Pewnego dnia – rankiem - wybrałam się z koleżanką na wycieczkę rowerową. Dzień zapowiadał się bardzo ciekawie. Był sierpień. Słońce wznosiło się coraz wyżej. Podekscytowane pojechałyśmy zobaczyć stary zamek, który stał na drugim końcu wioski, w której przebywałyśmy.
Kiedy dojechałyśmy na miejsce słońce chyliło się ku zachodowi. Jednak nie miałyśmy ochoty wracać do domu pomimo tego, że byłyśmy zmęczone. Odkąd przyjechałyśmy do wioski bardzo zaciekawił nas ten obiekt, przed którego drzwiami stałyśmy już około 10 minut z dylematem czy wejść do środka czy też nie. Po krótkiej naradzie zdecydowałyśmy, że wejdziemy tylko na chwilę. Z trudem otworzyłyśmy ogromne metalowe wrota do zamku. Przestąpiłyśmy próg, podeszłyśmy dwa kroki i usłyszałyśmy, że drzwi się zamknęły. Nie przestraszyłyśmy się, ponieważ pomyślałyśmy, że to wiatr je zamknął. Nie zastanawiając się długo, trzymając się na baczności, podeszłyśmy do drugich drzwi. Tych z kolei otworzyć nie było ciężko. Na dworze było już całkowicie ciemno więc gdyby nie paląca się świeca na środku pomieszczenia , w którym się znalazłyśmy, i tutaj byłoby ciemno. Dosyć nerwowo rozglądałyśmy się po tej ogromnej sali. Na ścianach wisiały przeróżne obrazy. Niektóre przedstawiały ludzi, niektóre zwierzęta a jeszcze inne rośliny. Przez cały ten czas, odkąd znalazłyśmy się w środku mrocznego zamku, nie odezwałyśmy się do siebie. Kiedy podeszłam do jednej ze ścian wyglądającej inaczej niż inne, dotknęłam nieśmiało jednej z cegieł, z których była zbudowana, zawołałam koleżankę stojącą kilka kroków za mną, ponieważ cegła spadła na podłogę i się rozkruszyła a ja ujrzałam, że za tą ścianą coś się kryje. Zaczęłyśmy z tejże części zamku ściągać cegły. Kiedy skończyłyśmy, dostrzegłyśmy, że wisi tam malutki kluczyk obok zamka, a zza metalowej ściany, którą to odkryłyśmy poprzez „rozburzenie” ściany z cegieł, słychać odgłosy. Nie zastanawiając się długo wzięłam kluczyk i otworzyłam te tajemnicze stalowe drzwi. Nagle wyleciało mnóstwo nietoperzy. Zaczęłyśmy obydwie krzyczeć i uciekać w nieznane trzymając się za ręce, ażeby nie zgubić się nawzajem. W pewnym momencie znalazłyśmy się niedaleko schodów. Usiadłyśmy na nich i przeczekałyśmy w strachu aż wszystkie rozwścieczone nietoperze, które przebywały zapewne przez długi okres czasu za ukrytą ścianą, uspokoją się trochę i polecą dalej. Minęło około 2 godzin odkąd usiadłyśmy na schodach. W pomieszczeniu, w którym się znajdowałyśmy było ciemno, lecz blask księżyca przebijał się przez szyby na jednej z kopuł zamku. Wstałyśmy. Zdecydowałyśmy po kilku minutach rozmowy, że pójdziemy sprawdzić co znajduje się u schyłku schodów. Podeszłyśmy parę schodków ku górze i zaczęły pękać deski pod naszymi nogami więc postanowiłyśmy nie iść dalej i spróbować znaleźć drzwi wyjściowe. Zdenerwowane długimi poszukiwaniami w końcu osiągnęliśmy wyznaczony sobie cel. Wyszłyśmy poza zamek i odetchnęłyśmy. Na dworze już świtało.
To była niesamowita przygoda. Byłyśmy bardzo zszokowane, kiedy wyszłyśmy na zewnątrz , pojechałyśmy do domu i okazało się, że w zamku przebyłyśmy całą noc. Jednak pomimo tego taką przygodę byłabym gotowa przeżyć raz jeszcze.