Każdy z nas w swoim życiu przeczytał książkę. Możemy podzielić ludzi na tych czytających chętnie i dużo oraz na tych, którzy nie lubią czytać. Ja zaliczam się do tych pierwszych. Książki również możemy podzielić – na te interesujące, które uczą lub bawią oraz na nudne i nie interesujące nas w ogóle. Niektóre z tych interesujących są zapominane, a po niektóre sięgamy chętnie po raz kolejny, wracamy do nich kilkakrotnie, gdyż są niezwykłe. To one pomagają nam zapomnieć o rzeczywistości, problemach i troskach. Pozwalają przenieść się w zupełnie inny – niezwykły, pełen magii świat oraz przeżywać smutki i radości wraz z bohaterami. Dla mnie taką książką jest powieść 44-letniego znakomitego dramatopisarza i prozaika francuskiego Erica - Emmanuela Schmitta - „Oskar i Pani Róża”. Wcześniej czytałam inne jego powieści („Tektonika uczuć”, „Kiedy byłem dziełem sztuki”, „Dziecko Noego” itd.), ale mimo wcześniejszym namowom pani bibliotekarki dopiero niedawno sięgnęłam po tą krótką książkę. Uważałam, że jest to bajka dla małych dzieci. Jednak już od pierwszego zdania wydała mi się interesująca:
"Na imię mi Oskar, mam dziesięć lat, podpaliłem psa, kota, mieszkanie [...]".
Po przeczytaniu żałowałam, że nie posłuchałam od razu jej propozycji i tak późno to zrobiłam, gdyż ta opowieść pozostanie na długo w mojej pamięci. Schmitt napisał dobrą i niezwykłą książkę o trudnej problematyce jaką jest wiara i śmierć. Według mnie jest on mistrzem w podejmowaniu trudnych tematów. Dzięki niej przekonałam się, że w niewielkiej ilości tekstu można zawrzeć prawdę życiową – pokazał mi ją mały Oskar.
Niezwykła powieść napisana w formie listów małego, zagubionego chłopca łączącego w sobie cechy ufnego dziecka, zbuntowanego mężczyzny i statecznego mędrca do „Szanownego Pana Boga” i przepleciona dialogami z ciocią Różą – wolontariuszką podtrzymującą go na duchu i rozmawiającą z nim o wszystkim. Z jednej strony jest to relacja dziecka i dorosłego, z drugiej – osoby umierającej i człowieka, który będzie musiał żyć po jego odejściu. Kto tu kogo uczy? „Oskar i pani Róża” to smutna, ale urzekająca historia o dziesięcioletnim chłopcu chorym na białaczkę pełnym marzeń związanych ze swoją przyszłością. Jego świat jest zwyczajny, ale w tej zwyczajności odnajduję magię. To także opowieść o ludziach, którzy musza zmierzyć się z odejściem kogoś bliskiego i obserwacjach ich świata oczami dziecka. Rodziców Oskara Schmitt przedstawił w sposób realistyczny. Pokazał ich strach, który uniemożliwiał im wizyty u syna – takie zachowanie nie jest potępione. Autor próbuje zrozumieć postępowanie rodziców chłopca, który czuje, że zawiódł ich. Operacja przeszczepu szpiku i chemioterapia nie przyniosły spodziewanych rezultatów - zostaje mu tylko 12 dni życia i nie ma nadziei na poprawę jego stanu. Chłopiec przeczuwa nadchodzącą śmierć, ale nie boi się jej:
”Szanowny Panie Boże,
Sto dziesięć lat. To dużo. Chyba zaczynam umierać. Oskar.”
