Spotkanie z Mią
Właśnie skończyłam czytać ósmą część z serii ,,Pamiętnik księżniczki” Meg Cabot. Jeszcze dziś mogłam oddać książkę do biblioteki. A więc o 1600 wyszłam z domu.
W wypożyczalni nie było nikogo. Tylko w kafejce siedział jakiś chłopak. Oddałam książkę i poszłam odłożyć ja na półkę. Szukałam 9 części „Pamiętnika”. Jest! Otworzyłam książkę na pierwszej stronie…
- Gdzie…ja…jestem? – byłam zdziwiona
- Przepraszam – zapytałam jednego przechodnia – gdzie jesteśmy?
- Hahaha, nie żartuj sobie ze starego człowieka, przecież wiesz, że jesteśmy w GENOWII! Jaka teraz młodzież…
Nie! To musiał być sen. Właściwie szkoda,, bo kiedyś chciałam odwiedzić nieistniejące księstwo Mii.
- Dobra, budzimy się! – uszczypnięcie bolało. O matko! Byłam naprawdę w Genowii!!! A gdzie biblioteka?!~
Szłam ulicą miasta, a właściwie państwa, które liczyło około 50000 mieszkańców. W oddali widziałam pałac. To tam mieszkała księżniczka Amelia Migonette Grimaldi Thermopolis Renaldo. W książce opisane było wnętrze pałacu, ale nie było ani sowa o tym, że z zewnątrz jest taki piękny.
Po godzinie spaceru i oglądania wystaw sklepów, dotarłam do bram pałacowych. Właściwie Genowię wyobrażałam sobie jak XVII w. Polskę. Okazało się, że jednak jest to ucywilizowane państwo. Byłam przed murami „zamku”. Wokoło kręciło się mnóstwo ludzi z aparatami. Usłyszałam angielskie słowa „It’s princess Mia!” co znaczy „To księżniczka Mia!”. Ja też ją zobaczyłam. Szesnastolatka w długiej sukni, blondynka, kroczyła po czerwonym dywanie. Zatrzymywała się przy każdym, kto chciał mieć jej autograf. Miałam przy sobie notesik i długopis. Napisałam na karteczce, z jestem z innego wymiaru. Bo tak było. Ja, dwunastolatka ze Skarszewa, zwykłej miejscowości znalazłam się w świecie mojej ulubionej bohaterki książkowej w nieistniejącym państwie.
Mia złożyła mi podpis na kartce. A właściwie napisała, żebym poszła potem pod bramę „zamku”. Pojawiłam się tam zaraz po audiencji. Księżniczka nakazała mnie wpuścić. Dziwnie się czułam idąc ścieżkami opisanymi w powieści. W ogrodzie siedziała Mia ze swoim ochroniarzem Larsem.
- Cześć! To ty jesteś tą przybyszką? – powiedziała i uśmiechnęła się.
- Tak. Cześć. Właściwie to bardzo trudne do wyjaśnienia.
- Zapewne… Jak się tu dostałaś? Jak mas na imię? Skąd jesteś? – te pytania Mia zadawała z łatwością.
- No cóż, jestem z Polski, mam na imię Marta i przeszła tu… przez książkę. – byłam zakłopotana i nadal niesamowicie zdziwiona.
- Aha. Wiesz, mi się takie rzeczy zdarzają, jestem pechowcem…
- Nie prawda. – zaprzeczyłam – Przecież… Wiesz, co robisz najlepiej. Piszesz pamiętnik. I osiągnęłaś szczyt jungowskiego drzewa samorealizacji. – to wszystko wyczytałam w książkach.
Mia siedziała i, najprawdopodobniej, nie wiedziała co powiedzieć.
- No bo wiesz, to bardzo zagmatwane. Czytałam książki o tobie. W dziewięciu częściach jest wszystko. Znam każdy twój dzień.
- Haha, dobra Lilly, powiem, że udało ci się mnie nabrać. Jednak wyglądasz trochę dziwnie. Jesteś niższa…
- Mia, ja mówię prawdę. Znam cię z książek. Lilly też. Twoim chłopakiem jest jej brat, Michael.- sama zaczęłam wątpić, czy to wszystko dzieje się naprawdę.
- OK. Słyszałam, że niemożliwe jest możliwe. Wejdź do pałacu. Wiesz na kogo uważać i jak się zachowywać? – te pytania były absurdalne.
- Oczywiście. Uważać trzeba na wścibską Grandmėre i nie wkurzać jej. Wycierać buty przed wejściem…
- Dobra, dobra, wchodź. Ile właściwie masz lat?
