Eutanazja jak podaje Słownik wyrazów obcych to „rozmyślne spowodowanie lub przyspieszenie śmierci osoby nieuleczalnie chorej, czasem na jej żądanie”. Paradoksem współczesnej medycyny jest to, że przy wydłużaniu życia wydłuża także proces umierania. Ale tak jak nikt z personelu medycznego nie ma prawa odbierać życia śmiertelnie chorym, tak nikt nie ma prawa przedłużać gasnącego życia za wszelką cenę. Nic w eutanazji nie jest oczywiste tak dalece, by przyznać bezwarunkowo rację bądź jej zwolennikom, bądź przeciwnikom. Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie czy „bezbolesna śmierć” jest zabójstwem czy miłosierdziem. Dlatego postaram się przeanalizować ten problem.
Zacznę od przedstawienia argumentów, w świetle których eutanazja może być miłosierdziem. Lekarz jako człowiek współczujący i obeznany ze śmiercią i umieraniem oraz jako ktoś, kto, stojąc najbliżej zdesperowanego pacjenta, powinien, moim zdaniem, pomóc zakończyć żywot cierpiącego. W przypadku, gdy już nie da się nic zrobić, człowiek jasno widzi, że jego życie się skończyło, może jeszcze tylko wegetować w łóżku, będąc w pełni świadomy tego, co się z nim dzieje, a opieka paliatywna nie zawsze przynosi ulgę, personel medyczny może podjąć decyzję o ukróceniu mąk pacjenta. Skoro istnieją tzw. przypadki beznadziejne, gdzie zwiększona pomoc i współczucie dla chorych i bezradnych nie rozwiązują problemu, a medycyna nie jest w stanie usunąć przyczyny cierpień, to sensowne jest, według mnie, rozwiązanie jakie niesie eutanazja. Sama natura pokazuje, że śmierć jest niekiedy najlepszym lekarstwem na długotrwałą chorobę. Właściwą pomocą dla bardzo cierpiących osób jest stosowanie środków przeciwbólowych, uspokajających, nasennych, a także za cenę upośledzenia świadomości lub nadmiernego snu. Takie życie może się wydawać bezsensownym wyczekiwaniem na śmierć. Powiedziałbym nawet, że taka egzystencja uwłacza ludzkiej godności. Wszak widok kobiety umierającej na zatorowość płuc, która leży pod respiratorem, ma zapalenie gardła i wysoką gorączkę, której żadne środki nie są w stanie usunąć oraz lekarzy ratujących ją zastrzykami z morfiną, pompami i innymi środkami, rodzi współczucie i chęć pomocy. Jeśli nie można przywrócić zdrowia i normalnego funkcjonowania człowiekowi, to czy nieuzasadniona jest w takim przypadku eutanazja? Wówczas przejawia się ona jako miłosierdzie. Gdybym był na miejscu lekarza i chory prosiłby o śmierć, naprawdę i wytrwale, jak skazaniec o łaskę, albo jeśli nie mógłby słowami to gestem czy, mrugając oczami lub używając systemu znaków dawałby do zrozumienia, że nie chce żyć, wówczas nie potrafiłbym odmówić mu i spełniłbym jego wolę.
Wartość ludzkiego życia, według licznych teoretyków tej problematyki, polega nie na spełnianiu funkcji biologicznych, lecz wypływa z rozumu. Tak też należy rozumieć dobro życia ludzkiego. Ma ono wartość, gdy jest życiem rozumnym. Nie ma zaś jej, gdy zmienia się w biologiczna wegetację. Co więcej, jeśli katolicy mają rację i możemy komuś zadać śmierć w obronie własnej, a wiec dla naszego dobra, czemuż więc nie możemy jej zadać dla dobra kogoś innego? Trudniej jest uzasadniać moralne przyzwolenie nad czyjąś śmierć połączoną z powolną, ohydną, nieludzką męczarnią, niż usprawiedliwiać pomoc w pozbyciu się fizycznego i psychicznego bólu.
Z drugiej jednak strony eutanazja może prowadzić do nadużyć, gdyż lekarz będzie miał prawo „zabijać na wezwanie” nie tylko samego chorego, ale także niecierpliwych spadkobierców lub zawistnych sąsiadów, a karetka pogotowia będzie się kojarzyć ze szwadronem śmierci, który jeździ po mieście i dobija chorych na grypę. Jeśli jednak prawo do godnej śmierci zostanie uznane przez kolejne, od Holandii poczynając, kraje, dlaczego miałoby się ono odnosić tylko do cierpiących i umierających. Zaraz pojawiłyby się głosy, że powinno ono być przynależne także zdrowym i silnym, którzy mogliby wybierać czas i sposób swego umierania. Problem zasługuje jednak na poważniejsze traktowanie. Chociaż dla wielu lekarzy wcale nie istnieje, ponieważ mają oni mocne przekonanie, że ich poczucie moralnych zobowiązań wobec chorych bezwzględnie zabrania im stosowania eutanazji. Ten punkt widzenia musi być, według mnie, szanowany i nie wolno mieć do niego moralnych i filozoficznych zastrzeżeń. Każdy człowiek ma prawo postanowić, że w żadnych okolicznościach, nigdy, nie zabije innego człowieka.
Przeciwko eutanazji świadczy również fakt, iż każdego dnia rodzi się nadzieja na to, że naukowcy opracują lekarstwo na nieuleczalną chorobę lub odnajdą środek przynoszący ulgę cierpieniom pacjentów i wiarę w lepsze jutro.
Medycyna zna także przypadki dowodzące tego, że chory został zabity niepotrzebnie. Jeśli tak było istotnie, to lekarz dopuścił się zabójstwa pod pozorem eutanazji.
Na podstawie przedstawionych argumentów wnioskuję, że nie należy potępiać eutanazji dokonanej w dobrej wierze, w przypadku jawnie beznadziejnym, na skutek jawnego i uzasadnionego żądania pacjenta. Twierdzę też, że eutanazji nie można zalegalizować w sensie pełnego wyliczenia wszystkich okoliczności, w których byłaby dopuszczalna. Pilnować należy tylko nadużyć, o które pokuszą się nieuczciwi ludzie. Bliższy jestem stwierdzeniu, że jest ona miłosierdziem. Trafnie ujął to zjawisko filozof Wiktor Elzenberg: „Eutanazja jest tą rezerwą, tą ostatnią linią obronną, stanowiącą dla nas rękojmię, że poniżej pewnego punktu poniżenia nikt i nic nas zepchnąć nie może. Świadomość, że zawsze możemy jej dokonać, to nasze kryte tyły w walce życiowej ”