Historia to niesłychana – „Miłość i jej następstwa w Lilianowie”
Jan Dobrzyński. Bogaty szlachcic, właściciel ogromnej posiadłości z jeszcze większym gospodarstwem w Lilanowie oraz niezliczonej ilości ziem. Człowiek zacny, broniący dobra i honoru rodziny. Nieznosząca sprzeciwu głowa rodziny. Jego żoną jest piękna Matylda z domu Bielawska. Kobieta oddana swej rodzinie, dla niej byłaby skłonna uczynić bardzo wiele. Przy tym bardzo inteligentna. Mają oni dwójkę dzieci. Łucja jest to siedemnastoletnia śliczna dziewczyna z bardzo wyrazistym charakterem. Lubi stawiać na swoim i wie czego w życiu pragnie. Jej bratem jest Tadeusz, dziewiętnastoletni kawaler, istny dżentelmen, lecz bardzo uczuciowy oraz porywczy.
Cała rodzina Dobrzyńskich mieszka we wspomnianej posiadłości w Lilianowie, wraz ze służbą oraz pomocnikami ojca. Owa miejscowość należy do jednych z piękniejszych, ale również zamożniejszych w Polsce. Jest ona otoczona lasami oraz jeziorami, a pośród tego można znaleźć wiele urodziwych zakątków.
***
- Elizo! Gdzie są owe pończochy. o które cie prosiłam przed niespełna pół godziny?! Czy mam donieść matce o twym lenistwie w pracy?! Myślisz, że zapłatę to służba darmo dostaje?!
- Ależ pani o nic mnie nie prosiła. Na pewno nie w ciągu ostatniej godziny.
- Słucham?! Wymawiasz mi, że nie wiem co mówię?! Zamiast wygadywać bzdury, nieudacznico, lepiej zajmij się przygotowaniem mojego ubioru, bo wybieram się na tańce z młodym Żmigrockim. Trzeba się godnie prezentować w takim towarzystwie, ale cóż ty możesz o tym wiedzieć.
- Ależ oczywiście, że… zajmę się przygotowaniem pani stroju.
***
Obiad rodziny Dobrzyńskich. Łucja zaczyna temat służby, ale wiadomo, że chce znów mówić o Elizie.
- No co za prostactwo tu się roi! Nikt nie wie co ma tu robić. To ma się nazywać służbą?!
- Co znów się wydarzyło, że jesteś taka zbulwersowana, córko?
- Jak to co?! Ta służka Eliza miała przygotować mi strój na wieczór. Przychodzę po dwóch kwadransach, a tu nie ma! Nic nie ma!
- Siostro, czego nie ma? Pończoch nie ma? – Tadeusz rozbawiony, ale również poirytowany, zachowaniem Łucji, prowokuje ją.
- Nie będę z tobą, Tadek, konwersować na takie tematy! – odpowiada zirytowana panienka – Ojcze, długo będziesz jeszcze tę Elizę tu trzymał?
***
Tadeusz siedzi w salonie pogrążony w lekturze. Nagle wchodzi Eliza, z zapytaniem czy czegoś mu nie potrzeba.
- Chętnie bym się napił herbaty, Elizo. – odpowiada i uśmiecha się do niej.
- Oczywiście, zaraz zaparzę. – odpowiada, z zawstydzenia spuszczając oczy.
Wraca po 10 minutach. Podczas gdy dziewczyna rozkłada naczynia, chłopak przygląda się jej. Zauważa jej ruchy pełne gracji, subtelną, dziewczęcą twarz oraz delikatne dłonie. Natomiast ona wyczuwa wzrok młodego szlachcica na sobie, ponownie zawstydza się i ma zamiar wyjść już z pokoju, gdy nagle Tadeusz prosi ją by chwilę została.
- Mam nadzieję, że nie przejmujesz się zbyt tym co moja siostra wygaduje? Domyślam się, iż nie należy to do przyjemności, ale proszę cię byś puszczała to mimo uszu, bo z Łucką nikt nie wygra, a można sobie tylko zaszkodzić, a tego przecież nie chcielibyśmy…
***
- Widzisz, drogi przyjacielu, moim skromnym zdaniem, nasze dzieci są wprost stworzone dla siebie! Mój Tadeusz to po prostu doskonały kandydat na męża. Stanowczy, ale uprzejmy. Pracowity, ale opiekuńczy. A o zaletach twej Elżbiety wspominać nie ma potrzeby!
