Kapuściński tworzy w "Hebanie" niezwykły obraz Afryki. Kraju, w którym, co kilkaset kilometrów wiele się zmienia, jeśli nie zmienia się wszystko.
Na początku książki sam napisał: "Nie jest to, więc książka o Afryce, lecz o kilku ludziach stamtąd, o spotkaniach z nimi, czasie wspólnie spędzonym. Ten kontynent jest zbyt duży, aby go opisać. To istny ocean, osobna planeta, różnorodny, przebogaty kosmos. Tylko w wielkim uproszczeniu, dla wygody mówimy – Afryka. W rzeczywistości, poza nazwą geograficzną, Afryka nie istnieje."
Kapuściński unikał oficjalnych szlaków, protokołu. Dużo jeździł ciężarówkami, razem z koczownikami wędrował po pustyni. Poznał życie, które jest mozołem, udręką, którą jednak tamci ludzie znoszą ze zdumiewającą pogodą.
Dla mnie Kapuściński to guru. Nic na to nie poradzę, nikt nie pisał według mnie bardziej przekonujących, plastycznych wręcz reportaży.
Dlatego jego książki ubóstwiam i żałuję, że ciężko je zdobyć w bibliotekach. Ale może kiedyś się to zmieni. "Heban" jest piękny, momentami zabawny, często zmuszający do refleksji. Choćby nad naszą wieczną gonitwą za czymś tam, byleby tylko to mieć, tam być, to zobaczyć… Polecam.
Zdecydowanie moja lektura obowiązkowa.