Józef Skawiński, tytułowa postać noweli Henryka Sienkiewicza „Latarnik”, po wielu niepowodzeniach zdobył wyczekiwaną posadę. Został latarnikiem w Aspinwall. Pewnego dnia, w paczce wraz z żywnością odnalazł polską książkę, „Tan Tadeusz”. Pochłonęła go tak bardzo, że zapomniał o obowiązkach latarnika. „W kilka dni później widziano Skawińskiego na pokładzie statku, idącego z Aspinwall do New Yorku. Biedak stracił posadę…”
Spróbujmy zadać sobie pytanie: Czy utrata posady latarnika była dla Skawińskiego wyrokiem czy wybawieniem? Moim zdaniem była wyrokiem, oto argumenty przemawiające za słuszność tezy:
Po pierwsze:
Posada latarnika była pracą która wymaga jedyne obowiązkowości i poświęcenia. Nie potrzeba mieć specjalnego wykształcenia, bądź siły. Nie wiadomo, czy Skawiński znajdzie kolejną pracę, prace w której może odpoczywać i zaznać spokoju.
Po drugie:
Utrata pracy, skazała Skawińskiego na dalszą podróż w nieznane, jak pisał Sienkiewicz: „…wiatr porywał znowu ten liść, by nim rzucać po ladach i morzach, by się nad nim znęcać do woli.”
Po trzecie
Jako Latarnik, był pewny dachu nad głową, miał poczucie bezpieczeństwa oraz własne miejsce na świecie. Gdy wrócił na drogę tułaczki, został bez niczego.
Ostatnim problemem jest utrata stałych dochodów. Skawiński, jest człowiekiem w podeszłym wieku, trudno będzie mu zdobyć prace aby się wyżywić i zapewnić warunki do życia.
W momencie gdy otworzył „Pana Tadeusza”, jego dotychczasowe życie zdające się powoli stabilizować nagle znikło, zatoczyło wielki krąg i znowu wróciło na dawny bieg, tułaczkę. Możemy powiedzieć, że Skawiński rozpoczął kolejny rozdział w swoim życiu, lecz należy się zastanowić, czy autorowi starczy atramentu do napisania dalszej części, tak jak Skawińskiemu do odbycia kolejnej podróży w nieznane.