyć, nie przeszkadzało im, iż w szkołach nie ma historii, religii po polsku czy w ogóle nauczania tego języka. W takim razie zostawmy chłopów i skupmy się na elicie tamtych czasów. Tak, więc nasi uczeni z czasem narzucenia lub ładniej mówiąc wprowadzenia czy rozprzestrzeniania się rusyfikacji i germanizacji byli niesamowicie oburzeni z powodu niemożności uczenia się, a co więcej! Wypowiadania się we własnym języku! To był dla nich skandal! (dla mnie osobiście też by był) Poza tym czuli się uniżeni. Jak oni, Polacy nie mogli mówić po polsku? Pisać, czytać, tworzyć i recytować. Śpiewać, tańczyć i pić po nocach. Po POLSKU! Nie mogli… Sprzeciwiali się niesamowicie. Według źródeł nawet dzieci w szkołach były bite za piśnięcie słówka po polsku lub jakąkolwiek oznakę gotowości do buntu.
Teraz trochę mądrości: W 1866 roku powołano Komisję Kolonizacyjną, która miała na celu wykupywanie ziem Polaków i sprzedawanie Niemcom. To było niesamowicie chamskie, bo jak to bywa w zaborze, Polak nie mógł się sprzeciwić. Najgorliwiej do zabierania ziem naszym dążyła tak zwana hakata, która była może i przedsiębiorcza, ale dla wielu Polaków zgubna. Niestety, na szkopów nigdy nie było rady. (dalej ich nie lubimy)
A teraz przejdźmy do odpowiedzi na główny temat.
My, jako naród biedy i pijaków, nędzy i braku pieniędzy jesteśmy bardzo pomysłowi. W XIX wieku Polacy także byli, to się nie zmieniło. Niestety tamtoczasowy zapał do walki, uczciwość (może pozorna, ale trzymajmy się tego, że kiedyś była) i takie inne fajne rzeczy u ludzi… zniknęły.
Powróćmy, więc do samej walki z napastującą nas wówczas rusyfikacją i germanizacją.
Bunt wznieśli dorośli jak i dzieci, o których wspomnę na początku. Pierwszą szkołą, w której zbuntowali się, jak to ujmę, młodzi uczniowie a zarazem najbardziej znaną była szkoła we Wrześni. Jest o tym dużo filmów, dokumentów, wspominania. Zbuntowały się przeciw niemożności uczenia się i mówienia po polsku, przeciw germanizacji.
Co do dorosłych? Ci mieli wiele sposobów. Jednymi z nich jest okazywanie sprzeciwu w literaturze, którą dziś męczona jest młodzież w szkołach. Najwybitniejszymi ponoć autorami tekstów zagrzewających do buntu, boju, sprzeciwu, nie poddawania się byli: Eliza Orzeszkowa, Bolesław Prus, Henryk Sienkiewicz. A także ci od obrazów, czyli Jan Matejko, Stanisław Wyspiański. W zaborze rosyjskim, aby „utrzymać polskość przy życiu” tworzono podziemne, ukryte biblioteki, żeby Polacy mogli sobie poczytać stworzone dzieła. Organizowano lekcje (oczywiście potajemne), aby osoby chcące skorzystać z potajemnej biblioteki umiały rozszyfrować znajdujące się tam dzieła. Były lekcje literatury, malarstwa, kultury, PO POLSKU! Uczono się rzeczy dotyczących POLSKI. Było to jednym słowem nielegalne i wiele osób, które zostały nakryte już nigdy nie uczestniczyły już w potajemnych zajęciach. Ciekawą rzeczą (przynajmniej z samej nazwy) jest uniwersytet latający założony oczywiście nielegalnie. Zajęcia odbywały się w prywatnych domach i co ciekawsze, i fajniejsze mogły w tym uczestniczyć kobiety. Wykładano tam przedmioty z zakresu nauk politycznych, społecznych i humanistycznych. Służba Bezpieczeństwa, milicja i inne ograny ścigały te właśnie uniwersytety i związaną z nim działalność, lecz nawet, jeśli pojmali jednego wykładowcę czy zarządcę to uniwersytet nie upadał tylko działał dalej, co jest super.
Co do samej germanizacji? Tu mamy do czynienia z szerszą działalnością. Zacznijmy od stowarzyszenia Warta, które cel miało jak latające uniwersytety. Uczyć, szkolić, uczyć, wpajać, uczyć, kształcić, uczyć, zapoznawać z kulturą, uczyć. Gromadzono stare dzieła dotyczące głównie kultury polskiej, zwycięstw i czegoś, co dałoby takiego dobrego ducha ludziom. Otwierano od groma stowarzyszeń od religijnych poprzez oświatowe do wiejskich. (mnie najbardziej bawi: Tajny Związek Misyjny) Księża organizowali potajemne oczywiście msze, nabożeństwa czy jak to tam się nazywa; zajęcia. Wszystkie oświatowe próbowały kształcić a wiejskie (rolnicze) przekonać chłopów, że Polska też jest fajna (chociaż to musiało być nie-za-proste). Wspomnę też o nieugiętym panu imieniem Michał nazwiskiem Drzymała. Otóż ten pan wykupił sobie ziemię od pewnego Niemca i chciał postawić na niej domek dla się i może dla swej lubej. Zakładam, iż złożył pewien papierek bądź po prostu wizytę, aby uzyskać zgodę na budowę upragnionego domu. Takiej zgody jednak nie otrzymał. Rozpoczął, więc spór z władzą, który trwał aż piękne 4 lata. Ten właśnie bunt doprowadził do tego, że wóz pana Drzymały stał się symbolem walki z germanizacją.
Jako, że to nie jest rozprawka to nie potrzeba mowy końcowej. Dodam tylko, iż walka z rusyfikacją i germanizacją była potrzebna, gdyż bez niej Polska by nie przetrwała, nie podniosłaby się pewnie czy to po 123 latach czy po 300. Gdyby nie dbano o zachowanie polskości w Polakach, nie chcieliby oni walczyć za coś, za co nie czują nie odpowiedzialni czy choćby przynależni.