Krystyna Skarżyńska we wstępie do „Psychologii politycznej” pod jej redakcją stwierdza, iż polityka przestała być odległą i nieosiągalną dla zwykłego człowieka sferą działalności. Autorka podkreśla, że możemy na nią wpływać uczestnicząc w wyborach, jest ona też bardziej dla nas dostępna dzięki mediom. System demokratyczny daje także większą możliwość w uczestniczeniu w życiu politycznym, możliwość „zostania politykiem”. Świadczą o tym chociażby przedwyborcze długie listy kandydatów na radnych gmin, powiatów, sejmików wojewódzkich. Z punktu widzenia autorki zasadne jest, wobec tego, istnienie psychologii politycznej jako stosunkowo nowej nauki, która wychodzi naprzeciw polskim zmianom systemowym końca lat dziewięćdziesiątych. Ma być ona psychologią „stosowaną do polityki” , a zajmować się wyjaśnianiem i przewidywaniem zjawisk politycznych korzystając z dorobku innych nauk społecznych (np. nauki polityczne, socjologia, ekonomia).
Z wielu możliwych obszarów, w których psychologia polityczna szuka dla siebie racji bytu, a które zostały bliżej omówione w tejże książce, skupię się na tzw. „myśleniu politycznym”. To kategoria opisu procesów myślowych towarzyszących postrzeganiu rzeczywistości społeczno – politycznej.
Czy zasadne jest mówienie o myśleniu politycznym? Według Reykowskiego podstawową funkcją procesów przetwarzania informacji w umyśle jest kształtowanie pewnego całościowego obrazu, koncepcji jakiegoś obszaru rzeczywistości, a co za tym idzie tworzenie swoistego modelu umysłowego. Przejawy myślenia politycznego ujawniają się w formułowaniu różnego rodzaju sądów: diagnostycznych, wyjaśniających, prognostycznych, oceniających i normatywnych. Mogą one być mniej lub bardziej trafne. Zależy to od wiedzy, jaką dany „myślący politycznie” posiada. Ale czy myślenie polityczne właściwe jest tylko ludziom polityki? Otóż nie. Bo choć Reykowski wymienia tu osoby pełniące funkcje publiczne, instytucje związane ze sprawowaniem władzy, organizacje chcące taką władzę sprawować – to nie należy zapominać o tym, że przecież każdy, kto, choć na chwilę podda refleksji jakiś fakt ze sfery politycznej – już posługuje się myśleniem politycznym. Ocenia, próbuje sobie coś wyjaśnić, zdefiniować, czy zdiagnozować. I tak – skoro ludzie polityki tworzą sobie mniej lub bardziej kompetentne modele umysłowe dotyczące życia politycznego, to tak samo – ludzie znający sytuację polityczną nawet tylko z mediów – takie modele na pewno też tworzą. Na kreowanie takiego modelu, tak samo jak i światopoglądu ma wpływ wszystko, czego w życiu doświadczamy. Reykowski podkreśla w swym tekście takie sprawy, jak opieranie się na sądach innych, z którymi stykamy się w życiu, wpływ mediów, stylu życia. Mówi np. o tym, że ludzie samotni maja tendencje do tworzenia modeli umysłowych, które wydają się dziwaczne. Tłumaczy to tym, że ludzie tacy mają ograniczony kontakt z otoczeniem, źle się komunikują. Ale czy, mając na uwadze założoną kolektywność kreowania takich modeli, niektóre kolektywy nie mają tych modeli jeszcze bardziej dziwacznych? Mam tu na myśli np. niektóre partie polityczne i ich wyborców. Bo przecież nie chodzi tylko o dobrą znajomość faktów i tzw. „słusznych” (bo czyż takie są?) teorii na dany temat. To nie wystarczy, by uniknąć błędów, deformacji myślenia politycznego. Uważam nawet, że takie „deformacje” popełniane są celowo. Badania sondażowe wskazują na małe zainteresowanie polityką w społeczeństwie polskim, tak więc i wiedza