- Sam już kiedyś nad tym rozmyślałem i wniosek był taki, iż moja córka nic by nie straciła, wręcz zyskała! Tylko czy oni będą mieć się ku sobie jako małżonkowie?
- Och! Tym to martwić się nie ma co! Ona prześliczna. On przystojny! Ślub byłby po prostu… aż mi słów brakuje… Poza tym młodym w naszych czasach nie można pozwalać na zbyt wielką swawolę, bo głupstw narobią i tylko same kłopoty będą.
- Cóż, muszę Ci przyznać racje, więc chyba zostaję nam tylko dogadać szczegółów i szykować wesele!
- Wypijmy za zdrowie i szczęście przyszłych małżonków!
***
Uroczysty obiad rodzin Dobrzyńskich oraz Żmigrockich. Głos zabiera Jan.
- Chciałbym ogłosić wam pewną nowinę, którą… Hm… jakby to powiedzieć. Postanowiliśmy wraz z moim przyjacielem Konstantym, a mianowicie, uznaliśmy, iż Tadeusz oraz Elżbieta będą wprost idealnymi małżonkami…- przemowę przerywa dźwięk rozbitej wazy, którą upuściła Eliza.
***
- Dlaczego nie zapytałeś mnie o zdanie? Dlaczego narzuciłeś mi swoją wolę?! Dlaczego?! Proszę, wytłumacz mi to, bo nie jestem w stanie tego pojąć!
- Ponieważ tak będzie najlepiej.
- To ty tak sądzisz! Ja Elżbiety nie kocham i nigdy nie pokocham! Ona wpatruje się we mnie tym swoim maślanym, tępym wzrokiem odkąd tylko pamiętam, a mnie to nigdy nie cieszyło nawet, a raczej irytowało! Zrozum to! Ja jej nie chcę za żonę!
***
Pod wieczór. Park przy posiadłości Dobrzyńskich.
- Elizo, chciałbym ci coś powiedzieć, ale mam pewne obawy, że mnie nie zrozumiesz…
- Jeśli teraz nic nie powiesz to ja na pewno cię nie zrozumiem!- odrzeka ze śmiechem dziewczyna.
- Ale ja mówię zupełnie poważnie, bo to poważna sprawa…- następuje cisza i po chwili Tadeusz ponawia:
- Długo starałem się o twoje zaufanie i z każdym dniem czułem jak coraz bardziej uzależniam się od rozmów z tobą, od twego widoku. Czułem, że jeśli nie pozwolisz zbliżyć mi się do ciebie to stracę cześć siebie, lecz, gdybyś pozwoliła zbliżyć mi się jeszcze bardziej do ciebie to stanę się prawdziwym sobą… Wiem, że to ty jesteś kobietą mojego życia.
- Co ty wygadujesz? Przecież… Przecież ty… masz się żenić z Elżbietą! Już niedługo…
- Ale ja nie chcę tego i nie uczynię tego, bo… Kocham ciebie.
- Nie możesz tak mówić!- Eliza chcę odbiec, ale Tadeusz ją zatrzymuje i obejmuje, mimo, że ona próbuje się wyrwać.
- Kocham ciebie i nic tego już nie zmieni. Liczę, że ty czujesz to samo…
Następuje długa cisza, a para młodych stoją przytuleni do siebie.
Łucja wbiega do pokoju ojca i z przejęciem wykrzykuje:
- Ojcze, ojcze! Tadeusz! Eliza! Oni! Oni są razem!
- Dziecko drogie, co ty bredzisz. Ślub jest już zaplanowany, a Tadeusz jest dobrze wychowany i pochodzi z dobrej rodziny, że ze służbą by się nie wiązał, mając za narzeczoną dziewczynę z tak znakomitego rodu. A może ty po prostu mylisz imiona Eliza i Elżbieta. W końcu są dość podobne…
- Phi! To ty bredzisz! Dobrze wiem co widziałam w parku! Sam idź i zobacz na własne oczy. Pewnie dalej tam stoją i się obściskują!