Jednak śmierć jest ukazana jako coś naturalnego. Oskar mimo wieku jest bardzo inteligentny i zachowuje się jak dorosły – dzięki niemu uczymy się doceniać chwile, życie i walczyć z przeciwnościami losu oraz odnajdujemy odpowiedź na pytanie: Jak żyć? Jego wypowiedzi zaskakują, śmieszą, ale także skłaniają do refleksji. Nikt nie ma odwagi powiedzieć mu o śmierci, dowiaduje się tego z podsłuchanej rozmowy lekarza z rodzicami. Chłopiec dużo czasu spędza z ciocią Różą – przyjaciółką, powierniczką i nauczycielką życia. Właśnie z nią przeprowadza długie rozmowy o sprawach doczesnych i ostatecznych. Nie rozumie dlaczego większość milknie, gdy się o nią pyta:
"Jakby człowiek przychodził do szpitala tylko po to, żeby wyzdrowieć. A przecież przychodzi się tutaj także po to, żeby umrzeć”.
Chłopiec wie, że nie może winić nikogo za swój stan. Lekarzowi, który zajmował się jego przypadkiem mówi:
"to nie jego wina, że musi oznajmiać ludziom złe nowiny (...) i to, że nie ma ratunku. (...) Niech pan trochę wyhamuje (...), przestanie się tak przejmować, nabierze trochę pokory"
Kiedy nadchodzi śmierć, każdy dzień staje się cenny, dlatego starsza pani zaproponowała mu by traktował jeden jak 10 lat życia – dzięki temu w niecałe dwa tygodnie przeżył w piękny i prawdziwy sposób 110 lat! Każdy kolejny dzień choroby dla Oskara jest wygraną. To za jej namową zaczął pisać szczere listy do Boga, w których codziennie prosi o jedną rzecz. Chłopiec pisze pierwszy list, powątpiewa w Niego, gdyż jest niewierzący tak jak jego rodzice. Jednak z każdym kolejnym listem wiara chłopca jest coraz większa i pomaga mu uporać się z codziennością. Te wiadomości są wzruszające i komiczne, opowiada w nich prostymi słowami o wszystkim, co się dzieje w jego życiu. Początkowo traktuje Boga jak Świętego Mikołaja:
„- A może napisałbyś list do Pana Boga, Oskarze? (?)
-, Czemu mówisz mi o Panu Bogu? Dałem się już raz nabrać na Świętego Mikołaja. To mi wystarczy dziękuję!”
Dopiero potem jak dobrego znajomego i powiernika swoich myśli. Przed śmiercią dostrzega Boga o poranku, gdy pracuje, stwarzając świt. Szczęśliwy i pogodzony ze światem Oskar wypowiada wtedy słowa warte zapamiętania:
"Zrozumiałem, że jesteś obok. Że zdradzasz mi swój sekret: codziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy".
Powinniśmy nauczyć się dostrzegać rzeczy, na co dzień niezauważalne. W ciągu jedenastu dni przeżywa szaloną młodość, dorastanie, starość –to intensywne przeżycia. Oskar potrafi cieszyć się z każdej chwili. Dla niego nie liczy się długość życia a jego jakość – w wieku 10 lat przeżył więcej niż nie jeden człowiek przez całe życie. Jak każdy z nas ma problemy, bawi się, „zakłada rodzinę”, zdradza, podejmuje decyzje – to oczywiste, życiowe wydarzenia pokazane przez autora, a użycie dziecięcej perspektywy powoduje, że widzimy wszystko bez zakłamania, obłudy i upiększeń. Oskar bardzo ciekawie i prawdziwie wypowiada się o życiu w swoje setne urodziny:
„Życie to dziwny prezent. Na początku się je przecenia. Sądzi się, że się dorosło, a życie jest wieczne. Potem się go nie docenia. Uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć. Ja, który mam sto lat, dobrze wiem o czym mówię. Im bardziej się człowiek starzeje, tym większym smakiem musi się wykazać, żeby docenić życie”.