- Hmm… Dwanaście.
- Aha…
Jak na razie wszystko przebiegało niesamowicie. Pałac – wypisz wymaluj jak w książce. Kiedy Amelia przebrała się w normalniejsze ubrania, poszłyśmy zwiedzić wszystkie pokoje. Rozmawiałyśmy. Mia chyba już łapała o co chodzi. Nagle coś mnie ukuło. Byłam głodna. W końcu już trzy godziny nic nie jadłam i nie piłam. Powiedziałam o tym księżniczce. Stwierdziła, że obiad powinien być za piętnaście minut. Dobrze się składa.
Wybiła piętnasta. No właśnie, tutaj był inny czas niż u nas. Poszłam z Mią do jadalni.
Widziałam, ze przy stole siedzieli już Grandmėre i książę Philippe, tata Amelii. Tak jak w książce napisano, był łysy. Babcia księżniczki zaczęła mnie wypytywać o różne rzeczy. Na szczęście wiedziałam, jak zachowywać się w stosunku do niej. Widziałam, że Mia poprosiła swojego ojca o rozmowę. Jednakże książę stwierdził, że to normalne, jak człowiek przenosi się do innego wymiaru. Mia powiedziała mi potem, że jej tata miał spotkanie z przedstawicielami Hodowców Oliwek. A oni mogą zdenerwować człowieka.
Wypytywałam Amelię o jej życie, a ona o moje. Przypomniałam jej o Michaelu. Postanowiła do niego zadzwonić. On przecież potrafi wszystko logicznie wytłumaczyć. I owszem, stwierdził, że jest możliwe przeniesienie się do innego świata. Rozmawiałam z nim jak z dobrym znajomym, choć był ode mnie starszy o sześć lat.
- Cześć! – zaczęłam rozmowę.
- Hej! Mia mówiła, że przeniosłaś się do Genowii przez książkę.
- No… tak.
- A było coś szczególnego w tej książce?
- Nnnno nie, chyba nie…
Najpierw zaczął zamęczać mnie pytaniami, potem wszystko wyjaśniał, obliczał. A ja i tak nic nie rozumiałam. Wyjaśnił, jak mogę dostać się spowrotem do Skarszewa. To było proste. Musiałam pójść w to samo miejsce, gdzie „wylądowałam”, otworzyć książkę i wrócić do siebie.
Po rozmowie z Michaelem usiadłyśmy z Mią w jej pokoju. Wspominałyśmy jej życie, które znałam z kart książek.
- Pamiętasz Chłopaka Który Nie Cierpi Jak Dodają Kukurydzy Do Chili?. Uświadomiłam sobie, że moja przyjaciółka nie zna jeszcze nazwiska swojego kolegi.
- No… tak… Pamiętam.
Nie wiedziałam, czy zdradzić, że będzie miała brata, jej przyjaciółka Lilly okaże się jej wrogiem, a jej obecny wróg Lana będzie jej kumpelką. Jednak nie zdradziłam sekretów jej przyszłości. Niech żyje beztrosko aż do siódmej części.
Na zegarze wybiła osiemnasta. Było bardzo późno. Wiedziałam, że mama, tata i cała rodzina szukają mnie po nocy. Postanowiłam pożegnać się ze wszystkimi przyjaciółmi. Nadal uważałam tę przygodę za niewiarygodną.
Wyszłam więc z pałacu i poszłam razem z Amelią nad przystań. To tam właśnie trafiłam „wchodząc przez książkę”. Pożegnanie było długie. Nie chciałam wracać do domu ale bardzo tęskniłam za rodziną. Po chwili znikałam z Genowii.
Biblioteka. Zegar wskazuje szesnastą dziesięć. A więc czas tutaj nie płynął. Książka leży w moich dłoniach otwarta na pierwszej stronie. To działo się naprawdę, czy tylko w mojej wyobraźni? Westchnęłam głośno i zamknęłam książkę. Na okładce stała Mia ze swoim kotem Grubym Louie, który łasił się do swojej właścicielki. Ta zaś popatrzyła mi głęboko w oczy i mrugnęła. Przetarłam oczy i dalej przyglądałam się koleżance z okładki.
Wybrałaś już coś dla siebie? – dotarł do mnie głos bibliotekarki.
Poprosiłam o „Pamiętnik Księżniczki 9” i pospiesznie wróciłam do domu. Kiedy w przedpokoju zdejmowałam bluzę z kieszeni wypadł mi mój notesik. W środku znalazłam pięknie wykaligrafowany podpis Mii…
za to dostałam 6 ^^