o niej jest nie wielka. Dlatego nie trudno o manipulacje na takim obszarze. Jeśli błędne jest postrzeganie faktów politycznych, to łatwo, mając wpływ na daną społeczność, zinterpretować je zgodnie z własnym interesem. I mogą to robić zarówno partie polityczne jaki i nawet Kościół Katolicki, który może być postrzegany jako podmiot polityki biorący w niej udział. Manipulacji służą środki masowego przekazu, które są głównym łącznikiem szarego obywatela ze sferą ludzi polityki. Nawet nasz światopogląd kreowany od dzieciństwa podatny jest na manipulacje. Bo najpierw myślimy tak jak nasi rodzice, potem jak grupa rówieśnicza, z którą się utożsamiamy, jak partia polityczna. Wielu dziś deklaruje apolityczność i choć wydawać się może, że nie utożsamia się z żadną opcją polityczną to przecież wypowiadając się, chociażby w towarzystwie, ma jakieś zdanie na sprawy polityki, jakoś ocenia poczynania danego polityka. Czy nawet duży poziom wiedzy o życiu społeczno – politycznym czyni takiego człowieka obiektywnym? Otóż nie. Reykowski pisze: „aby sformułować trafne sądy o rzeczywistości, trzeba jak najwierniej odtwarzać w umyśle informacje o tym, co naprawdę zaszło lub zachodzi.” Ale czy możemy mówić o czymś takim jak: „trafne sądy”? Bo jakie by to miały być? Te, które sformułowaliśmy o danej sytuacji z udziałem myślenia naszych grup odniesienia, autorytetów, mediów? Czym jest fakt sam w sobie? Fakt istnieje jako przekazany i ubrany w pewną interpretację, zależny od tego, kto i w jaki sposób, nawet jakim tonem go wypowie. A to, co ktoś wypowie podlega przecież najpierw myśleniu, czyli formułowaniu sądów, które to przecież są narażone na ryzyko tak wielu błędów, jak podkreśla Reykowski, nawet spowodowanych naszym nastrojem, czy zaangażowaniem emocjonalnym. A przecież w polityce nie jesteśmy zimni. Nasze zaangażowanie może się ujawnić już po pierwszym wypowiedzianym zdaniu. I tu jeszcze jedna ciekawa sprawa. Otóż Reykowski mówi też na temat sądów, iż mogą się one różnić u jednego człowieka, w zależności od tego czy wypowiada je publicznie czy są to jego sądy prywatne. Przecież to swoista schizofrenia. Mówi się co innego niż się myśli. Ta - rzec by można - zalegalizowana manipulacja, odwraca się przecież przeciwko autorowi takich sądów i manipuluje jego życiem zaciemniając mu już zupełnie inne sądy o rzeczywistości. A inna sprawa – psychologowie polityczni przypisują sobie dążenie do apolityczności w swojej nauce. A przecież będąc często doradcami polityków mogą brać udział w manipulacji sądami, jaką posługuje się dana opcja polityczna. Mało tego – mogą, wykorzystując świadomość tych różnorodnych błędów w formułowaniu sądów, sami pomóc danej opcji zastosować manipulację. Mało wiarygodna wydaje się apolityczność psychologów polityki. Być może jest to w ogóle niemożliwe, bo przecież już sam wybór tematu, który się w nauce rozważa jest subiektywny, opowiadający się za czymś, np. za tym, że istnieje myślenie polityczne, które zachodzi w określony sposób zależny od wielu czynników: takich, czy innych. Już sam dobór przykładów sądów w dziedzinie polityki naraża na np. przewagę takich, które pochwalają daną opcję polityczną. I wówczas taki autor może zostać posądzony o stronniczość. Nie należy zapominać o panującym relatywizmie w naukach społecznych, przeczącym obiektywizmowi i apolityczności. A z kolei relatywizm sprzyja właśnie manipulacji za pomocą dopuszczania wielości różnych interpretacji jednego tylko zjawiska.