I w końcu nadeszła śmierć – spokojne zaśnięcie w samotności. Chłopiec umiera, gdy ma 120 lat. Po odejściu Oskara – ostatni list pisze jego przyjaciółka – ciocia Róża. W jej wypowiedzi dostrzegłam, że dzięki drugiemu człowiekowi stajemy się lepsi i szczęśliwsi:
"Dzięki niemu [Oskarowi] byłam zabawna, wymyślałam legendy, znałam się nawet na zapasach. Dzięki niemu śmiałam się i przeżywałam radość. Bardzo pomógł mi w Ciebie [Boga] wierzyć. Jestem przepełniona miłością, czuję, jak mnie pali, dał mi jej tyle, że starczy na wszystkie następne lata".
Jego słowa dają dużo do myślenia czytelnikom, skłaniają do refleksji nad tym, co robimy i jacy jesteśmy. Postawa Oskara zmusza do przemyślenia wszystkiego i wyciągnięcia odpowiednich wniosków z jego nastawienia do życia. To piękna książka poruszająca aktualne tematy - cierpienie, ból, strach, rozumienie bliźniego, budowanie wiary w Boga, ale i w ludzkie siły w godzinie próby. Książka mówi o życiu które, jak mówi pani Róża, jest "kruche, delikatne" i nie trwa wiecznie choć "zachowujemy się wszyscy jakbyśmy byli nieśmiertelni” oraz o śmierci. Gdyż, czy tego chcemy, czy nie, umieranie jest nieodłączną częścią życia. Ta historia niesie bardzo ważne przesłanie – od nas zależy jak przeżyjemy swoje życie i jak wykorzystamy czas jaki nam dano. Umacnia nas w wierze, że życia nie można zmarnować głupotami. Ważne jest żebyśmy pamiętali, że każdy dzień może być pierwszym, ale i ostatnim oraz że człowiekiem kieruje prawo życia, ale i śmierci. Autor nie umoralnia nas na siłę, ale wytyka popełnione błędy dorosłym – uprzedzenia, strach, niedojrzałość, niespełnienie, ponieważ nie jest to książka tylko o dziecku. Napisana prostym językiem sprawia, że wszyscy odbiorcy bez względu na wiek mogą ją zrozumieć.
Od jej przeczytania minęło już trochę czasu, jednak nadal brakuje mi słów by wyrazić zachwyt nad nią. „Oskar i pani Róża” to książka do której nie raz wrócę i w której za każdym razem odnajdę coś nowego. Dla mnie jest to cudowny lek na smutek. Znalazłam w niej wskazówki jak żyć. Sięgam po nią w każdej trudnej chwili – daje ona nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży. To piękna i ponadczasowa powieść, która wywołuje łzy. Przyznam się, że jest to jedna z bardzo nielicznych książek, które wzruszyły mnie do głębi. Zmieniła moje spojrzenie na świat i ludzkie problemy. Nauczyła mnie nie wstydzić się swoich uczuć i mówić o nich. Zaskoczyło mnie, że w tak niewielkiej książce można odnaleźć tyle mądrości i prawdy. Czytając inne recenzje zetknęłam się z porównaniem „Oskara i pani Róży” do „Małego Księcia”. Nie zgadzam się z tym, gdyż uważam, że każda z tych książek jest inna, niepowtarzalna i przekazuje inne przesłanie, więc nie powinno się ich porównywać.
Uniwersalna powieść, w której każdy czytelnik, bez względu na wiek, płeć czy inne różnice znajdzie część samego siebie – swoje lęki, swoje myśli. Odnajdzie też tam obraz słabego człowieka, który w pogoni za pieniędzmi zapomina o najważniejszych wartościach życia – miłości, przyjaźni, wiary. Czyta się ją lekko i szybko, dlatego można się przy niej oderwać od szarej codzienności. Naprawdę warto ją przeczytać, gdyż ta książka pokazuje nam jak radzić sobie w sytuacjach, które nas przerastają, ale których nie unikniemy oraz uczy akceptować śmierć. Uważam, że każdy wrażliwy człowiek powinien sięgnąć po tą powieść. Szczególnie powinne przeczytać ją osoby, które nie wierzą w Boga, boją się śmierci lub straciły sens swojego życia. Także dla osób zagubionych w świecie problemów i kłopotów, gdzie codzienność jest szara i monotonna.