Jak to możliwe, że znowu znalazłam się w tym okropnym domu u Janowej? Jak tu ciasno, zimno... Ściany pokryte są pleśnią. Pod łóżkiem biegają karaluchy - przecież ja tu nie usnę! Jeszcze mi jakiś karaluch wejdzie do łóżka... Gdzie jest moje piękne, rzeźbione łóżko?! Moja atłasowa kołdra, koronki, falbanki? Przecież ona ("dobra pani") mnie tak kochała! Wszyscy widzieli... Dlaczego mnie wypędziła od siebie?
Pamiętam, jak po raz pierwszy znalazłam się u niej w domu. Była taka słodka, czarująca, tyle w niej było dobroci. Ubrała mnie w piękną sukienkę, zawiązała kokardy we włosach. Mówiła, że przynoszę jej radość i szczęście... Często ganiałyśmy się wśród kwiatów, a potem siadałyśmy na trawniku i śmiałyśmy się bez końca.
Gdy pojechałyśmy razem do Włoch, to było dopiero przeżycie! Błękitne niebo, wspaniałe morze, słońce bez cienia chmurki! Żaden kraj na świecie nie może chyba równać się z Włochami! Cóż, skoro zapewne więcej tam nie pojadę... lepiej o tym zapomnieć. Może wtedy mniej bolesne będą dla mnie te szare ściany.
Dobrze, że zostawili mi chociaż moje lusterko i spinki. Chociaż nie lubię przeglądać się w tym lusterku odkąd mieszkam u Janowej. Nie uczesane włosy, oczy zaczerwienione, twarz wychudła, wyglądam jak straszydło. A moje ubrania! - kiedyś były takie piękne, ale dzisiaj są tylko brudne i zniszczone. Janowa dziwiła się, gdy się niedawno popłakałam. Nie mogła zrozumieć, jak przykre jest noszenie jednej koszuli przez "ledwo" trzy dni. Oni tu nie zmieniają ubrania chyba przez tydzień! Jak im to może nie przeszkadzać?
Najbardziej nie mogę ścierpieć Wicia. Cóż to dopiero za bachor! Pomyśleć, że kiedyś mi nie przeszkadzał. Szczyci się tym, że już jedną klasę szkoły zaliczył, bez przerwy o tym opowiada. Do tego cały czas śmieje się ze mnie - że się niby zbyt często myję! Wyrośnie z niego na pewno straszny prostak.
A jedzenie - to dopiero jest dla mnie męczarnia. Ledwo jakieś małe kawałeczki mogę przełknąć. Cóż to jest - chleb razowy z zacierką na słoninie?! Jak tak dalej pójdzie, umrę tutaj nie tylko z braku sny i zimna, ale także z głodu.
Dopiero co wujek (mąż Janowej) przyniósł kopertę od Eweliny. Myślałam, że mi list jaki przysłała, ale to były tylko pieniądze na mojej utrzymanie. W taki sposób się mnie pozbyła! Niegdyś byłam najbardziej kochanym i rozpieszczanym dzieckiem na świecie, a dziś przysyła mi ledwo 25 rubli na utrzymanie. Mam się pewnie za to ubrać i pójść do szkoły - dobre sobie!
Muszę coś zrobić... nie wytrzymam ani chwili dłużej w tym domu, muszę gdzieś pójść... Wiem! Choć raz jeszcze spojrzę na dom Eweliny... Furtka na pewno nie będzie zamknięta. Może spotkam Elfka. On na pewno jest tak samo smutny jak ja. Też był kiedyś ulubieńcem, ale teraz zjawił się ten wstrętny Włoch. Ewelina nic nie robi, tylko z nim rozmawia. Szepczą sobie coś na ucho, śmieją się albo razem grają... Dobrze, jeżeli chcę iść, to już najwyższy czas, bo niedługo się zrobi ciemno. Tylko jak tu wymknąć się niepostrzeżenie? Przecież na pewno by mnie Janowa nie puściła...