Wiosna. Słoneczny, kolorowy poranek. Siedząc w ogrodzie otoczona zapachem kwitnących wiśni oraz ziół wracam myślami do lat mojej młodości, zastanawiając się jak zawiłe może być ludzkie życie. Doskonale pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj, który na zawsze odmienił moje, dotychczasowy arkadyjski dość stoicki żywot- dzień poznania Andrzeja, kiedy wstąpił do izby, pełen życia i wigoru. Zrazu
speszył mnie a zatrwożył owym bezpośrednim stylem bycia. Przypuszczalnie to ta właśnie młodociana zapalczywość tak wielce zapadła mi w serce? Słyszałam o nim, iż jest to kawaler zniewalająco odważny i waleczny. Jego pewność siebie i umiejętność wnoszenia radości w moje życie wzbudzała we mnie podziw. Chociaż nigdy nie w głowie były mi głupstwa muszę przyznać, iż był też niezmiernie urodziwy, szczególnie, gdy na jego twarzy gościł szeroki uśmiech. Nigdy nie zapomnę szalonej wyprawy saniami, które pędziły przez las oraz naszego pierwszego pocałunku, który ku mojemu zdziwieniu, nie wywołał zgorszenia u tak dbałej i powściągliwej panny za jaką się uważałam. Szczęście jednak nigdy nie trwa długo i w naszym przypadku od tej reguły nie było odstępu. Andrzej miał swoje słabe strony, które często górowały nad innymi. Lubował się we wszelkich biesiadach, bitkach i od kieliszka nie stronił.
Życzliwi powiadomili mnie o wybrykach jego kompanii, toteż poprosiłam go ażeby się zmienił, lecz on jak wydawało się mi nie zwracał na to jakiejkolwiek uwagi, rzucając obietnice na wiatr, tudzież spalił osadę moich opiekunów. Takiego nieszczęścia i ludzkiej krzywdy, mimo iż serce mówiło coś zupełnie innego nie mogłam zapomnieć. Andrzej błagał mnie o łaskę i obiecywał, że się zmieni, lecz mimo wielkich chęci, nie umiałam mu uwierzyć i na nowo zaufać. Co więcej sokoro tak bardzo mnie darzył uczuciem, jak mógł dokonać porwania mnie i narażenia na uszczerbek na zdrowiu, a nawet i życiu? Był dla mnie bardzo ważny, ale mimo wszystko chciałam zapomnieć, okłamując się przy tym. Mając na pamięci wolę dziadziusia odmówiłam zamążpójścia Panu Michałowi, który był zdecydowanie bardziej odpowiedzialny i zrobiłby dla mnie więcej dobrego niż Jędrek.
Uczta w Kiejdanach sprowadziła kolejne jakże bolesny zawód. Ów pamiętny wieczór, gdy zasiedliśmy koło siebie, przez moment wydawało się, iż „pogrążone we śnie” uczucia odżywają na nowo wraca mi wiara w dawnego Andrzeja. Lecz wszystko pękło niczym bańka mydlana kiedy Janusz Radziwiłł ogłosił zdradę, a sam Andrzej stanął po jego stronie. Nie mogłam pojąć jak taki patriota jak on, który często mówił o swojej miłości do ojczyzny i do mnie, obiecywał zmianę mógł tak postąpić… Postanowiłam wyrzucić go raz na zawsze ze swojego serca. Co więcej kiedy został skazany przez kompanie Pana Wołodyjowskiego mimo iż serce moje darło się na dwoje z rozpaczy, byłam twarda i nie wstawiłam się za nim. Jednakowoż tedy Andrzej, który potrafił być zbyt pyszny, wzgardził łaską jakąż mogłam mu dać oraz potraktował mnie bardzo chłodno. Gdy nasze na długo się rozeszły, w mym sercu gościł obraz Andrzeja - zdrajcy ojczyzny, okrutnika, hulajduszy, lekceważącego prawa Boskie, niegodnego łaski z żadnej strony. Dodatkowo w moim przekonaniu umocnił mnie Książę Bogusław Radziwiłł, który na uczcie oznajmił, iż Kmicic za nagrodę ma zamiar dokonania zamordowania króla Rzeczypospolitej - Jana Kazimierza, co wzbudziło we mnie największą odrazę, gdyż byłam wychowywana w rodzinie rycerskiej z zachowaniem jej najmniejszych tradycji. Z wielu stron dochodziły mnie pejoratywne, pełne odrazy zdania o mężczyźnie którego tak kiedyś kochałam. W tym samym czasie, nowym herosem stał się baśniowy Babinicz - wielki wojownik oraz niepokonany obrońca Jasnej Góry. Wizja ów bohatera przygnębiała mnie straszliwie, gdyż w duszy rozpaczliwie zadawałam sobie pytanie: „Czemu to wybranek mojego serca jest zhańbionym zdrajcą, który nie mógłby dokonać tak wspaniałych czynów?”. Jednak nasze drogi spotkały się ponownie kiedy to dogorywający Andrzej został przewieziony do Lubicza. W moim sercu na nowo zaiskrzyło. Wiedziałam jednak, że nawet jako konający nie zasłużył na nic poza opieką medyczną i wybaczenie. Lecz gdy powrócił cudem do zdrowia, nie zmieniłam zdania i nadal. Nie chciałam mieć z tym kawalerem nic wspólnego, uważając go za zdrajcę i nikczemnika. Nasze losy zostały jednak odmienione w kościele w Upicie, na której to odczytany został list z pod pióra samego króla Jana Kazimierza. Ów list mówił o kłamstwach Księcia Bogusława oraz co najważniejsze o zasługach Andrzeja jako Babinicza, ułaskawieniu i wybaczeniu zdrady. Wówczas pojęłam, jak wielkiego błędu dopuściłam się osądzając i skreślając mojego lubego. Zrozumiałam jak bardzo źle postąpiłam zagłuszając szepty serca, które ciągle mówiło mi, że jest to człowiek, pomimo swej naiwności i porywczości, dobry i szlachetny, jak długą i męczącą drogę musiał odbyć w stronę wewnętrznej przemiany. Nie pozostało mi nic innego jak tylko paść przed nim na kolana i błagać o wybaczenie. Na uciechę okazało się, że jego miłość nie wygasła i trwa do dziś, dając nam radość i szczęście.
Niech tak już zostanie.