W SIDŁACH ANY
Wyobraź sobie, że twoje codzienne życie opiera się tylko i wyłącznie na liczeniu kalorii
i przestrzeganiu zasad. Zero przyjaciół, zero przyjemności, nic oprócz Ciebie i wirtualnych znajomych nie istnieje. To co napisałam jest trudne do zrozumienia - a jeśli dodam, że tak żyją moje główne bohaterki – Motylki, dla których wyżej opisany świat jest niczym szokującym, zaczyna przekraczać to wszelkie prawa normalności.
Pro – ana, o której mowa jest to ruch zrzeszający osoby, które chcą dążyć do perfekcji, czyli - w przekonaniu jej uczestników - do bycia przesadnie chudym. Sama nazwa znaczy dosłownie „za anoreksją”. Głównie uczestnikami pro – any są młode dziewczyny - Motylki jak same siebie nazywają. Poprzez internetowe blogi, na których znajdują się dekalogi i zasady oraz dziesiątki diet, tworzą one swoistą grupę wsparcia, której uczestnicy dopingują siebie nawzajem w walce
z kilogramami. Ich działaniu przyświecają słowa Christophera Marlowe, „quod me nutrit me destruit „– „to, co mnie żywi, niszczy mnie”, traktowane jak świętość przez zwolenników ruchu.
Śledząc liczne blogi bardzo szybko zauważyłam, że nie ma konkretnej osoby, która była pomysłodawcą ruchu a jego szefem są wszyscy uczestnicy. Potwierdzają to słowa anonimowej pani psycholog:
„Dzisiejszy kanon piękna to chudość, chudość i jeszcze raz chudość, która fascynuje wielu z nas. Postęp techniki sprawił, że ci ludzie zaczęli szerzyć swoje poglądy w Internecie docierając do milionów użytkowników, a ci z kolei mogli dołączać do grup zwolenników „Any” lub zakładać nowe. W ten sposób powstała pro – ana, dzięki której zapadalność na anoreksję wciąż rośnie zarówno
w Polsce jak i na świecie”.
Kiedy nawiązałam kontakt z Motylkiem o pseudonimie Upadły Anioł stałam się automatycznie częścią ruchu, gdyż tylko tak mogłam dokładnie poznać zamknięty świat pro –any. To doświadczenie sprawiło, że utwierdziłam się w przekonaniu, iż zrzeszające się Motylki tworzą niebezpieczną machinę, która może doprowadzić nawet do śmierci. Mimo to uczestnicy nie chcą zrezygnować z pro – any, czyli - jak później się okazało - z tego, co nadaje sens ich życiu. Obserwując przez długi czas filozofię Motylków doszłam do wniosku, że ruch to wirtualna rodzina, zastępująca tą realną. To tam szukają oparcia czy porady, a blogi to ich wyklinane na klawiaturze życie - często ciężkie, pełne wątpliwości i nieufności wobec świata. Motylki za wszystkie życiowe porażki obarczają swój wygląd, nie dlatego, że tak wygodniej, ale dlatego, że dzisiejszy świat im tak podpowiedział.
Są zapatrzone w tzw. Thinspiracje, czyli zdjęcia modelek i gwiazd showbiznesu, niejednokrotnie poprawione przez grafików komputerowych. Według nich, im mniejsza waga, tym większe szanse na odniesienie sukcesu, który jest im tak bardzo potrzebny do pokazania światu na co je stać. Im więcej porażek tym bardziej chcą chudnąć wpadając w błędne koło, którego większość już nie może zatrzymać.
Wśród uczestników „Any” na pierwszy rzut oka panuje jedność. Jednak po wejściu w ich świat widoczny zarówno dla mnie jaki i innych jest podział na trzy grupy
Pierwszą grupę tworzą osoby ze stwierdzoną anoreksją. Dla Motylków to prawdziwe wzory
do naśladowania, wstawiające na blogi swoje zdjęcia, piszące jak przetrwać katorżnicze diety
i opisujące piękne życie z anoreksją. Dostęp do tej „anorektycznej elity” mają nieliczni, gdyż trzeba posiadać odpowiednie warunki fizyczne potwierdzone koniecznie zdjęciami oraz przejść szereg pytań mających sprawdzić czy dana osoba jest aby na pewno wierna „Anie”
Druga grupa to tzw.: „wannarexics”. Należą do niej osoby, które starają się żyć według zasad pro – any, ale początkowo nie mają stwierdzonej anoreksji. Wierzą, że ruch to dla nich chwilowa przygoda, która skończy się wraz ze zrzuceniem zbędnych kilogramów. Najczęściej jednak z tej grupy wyłaniają się najbardziej wytrwałe osoby, które przechodzą o klasę wyżej, stając się niedoścignionymi wzorami.
Do trzeciej grupy należą osoby, które przez przypadek trafiają na strony poświęcone pro-anie.
Tylko niewielki odsetek z nich zostaje w ruchu na stałe.
Choć Motylki są na internetowych forach wyśmiewane, a nawet obrażane, to nadal pozostają nieugięte. Jak już wcześniej wspomniałam tworzą rodzinę trudną do pokonania. Co dzień powiększa się liczba jej członków, poszukujących w życiu szczęścia, którego nie mogą wciąż znaleźć. Właśnie ta rodzina jest główną trudnością w leczeniu anoreksji. Oni po prostu nie chcą stracić swoich przyjaciół, z którymi mają tyle tematów do rozmów i którzy doskonale ich rozumieją. To dlatego osoby silnie związane z ruchem nawet po długim leczeniu wracają do swojej przyjaciółki. „Ana” na nowo zaczyna ich niszczyć dzięki jej zasadom, które potęgują negatywne nastawienie do świata nie są w stanie żyć
w społeczeństwie. Potwierdzają to słowa Anki: „Po leczeniu musiałam nauczyć się na nowo żyć, oddychać tym światem i stąpać po nim.”
Choć cały ruch pro – ana jest zamknięty w - przeważnie - wirtualnym świecie, to jego uczestnicy posiadają znak rozpoznawczy – czerwone nitki na prawych nadgarstkach, świadczące
o podjęciu walki ze swoją niedoskonałością. Jednak ich widoczna przede wszystkim w szeroko dostępnym Internecie obecność jest największym problemem. Wiele badań m.in. Rebeki Peebles
z amerykańskiego Uniwersytetu Stanforda udowodniły, że uczestnictwo w ruchach propagujących anoreksję są najczęstszym czynnikiem zachorowania i powodującym utrudnienie w późniejszym leczeniu. Mimo to wciąż nie ma odpowiednich organizacji walczących z ruchem. Mało osób obchodzą Motylki – osoby, które przez pro – anę i swoją słabą psychikę skazują siebie na powolną śmierć, ponieważ wszyscy są zajęci pogonią za uciekającymi pieniędzmi w postaci nielegalnie udostępnianych plików, a nie ratowaniem młodych istnień, których wartości nie sposób policzyć.