Zdarza się też, że ktoś popełnia zbrodnię, bo wydaje mu się, że sam może,jako wybitna jednostka, stanowić prawa i wymierzyć sprawiedliwość. Tak jest np. w przypadku bohatera Zbrodni i kary Fiodora Dostojewskiego. Raskolnikow sądzi, że może sam wydać i wykonać wyrok na starej lichwiarce– pieniądze zabrane starej umożliwiłyby bowiem przetrwanie rodzinie Rodiona, a także niesienie pomocy innym cierpiącym. Rodion samodzielnie, także opierając się na sądach innych, ocenia lichwiarkę jako jednostkę bezwartościową, obrzydliwą moralnie, którą można zgładzić (rozdeptać jak robaka). Jednakże strach po dokonaniu zbrodni graniczący z szaleństwem, nieracjonalne działania wcale nie poprawiają bytu rodziny Rodiona ani samopoczucia jego samego, bohater żyje już tylko zbrodnią, popełnioną, jak się okazuje, w sposób bezinteresowny. W końcu, po długich rozmowach z Sonią, wyznaje swą winę, dumnie stwierdzając: „przecież zabiłem tylko (...) bezużyteczną plugawą wesz”. Potem jednak dochodzi do wniosku, że nie miał prawa wydawać wyroku na lichwiarkę w imieniu ogółu ani łamać uniwersalnych praw moralności chrześcijańskiej. Zabójstwo pozostaje zabójstwem. Rodion zgłasza się na policję i wyznaje swą winę, zostaje skazany na osiem lat katorgi, na którą udaje się wraz z Sonią. Tam przechodzi straszną chorobę i... głęboką duchową przemianę, nawraca się, zaczyna uznawać prawa chrześcijańskie za obowiązujące wszystkich, uczy się pokory...