Rok temu wybrałam się z przyjaciółmi na wakacje do Egiptu. Wycieczka była planowana już pół roku przed samym odlotem, więc od początku grudnia aż do 3 czerwca wyczekiwałam, zastanawiając się każdego dnia – bez wyjątku – co mnie spotka w tym właśnie kraju. Może miłość, może szalone zabawy z przyjaciółmi czy nurkowanie na dno morza czerwonego? Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego co mi się w rzeczywistości przydarzyło.
Wraz z piątką przyjaciół byliśmy na lotnisku o godzinie 4 nad ranem. Wtedy też zaplanowany był nasz wylot z Polski. Noc była optymalna jak na początek lata w naszym kraju, nie było co liczyć na rozleniwiające, przyjemne uczucie ciepłej bryzy na swojej skórze. Ledwo po wejściu na pokład samolotu i usadowieniu się na swoich miejscach większość z nas zasnęła. W moim przypadku na początku był to półsen – odczuwając na swojej szyi twardy, niewygodny brzeg siedzenia nie mogłam w zupełności oddać się sennym marzeniom i przenieść się do ich świata. Wtem poczułam na klatce piersiowej delikatny ucisk, nie mogłam otworzyć oczu, widziałam tylko ciemność powoli nabierającą pomarańczowego koloru. Dochodziły do mnie jakby odległe, ale zbliżające się odgłosy cykania świerszczy i uczucie piekących promieni słońca, czułam je i powoli traciłam świadomość gdzie jestem. O tym zaważyły słowa które usłyszałam; „Dżed - stabilność, uas - władza, nefer [piękny]”. Zakręciło mi się w głowie, przewróciłam się, pod rękami czułam gorący piasek. Silna, męska dłoń wysunęła się przede mnie i pomogła mi wstać;
- Wstań. Witaj. Jestem Herhor, to ja cię tu sprowadziłem dziwna kobieto.
- Ja jestem dziwna? To ty nosisz sukienkę, a wsiokowo to wygląda na takim dużym chłopcu jak ty.
- O czym ona mówi? – skrzywił twarz obracając się w stronę wojska.
- To wiedźma! Zgładzić ją! – przez tłum przedarł się przystojny mężczyzna z kobiecymi rysami twarzy. Patrząc na jego złowrogą minę zastanawiałam się, czy wyrosną mu z głowy rogi.
- Ej! Sam się zgładź ja tu nie chciałam przychodzić.
- Ja ją sprowadziłem Ramzesie. Chciałem porozmawiać z istotą z zaświatów i tym razem udał mi się czar, bez pomocy żadnego maga. – przyznał się Herhor.
- Nie pozwoliłem ci na to. Ale niech będzie. Może będą z niej jakieś korzyści. – rzucił mi pod nogi łuk i strzały.
- Zwariowaliście?! Jedyna broń jaką się umiem posługiwać to moja komórka i depilator.
- Masz tu swoją komórkę? Spichlerz?? - zapytał zafascynowany Herhor.
- Nie wytrzymam. Co to jest, średniowiecze?
- Starożytność.
- Aha. No tak w końcu jesteś magiem. I tak jestem pewna że to mi się śni. – wyjęłam swój telefon. – Patrzcie, to nówka. Ma 500 pixeli, radio, kamerę mp3-jki i wszystkie inne bajery – po czym włączyłam muzykę.
- Nie! – rzucił się na mnie przez co telefon mi wypadł z rąk i uderzył o ziemię. – To musi być moje! – schował go do sakiewki.
- To jest chyba niehumanitarne. – zmieszałam się.
- Ramzesie musimy się jakoś przedostać na miejsce bitwy, ale jak już pewnie zauważyłeś – na drodze siedzą skarabeusze. To są święte insekty, nie możemy przejść tą drogą bo ześlą na nas klątwę! CO poczniemy? – złapał się za głowę Herhor.
- Haha! Że niby te 2 robaczki? – moja uwaga.
- Herhor rób jak chcesz ja przejdę tą drogą, ta dziwna kobieta z zaświatów ma po części rację. Bogowie są po naszej stronie, chcą żebyśmy tędy przeszli. – odparł Ramzes.
Ciemno brązowa twarz kapłana zrobiła się błyszcząca od potu i z lekka czerwona. Wyszczeżył wszystkie swoje zęby chcąc stworzyć pozory uśmiechu. Był wściekły, miałam wrażenie że z jego uszu zaraz ulotni się wrząca para.
- Aaaa! –krzyknął tak głośno, że stojącemu w pobliżu Tutmozisowi spadła z głowy peruka. – Przezwał bym cię, do prawdy, gdybyś nie był następcą. – po czym ruszył ze swoim oddziałem przez wąwóz. Panowała nie przyjemna cisza.
- To już zawsze będziesz do mnie mówił „ta dziwna kobieta z zaświatów”? Ja mam imię.
