Czyściutkie kopytka, błyszcząca sierść i… absolutnie odlotowa grzywa. Oto Niunio, jeden z mieszkańców "Stajni pod tęczą". Jego tęczowa grzywa i ogon to czary czy żart? Może po trochu – i jedno, i drugie…
W "Stajni pod tęczą" mieszkańcy raczej się nie nudzą. I, uwierzcie, nie mieszkają tam wyłącznie konie. Spotkacie tam psy, koty, myszy, jeże i żabki. Ale najważniejsze są oczywiście konie…
Niunio, główny bohater książki, pewnego poranka na swojej głowie i ogonie odkryje roztańczone, tęczowe loki. Skąd się wzięły? I jak tu, będąc aż tak zmienionym, starać się o względy arabskiej księżniczki, czyli klaczy o słodkim imieniu Lukrecja?
Czy przyjaciele – pies Pepe, ciotka – klacz Rodezja i gospodyni Stajni – pani Kasia z wnuczką Janeczką pomogą mu w rozwiązaniu zagadki? Jak skończy się romantyczny spacer Niunia i Lukrecji na Fiołkową Polanę?
Śledząc przygody sympatycznej gromadki mieszkańców Stajni, poznacie zasady opieki nad końmi i wiele sekretów z nimi związanych. Zdradzi je Katarzyna Dowbor, która od lat zna je dobrze, a kilkoma sama się opiekuje. Nie bez powodu jest nie tylko współautorką, ale też bohaterką "Stajni pod tęczą"…
Śledząc filmy z jej udziałem, nakręcone w prawdziwej stajni i wykonując ciekawe zadania można zdobyć odznakę "Opiekuna koni". Czy wiecie na przykład, po co koniom podkowy? I jak należy czyścić im kopyta?
Czytelnicy odnajdą w książce kody, które przepisane przy użyciu smartfona lub komputera na specjalnej stronie www.stajniapodtecza.pl pozwolą im obejrzeć filmy przygotowane specjalnie dla nich przez Katarzynę Dowbor.
Zachęcamy do lektury kolejnych tomów "Stajni pod tęczą": "Maść na maść" i "Wojna na miny".
Terier zazwyczaj wałęsał się po stajni. A jeśli go tu nie było, to niemal na pewno był w trakcie łowów, czyli wylizywał miskę w kuchni pani Kasi. Pani Kasia mieszkała w drewnianym domu parę kroków od nas. Opiekowała się Pepkiem. I nami wszystkimi – mieszkańcami "Stajni pod tęczą".
To pani Kasia wymyśliła tę nazwę. Kiedy pierwszy raz przyjechała w to miejsce pod lasem, przywitała ją tęcza, która jakby rosła na łące. Od razu zdecydowała, że wybuduje tu dom. A dla nas stajnię. "Stajnię pod tęczą". Taki właśnie szyld z literami w kolorach tęczy powiesiła nad wejściem.
W stajni było nas niemało. Wuj Celofan prawie wcale się nie odzywał, ale jak już coś powiedział, to zwykle cała stajnia rżała rozbawiona. Ciotka Rodezja nawijała za to jak najęta, na dodatek zwykle rżała od rzeczy, czyli bez sensu, a czasami – jak nie było nikogo, kto chciałby jej słuchać – mówiła nawet do rzeczy, na przykład do wiadra z wodą. Moja mama Grandeza zajmowała boks tuż obok niej i nieraz miała tej paplaniny powyżej uszu. Lubiła jednak ciotkę i nie śmiała jej zwrócić uwagi.