Trzydziestoletni Baruch, który przez całe dzieciństwo i młodość żył w cieniu wspaniałego dziadka, jest dziś zamożnym człowiekiem, właścicielem ziemi, na której znajduje się cmentarz. Opowiada o losach dziadka Mirkina, który wraz z dwoma przyjaciółmi przybył z Rosji do Palestyny, by budować nową społeczność.
To historia o mężczyznach harujących w pocie czoła, uczących się ziemi od nowa, z nadludzkim wysiłkiem osuszających i przekształcających bagno w ziemię uprawną i miejsce do życia. To epos o rolnikach i postaciach niezwykłych – każdy z nich to ekscentryk, owiany legendą jeszcze za życia. To opowieści, które na długo zapadają w pamięć: o uroczystości obrzezania Abrahama, pierwszego dziecka urodzonego na ziemi obiecanej, o krwiożerczej hienie i zdziczałym perskim kocie imieniem Bułhakow, o założeniu cmentarza, który „wzbudza zawiść we wszystkich oprócz tych, którzy byli na nim pogrzebani”.
To także opowieść o tym, że dziadka Mirkina – choć poślubił piękną i odważną pionierkę Fejge Lewin – do końca życia prześladowało wspomnienie kobiety, którą zostawił w Rosji.
Trudno uwierzyć, że ta historia zaczęła się tak niedawno, w latach dwudziestych XX wieku. Nie ma już takich miejsc i nie ma już takich ludzi.
Rosyjski romans to jedna wielka opowieść. Albo nie: setka opowieści. Jedna w drugiej. W dodatku snuje je zdolny gawędziarz, który doskonale zna się na rzeczy. Wie, jak zaciekawić, jak stworzyć klimat.
Kochajmy książki
Piszę powieść w formie obrazów, scen i w pewnym momencie wymyślam tytuły tych scen. Zapisuję te tytuły na malutkich karteczkach, czasami jest ich ponad trzysta. Potem rozkładam karteczki na podłodze, zdejmuję buty i chodzę wśród nich. Muszę spojrzeć na wszystko z góry. Chodzę po pokoju z kijem, którym przesuwam karteczki na właściwe miejsca. Czasami trwa to kilka dni, czasami tydzień… W pewnym momencie, gdy czuję, że wszystkie karteczki są już na swoich miejscach, zbieram je i według takiej kolejności układam całość.
Meir Shalev