Akcja „Dżumy” , która ze względu na sposób przedstawienia wydarzeń nazywana jest kroniką, toczy się w Oranie. Składa się z wielu relacji naocznych świadków tamtych wydarzeń, które zostały spisane przez jednego z mieszkańców miasta. Pozwala to nam jako czytelnikowi poznać, często odmienne spojrzenie wyróżnionych tam osób na wydarzenia, które nie jednokrotnie odcisnął ślad na ich życiu, odmieniając je bezpowrotnie. Miasto przedstawione jest jako brzydkie, pozbawione ogrodów i ptaków, nudne jak sami mieszkańcy, którzy rodzą się i umierają w sposób banalny. Brak skupienia się autora na opisach scenerii oprócz oddania prawdziwego obrazu miejsca wypadków jest próbą zwrócenia naszej uwagi raczej na zależności miedzy ludzkie niż na wątpliwe piękno Oranu.
Pierwszą osobą, którą poznajemy jest Bernard Rieux miejscowy lekarz, który okazuje się być głównym narratorem. Ciemne włosy, wyrazista twarz i mocna opalenizna świadczy o jego sile fizycznej jak i psychicznej. Człowiek postrzegany przez innych jako osoba zorientowana w panującej sytuacji, jest przykładem bohatera, który niezmiennie od początku do końca walczy z Dżumą z rozsądkiem, powagą i niezwykłą czujnością. Jako pierwszy diagnozuje chorobę i ostrzega przed nią innych, starając się zapobiegać rozprzestrzenianiu się zarazy. Chodź nie wierzy w Boga wierzy w uczciwość i swoją role jako lekarza, którą jest ratowanie drugiego człowieka:
„Uczciwość to jedyny sposób walki z dżumą” , „Najważniejsze to dobrze wykonać swój zawód”.
„Gdyby wierzył we wszechmogącego Boga, przestałby leczyć ludzi zostawiając Bogu tę troskę…”
Jego praca jest trudna, męcząca, wydającą się nie mieć końca, lecz bohater nie poddaje się, mimo, że ludzie nie traktują go już jak zbawcy ,człowieka, który przyniesie ukojenie w cierpieniu, lecz jest zwiastunem śmierci ich albo najbliższych , nie przestaje robić tego co wydaje mu się najbardziej słuszne, tego w co wierzy. Jest osobą, której postawa nie musiała w obliczu zagrożenia ulec przemianie, postępował zgodnie z samym sobą, walczył aż do końca wbrew rozrywającemu jego dusze cierpieniu po stracie najbliższych.
Raymond Rambert dziennikarz, przybył do Oranu tuż przed wybuchem epidemii . Jest jedną z pierwszych osób z którą Rieux rozmawia o sytuacji padających szczurów. Gdy bramy miasta zostają zamknięte Rambert , okazuje się być człowiekiem porywczym, wyraźnie domagającym się swoich praw, jest egoistą. Nie czuje się związany z miastem i jego problemami, chce wszelkimi sposobami opuścić Oran i wrócić do ukochanej, chodzi po urzędach, podkreślając, że nie jest stąd i to co się w mieście dzieje go nie dotyczy, zapominając, że nie jest w tej sytuacji osamotniony. Żąda potwierdzenia na piśmie, że jest zdrowy i może wyjechać. Gdy to się nie udaje, próbuje zrobić to nielegalnymi środkami. Czas epidemii schodzi mu na miotaniu się między próba ucieczki, a wyczekiwaniu na dworcu i oglądaniu plakatów Paryża z którego pochodzi, nie chce wbrew namową pomóc przy opiece nad chorymi, uważa, że jest to zbyt duże poświecenie, wierzy w szczęście jednostki i dąży do tego. Jego postawa powoli jednak zmienia się w toku powieści. Postanawia pomóc w oddziałach sanitarnych, podkreślając jednak, że jak tylko znajdzie okazje by opuścić miasto tak uczyni. Po rozmowach z Rieux , który również tęskni za żoną dochodzi do wniosku, że własne cele można realizować pomagając przy okazji innym. Gdy po dłuższym okresie czasu nadarza się okazja by wyjechać do domu Rambert zostaje, praca z chorymi kosztowała go sporo energii i samo zaparcia, co wywołało w nim przemianę, przestał myśleć tylko o sobie ale dostrzegł drugiego człowieka:
„Może być wstyd, że człowiek jest sam tylko szczęśliwy”
Josepha Granda poznajemy w chwili gdy pomaga swojemu sąsiadowi Cottardowi, który chce popełnić samobójstwo. Jest urzędnikiem z nie wielką pensją, ale wielkim sercem. Skromny, dobroduszny, pomaga w oddziałach sanitarnych, starając się jednocześnie nie zaniedbywać swoich zawodowych obowiązków. Zapada na Dżume lecz wychodzi z niej, co nie dziwi doktora Rieux, który uważa, że:
„To ten rodzaj człowieka, który w takich razach zostaje oszczędzony”
i ogłasza go skromnym bohaterem powieści.
