W podziemiach katedry św. Jana toczy się spór o zamach na cara oraz o sposób walki.
Prezes rezygnuje z walki. Razem z księdzem pragnie powstrzymać szaleńcze zapały młodych. Prezes uważa, że są zbyt słabi. A zamiana sztyletów na płasze ma pomóc w wygraniu: "A kiedy uderzymy w zmartwychwstania dzwony, tak że odgłosem królów zachwieją się trony jak drzewa porąbane". Przeciwny temu jest Podchorąży. Wzywa on do okrutnej walki i zemsty na wrogu. Prezes natomiast na to, że Polska nie może budować swej wolności na niezmywalnym śmiertelnym grzechu, tym bardziej, że car ma po swojej stronie nawet Papieża. Podchorąży oskarża Polaków, że są tchórzami i informuje, że i tak zabije cara.
Spór w podziemiach katedry dotyczy kwestii czy zamach na cara jest właściwym sposobem walki- godnym Polaków. Uczestnicy tego sporu dzielą się na stronnictwa. Pierwsze to zwolennicy skrytobójstwa (czyli Podchorąży i Starzec) i drugie stronnictwo to przeciwnicy tej metody walki (Prezes i Ksiądz). Prezes nie rezygnuje z walki, ale chce ją odłożyć na bardziej odpowiedni moment. Odwołuje się do swego doświadczenia, znajomości czynów dawnych "wielkich mężów". Twierdzi, że spiskowcy im nie dorównają. Zamiast skrytobójstwa proponuje otwartą walkę z wrogiem. Podchorąży oskarża cara o prześladowanie Polaków. Jego zdaniem koronacja w polskim kościele jest profanacją świętego miejsca i obelgą dla Polaków. Podchorąży potępia tych członków swego narodu, którzy nie tylko nie przeciwstawili się koronacji, ale i korzą się przed tyranem. Wyraża również pogardę dla kobiet, które zadają się z wrogiem. Dąży do zemsty za upokorzenie. Ksiądz nie polemizuj z przedstawionym w wypowiedzi Podchorążego osądem cara czy sprzedawczyków, lecz wątpi w skuteczność spisku. Skrytobójstwo określa jako zbrodnię, którą potępia Bóg. Starzec sądzi, że należy zabić całą carską rodzinę. Zachęca do krwawego terroru. Gotów jest wziąć całą winę na siebie, by uchronić spiskowców przez Bożym potępieniem.