- Ja też mam a jakoś wszyscy do mnie mówią „erpatre”. – rzucił do mnie Ramzes. – Sierotko Marysiu!! Twoja zguba! – krzyknął do odchodzącego kapłana pokazując na mnie i śmiejąc się pod nosem.
- Nie chcę jej. Teraz to sobie ją weź bezbożniku! – skrzywił się i krzyknął na odchodnym Herhor. W setkach kropel potu opływających jego twarz wydawało mi się że dostrzegałam kilka łez. Sam jego wyraz twarzy o tym świadczył.
- A ja jestem zabawką czy co? Bo zachowujecie się jak przedszkolaki, naprawdę. – skarciłam erpatre. Ten wydał w stronę wojska kilka rozkazów które były dla mnie nie zrozumiale i ruszyliśmy przed siebie. Droga wydawała się nigdy nie kończyć. Zewsząd otaczały nas niewielkie wzgórki, gdzie nie gdzie pojedyncze, niskie drzewa, wszystko niesamowicie suche, w końcu był to pustynny piasek. Było tak gorąco że czułam się jak bekon na grillu. Słońce górowało, musiało być około południa. Część drogi rozmawiałam z Pentuerem; był to jak na tamte czasu wybitny pisarz i kapłan, chwalił się niesamowitą pamięcią. Mądrość od niego biła, czułam się wręcz onieśmielona. Następnie zamieniłam kilka słów z Tutmozisem – audiantem i wyjątkowym elegantem. Muszę przyznać, że to właśnie jego strój włożyłabym na siebie najchętniej, gdyby mi przyszło decydować. Był najbardziej sympatyczny ze wszystkich ludzi, których zauważyłam. Na koniec przyszło mi zagaić pogawędkę z Ramzesem, podeszłam do niego z uśmiechem od ucha do ucha;
- Erpatre?
- Daj spokój ta dziewczyno z zaświatów. – przekomarzał się.
- Usłyszałam już to i owo i wiem że chciałbyś żeby ci tatuś co nie co dał hę?
- Mówi się „oby żył wiecznie”.
- Oby, oby. Chociaż wiecznie to on nie pożyje z tego co wiem. Wiesz, ja z 2010 roku jestem.
- Ta jasne, a ja z 3000. Wszyscy wiemy że Herhoruś sprowadził cię z księżyca.
- No słów mi brak! Czy ja naprawdę wyglądam na kosmitkę?! – spojrzał na moje różowe adidasy, jeansowe spodenki i różowo-biały top. – Dobra nie odpowiadaj.
- Musisz być księżycową tancerką. Twój strój jest dość skromny.
- To dlatego wszyscy tak na mnie patrzą! Teraz to mnie zawstydziłeś. W każdym bądź razie; myślisz że uda ci się sprawić, że tata (oby żył wiecznie!) da ci ten korpus Menfi?
- Musi. Jak mi nie da to chyba zabiję… Kapłanów! Tak. Wszystkich kapłanów. Oni mnie kiedyś do szaleństwa doprowadzą. Sama powiedz… Na przykład taki Herhor. Wozi się jak król, ma masę złota i innych drogocennych dóbr, myśli tylko o własnym dobrze.
- O tak co do niego to się zgadzam. Najpierw mnie tu sprowadził a potem sobie idzie popłakać przy wąwozie. I jak ja mam teraz wrócić do samolotu?
- Do czego?!
- Nie ważne i tak nie zrozumiesz. Muszę się dostać z powrotem do siebie.
- No dobrze załatwię ci to, ale dopiero po bitwie, możesz nam się przydać do odwrócenia uwagi wroga.
Po dłuższym czasie dotarliśmy na miejsce bitwy (Pi-Balos), gdzie spotkaliśmy się z oddziałami Herhora. Tutmozis i Ramzes zniknęli na jakiś czas, prawdopodobnie na spacer gdzie następca znalazł sobie piękną, nową potencjalną kochankę. Gdy wrócili Ramzes rozdzielił szeregi Nitagera ze swoimi greckimi pułkami. Okazało się to zwycięstwem. Potem pożegnałam się ze wszystkimi i Herhor wypowiadając „Dżed, uas, nefer ta!” przeniósł mnie z powrotem do 3.06.2010 roku, do samolotu. Wzięłam głęboki wdech, jak gdybym się dusiła. Rozejrzałam się wkoło. Byłam w swoim siedzeniu, wszyscy inni spali. Nie dowierzając w to, co się wydarzyło zaczęłam szukać w kieszeniach telefonu. Był. Co potencjalnie dowodziło, że nie został w sakiewce Ramzesa i wszystko to był tylko sen. Wzięłam go jednak do rąk i obejrzałam dokładniej. Usypało się z niego kilka ziarenek piasku, a na szybce było kilka rys po upadku.
To nie był sen, to była rzeczywistość. Odległa, stara, ale jakże bliska rzeczywistość.