Miron Białoszewski, po kilkunastu latach od czasu wojny, chciał odtworzyć atmosferę 63 dramatycznych dni warszawskiego powstania. Jego styl i język są bez wątpienia rożne od utworów które dotychczas czytałem. Podczas lektury miałem odruch zamknięcia książki, rzucenia jej w kąt i sięgnięcia po gazetę czy powieść napisaną „normalnym” stylem, z pełnymi zdaniami: z podmiotem, orzeczeniem. Do szału doprowadzały mnie zdania zaczynające się, ni to ni zowąd, od „więc”. Był akapit, w którym znalazłem więcej spójników „więc” niż podmiotów! Wydawać by się mogło, że styl powinien przystawać do tematu, a więc w przypadku tego utworu, opisującego powstańcze dni, oczekiwałem stylu „wysokiego”
Narracja w „Pamiętniku” jest pozornie chaotyczna, nieuporządkowana, wręcz bałaganiarska. Wielokrotnie zadawałem sobie pytanie: „Dlaczego Białoszewski nie sięgnął do źródeł historycznych i nie uściślił przed pracą nad pamiętnikiem faktów, aby w ten sposób uszeregować również swoje przeżycia?”
Dopiero na lekcji języka polskiego dowiedziałem się, że „Pamiętnik” w dużej części powstał z przepisanych, bez korekty, nagrań opowieści Białoszewskiego, którymi raczył bliskich. Zrozumiałem, że jest to celowy zabieg stylistyczny, że autorowi chodziło o przekazanie tamtego natłoku przeżyć.
Wydaje mi się, że autor przeniósł się w tamte dni i wręcz fizycznie przeżywał kolejne dni powstania. Chciał odtworzyć doznania cywila, który znalazł się w samym centrum walki. Przywołał jeszcze raz odgłosy spadających pocisków, osuwających się domów, nadlatujących samolotów...
I znów: wh...sz...wh...rzsz...sz – ognie, podmuchy, latające mury...
Ruch i dynamika są kolejnym elementem silnie oddziałującym na czytelnika:
„Gazetka, zawsze biegiem. Ktoś wpada. Daje. Te łapią. Ta przełapuje. Już ma.”
Jest rzeczą oczywistą, że autor zastosował specyficzny styl polegający na urywanych zdaniach, pojedynczych wyrazach, głoskach, literach...
„-Dokąd, dokąd?
-Ja muszę. Chłodna 40.
-Gdzie? Nie wolno.
-Ale matka!...
-Panie! Nic pan nie pomoże.
-Ale...”
Właśnie w takich niezwykle napiętych sytuacjach nikt nie posługiwał się pełnymi zdaniami, eleganckimi zwrotami. Okrzyk miał ostrzec, poderwać: „-Cicho! Czołg za ścianą...”
Tylko w chwilach dłuższego pobytu w jednym miejscu (ulica Rybaki 18) styl staje się bogatszy. Świadczy o tym przytoczona litania ułożona przez autora i jego przyjaciela, najpełniej oddająca religijne uniesienie i błaganie Boga.
„Od bomb i samolotów - wybaw nas Panie.
Od czołgów i goliatów - wybaw nas Panie.
Od spalenia żywcem – wybaw nas Panie.”
Czytelnik, szczególnie warszawiak, widzi kolejne etapy wędrówki. Dotyka miejsc zaznaczonych w tekście. Nie może przejść kanałami z Placu Krasińskich do Wareckiej, ale dzięki przekazowi narratora może odtworzyć drogę pod ulicami. Słyszy się podczas czytania „Chlup, chlup” ; czuje się dotyk oślizgłych ścian; widzi światełko w oddali i słyszy budzące grozę
„-Uwaga, właz!...
-Uwaga...gasić świece...cisza zupełna...u góry Niemcy...”
Styl jest tak sugestywny, że czuje się ciężar niesionego przez Mirona powstańca, zmęczenie karku, gdy kanały obniżały się, słyszy się bezustanne wołanie chorego: „Pić, pić...”
Wydaje się, że podstawowym problemem jaki autor chciał przedstawić w swoim „Pamiętniku” jest powolna destrukcja miasta oraz życie jednostki i społeczeństwa w tak ekstremalnych warunkach. Ukazanie miasta w gruzach, po niekończących się nalotach, przy pomocy chaotycznej narracji wydaje się dobrym pomysłem. W pełni udało się oddać klimat upływających chwil, godzin, dni.
Właśnie chaotyczna narracja pozwala najpełniej ukazać rozpadające się w gruzy miasto. Używanie krótkich, urywanych zdań do opisu bombardowania dobrze oddaje panujący hałas, zamęt, przerażenie. W opowieści prowadzonej przez narratora można jednak dostrzec rażącą niekonsekwencję:
„Wróćmy do akcji. Około 13 sierpnia. Spadły bomby. Na Stare Miasto. Oczywiście, że na tę Miodową wcześniej. Ale w tych dniach Miodowej jeszcze się tak wyraźnie nie włączało do Starego Miasta, dopóki nie była tak bardzo i zupełnie odcięta od reszty Warszawy razem ze Starym Miastem, tak jak i cała ulica Długa, i aż nawet Bielańska i Przejazd -to wszystko było Stare Miasto. Inaczej się o tym nie mówiło. I chyba nawet rzutuje do dzisiaj ta sprawa. Ze to jest Stare Miasto do tego miejsca.(...)”
Wydaje mi się, że dywagacje na temat przynależności ulicy Miodowej do Starego Miasta umieszczone zaraz po urywanym zdaniu psują cały jego efekt. W tym momencie, moim zdaniem, bez szkody dla treści mogłoby ono brzmieć: „Około 13 sierpnia na Stare Miasto spadły bomby.” Ale może się mylę.
W utworze znaleźć można dogłębne analizy zachowań poszczególnych ludzi i całego zbiorowiska. Moim zdaniem proporcje między pokazywaniem bohaterów drugoplanowych a całego tłumu, mieszkającego w piwnicy na Rybakach, są doskonale wyważone i świetnie oddają wszystko, co miało, z punktu widzenia cywila, miejsce podczas powstania.
Po 1956 roku ukazało się wiele książek traktujących o powstaniu. Pisane były z perspektywy sanitariuszek, powstańców, wojskowych (na przykład „63 dni powstania” Jerzego Kirchmayera) ale „Pamiętnik z powstania warszawskiego” Mirona Białoszewskiego to jedyny utwór, w którym człowiek przypadkowo uwikłany w powstanie, odsłania swoje przeżycia. Oddał on w pełni atmosferę tamtych gorących dni. Białoszewskiemu zbudowanie paraleli między stylem a rzeczywistością udało się w stu procentach.