***
- Co to ma znaczyć?! Tadeusz! Puszczaj tą służkę w tej chwili! Co ty sobie wyobrażasz?!
- Ja ją kocham i nic sobie nie wyobrażam. Eliza jest dla mnie stworzona i nikt inny.
- Człowieku, jaka Eliza?! Elżbieta zostanie twoja małżonka za dwa tygodnie, nie ma mowy o niczym innym. To co tu się zdarzyło zostanie między nami i ślub się odbędzie bez żadnych zmian.
- Nie odbędzie się. Ja kocham Elizę i to ona zostanie moją małżonką oraz matką moich uroczych szkrabów.
- Co za hańba! Nie! Nie zgadzam się! Rozumiesz?!
Żaden z mężczyzn nie zauważa, że Eliza znikła z parku…
***
- Janie, a może on ją naprawdę kocha? Może przełóżmy ślub, na czas kiedy mu się polepszy… Przecież sam widzisz, że dzieje się z nim coś złego, że cierpi.
- Matyldo, nie przesadzaj! Elżbieta weźmie go w obroty i raz dwa zapomni o tej niewdzięcznej służce. Sam się sobie dziwię, że nie słuchałem Łucji wcześniej… Nie byłoby teraz tego całego zamieszania przed ślubem.
- Obawiam się, że może wyniknąć coś jeszcze gorszego z tego…
***
- Dzień dobry pani. Czy ja dobrze trafiłem? Szukam Elizy…
***
- Gdzie on jest?! Przecież za cztery godziny mają odbyć się zaślubiny! Wszystko już gotowe jest!
***
- Och Elizo… Słowami nie umiem wyrazić tego co czułem, gdy nie miałem ciebie przy sobie. Chciałem wcześniej przybyć do ciebie, ale cały czas ktoś mnie pilnował, więc siedziałem w swoim pokoju i czytałem najpiękniejsze utwory o miłości. Czułem, że nikt mnie w domu nie rozumie, ale nic sobie z tego nie robiłem, bo wiem, że prawdziwej miłości nikt nie jest w stanie zrozumieć! Kocham cię i nikt mnie ciebie już nie zabierze!
- Nie powinieneś tu teraz być! Powinieneś być teraz przy Elżbiecie i planować z nią zbliżający się ślub.
- Ależ on jest już zaplanowany i za chwilę będzie już po nim.
- Co?! I ty to mówisz tak spokojnie?! Ty chyba oszalałeś!
- Zgadza się. Oszalałem z miłości do ciebie.-Tadeusz chce objąć Elizę, ale ona wyrywa się.
- Ale ja ciebie nie kocham! Nigdy Ciebie nie kochałam! Wynoś się!
- Elizo, uspokój się. Jestem przecież przy tobie i nie musisz udawać, bo nie ma przy nas wrogich, co do naszego uczucia, osób.
- Nie możesz zrozumieć, że my nie jesteśmy dla siebie? Zbieraj się! Może jeszcze zdążysz na swój ślub!
- Nie chce tam być! Kocham cię i chce zostać tu, z tobą! Chcę zostać przy tobie na zawsze.
- Ale ja tego nie chcę i nie chcę twego uczucia! Nie marnuj sobie życia na rozpaczanie nade mną!- Eliza odbiega od Tadeusza.
***
Tadeusz jeszcze wiele godzin siedział tam, gdzie zostawiła go Eliza. Siedział pochylony, w bezruchu. Czasem tylko łza spłynęła mu po policzku. Lecz w pewnym momencie wstał on energicznie i z uśmiechem na twarzy, sięgnął do kieszeni.
***
Ciało znaleziono nad ranem.
***
„Gdybym mogła to zmienić, nie okłamałabym go! Chciałam tylko jego dobra. On powinien ożenić się z nią. Tak byłoby łatwiej dla niego i jego rodziny. Może nie dla mnie, ale to by nie było ważne! Ale teraz, teraz… On nie… i do tego przeze mnie. Nie wiem co będzie, ja nie umiem żyć z tym. Czy jedynym wyjściem jest… ? Bo ja go kocham. ”