Zinterpretuj fragment prozy Stefana Żeromskiego. Odnosząc się do swojej znajomości tekstu Ludzi bezdomnych określ, jakimi środkami wyrazu autor podkreśla tragizm sytuacji głównego bohatera.
Oddając się pochłaniającej lekturze „Ludzi bezdomnych” autorstwa Stefana Żeromskiego i na swój sposób przeżywając opisane tam, rozmaite historie stałem się świadkiem życia: tragedii, wzlotów i upadków, głównego bohatera - Tomasza Judyma. Niepowtarzalny styl, jaki wykorzystuje w swej opowieści Żeromski, wzbudził we mnie całą gamę skrajnych uczuć: od nostalgii do radości; od obrzydzenia, przez przerażenie, aż do totalnego zachwytu. Nie tylko fabuła „Ludzi bezdomnych” rozbudza w czytelniku emocje, w równej mierze język, jakim posługuje się autor; środki artystycznego wyrazu, po jakie sięga oraz zabiegi literackie, jakich dokonuje niejednokrotnie przyprawiały mnie o dreszcze.
Spośród niezliczonych sytuacji, dialogów i opisów uczuć wewnętrznych wybrałem fragment, który wprost idealnie unaocznia różnorodność stosowanych środków i tendencji modernistycznych przez Żeromskiego w swojej powieści. Zaczyna się on od niezwykle przejmującego opisu nieustającego poczucia tęsknoty za Joanną. Nie jest to już jednak niegroźna melancholia, bowiem serce Judyma jest przedzierane tysiącami bolesnych wzruszeń sprawiając mu ból, cierpienie i wpędzając go w rozpacz. W ekspresjonistycznym i bardzo dynamicznym opisie stanu bohatera autor buduje napięcie poprzez gradacje uczuć: „Było mu źle, ciężko, rozpaczliwie” oraz stara się przybliżyć tragedię bohatera przez bardzo żywe, trafne porównania.
Dalej widzimy, że kopalnia, na której terenie znajdował właśnie się Judym i której dźwięki „pożarły” częściowo tęsknotę za Joanną przyciąga jego uwagę. A dokładnie kopalniany dzwonek, który „krzyczy” z dala i dopełnia ponury obraz zakładu, na którego szczycie „zionęły wielkie kłęby pary i szpule na ich szczycie puszczały się w ruch niespracowany”. Wrażenie, jakie wywołuje owy krzyk dzwonka w połączeniu z turkotem wagonów z węglem i widokiem kopalni, tworzy w naszych oczach nieuchwytny, ulotny obraz.
Obok powyższych fragmentów pełnych emocji Żeromski serwuje nam naturalistyczny opis drogi w stronę kopalni. Wychodząc od obrazu, który widzi „jak przez sen” autor relacjonuje zwykłe czynności, jakie wykonują górnicy, których obserwuje oraz „nieustający ruch dużych wagonów obładowanych węglem”, który zauważa. Podsumowuje to impresjonistycznym opisem wrażenia, jakie mu towarzyszy. Pragnie pozdrowić pracujących ludzi, ale przywitanie „na usta nie miało siły wypłynąć”. W oglądanych, czarnych i brudnych figurach widzi swoich rodziców, nagle spośród jego wizji wyrywa go głos pewnego człowieka: „-Pan inżynier prosi”.
Następnie pisarz dostarcza nam szereg konkretnych informacji, dzięki, którym wiemy, że bohater wszedł do pomieszczenia, że są tam pracownicy kopalni, którzy właśnie przyszli na swoją szychtę, iż jeden z obecnych – Niemiec, wyczytywał numery ludzi - najprawdopodobniej sprawdzając ich obecność.
W kolejnej Sali uwagę Judyma przykuwa motor parowy, poszukiwania wcześniej wspomnianego dzwonka. Widzimy sytuacje, kiedy wszyscy zjeżdżają w głąb kopalni. Fragment ten realistycznie oddaje prostą sytuację, ponadto uzmysławia czytelnikowi sposób, w jaki byli traktowani ówcześni robotnicy i z czym wiązała się ich praca.
Nagle jednak doktor poddaje się wizji, jaką przywodzi chwytający za serce dźwięk:
„-Glikauf”. Następuje dramatyczny opis uczuć, jakie wywołują warunki panujące pod ziemią, praca ludzi, którzy są niczym „czarne bryły”, „pająki, czekające cierpliwie na chwile, kiedy już na zawsze wstąpią do ziemi, kiedy wejdą w jej zimne łono na „szychtę” wieczną”.
Jeszcze bardziej niespodziewanie, niczym kubeł zimnej wody wylany na głowę uderza nas kolejny opis otoczenia. Kontrastujący z poprzednim, fragment utrzymany w założeniach realizmu przenosi nas do następnego burzliwego zwierzenia Judyma. Odnosimy wrażenie jakoby artysta dawał, co rusz, czas na głęboki wdech zanim kolejny raz przeniesie nas w głąb burzliwego morza skomplikowanych uczuć doktora Tomasza.
Kolejne zanurzenie w wyobraźnie bohatera stanowi wstrząsający niepokój w klaustrofobicznych szybach i korytarzykach, „jaki wstrząsać musi rybą, gdy się spotka z gęstymi oczami matni”. Gdzieś w oddali migotały bladożółte światełka. W myśli doktor powtarzał po Korzeckim życzenie szczęści a pracy napotkanym górnikom, na które odpowiedział im zgodny chór czarnych figur. „”Glikauf, glikauf…” mówił do nich i on w głębi duszy.”
Klamrę dla całego fragmentu stanowi gwałtowny powrót tęsknoty za Joasią: „Tęsknoty tak bolesnej, bardziej bolesnej niż w chwili pożegnania.”
Nie sposób nie zgodzić się, że w interpretowanym powyżej fragmencie powieści „Ludzie Bezdomni” autor swobodnie porusza się pomiędzy różnorakimi tendencjami modernizmu. Co więcej, robi to, aby lepiej oddać gwałtowność i tragizm myśli głównego bohatera. W całym utworze spotykamy się z symbolicznymi scenami takimi jak: krzyk pawia, w chwili śmierci pacjentki Judyma; rozdarta sosna, symbolizująca wewnętrzne rozdarcie bohatera oraz sytuacjami: wizyta w Luwrze i skojarzenia wywołane przez posąg Wenus z Milo i obraz Rybaka, i ich impresjonistycznymi opisami, które służą czytelnikowi do większego poczucia empatii i przejęcia losami ludzi opisanymi w utworze. Żeromski sięga po całe gro środków artystycznego wyrazu takich jak: gradacje; ożywienia; animizacje; onomatopeje; wyszukane, miażdżące porównania i metafory; oksymorony; alegorie i symbole, które nadają akcji odpowiedniego tempa i dodatkowo wzmacniają tragiczny wydźwięk przemyśleń i odczuć Tomasza Judyma. Ponad to autor wykorzystuje poetyzację prozy i stosuje sformułowania syntetyzujące różne zmysły, dzięki czemu opisy uczuć wewnętrznych trafiają do nas z większą siłą. Wszystkie zabiegi, jakich dopuszcza się w swoim tekście Żeromski nie pozwalają nam przejść obok tragedii doktora Judyma obojętnie.