Wspomniany już Cottard to postać bardzo zagadkowa. Najprawdopodobniej popełnił przestępstwo z powodu, którego bał się o swoje życie, czuł się wyobcowany ze społeczeństwa, ukrywał się, chciał się zabić. Gdy nadchodzi epidemia Dżumy jego życie diametralnie się zmienia, strach jest teraz udziałem wszystkich, Cottard nie czuje się już w tym osamotniony, zaczyna wychodzić do ludzi, restauracji, być szczęśliwym. Nie pomaga w opiece przy zadżumionych, żyje pełnią życia, prowadząc dalej swoje czarne interesy, gdy inni boją się co nadejdzie jutro.
„Słowem, dżuma mu dogadza. Z człowieka samotnego, który samotnym być nie chciał, czyni współwinowajcę.”
Gdy epidemia powoli dobiega końca Cottard jest przestraszony, boi się że policja nie będąc już pochłonięta sprawami choroby, przypomni sobie o nim i tak się dzieje, ostatecznie zostaje schwytany. Jego wolność wraz z Dżumą kończy się.
Jean Tarrou to skomplikowana i niezwykle bogata postać „Dżumy”, której losy i charakter poznajemy stopniowo. Nie jest on mieszkańcem Oranu, mieszka w hotelu. To właśnie na jego zapiski z początku epidemii powołuje się autor. Chodź jest obcy szybko znajduje przyjaciół gdyż jest to człowiek dobrego usposobienia, od początku rozumie się z Rieux, gdyż tak jak on bezinteresownie pomaga innym w sytuacji tak trudnej jak epidemia Dżumy. Nie zastanawia się, że Oran to nie jego miasto, że nie powinno go to obchodzić, wręcz przeciwnie to on jest organizatorem oddziałów sanitarnych. Oddaje się ciężkiej pracy z poświęceniem ,jednak bez większego patosu czy ideologii, po prostu chce walczyć ze śmiercią i być pewny, że w kwestii moralności jest wobec świata w porządku, przegrywa jednak z chorobą oddając życie.
Bardzo wyraźną przemianę obserwujemy na przykładzie postaci Ojca Paneloux. Jezuita ten z początku traktuje epidemie Dżumy jako kare zesłaną przez Boga na nie wiernych i zbyt beztrosko żyjących mieszkańców miasta. Wygłasza patetyczne ostre kazania, potępiające wiernych, jednocześnie nie utożsamiając się z nimi, jakby problem go nie dotyczył. Zmiana sposobu myślenia Panwlouxa następuje po śmierci syna pana Othona, gdy wbrew temu co mówił umiera nie winne dziecko, a nie zagorzały grzesznik. To wydarzenie wywiera na księdzu tak duży wpływ, że jego kolejne kazania w pewnych momentach przypominają herezje. Teraz utożsamia się z obywatelami miasta używa słowa „my”, a nie „wy”, daje ludziom nadzieje, zachęca do walki, ufa, że lekarze, a nie Bóg potrafią zapobiec rozwojowi choroby. Gdy i jego dotyka choroba umiera szczęśliwy i spokojny, przemieniony wewnętrznie, doświadczony cierpieniem.
Othon, sędzia śledczy, który nie jest postacią pierwszoplanową ulega wyraźnej przemianie. Z początku oschły, traktujący swoja rodzinę z góry, po stracie syna dowiaduje się co jest dla niego tak naprawdę ważne. Po odbyciu kwarantanny postanawia jednak zostać w obozie i pomagać innym jako ochotnik, umiera w ostatnich dniach epidemii.
Warto również wspomnieć o bohaterze zbiorowym, społeczności Oranu, ludziach pochłoniętych swoimi sprawami, oddających się co wieczór zabawie lecz też bez zbytniego entuzjazmu. Z początku nie dopuszczają oni myśli, że może im cos zagrażać, uważają że zaistniała sytuacja nie potrwa długo, że nie może to dotyczyć właśnie ich, chcą być wolni, a nie opętani prze chorobę. Jednak gdy martwych szczurów jest coraz więcej i pojawiają się pierwsze przypadki zachorowań wśród ludzi pomału zaczyna wkradać się nie pokój, ludzie starają się tłumaczyć to co się dzieje na wszystkie możliwe sposoby od czekającego ich trzęsienia ziemi do karą za grę na pistonie. W miarę rozwoju epidemii ludzie popadają w popłoch, rozpacz po stracie bliskich, złości na podziały klasowe i regiony bardziej i mniej izolowane, zaczyna brakować żywności i wody o wszystko trzeba wliczyć, ceny idą w górę, tylko bogaci maja możliwość żyć w miarę normalnie. Ludzie bardziej z braku miejsc pracy niż poczucia wspólnoty i obowiązku zatrudniają się przy pochówku zmarłych i opiece nad chorymi co również poszerza fale epidemii. Początkowo pełne puby wypełnionymi ludźmi pozbawionych pracy, lub tymi, którzy chcą w alkoholu szukać ratunku na bakcyla Dżumy pustoszeją. Ulice staja się martwe, a ludzie zmęczeni, osowiali i zrezygnowani. Większość okazuje się być bardzo słaba, nie potrafi walczyć o siebie i innych szuka prostych rozwiązań, jak amulety podobno chroniące przed zarazą. Gdy jednak Dżuma sobie o nich przypomni ukrywają się w domach gdyż nie chcą umierać, nie chcą iść do izolatki i cierpieć wraz z innymi, nie myśląc, że są potencjalnym zagrożeniem dla najbliższych, większość trzeba zabierać siłą.
