Wtorek, 17.01.12r.
„Dzień dobry, kocham cię, już posmarowałem tobą chleb”. Obudziła mnie wczoraj moja ulubiona piosenka, której nie mogłam wyrzucić z głowy przez cały dzień! Chodziłam, śpiewałam, to był niewątpliwie powód mego dobrego humoru. Mój dobry humor oznaczał zły wszystkich innych. Rozumiem, że był to poniedziałkowy ranek, niezbyt ulubiony dzień większości nastolatków, ale mogliby wykrzesać z siebie choć trochę entuzjzmu!
Już na pierwszej lekcji matematyka, mój znienawidzony przedmiot. Nic nie mogło mi wtedy popsuć humoru! Z uśmiechem na ustach zgłosiłam się do tablicy, to zadanie było zadziwiająco łatwe. Moja piąteczka wpadła do dziennika szybciej niż się tego spodziewałam. Sytuacja powtórzyła się na historii i fizyce. Powrót do domu spędziłam w samotności, co wcale mnie nie zmartwiło, wolałam spędzić go sama, niż z wiecznie niezadowolonymi panami i paniami „niemamdobregohumoru”. W domu czekała mnie niespodzianka, mama i tata zdecydowali się kupić mi ten obiektyw, o który błagałam ich od ponad roku. Całus w oba policzki mych rodziców był tak prawdziwy, że powtórzyłam go chyba z dwadzieścia razy! Okazało się, że zakupu już dokonali, mój wymarzony obiektyw stał przede mną i czekał, aż tylko pojdę z nim na pierwszą sesję! Moi najwapanialsi i najukochańsi rodzice, taki prezent, taka radość! Oczywiście, że 5 minut później razem z moją przyjaciółką poszliśmy w nasze ulubione miejsce by porobić zdjęcia. Wyszły fenomenalnie! Od razu 10 najlepszych (nie będę przecież wstawiać wszystkich) powędrowały do sieci, by nie tylko ja mogłam je podziwiać.
Nigdy nie sądziłam, że jedna ulubiona piosenka może dokonać takich cudów i takiego szczęścia! Zaznaczyłam w kalendarzu datę 16-tego stycznia jako ulubioną liczbę i dzień magicznych osiągnięć. Licząc na kolejne szczęście, piosenkę „Dzień dobry, Kocham Cię” ustawiłam jako pobudkę na wtorkowy poranek. Niestety, tego dnia czar prysł, razem z moim obiektywem, który zabrano mi za kilka ujemnych punktów i dwie jedynki z wcześniejszych sprawdzianów…