Postawy ludzi wobec zagrożenia, są bardzo zróżnicowane. Zależą od charakteru, sposobu bycia, wyznawanych wartości czy celów życiowych. Tak na prawdę nikt nie jest w stanę przewidzieć jak zachowa się w danej sytuacji, ale można wyróżnić kilka schematów. Na początku jest to oczywiście, strach, niedowierzanie, że to spotkało właśnie mnie, moje miasto, potem drogi pozstępowana rozchodzą się, Doktoa Rieux, nie miał wątpliwości, był lekarzem jego obowiązkiem była walka, dla dobra innych, słabszych, którzy nie wiedzieli co robić, nie umieli sobie pomóc. Wiedział, że chodź nie będzie postrzegany jako zbawiciel czyni słusznie i robił to z największym poświeceniem z nadludzka można by powiedzieć siłą. Dżuma, która utożsamiana jest z tym największym zagrożeniem, zagrożeniem życia nie wpłynęła na zmianę zachowania doktora, a wręcz umocniła go w przekonaniu, że to co się wokół dzieje zależy od nas samych. Podobnie czyni Jean Tarrou, chodź jest nie związany z miastem nie ma wątpliwości co powinien zrobić choćby jako człowiek. Pomaga ryzykując swoje życie i zdrowie, płacąc najwyższą cenę. Jest spokojny, ponieważ w kwestii własnej moralności był w porządku co dla niego jest najważniejsze. Joseph Grand jest także postacią ukierunkowaną. W natłoku obowiązków znajduje czas i siłę by pomagać. Jest biedny, słaby i dobroduszny wydaje się być człowiekiem, który sam potrzebuje pomocy, zapada na Dżumę lecz wychodzi z niej, zostaje oszczędzony, bo na to zasługuje. Z dość wyraźną przemianą postępowania mamy do czynienia w przypadku Raymonda Ramberta i Ojca Paneloux. Pierwszy z nich jest z początku osoba egoistyczną, szukającą jednostkowego szczęścia, bojącą się poświecić dla drugiego człowieka. Jednak w toku wydarzeń natchniony postępowaniem innych zmienia swój dotychczasowy pogląd na życie, przestaje go cieszyć samotne szczęśnie. W obliczu zagrożenia dostrzega głębsze wartości życia. Ojciec Paneloux to przykład osoby, która w obliczu zagrożenia przeżywa przemianą duchową, religijną. Z początku traktując Dżumę jak karę, którą Bóg zesłał nie tyle na niego wzorowego księdza lecz na tych licznych grzeszników oddających się w jego opinii błahym przyjemnością, zatrącających wiarę. Jednak z czasem, gdy choroba dotyka z zasady niewinnego dziecka odkrywa siebie na nowo, wie że nie był idealny, że się pomylił. Utożsamiając się ze wszystkimi cierpiącymi tym razem głosi słowo nadziei. Dość nie typową postawę wobec zagrożenia reprezentuje Cottard. W sytuacji gdy inni cierpią, boją się o siebie i własne rodziny, przeżywają kryzysy wiary, czy pod wpływem przeżyć zmieniają swoje postępowanie na lepsze, on wręcz rozkwita podczas Epidemii, jest szczęśliwy, że nadeszła, utożsamia się ze społeczeństwem gdyż wie, że jego wodność i życie jest tak samo zagrożone. Prowadzi bogate życie towarzyskie, dopiero teraz żyje normalnie, nie przejmując się losem innych. Gdy panowanie Dżumy dobiega końca znów jest wyobcowany nie podziela ogólnego szczęścia znów jest osaczonym człowiekiem samotnego serca. Właśnie w obliczu tak wielkiego zagrożenia, człowiek może dowiedzieć się jakie tak naprawdę wyznaje wartości, co jest dla niego najważniejsze, czy jest w stanie oprócz własnego szczęścia zobaczyć drugiego człowieka. Ci wszyscy ludzie opisani przez kronikarza w „Dżumie” są tylko przykładem ludzkich zachowań w sytuacji wymagającej ważnych decyzji lub po prostu zaglądnięcia w głąb własnej duszy. Nie można się jednak oprzeć wrażeniu, że mimo wszystko więcej jest tych, którzy wiedzą czego oczekują od siebie i życi,a potrafią dać z siebie nawet ponad to co posiadają, albo przynajmniej umieją to z biegiem czasu dostrzec i zmienić swoje postępowanie na lepsze. Z całą stanowczością mogę zgodzić się z końcową refleksją doktora Rieux, że w ludziach mimo wszystko więcej rzeczy zasługuje na podziw niż na pogardę.